Chodzi o tzw. naturalną metodę planowania rodziny (NPR, por. historię w skrócie).
Papież Pius XI w encyklice Casti connubii z 1930 r. podkreślił, że istotą małżeństwa jest zjednoczenie dusz, a nie zaspokojenie popędu, a pierwszym jego dobrem jest potomstwo. Tym samym uwypuklił osobowy wymiar małżeństwa, który jest istotny i nadrzędny.
To są oczywiście sprawy bardzo delikatne i indywidualne. Problem ma dość wyraźny korzeń: mentalność, że celem małżeństwa jest zaspokojenie popędu. A jest dokładnie odwrotnie: małżonkowie powinni pomagać sobie nawzajem w rozwoju człowieczeństwa, które oznacza także opanowanie zmysłowości, a to przez wstrzemięźliwość okresową. Ona służy wzajemnemu szacunkowi i tym samym więzi osobowej. Jeszcze raz: branie pod uwagę naturalnego rytmu ciała kobiety nie jest grzechem, lecz grzechem jest takie "planowanie rodziny", które koncentruje się na zaspokojeniu popędu. Innymi słowy: bliskość osobową i miłość bardziej wyraża i kształtuje wstrzemięźliwość okresowa niż używanie okresowe. Sprawa wymaga oczywiście więcej dyscypliny u męża i to jest właśnie cnota męska. Im bardziej mąż ją posiądzie z szacunku dla małżonki i jej ciała, tym bardziej zasługuje na jej szacunek i miłość. Równocześnie niezbędne jest także panowanie małżonki nad swoim stanem emocjonalno-fizycznym. Postawa męża powinna być pomocą, podobnie jak rytm biologiczny ciała żony powinien być pomocą dla niego w opanowaniu pożądliwości.
Nie są to sprawy łatwe z prostą receptą ogólną, gdyż dotyczą dwojga niepowtarzalnych osób. Ale są możliwe do uporządkowania. A porządkowanie należy zacząć w głowie. Natomiast propagowanie NPR jako rzekomo "katolickiej" antykoncepcji de facto z reguły nie służy temu porządkowaniu, a wręcz przeciwnie.