Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

"Teologia ewolucyjna" czyli apostazja w natarciu




X. Wojciech Grygiel ostatnio zwrócił na siebie uwagę wypowiedzią, która jest widocznie próbą rozwinięcia i ugruntowania jego poprzednich wystąpień w temacie stosunku między „nauką“ a teologią. Podejmuje przy tym pomysł swojego mistrza x. Michała Heller’a, formułując własne poglądy wokół idei tzw. teologii ewolucyjnej. Tytuł wystąpienia jest prowokacyjny i wskazuje na próbę obrony przed zarzutem herezji, który dane mi było niestety już wielokrotnie formułować, jak można się zapoznać we wcześniejszych wpisach:

https://teologkatolicki.blogspot.com/2018/07/udawany-katolicyzm-czyli-czy-fideizm.html

https://teologkatolicki.blogspot.com/2018/11/teologia-zabakana-czyli-czy-diabel-nie.html

https://teologkatolicki.blogspot.com/2018/11/czy-liturgia-tradycyjna-jest-mao.html

Podobnie jak w poprzednich znanych mi wystąpieniach, x. Grygiel popełnia szereg elementarnych błędów, przekręceń i zakłamań, stawiających pod znakiem zapytania przynajmniej jego wiedzę filozoficzną i teologiczną. Oto najważniejsze:

1.
Utożsamianie nauki z naukami przyrodniczymi. Nasuwa się więc pytanie, czy x. Grygiel zapoznał się choćby z podstawowymi podręcznikami w temacie teorii nauk, czy może je po prostu ignoruje. A może uważa, iż wystarczy powielać i sugestywnie przedstawiać pomysły swego mistrza w zamian za zapewnienie kariery akademickiej (aczkolwiek nie może to być kariera naukowa we właściwym sensie, lecz jedynie zabieganie o stanowisko i popularność). Choćby elementarna wiedza z historii filozofii na poziomie podstawowym powinna właściwie chronić przed tego typu prymitywnym scjentyzmem (empirycyzmem). Wystarczy zapoznać się chociażby z hasłem "nauka" w dowolnej encyklopedii czy podręczniku. Nawet pod hasłem "science", zwykle zawężającym pojęcie nauki do przyrodnictwa, można się zapoznać ze znacznie szerszym pojęciem nauki niż to stosowane przez x. Grygiela (tak np. tutaj). 

Odnośnie różnorodności w dziedzinie teorii już nawet samych nauk przyrodniczych, można się dowiedzieć chociażby w jednym z najpopularniejszych źródeł w tym temacie, mianowicie w książce australijskiego filozofa nauki, która doczekała się kilku wydań (aktualizowanych) oraz tłumaczeń na kilkanaście języków:


https://en.wikipedia.org/wiki/What_Is_This_Thing_Called_Science%3F

Innymi słowy: zawężenie pojęcia nauki do przyrodnictwa może być wyrazem osobistych przekonań i ostatecznie irracjonalnych założeń, ale nie może być przejawem uczciwości intelektualnej kogoś znającego historię nauki, zwłaszcza u kogoś, kto zajmuje się akademicko filozofią.

2.
Utożsamianie "nauki" (= nauk przyrodniczych) z ewolucjonizmem. Jest to następny moment czy to elementarnej niewiedzy czy oszukiwania odbiorców (czy może jednego i drugiego). Dotyczy to już nawet stanu nauk przyrodniczych, gdzie teoria ewolucji ma status najwyżej hipotezy interpretującej pewne dane paleontologiczne, jednak nadal bardzo oddalonej od prezentowania zupełnego i niesprzecznego naukowego wyjaśnienia powstania gatunków (więcej o tym poniżej w punkcie 13. wraz z odnośnikami). Widocznie x. Grygiel wykazuje zupełnie bezkrytyczne podejście zarówno do teorii ewolucji jak też do ewolucjonizmu. Nie jest istotne, czy czyni to z braku wiedzy czy z braku samodzielnego myślenia, gdyż jedno i drugie jest haniebne dla kogoś parającego się nauką i nauczaniem akademickim.

3.
Negowanie - pośrednie, ale wyraźne - naukowości teologii. Wiąże się to oczywiście ze wspomnianym scjentystycznym (empirystycznym) redukcjonizmem. Zauważyć należy, że konsekwentnie x. Grygiel powinien zanegować także naukowość filozofii i tym samym zasadność akademickiego uprawiania dziedziny, którą się zajmuje i reprezentuje na uczelni.

4.
Twierdzenie, jakoby „teologia ewolucyjna“ zaczęła się w latach 50-ych XX wieku. Fałszywości tego mniemania nie może zmienić powoływanie się na takich przedstawicieli jak E. Schillebeeckx i K. Rahner.  Wystarczy znać choćby pobieżnie historię teologii, by wiedzieć, że temat i problem tzw. rozwoju dogmatów był burzliwie dyskutowany już w XIX w. w związku z heglizującą tzw. Szkołą w Tübingen. Reakcją Kościoła były dokumenty zwłaszcza bł. Piusa IX i św. Piusa X potępiające modernizm, do którego stałego repertuaru należało właśnie podważanie trwałej prawdziwości Objawienia Bożego poświadczonego w Tradycji Kościoła i Piśmie św. Ze strony teologów ważnym głosem był chociażby kard. John Henry Newman ze swoją koncepcją „organiczności“ rozwoju.



Modernistyczno-heretycka koncepcja została sformułowana w sprytniejszy sposób przez masona Maurice’a Blondel’a (zm. 1949), na którym oparł się nurt tzw. nowej teologii, potępiony przez papieża Piusa XII w encyklice Humani generis. Papież mówi dość wyraźnie:



Już wtedy także wnikliwe analizy teologiczne, jak słynna książka holenderskiego dominikanina, wykazały główne cechy tego nurtu:
- irracjonalizm i intuicjonizm, czyli właściwie subjektywistyczny agnostycyzm,
- konfuzjonizm czyli brak uporządkowanej i jasnej prezentacji poglądów i argumentów
- ewolucjonizm.

Do tego nurtu należą wyexponowani przez x. Grygiela: niemiecki jezuita Karl Rahner i belgijski dominikanin Edward Schillebeeckx.




















Z całą pewnością nie są oni ani protoplastami, ani pomysłodawcami „ewolucji dogmatów". Ich "zasługą" jest jedynie podważanie trwałości i niezmiennej prawdziwości nauczania Kościoła, także rozumianego jako nieomylne. Czynili to w sposób podstępny i pokrętny. Jednak z całą pewnością nie reprezentowali tak prymitywnej i absurdalnej koncepcji, jaką podaje x. Grygiel.

Nie ma też ona nic wspólnego z nauczaniem Soboru Watykańskiego II. W Konstytucji dogmatycznej Dei Verbum jest dość wyraźnie powiedziane, że rozwój dotyczy wyłącznie rozumienia i wprowadzania w życie nauczania Apostołów, czyli Bożego Objawienia poświadczonego w Piśmie św. i Tradycji:


Nie ma to więc nic wspólnego z wprowadzaniem do teologii koncepcyj i pojęć obcych czy wręcz sprzecznych z prawdą Bożego Objawienia, nawet jeśli ubierają się w rzekomą naukowość czy nowoczesność.

5.
X. Grygiel relacjonuje poglądy tych teologów:

  
Niestety popełnia przy tym następne oszustwa:

- Jako zasługę Schillebeeckx'a podaje twierdzenie, że „nie ma nuda vox Dei“ ("nie ma gołego głosu Boga"), podczas gdy co do tego zgodni są i zawsze byli wszyscy teologowie katoliccy. Natomiast problem polega na prawdziwości i niezmienności Bożego Objawienia.

- Twierdząc, że „pojęcia religijne nacechowane są symbolicznością i metaforyką“, nie podaje źródła. Tym samym należy to potraktować jako własną tezę x. Grygiela. Nie są mi znane wypowiedzi rzeczonych dwóch teologów, z których mogłoby pochodzić to twierdzenie. Otóż każdy teolog katolicki o choćby podstawowym wykształceniu wie, że czym innym jest symbol, czym innym metafora, a jeszcze czym innym jest analogia. Sam K. Rahner w swoim ostatnim publicznym wystąpieniu wyraźnie mówił o tym, że teologia jest poznaniem analogicznym:

https://www.youtube.com/watch?v=Vthweqb97I4

Zresztą wie o tym każdy, kto zna choćby podstawy teologii katolickiej. A jest to zupełnie coś innego niż poznanie przez symbole czy metafory. Skąd więc x. Grygiel bierze swoje twierdzenie? Trudno powiedzieć. Na pewno nie ze źródeł teologii katolickiej.

- Przypisanie K. Rahner’owi koncepcji dogmatu jako „amalgamatu“ jest także oszustwem. Po pierwsze Rahner nie używa tego wyrażenia dla określenia dogmatu, po drugie nie odpowiada to jego koncepcji. W źródłach podanych w oficjalnej bibliografii nie ma śladu takiego poglądu:


W ujęciu K. Rahner’a Boże Objawienie jest „wydarzeniem komunikatywnym“, które zawiera także odpowiedź człowieka na słowo Boże, a ta odpowiedź należy do jego istoty. Tak więc rozwój dogmatów polega na rozwoju samego Objawienia, które się stale wydarza w przepowiadaniu słowa i odpowiedzi na nie przez wiarę. Jest to więc coś zupełnie coś innego niż amalgamat elementów zmiennych i niezmiennych.

6.
Kontextualności dogmatów - właściwie pojętej - ani konieczności hermeneutyki nie negował ani nie neguje żaden teolog katolicki. Ten temat po prostu nie ma nic wspólnego z ewolucją dogmatów, lecz należy od zawsze do podstaw warsztatu teologicznego, zwłaszcza w dogmatyce katolickiej. Innymi słowy: każdy teolog katolicki rozumie dogmaty w kontekście herezyj, do których się odnoszą. Po prostu nie ma innej możliwości. Prezentowanie tego jako odkrywczego wynalazku Rahner'a i Schillebeeckx'a jest po prostu albo przejawem ignorancji albo zwykłym oszustwem.

7.
Podanie opisu stworzenia (z Księgi Rodzaju) jako przykładu metafory stosowanej w dogmatach świadczy o zupełnym niezrozumieniu i pomieszaniu pojęć, nawet jeśli należy rozumieć metaforę jako rodzaj analogii (czyli zestawienia na zasadzie podobieństwa). Po pierwsze, zarówno w samym Piśmie św. jak też w jego interpretacjach na przestrzeni wieków zupełnie nic nie wskazuje na to, by chronologia stworzenia - jako dzieło sześciodniowe - była kiedykolwiek rozumiana jako element światopoglądu. Po drugie, właściwą treścią dogmatyczną jest akt stworzenia, czyli pochodzenie od Boga. Tutaj x. Grygiel powinien się określić, czy tę treść uważa za zmienną, przejściową metaforę, czy nie. Niestety tego określenia brakuje, mimo że jest to istotne w kontekście mówienia o ewolucji, gdyż pojęcie to jest zaczerpnięte z przyrodnictwa (bardzo szeroko rozumianego), gdzie stanowi przeciwieństwo stworzenia. 

8.
Następna folia postępuje w sposób typowy dla x. Grygiela. Cytat wyrwany z kontextu całości koncepcji Rahner'a wykorzystany zostaje w sposób fałszywy i dla tez fałszywych, za to powtarzanych maniakalnie:


Powiedzieć tutaj trzeba:
- Pochodzenie słów od Rahner'a nie pomniejsza ich fałszywości.
- X. Grygiel fałszywie przypisuje swoją własną definicję "ewolucji dogmatu" ogólnemu nazewnictwu. Takiej definicji nie ma zresztą także ani u Newman'a ani u Rahner'a.
- Istotne jest tutaj powtórzenie zasadniczej tezy x. Grygiela (a właściwie jego mistrza x. Heller'a) bez choćby próby uzasadnienia, co jest niegodne jakiejkolwiek poważnej wypowiedzi szanującej odbiorców. Nazwanie objawionych prawd wiary "twierdzeniami teologicznymi" świadczy o zupełnym braku kompetencji przynajmniej w teologii katolickiej. Zaś skoro "elementy zmienne" x. Grygiel łączy z wielością stanowisk filozoficznych, to wynika z tego, iż wyznaje relatywizm poznawczy, który jest właściwie agnostycyzmem, czyli, mówiąc wprost, typową dla modernizmu i potępioną przez Kościół fundamentalną herezją.

9.
Fałszywe jest twierdzenie, jakoby samo Pismo św. było wolne od filozofii i że dopiero w okresie pobiblijnym (patrystycznym) nastąpiło przeniknięcie myśli greckiej do teologii:


Jest to ewidentnie sprzeczne z prostymi historycznymi faktami. Wystarczy jeden przykład, kluczowy. Otóż Septuaginta, greckie tłumaczenie Starego Testamentu powstałe ok. półtora wieku przed Chrystusem, dla imienia Boga Jahwe objawionego Mojżeszowi (Księga Wyjścia) stosuje wybitnie metafizyczne pojęcie Ο ΩΝ czyli "istniejący". Ponadto fałszywe jest przypisywanie samym księgom biblijnym braku racjonalności. Już opis stworzenia w Księdze Rodzaju jest wybitnym przykładem racjonalnego zwalczania mitologii czyli wierzeń chociażby w boskość ciał niebieskich. Innymi słowy: x. Grygiel w interesie swoich fałszywych tez posługuje się niemniej fałszywymi, nienaukowymi zabobonami pochodzącymi najwyżej z ateistycznych pisemek pseudonaukowych.

Także w tym miejscu powraca ulubiony wątek, nazwany tym razem "zmianą pojęciowej bazy teologii". Nadal brakuje wyjaśnienia, czy chociażby sprecyzowania, o jakie pojęcia chodzi.

10.
Wreszcie x. Grygiel odkrywa karty, przytaczając słowa swojego mistrza:


Widzi tutaj poparcie dla swojej tezy, że "siatka pojęciowa współczesnej nauki" ma służyć "pogłębieniu reflexji teologicznej". Konieczne są tutaj uwagi krytyczne odnośnie tej wypowiedzi x. Hellera:
- Jest oczywiste, że fundamentem nauk przyrodniczych (i tym samym techniki) jest grecki realizm poznawczy, dokładniej arystotelesowski. O tyle x. Heller ma rację.
- Jednak x. Heller nie ma racji, jeśli ogranicza "myśl grecką" do arystotelizmu oraz gdy nie dostrzega (nie chce dostrzegać) wpływów czy wręcz ewidentnych nawiązań nowożytnych myślicieli do niearystotelowskich systemów filozoficznych, czy to platońskiego, czy materialistycznego, czy relatywistyczno-agnostycznego. Należą do nich także filozofujący przyrodnicy jak Einstein, Schrödinger, Heisenberg i wielu innych, aż po tzw. nowy ateizm jak R. Dawkins czy S. W. Hawking. Z całą pewnością nie są to przedstawiciele arystotelizmu, który dał podwaliny pod rozwój nauk przyrodniczych i który stanowi ich niezbędną podstawę.

11.
Pozornie mocniejszym argumentem są słowa Jana Pawła II z listu skierowanego do kierownika obserwatorium astronomicznego: 


Najpierw należy pamiętać, że tego typu dokument nie ma żadnej rangi magisterialnej, ponieważ nie jest skierowany do całego Kościoła. Ma wartość jedynie osobistych przemyśleń.
Po drugie, są to jedynie pytania, skierowane do naukowca. Należy je rozumieć zapewne jako pobudzenie do reflexji i wskazywanie na zagadnienia, które mogą i powinne być rozwijane, bez jakiegokolwiek przesądzania o wyniku. Owszem, można wyczytać pewne sugestie, jednak nic więcej. Tym samym nie jest to wypowiedź ani kategoryczna ani autorytatywna w znaczeniu Magisterium Kościoła. Tym samym przypisywanie przez x. Grygiela papieżowi zdania, że "teologię ewolucyjną warto i trzeba robić", jest bardzo przesadną i właściwie fałszywą interpretacją. Czym innym jest bowiem "perspektywa ewolucyjna" nauk przyrodniczych, a czym innym "teologia ewolucyjna", której fundamentalnym założeniem jest zmienność prawd wiary.

12.
Według x. Grygiela "obrazy świata" są wymienialne, o ile są "lepiej motywowane osiągnięciami nauk". Jest to szczególnie ciekawy moment w zestawieniu z powyższym podejrzeniem o relatywizm. Otóż x. Grygiel na poważnie rozpatruje "obraz świata" jako czynnik określający dogmaty czyli nieomylne prawdy wiary:


Jako ilustrację przytacza antyczno-arystotelesowski schemat budowy wszechświata, widocznie na poważnie twierdząc, jakoby on był istotny dla dogmatów wiary. Miało się to odbyć przez "zasymilowanie przez scholastykę" w XIII w., tym samym też przez św. Tomasza. W końcu pada decydujące zdanie, że "wiele z tych elementów my kontynuujemy w naszym myśleniu religijnym do dziś". Jako przykład x. Grygiel podaje Wniebowstąpienie, które "ma doskonały sens" w owym archaicznym obrazie świata. Następnie twierdzi, że według Arystotelesa "świat jest odbiciem boskich idei".



No cóż. To zdanie świadczy o tym, że x. Grygiel nie zna myśli Stagiryty nawet na poziomie szkoły średniej, względnie pomylił go z idealizmem Platonowym. Arystoteles (Metaphysica) zaznacza bowiem dobitnie, że mówienie o ideach jako wzorach rzeczy, które mają jedynie udział w ideach, jest bełkotem i najwyżej poetycką metaforą:


Czyż po kimś wykazującym tak elementarną ignorację w historii filozofii można się spodziewać godnych uwagi przemyśleń?

Jest dość czytelne, że celem uderzenia x. Grygiela jest teologia św. Tomasza. Zakamuflowany atak chce ugodzić niby w pogański i przejściowy historycznie arystotelizm, ale zrelatywizowane i podważone mają być rozumowe podstawy nie tylko teologii tomistycznej, lecz nauczania Kościoła oraz Bożego Objawienia poświadczonego w Piśmie św. Jest to zabieg perfidny, właściwie manipulacja polegająca na pomieszaniu spraw i zwykłych oszustwach, obliczonych na zupełną ignorancję odbiorców:
- Absurdalne jest pomieszanie poznania z analogii z platońską koncepcją partycypacji.
- Fałszywe i wręcz groteskowe jest interpretowanie cytowanych słów św. Tomasza w myśl owej koncepcji.
- Fałszywe i groteskowe jest także przypisywanie św. Tomaszowi czy chociażby nawet Arystotelesowi twierdzenia, że wszechświat nie podlega żadnej przemianie. Widocznie x. Grygiel nigdy się nie zetknął z dziełem Stagiryty "De generatione et corruptione".   

Fragment wskazuje kierunek uderzenia. Skoro x. Grygiel uważa rozróżnienie między bytem duchowym a materialnym za jedynie uwarunkowany historycznie i zastępowalny "obraz świata", to nasuwa się pytanie o alternatywę. Logiczną alternatywą jest tylko monizm, czy to panteistyczny (jak u Hegla), czy materialistyczny (jak u ucznia Heglowego - Marxa). Czyżby według x. Grygiela nie był to już uwarunkowany historycznie "obraz świata"?

13.
W tym momencie x. Grygiel dość trafnie streszcza teologię wysnutą z Objawienia biblijnego:


Problem polega jednak na tym, że ta teologia - określona fałszywie jako zbudowana na arystoteliźmie, nie na Objawieniu biblijnym - jest przedmiotem ataku x. Grygiela (a pierwotnie jego mistrza x. Heller'a).

Najpierw jest ukazanie "kontrastu z naukowym obrazem świata":


Jest to kolejny popis ignorancji w połączeniu z oszukiwaniem odbiorców. Bez choćby próby ukazania, w jaki sposób mechanika Newtona, matematyczny model układu dynamicznego czy przestrzeń fazowa (o której jest zresztą mowa zarówno w fizyce klasycznej jak też kwantowej) itd. są sprzeczne z arystotelizmem, tomizmem i tym samym z teologią katolicką. Podpowiem: takiej sprzeczności nie ma. O zupełnie prymitywnym zabiegu świadczy podciągnięcie teorii prawybuchu (zresztą autorstwa księdza katolickiego G. Lemaitre'a, który badał i nauczał w całkowitej zgodności z nauczaniem Kościoła) pod kosmologię relatywistyczną, którą należy kojarzyć z Einstein'em. Każdy trzeźwo myślący i znający choćby elementarnie historię filozofii wie, że relatywizm jest koncepcją filozoficzną, nie czysto przyrodniczą. Nie ma też wykazania związku teorii expansji wszechświata z ewolucjonizmem w znaczeniu biologicznym. Takiego koniecznego związku po prostu nie ma, przynajmniej na płaszczyźnie czysto przyrodniczej. W tle jest oczywiście kłamliwe sugerowanie czysto przyrodniczej naukowości ewolucjonizmu. Innymi słowy: jest to stek zafałszowań, ćwierćprawd i zwykłych bzdur.

Popisem ignorancji i zakłamania jest także powiązanie darwinizmu ze współczesną genetyką:



Ktokolwiek nieco się zagłębił w tę problematykę wie, że współczesna nauka fundamentalnie podważa darwinizm jako hipotezę powstawania gatunków, zarówno z punktu widzenia genetyki i epigenetyki, jak też biochemii:


Całość tutaj.

Podobnie jest z punktu widzenia mikrobiologii i biologii molekularnej: fakty naukowo opisane i sprawdzalne doświadczalnie przemawiają jednoznacznie przeciw ewolucjonizmowi, który jawi się przy tym raczej jako ideologia czy wręcz pseudoreligia o znamionach sekty. 


Zresztą zarzuty wobec darwinizmu nie są nowe, a są fundamentalne:


Całość tutaj.

Darwinizm zawiera podstawowe problemy, których nie jest w stanie rozwiązać. Można wskazać przykładowo przynajmniej na 10 podstawowych problemów teorii ewolucji, na których rozwiązanie w jej ramach nic nie wskazuje, mimo upływu dziesiątek lat oraz wielu nowych odkryć, także paleoontologicznych. 

14.
Rozwinięciem x. Grygielowej apoteozy darwinizmu jest opiewanie doboru naturalnego w stylu bożka pogańskiego, co zdradza chociażby sformułowanie, że "dobór naturalny robi". 


Nasuwa się znowu pytanie, czy prelegent zdaje sobie sprawę z tego, co mówi. Po pierwsze miesza ewolucję - czyli teorię, a właściwie hipotezę - z faktami. Służy to temu, by z góry zaprzeczyć celowości. Po drugie, absurdalnie mówi jednak o "projekcie" czyli celowym działaniu, a równocześnie nazywa go "dysfunkcjonalnym". Czy z rozmysłem miesza zupełnie różne sprawy? Czy tylko nie zastanowił się, co chce powiedzieć przez "dysfunkcyjność"? W każdym razie bezpodstawnie utożsamia inteligentność projektu z doskonałością, a niedoskonałość z dysfunkcją. W normalnym języku dysfunkcja oznacza zaburzenie normalnej funkcji, czyli odstępstwo od normalnego działania. Na jakiej podstawie x. Grygiel twierdzi, że niedoskonałość rzeczywistości stworzonej jest dysfunkcją czy odstąpieniem od funkcjonowania zaprojektowanego przez Stwórcę? Gdyby wysilił się na odrobinę reflexji, to powinien był dostrzec, że w tym punkcie teoria ewolucji obala samą siebie: skoro dobór naturalny sprawia przeżycie najbardziej dostosowanego, to właściwie nie ma miejsca na dysfunkcję. Tak więc istnienie dysfunkcji uderza raczej w ewolucjonizm niż w kreacjonizm.

W końcu wręcz szatańskim bluźnierstwem jest twierdzenie, że człowiek nie jest koroną stworzenia i że "zawiera ewidentne buble". Tak może powiedzieć jedynie ktoś, kto wprost neguje prawdę o człowieku podaną zarówno w Bożym Objawieniu ("na obraz i podobieństwo") jak też w poznaniu rozumowym. To jest po prostu nadzwyczaj skandaliczna wypowiedź, nawet w kontekście poprzednich skandalicznych wypowiedzi x. Grygiela.

15.
Kolejnym poważnym uderzeniem, jednym z nielicznych zresztą, jest cytat z konstytucji duszpasterskiej Vaticanum II:


Warto tutaj zacytować kontext tego akapitu, czyli rozdział wraz z jego oficjalnym tytułem: "O dogłębnie zmienionych uwarunkowaniach".


Jak widać, w kontekście chodzi o uwarunkowania kulturowe świata współczesnego, nie o postulowanie "teologii ewolucyjnej". Fragment mówi o przechodzeniu w mentalności współczesnej od "statycznego do bardziej dynamicznego i rozwojowego pojęcia porządku rzeczy". Nie ma to nic wspólnego ani z negacją czy odrzuceniem arystotelesowsko-tomistycznej filozofii, ani z postulowaniem czy zachętą do nowej filozofii i teologii. To jest wyłącznie dowolna interpretacja x. Grygiela, wykraczająca daleko poza literę i zamiar dokumentu.

16.
Na koniec x. Grygiel wskazuje na "teologów ewolucyjnych", na których opiera swoje wywody:


Nie wnikając w szczegóły - co w tym miejscu nie jest ani możliwe ani konieczne - należy zauważyć, że wymienionych przedstawicieli łączy zupełnie bezkrytyczne przejęcie ewolucjonizmu jako bezdyskusyjnego założenia. Protoplastą jest tutaj zabłąkany mentalnie i moralnie jezuita Pierre Teilhard de Chardin. O ile jego wręcz naiwne podejście do teorii ewolucji jest o tyle usprawiedliwione, że działał na początku i w pierwszej połowie XX wieku, gdy nie było jeszcze znanych obecnie twardych dowodów świadczących jednoznacznie przeciw darwinizmowi. Aczkolwiek każdy znający pisma choćby Darwina, który sam wskazał na niektóre słabości i bezpodstawności swoich tez, powinien dostrzec, że budowanie na czymś takim oznacza przynajmniej poważne ryzyko, o ile nie jest wręcz skazane na rozsypkę.

Pierre Teilhard de Chardin, którego poglądy już czysto metodologicznie ani nie wynikają z badań przyrodniczych, ani nie są zgodne z Bożym Objawieniem, najbliższy jest heglizmowi. Nie dziwi więc, że od przełożonych miał zakaz nauczania i publikowania, zaś opublikowane dopiero po śmierci pisma były zakazane w księgarniach katolickich i bibliotekach kościelnych. Warto odnośnie jego poglądów zapoznać się z wykładem prof. Marcina Karasa sprzed kilku lat, który je dość gruntownie demaskuje. Zresztą również pod względem moralnym nie wsławił się, gdyż przez dziesięciolecia otaczał się kilkoma przyjaciółkami i miał także kochankę, zamężną kobietę, z którą wymieniał listy miłosne (niektóre z nich zostały wydane w książce). Nawet modernistyczny, także heglistyczny teolog Hans Urs von Balthasar zdemaskował absurdalne, pseudoteologiczne opiewanie feminizmu przez Teilhard'a.

Podobnie ma się sprawa z jezuitą Karl'em Rahner'em. Zaczął swoją karierę naukową pisząc pracę doktorską o św. Tomaszu z Akwinu, usiłując go połączyć z kantyzmem i heglizmem. Praca została odrzucona przez profesora jako niesolidna i nienaukowa, po czym młody jezuita przestawił się jakby na dogmatykę. Jednak jego teologia ma znowu więcej wspólnego z heglizmem niż z teologią katolicką. Przed Soborem Watykańskim II Święte Oficjum prowadziło postępowanie dyscyplinarne przeciw niemu z powodu głoszonych tez, niestety nie ukończone i umorzone w związku z soborem i dzięki modernistycznym protektorom. On również przez dziesięciolecia spotykał się i intensywnie korespondował z kochanką, zamężną kobietą, pisarką Luise Rinser. Część listów pisanych do niego została po latach wydana przez nią w formie książki, której treść jest jednoznacznie erotyczna, co potwierdza wywiad z nią pod koniec życia (skrótowe uwagi można znaleźć tutaj). Listy Rahner'a do niej znajdują się w pilnie strzeżonym archiwum jezuitów.

Wspomniany przez x. Grygiela także w tym miejscu dominikanin Edward Schillebeeckx nie zasłynął wprawdzie tego typu skandalami obyczajowymi. W swoich poglądach odnosił się do źródeł Objawienia, czyli Pisma św. i Ojców Kościoła, interpretując je wbrew nauczaniu Kościoła. Wyraźnie był pod wpływem neomarxizmu tzw. Szkoły Frankfurckiej, co pasuje do wywrotowości poglądów, także w dziedzinie etyki sexualnej. W latach przed Vaticanum II Święte Oficjum prowadziło postępowanie także przeciw niemu, niestety umorzone podobnie jak w przypadku innych modernistów z nurtu "nowej teologii". Schillebeeckx był w stałym konflikcie z nauczaniem Kościoła także po soborze. Odgrzewając herezje XIX-wieku, podważał nawet historyczność Zmartwychwstania oraz katolickie rozumienie sakramentów, co oczywiście doprowadziło do reakcji Kongregacji Doktryny Wiary, niestety bez odpowiednich skutków dyscyplinarnych. Zwalczał także celibat duchownych oraz katolicką etykę sexualną.

John F. Haught pochodzi także ze szkoły Teilhard'a. Wsławił się szczególnie atakami na przedstawicieli "inteligentnego projektu" odnośnie powstania świata, czyli głównie chrześcijańskich uczonych wykazujących zgodność między odkryciami nauk przyrodniczych i Bożym Objawieniem poświadczonym w Piśmie św. Za swoje zasługi Haugh otrzymał Nagrodę "Przyjaciel Darwina", przyznawaną przez Narodowe Centrum dla Edukacji Przyrodniczej, forsujące nauczanie darwinizmu w szkołach, a finansowane głównie fundację, do której głównych celów należy wspieranie antykoncepcji i aborcji:



Mniej znany jest Denis Edwards, Australijczyk ze szkoły K. Rahner'a i wyznawca ewolucjonizmu, także ekumenizmu, czyli z tym samych odmętów myślowych.

Arthur R. Peacocke był anglikańskim duchownym, związanym ściśle ze skrajnie lewackimi organizacjami. Był m. in wiceprzewodniczącym "Unii Nowoczesnego Kościoła", promującej oprócz kapłaństwa kobiet także święcenie gejów i lesbijek. X. Grygiel szczególnie wychwala jego teologię, wskazując słusznie, że jest to tzw. panenteizm, czyli pogląd, iż wszystko jest w Bogu, tym samym Bóg jest we wszystkim. Pozornie brzmi to niewinnie. W istocie jednak jest sprytniejszą formą panteizmu czyli monizmu, którym także jest heglizm. Oznacza bowiem przypisywanie Bogu wszystkiego, co się dzieje w rzeczywistości, i stanowi negację nie tylko pojęcia stworzenia zawartego w Piśmie św., lecz także istotnej różnicy między Bogiem i stworzeniami, także człowiekiem. Tym samym stanowi też zaprzeczenie wolności woli człowieka, tym samym grzechu i Zbawienia: skoro Bóg działa w człowieku, tym samym Bóg za wszystko odpowiada. W ten sposób ostatecznie wszystko jest "boskie", także zło, którego tym samym właściwie nie ma. Nie trudno zauważyć, że ta koncepcja różni się od twardego panteizmu (jak heglizm) jedynie pokrętnością i obłudą. 


Podsumowanie

Należy powiedzieć, że właściwą genezą podanego przez x. Grygiela grona "teologów ewolucyjnych" jest nic innego jak heglizm, pod którego wyraźnym wpływem byli zarówno Darwin jak też Teilhard de Chardin. Obydwaj usiłowali wyposażyć poglądy Hegla, które swoją drogą są wyraźnie powiązane z kabałą i gnostycyzmem, w postać quasi przyrodniczą. Nie trudno zauważyć zarówno u Darwin'a jak też u innych przedstawicieli jego szkoły przypisywanie "ewolucji" przymiotów jakby boskich: według nich wszystko ma swoje ostateczne wyjaśnienie w "ewolucji", która już nawet w sformułowaniach wypowiedzi jawi się jako quasi personifikacja tajemniczej wszechmocy, gdy mówią np. że "ewolucja" wytworzyła, spowodowała, sprawiła itp. Te wyrażenia stosuje się zwykle wtedy, gdy chce się pominąć czy przykryć brak danych empirycznych czyli dowodów właściwych dla nauk przyrodniczych. Tym samym mamy do czynienia ze swego rodzaju religią, a właściwie sektą, która stroi się w pozory naukowości. Nie trudno zauważyć podobieństwo do państwowego ateizmu w systemach marxistowskich, gdzie partia komunistyczna i ich przybudówki ustami swoich "uczony" z "uniwersytetów marxizmu-leninizmu" wpajała swoim adeptom tzw. światopogląd naukowy jako podstawę programu partii i dyktatury proletariatu.

Takie to autorytety i wzory promuje kapłan należący formalnie do Kościoła katolickiego. Dalsze komentarze są zbędne. Potężnym skandalem jest propagowanie przez niego hegeliańsko-pogańskiego nurtu myślowego, który zrodził zbrodniczy komunizm i inne systemy totalitarne. Zapewne nie jest przypadkiem, kto promuje x. Grygiela. Jest to środowisko tzw. postępowego katolicyzmu z ośrodka krakowskiego. Z nim jest związany jego mistrz i promotor, x. Michał Heller, począwszy od okresu komunizmu, gdy ludzie skupieni wokół "Tygodnika Powszechnego" i wydawnictwa "Znak" stanowili koncesjonowaną a właściwie oddelegowaną przez partię komunistyczną "elitę" katolicyzmu w Polsce...

8 komentarzy:

  1. Mam pytanie zupełnie nie związane z artykułem , a mianowicie : jaki jest status kanoniczny bractwa Piusa10 , czy uczęszczanie na msze prowadzone przez Bractwo są wykroczeniem( grzechem) w kościele posoborowym , czy sakramenty udzielane przez Bractwo są ważne w Kościele Katolickim(które?) i czy Bractwo jest dalej w suspenzie ,oderwaniu od reszty Kościoła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bractwo podlega bezpośredniej jurysdykcji papieża. Możesz uczęszczać a nawet powinieneś, jeśli masz rozumienie czym jest Novus Ordo w aspekcie dogmatycznym oraz, że indult jest wdymuszką pod względem dogmatycznym (sama forma liturgiczna w oderwaniu od jej powagi znaczenia). Bractwo może: skutecznie, ważnie udzielać chrztu, spowiadać, udzielać Komunii itd. Problemy związane z Bractwem, to pewne nieliczne, ale jednak herezje, których dopuszczają się niektórzy ich kapłani (przeczytaj wątki Księdza Teologa na tym blogu dotyczące wypowiedzi ks. Bańki) oraz afera "afrykańska" ks. Stehlina, ale przy Novus Ordo to pikuś.

      Usuń
  2. "gdzie teoria ewolucji ma status najwyżej hipotezy interpretującej pewne dane paleontologiczne, jednak nadal bardzo oddalonej od prezentowania zupełnego i niesprzecznego naukowego wyjaśnienia powstania gatunków". Autorze, to jest z Twojej strony nadużycie. Wystarczy zajrzeć na serwis "Nauka a religia", który wykorzystujecie, by przytoczyć recenzję prof. Sadurskiego "Udawane filozofowanie", że teoria ewolucji nie jest tylko hipotezą i to jeszcze poprzestającej tylko na danych paleontologicznych (w grę wchodzi genetyka). Jakkolwiek paleontologiczny opis przemian gatunkowych zapewne nigdy będzie kompletny, trudno mówić o sprzecznościach chyba że w jakimś dziwacznym, heglowskim czy marksowskim sensie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z genetycznym aspektem ewolucjonizmu to prawda. Natomiast interpretacje zapisu kopalnego podobnie jak wnioski z obserwacji głębi kosmosu, są obarczone apriorycznymi interpretacjami, które łatwo podważyć, czy wręcz wykazać ich ewidentny fałsz (chociażby teza, jakoby procesy takie, jak fosylizacja trwały tysiące albo wręcz miliony lat).

      Usuń
  3. Mam dwa pytania:
    1. Czym "zamienić" ewolucjonizm?
    2. Czy są sprzeczne z wiarą hipotezy wielkiego wybuchu, o ogromnym rozmiarze i liczonym w miliardach lat wieku Ziemi? Czy jednoznacznie odbierają one człowiekowi miejsce we Wszechświecie, czy da się je przystosować do wiary?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Kreacjonizmem młodej ziemi, ot choćby w oparciu o naukową możliwość hipotezy symulacji (przy czym symulacja jest tu definiowana nie jako coś ontologicznie pozornego, fałszywego, lecz zmieniającego się pod wpływem programu świadomego Autora).
      2. Rozmiary tak co do wieku jak i przestrzeni kosmosu mogą być wnioskowane błędnie na podstawie niedoskonałej metody empirii, dla przykładu zgodnie z empirią stoisz po drugiej stronie lustra mimo, że to nieprawda.

      Usuń
  4. W odniesieniu do Karla Rahnera i Edwarda Schillebeeckxa pisze Ksiądz Profesor:
    "Ich "zasługą" jest jedynie podważanie trwałości i niezmiennej prawdziwości nauczania Kościoła, także rozumianego jako nieomylne. Czynili to w sposób podstępny i pokrętny." Czy zechciałby Ksiądz Profesor podać jakiś przykład?

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomijając sedno, czyli argumenty przeciw ewolucjonizmowi, to warto aby czytelnicy mieli świadomość, że część z ekspertów na tym polu, przytaczanych przez Księdza Teologa, to protestanci, promujący i aktywnie propagujący zabiegi, że tak powiem, "immunomodyfikujące" ;-)

    OdpowiedzUsuń