Datki można wpłacać na numer konta (IBAN):
94 1020 4274 0000 1102 0067 1784
Odpowiadam w oparciu o Tradycję, Pismo św. oraz dokumenty Magisterium Kościoła. Nazywam się Dariusz Józef Olewiński. Jestem kapłanem Archidiecezji Wiedeńskiej. Tytuł doktora teologii przyznano mi na Uniwersytecie w Monachium na podstawie pracy doktorskiej przyjętej przez późniejszego Prefekta Kongregacji Doktryny Wiary, kard. Gerharda L. Müllera oraz examen rigorosum z oceną "summa cum laude". Od 2005 r. prowadziłem seminaria na uniwersytecie w Monachium oraz wykłady w seminarium duchownym.
Pytanie jest jednak o tyle zasadne, że widocznie nadal są ludzie, którzy bardziej wierzą internetowym - i nie tylko - hejterom. Ostatnio wskazano mi kilkakrotnie na komercyjną stronkę pewnego osobnika, o którym już w 2017 r. pisałem przy sposobności na pejsbuku jako o osobie podszywającej się pod katolicyzm. Nie trudno więc zgadnąć, że jego plucie jest dość prymitywną zemstą za napisanie prawdy o nim, której on oczywiście nawet nie próbował podważyć.
Zaczęło się od mojej krytyki paraokultystycznych bzdetów publikowanych przez T. Klibengajtisa (w czym zresztą nie jest oryginalny):
https://teologkatolicki.blogspot.com/2021/04/co-moga-anioowie.html
Potem na pejsbuku tak pisałem:
I wygląda na to, że sprawdza się diagnoza odnośnie parodystyczno-pamfleciarskiej stronki:
https://wobronietradycjiiwiary.wordpress.com/kontakt/
Robiona jest przez niejakiego doktora czynnego na fakultecie "uniwersytetu technicznego" (brrrr... paskudny i absurdalny pruski wynalazek) w Dreźnie. Jego szefem i protektorem jest skrajny modernista, specjalista od Hegla i "unowocześniania" Kościoła, począwszy od celibatu, aż do cudzołożników i homosiów.
http://www.thueringer-allgemeine.de/.../Theologe-Albert...
Sam doktor - po studiach teologii na KUL-u oraz doktoracie z filologii klasycznej w W-wie - specjalizuje się w tzw. idealiźmie niemieckim, naginając do niego Ojców Kościoła i to, co uważa za teologię. Propaguje tzw. panenteizm, czyli mniemanie, że Pan Bóg jest obecny we wszystkich stworzeniach. Skoro tak, to zapewne także w szatanie i demonach, których Pan Doktor zaleca rzekomo zwalczać przez odmawianie autoexorcyzmu...
Zasłużył się także m. in. zgłębianiem chociażby idola skrajnych modernistów Teilhard'a de Chardin'a. Jak to wszystko pasuje...
W swoim dorobku ma serię książek o sakramentach. Nie miałem jeszcze sposobności się z nimi zapoznać. Ciekawe czy w nich również propaguje autochrzest, autobierzmowanie, autospowiedź itd. ...
Istotnym składnikiem stronki była i jest oczywiście płatność:
Owa stronka już nie istnieje na wordpress. Osobnik zmienił też nazwę i szatę graficzną stronki, zresztą również i jeszcze bardziej komercyjnej, zapewne by zatrzeć ślady swojej uprzedniej działalności, a przy okazji pluć na mnie, który widocznie dokonał demaskacji. Potwierdzają to komentarze czytelników na pejsbuku:
Do powyższego wpisu na pejsbuku dołączyłem był materiał dowodowy:
Dlaczego poruszam ten temat? Ano dlatego, że ma on ścisły związek z niniejszym blogiem, co wyjaśnię poniżej, a temat pojawia się dość często przy różnych okazjach. Kilkakrotnie odpowiadałem na powiązane pytania. Niestety musiałem tutaj też kilkakrotnie korygować słowa i czyny członków FSSPX, zwłaszcza x. Szymona Bańki. Teraz nastąpił czas na ogólniejsze uwagi i poniekąd podsumowanie, które z konieczności musi zawierać także wątek autopsyjno-autobiograficzny, co wyjaśnię w trakcie.
Moje doświadczenia z FSSPX zaczęły się w 1997 r. w konsekwencji mojej wydanej wówczas książki pt. W obronie Mszy św. i Tradycji katolickiej, której kupowanie zresztą stanowczo odradzam, ponieważ wydawca Marcin Dybowski mnie oszukał i nie płaci honorarium autorskiego (według umowy 10% ceny książki), a obecnie przygotowuję drugie, poszerzone wydanie. Otóż w tej książce zawarłem też rozdział dotyczący nauczania i postępowania abpa M. Lefebvre'a, a to na podstawie jego kazań opublikowanych po polsku. Wyprowadziłem z nich wniosek, że stanowisko Arcybiskupa wobec Jana Pawła II w ciągu lat stopniowo się radykalizowało, co doprowadziło do udzielenia przez niego w 1988 r. sakry biskupiej czterem ze swoich kapłanów i wskutek tego do orzeczenia exkomuniki na niego i wyświęconych biskupów (która to kara została uchylona przez Benedykta XVI w 2009 r.). Według mojej ówczesnej oceny wyjaśnieniem - i poniekąd usprawiedliwieniem - tego czynu abpa M. Lefebvre'a był fakt, że w jego wypowiedziach w okresie przed tą decyzją można zauważyć ukryty sedewakantyzm. Wówczas nie wiedziałem nic o usuwaniu przez niego z FSSPX kapłanów, którzy otwarcie głosili sedewakantyzm, co miało miejsce już w latach 70-ych, gdy stanowisko Arcybiskupa jeszcze nie było tak radykalne jak w 1988 r. W każdym razie treść książki także w innych kwestiach wzbudziła oburzenie ze strony x. Karl'a Stehlin'a, który wówczas rozwijał działalność FSSPX w Polsce. W czasopiśmie "Zawsze wierni" opublikował nie tyle polemikę, co raczej osobisty atak na moją osobę, nazywając mnie "konserwatywnym modernistą". O dziwo opublikowano także moją replikę. Prawdopodobnie zawdzięczam to ówczesnemu redaktorowi naczelnemu - obecnie słynnemu - Sławomirowi Cenckiewiczowi. X. Stehlin jednak się nie poddawał i znów mnie zaatakował. Na to również odpowiedziałem, jednak tym razem moja replika nie została opublikowana. Natomiast zadzwonił do mnie p. Cenckiewicz z propozycją publicznej debaty z x. Stehlinem. Moderatorem miał być redaktor modernistycznego organu KAI Krzysztof Gołębiowski. W odpowiedzi postawiłem warunek wstępny: publiczne odwołanie przez x. Stehlina obraźliwego określenia mnie "konserwatywnym modernistą". Warunek nie został spełniony i na tym sprawa się zakończyła.
Drugi mój kontakt z FSSPX miał miejsce w Monachium, gdy posługiwałem w słynnej parafii św. Piotra w centrum miasta, najstarszej parafii stolicy Bawarii. Sprawowałem tam regularnie także Msze św. według mszału św. Piusa V, co przyciągało m. in. wiernych, którzy uczęszczali także do przeoratu FSSPX. To dzięki nim nawiązał ze mną kontakt x. Robert Schmitt FSSPX, który był wyznaczony przez swoich przełożonych do kontaktów z kapłanami spoza FSSPX. Odwiedził mnie i zaprosił na spotkania dla kapłanów organizowane w seminarium w Zaitzkofen. Równocześnie dość wyraźnie zaproponował mi wstąpienie do FSSPX. W spotkaniach uczestniczyłem dwa razy (chyba w roku 2009), po czym nie byłem już zapraszany (nie wiem właściwie dlaczego, być może dlatego, że nie zostawiłem żadnej "ofiary", a nie zostawiłem, ponieważ nie przyszło mi na myśl, że tak trzeba, skoro zostałem zaproszony bez żadnej choćby sugestii opłaty). Podczas jednego ze spotkań ówczesny rektor seminarium, x. Franz Schmidberger, wspomniał o x. Stehlinie. Odniosłem wrażenie, że znał moje doświadczenie z nim, a równocześnie próbował mnie zachęcić do nawiązania kontaktu i współpracy.
Kolejny epizod nastąpił dopiero w 2020 r., gdy zamieszkałem w Rzeszowie. Otóż niegdyś w kontekście posługiwania w parafii w Monachium pewne zaprzyjaźnione małżeństwo wspomniało o swojej dawnej, z czasu młodości zażyłej znajomości z x. Anselmem Ettelt'em, pochodzącym z okolic Monachium, a posługującym obecnie w kaplicy FSSPX w Rzeszowie oraz w Jarosławiu. Przy pewnej sposobności poznałem go osobiście. Gdy z początkiem tego roku osiedliłem się w miejscowości rodzinnej, a nie miałem jeszcze urządzonej kaplicy domowej, poprosiłem x. Ettelt'a o możliwość sprawowania Mszy św. w kaplicy w Jarosławiu przez kilka dni, gdyż od lipca 2021 r. - wskutek motu proprio "Traditionis custodes" - niestety nie mam możliwości sprawowania w kościele parafialnym. X. Ettelt się zgodził i z tego wynikł kontakt z miejscowymi wiernymi, którzy chętnie uczestniczyli we Mszy św. Natychmiast też wystąpili z propozycją, bym regularnie sprawował dla nich Msze św., gdyż kapłani FSSPX przyjeżdżają do Jarosławia tylko na niedziele. W myśl kanonu 1752 Kodexu Prawa Kanonicznego (salus animarum suprema lex) zgodziłem się i zgodził się także x. Ettelt. Po kilku tygodniach, w lutym x. Ettelt poinformował mnie, że x. Stehlin życzy sobie rozmowy ze mną. Ów napisał do mnie z propozycją rozmowy:
Rozmowa była kilkunastominutowa. Odbyła się w przyjaznej atmosferze i x. Stehlin zaproponował mi współpracę. Powiedział, że prawie wszyscy księża FSSPX zgadzają się ze mną w sprawie koronki s. Faustyny. Wspomniał też o blogu i przyznał, że sprawa tego chóru ustawionego pośladkami do Najświętszego Sakramentu (por. tutaj) jest rzeczywiście skandaliczna. Przyznał też, że sam nie czyta bloga, ale doszły do niego głosy, że mam "ostry język". Z mojej strony obiecałem, że przejrzę moje wpisy w temacie x. Szymona Bańki i że usunę wszystkie wyrażenia, które mogłyby zostać interpretowane jako atak na FSSPX. Tak też uczyniłem.
W trakcie Wielkiego Postu pojawiło się ze strony wiernych życzenie sprawowania Triduum. Skontaktowałem się więc z x. Ettelt'em w tej sprawie, który mi polecił zwrócenie się do x. Stehlina, co uczyniłem:
Odpowiedź przyszła dość rychło:
W mojej odpowiedzi jest oczywiste, że zgodnie z ustaleniem liturgia odbędzie się według formy starszej, gdyż to w niej we Wielki Piątek nie ma Komunii św. dla wiernych:
Jednak dokładnie w tym samym czasie, na początku Wielkiego Tygodnia, jedna z kobiet (Jolanta N.), dowiedziawszy się o planowanej formie wszczęła zamęt w imię swoiście rozumianej wierności dla FSSPX. Jej małżonek (Klaudiusz N.) według pierwotnego planu miał pomagać w przygotowaniach do liturgii oraz służyć jako ministrant. Jednak nagle (chyba we wtorek Wielkiego Tygodnia) poinformował inne osoby - pomijając mnie - że ani on ani jego rodzina nie będzie uczestniczyła w Triduum. Równocześnie powiedziano mi, że Jolanta N. wysuwa jakieś bliżej nieokreślone zarzuty wobec mnie. W związku z tym zatelefonowałem do niej, prosząc o wyjaśnienie czy raczej o powtórzenie tego wobec mnie, co twierdziła o mnie wobec innych osób. Jolanta N. nie podjęła wcale tematu i po kilku wykrętnych zdaniach zakończyła rozmowę. Od tego też czasu wszczęła nagonkę na moją osobę. Pośrednio dotarło do mnie, że chodziło o bloga. Podobno twierdziła, że gdyby księża FSSPX znali bloga, to by mnie od razu wyrzucili z kaplicy. W obawie przed skutecznością jej poczynań wierni wystosowali w czerwcu pismo do x. Stehlin'a z podziękowaniem za moją posługę. Nie dostali żadnej odpowiedzi, co już świadczy o potraktowaniu ich przez x. Stehlin'a. Tymczasem Jolanta N. nie ustawała w swoich wysiłkach. W końcu x. Hubert Kuszpa FSSPX, który jest "przeorem" na tym terenie i to bardzo uwielbianym przez Jolantę N., zapowiedział wizytę x. Stehlin'a w Jarosławiu, która miała przynieść rozwiązanie konfliktu o moją skromną osobę. X. Stehlin poprosił o rozmowę ze mną:
Otóż po rozmowie ze mną x. Stehlin miał jeszcze spotkanie z wiernymi, które poświęcił swojej decyzji usunięcia sprawowania Mszy św. przeze mnie. Nie byłem obecny na tym spotkaniu, a o jego treści poinformowało mnie sukcesywnie w sumie 7 osób, niektóre także pisemnie. Wszystkie te osoby wyraziły swoje zaskoczenie, zasmucenie i oburzenie decyzją x. Stehlin'a, moim zdaniem zupełnie słusznie. Mnie natomiast zaskoczyła i zbulwersowała treść jego wystąpienia wobec wiernych, które z natury rzeczy dotyczyło mojej osoby. W takiej sytuacji zażądałem od x. Stehlin'a wyjaśnień:
W odpowiedzi x. Stehlin zastosował swoją typową taktykę - chciał załatwić sprawę w rozmowie, żeby uniknąć dowodów i móc przedstawiać fałszywą wersję wydarzeń:
Otóż, jak wspomniałem, x. Stehlin zostawił wiernych ze swoją zaskakującą i niezrozumiałą dla nich decyzją, tudzież z kłamliwym uzasadnieniem wraz z szantażem emocjonalnym o rzekomym grzechu - może nawet ciężkim - w razie oporu wobec jego decyzji. Uzasadnienie było wprawdzie inne niż wobec mnie, ale również mętne i pokrętne, wskutek czego wierni byli zdani na domysły. Te domysły szły w kierunku doszukiwania się mojej winy, co dopiero pośrednio i stopniowo do mnie docierało. Wpierw nie przejmowałem się tym wcale. Jednak wiernym sprawa nie dawała spokoju i zaprosili mnie na spotkanie dnia 21 X w domu państwa S. w Jarosławiu, którzy zresztą należą do głównych utrzymujących działalność FSSPX w tym mieście. Z razu nie wyczułem stanu rzeczy, ale okazało się, że po pierwsze zostałem przesłuchany co do mojej wersji sprawy, a po drugie oczekiwano jakichś ruchów czy "poprawy" z mojej strony, by FSSPX łaskawie wyraziło zgodę na mój powrót do kaplicy. Z mojej strony zaoferowałem skontaktowanie się z x. Stehlin'em oraz z Jolantą N., która sprawiła bieg wydarzeń i ostatecznie taką a nie inną decyzję x. Stehlin'a. W podanej wyżej poczcie zacząłem od wyjaśnienia sprawy uzasadnienia jego decyzji wobec wiernych (z rezultatem jak wyżej). Dwa dni po spotkaniu dotarło do mnie, że syn państwa S., Michał S., który jest (czy był) głównym z ministrantów, twierdził, jakoby powodem decyzji x. Stehlin'a było moje nieposłuszeństwo co do formy Triduum. W skrócie: Michał S. twierdził, że x. Stehlin dał najpierw pozwolenie na starszą formę, ale potem odwołał pozwolenie, o czym ja zostałem rzekomo poinformowany, a mimo tego nie odstąpiłem od starszej formy. Michał S. twierdził, że wie to od x. Ettelt'a, ale wobec mnie nigdy takiego zarzutu nie wyraził, lecz wobec osób trzecich, co ponownie ukazuje mentalność i metody postępowania tego grona. Wobec tego poprosiłem go o wyjaśnienie, które okazało się znów zakłamane:
Podsumowuję: Michał S. stanowczo twierdzi, że byłem przez x. Ettelt'a informowany o wycofaniu zgody na starszą formę i to wycofanie zignorowałem. To jest oczywista nieprawda, skoro nawet we Wielkim Tygodniu x. Ettelt wiedział o tym, że będzie starsza forma, i w żaden sposób wobec mnie nie wspomniał o wycofaniu zgody x. Stehlin'a. Reszta nie jest istotna. Nawet gdyby Michał S. polecał mi kontaktowanie się z x. Hubertem Kuszpą, to niby w jakim celu, skoro o sprawie decydował jego przełożony czyli x. Stehlin? W takim stanie sprawy musiałem zażądać wyjaśnienia także od x. Ettelt'a:
Musiałem jednak dopytać:
Mamy więc do czynienia z rutynowym i bezwzględnym zakłamaniem. Tu nie chodzi o mnie, ponieważ robiłem to dla wiernych, nie dla siebie. To przede wszystkim wierni zostali nie tylko pozbawieni Mszy św. i spowiedzi w tygodniu, lecz zostali okłamani i oszukani. Tym samym stało się oczywiste, że x. Stehlin'owi nie zależy na sakramentach dla wiernych, lecz na dość specyficznie pojętym interesie FSSPX, nawet za cenę prawdy i udzielania sakramentów wiernym. To wierni utrzymują kaplicę w Jarosławiu, pokrywając koszty czynszu i opłat (obecnie 3000 zł miesięcznie), a drugie tyle (podobną sumę) wpłacają jako ofiarę na konto FSSPX, otrzymując za to od FSSPX tylko Msze św. w niedziele po południu (czyli FSSPX zarabia za jeden przyjazd przynajmniej 600-700 zł na czysto). I oczywiście traktowanie ich jak durne owce, którym x. Stehlin wmawia grzech nieposłuszeństwa, jeśli nie będą potulnie i "bez szemrania" przyjmować wszystkiego, co on zechce dla nich postanowić, nawet jeśli jest to na ich niekorzyść.
Dla mnie osobiście ta historia jest bardzo pouczająca. Tak okazało się, kim niestety jest x. Karl Stehlin oraz FSSPX, o ile on je reprezentuje. Być może mieli nadzieję, że dla bezinteresownego posługiwania wiernym w ich kaplicy poświęcę ukazywanie prawdy na blogu, także tej niewygodnej dla nich. Głównym motorem decyzji x. Stehlin'a był przypuszczalnie x. Szymon Bańka, który ma widocznie dość ciekawą pozycję w FSSPX, mimo że jest w gruncie rzeczy nadętym pychą ignorantem, którego musi słuchać nawet sam x. Stehlin, posuwając się wręcz do oszukiwania wiernych. W każdym razie ta sprawa dość wyraźnie śmierdzi i ujawnia patologiczny stan wewnątrz FSSPX, który ma znamiona sekciarstwa. Tyle póki co pod rozwagę.
Post scriptum 1
Ujęcie na obrazku pochodzi z wystąpienia x. Stehlina w kaplicy w Nagasaki:
Post scriptum 2
Akurat w tym samym czasie co afera jarosławska, czyli w tygodniach przed świętami wielkanocnymi 2023 r., rozegrał się dramat wewnętrzny w FSSPX w Polsce. Otóż x. Dawid Wierzycki - wspomniany w podanej wyżej korespondencji z x. Ettelt'em - porzucił kapłaństwo, a chyba też wiarę katolicką. Nie jest to błahy przypadek, gdyż jako bardzo młody kapłan był tzw. pierwszym asystentem przełożonego dystryktu Europy Środkowo-Wschodniej, czyli samego x. Karl'a Stehlin'a, czyli pierwszą osobą po nim w hierarchii całego dystryktu.Jak widać, dziś zostanie przekroczona liczba 2 milionów wejść na bloga licząc od początku jego istnienia. Są jakieś propozycje uczczenia tego? Proszę pisać w komentarzach.
X. Szymon Bańka, z którego wypowiedzią już raz polemizowałem (por. tutaj), zechciał poświęcić niemal całe swoje wystąpienie (dostępne tutaj) nie tyle mojej krytyce dwóch zwrotek pewnej kolędy (tutaj), co raczej mojej osobie. Okazję stanowi pytanie anonimowego widza o osąd odnośnie mojej osoby i działalności:
Tak więc po wstępnym łaskawym orzeczeniu, że jestem "dobrym teologiem", x. Bańka odnosi się do jedynego z ponad 600 wpisów niniejszego bloga. Dlaczego akurat do tego? Staje się to jasne w następujących pouczeniach, do których zmierza wypowiedź na mój temat:
Otóż chyba nietrudno zauważyć, iż krótka prezentacja w nagłówku niniejszego bloga nie jest chwaleniem się, lecz zwięzłym wskazaniem na formalną kompetencję teologiczną. Uczyniłem to po wielu złośliwych przytykach kwestionujących ją. Podałem jedynie istotne suche fakty, których ocena jest pozostawiona życzliwości P. T. Czytelników. Akurat x. Bańka interpretuje je jako "chwalenie się". Nie wiem, na jakiej podstawie. Czyżby uważał, iż podane fakty powinny być raczej powodem do wstydu? Że powinienem je ukrywać? Otóż uważam, iż nie powinienem ich ukrywać, nawet jeśli byłyby haniebne (a nie są), a to choćby z tego powodu, że są łatwo dostępne i każdy może je sprawdzić. Osobiście wyznaję zasadę, iż nie należy ukrywać faktów, nawet jeśli nie są powodem do chluby, oczywiście o ile nie są same w sobie powodem zgorszenia. W tym wypadku nie ma nic gorszącego.
Wyjaśniam: byłem egzaminowany i oceniany nie na podstawie katarynkowego reprodukowania czyichś prywatnych poglądów, lecz z wiedzy i umiejętności myślenia teologicznego, wykazanego w pracy doktorskiej i na egzaminie komisyjnym (examen rigorosum) z trzech głównych dziedzin teologii katolickiej. Książek ówczesnego x. prof. Gerhard'a Ludwika Müller‘a nie znałem i także potem nie zajmowałem się nimi bliżej, gdyż po pierwsze nie było to ode mnie wymagane, a po drugie uważałem, iż są ważniejsze podręczniki i źródła teologii katolickiej. Nikt mi nie robił wyrzutów z tego powodu, co świadczy o kompetencji teologicznej i moralnej grona egzaminującego. To również z całą pewnością nie jest powodem do wstydu i ukrywania. Jeśli profesor upatruje swoje zadanie w prowadzeniu do solidnej wiedzy teologicznej, a nie w indoktrynowaniu w swoich własnych poglądach (nie wiem, jakie doświadczenia i oczekiwania ma x. Bańka), to szczęściem jest mieć takiego profesora i jest to powód (niezasłużony, lecz dany przez Pana Boga) do chluby i wdzięczności, zwłaszcza iż jest to obecnie postawa niestety bardzo rzadka wśród profesorów.
Konflikt Bractwa FSSPX z kard. Müller‘em w czasie gdy był biskupem diecezji ratyzbońskiej, na której terenie znajduje się seminarium FSSPX (Zaitzkofen), a także gdy był prefektem Kongregacji Nauki Wiary, nie jest dla mnie powodem ukrywania faktów. O ile wiem, chodziło o legalność święceń udzielanych w owym seminarium oraz uznawanie nauczania Vaticanum II przez FSSPX. Szczegółów konfliktu - zwłaszcza argumentów obydwu stron - nie znam, dlatego się nie wypowiadam (tutaj jest jedno z doniesień medialnych, świadczące o tym, że konflikt miał miejsce koło roku 2009, czyli sporo lat po moim doktoracie). Poniekąd zrozumiałe jest, iż u x. Bańki (i nie tylko) wzmianka o kard. Müller‘ze wywołuje alergiczno-emocjonalną reakcję (według wypowiedzi przełożonego FSSPX z 2018 r., bpa B. Fellay'a, kard. Müller chciał exkomuniki dla FSSPX). Jednak uczciwość wymaga, by się do tego przyznać, a nie zaczynać od - zresztą dość groteskowej - polemiki z moją krytyką ewidentnie heretyckich sformułowań w jednej z kolęd.
Istotna jest także następująca okoliczność: Czy x. Bańka jest w stanie wskazać na jakąkolwiek krytykę ze strony FSSPX pod adresem poglądów teologicznych obecnego kard. Müller‘a, opublikowaną zanim został prefektem KNW, czyli z czasu, gdy był profesorem w Monachium i potem biskupem Ratyzbony? O ile wiem, krytyka pojawiła się dopiero wtedy, gdy bp Müller - jako biskup Ratyzbony, czyli diecezji, na której terenie znajduje się seminarium FSSPX - ogłosił, że święcenia udzielane w Zaitzkofen są nielegalne. Czyż nie jest to znaczące? Czyż wobec takich okoliczności moralne jest wytykanie mi drogi edukacji teologicznej oraz braku krytyki poglądów promotora doktoratu?
Bezreflexyjnym tłem tego - dość dziwnego - zarzutu ad personam jest zapewne założenie, jakobym wybrał x. prof. Müller‘a na promotora z powodu czy przynajmniej mimo poglądów, które x. Bańka nazywa heretyckimi. To założenie jest oczywiście fałszywe i bezpodstawne. Zresztą x. Bańka nawet nie próbuje go uzasadnić, ani go nawet wprost nie formułuje, co także świadczy o jego poziomie intelektualnym i moralnym. Właściwie nie powinienem się tłumaczyć przed kimś takim jak x. Bańka, jednak dla P. T. Czytelników nadmienię, jakie są fakty. Otóż na x. prof. Müller‘a trafiłem pośrednio, zupełnie nie znając ani jego ani jego publikacyj. Polecił mi go x. prof. Peter Bruns, profesor patrologii w Bamberg, który najpierw zapoznał się z moją gotową pracą doktorską. Zaopiniował ją pozytywnie, jednak stwierdziwszy, że temat jest ujęty bardziej systematycznie niż historycznie i że dlatego powinien ją ocenić dogmatyk, polecił mi zwrócić się do x. prof. G. L. Müller‘a w Monachium. Ten ostatni od razu i bez zastrzeżeń przyjął pracę, napisaną całkowicie bez jego udziału i prowadzenia. Musiałem tylko jeszcze zaliczyć kilka seminariów oraz kurs hebrajskiego (co nie było wymagane we Wiedniu).
Przejdźmy do sprawy kolędy.
Rzeczywiście w odnośnym wpisie zabrakło szerszej argumentacji teologicznej. Wynikało to po pierwsze z pośpiechu, a po drugie z tego, że uważałem sprawę za oczywistą. Słusznie x. Bańka wskazał na List do Filipian, rozdział 2. Jednak jego argumentacja jest chybiona.
Zacznijmy od samego textu. X. Bańka zadowala się tłumaczeniami, podczas gdy teolog ma obowiązek opierać się na texcie oryginalnym, gdyż tylko on jest natchniony, zaś tłumaczenia mogą być tylko mniej czy bardziej pomocne. Tego rozróżnienia zupełnie brak w wypowiedzi x. Bańki i nie sprawia on wrażenia, jakoby przejmował się oryginałem. To raz. Po drugie, także zacytowane przez niego tłumaczenia wcale nie popierają jego tezy, jakoby słowa św. Pawła usprawiedliwiały słowa kolędy o "wyniszczeniu" Bóstwa.
Kluczowe jest wyrażenie "heauton ekenosen", zwykle znane obecnie w tłumaczeniu "ogołocił siebie". Na tym słowie zresztą - w formie rzeczownikowej "kenosis" - protestanci oparli swoją "teologię kenotyczną", która zmierza przynajmniej do pomniejszenia boskiej godności Jezusa Chrystusa (więcej tutaj).
W oryginale fragment brzmi:
Wulgata podaje:
Tłumaczenie x. Wujka mówi nietrafnie o "wyniszczeniu" (źródło tutaj), co z całą pewnością nie oddaje łacińskiego "exinanivit":
Akurat w tym słowie najtrafniejsza jest Biblia Tysiąclecia: