Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty

Podziękowanie

Z przyjemnością kieruję do P. T. Czytelników comiesięczne podziękowanie wraz z aktualną statystyką. 

Oto aktualna statystyka (na dzień 31.8.2025): 



Przebieg w skali ostatniego roku wygląda następująco:


Jak pokazuje statystyka, w bieżącym roku nastąpił znaczny wzrost oglądalności, która wynosi obecnie średnio ponad 2000 wejść na bloga dziennie. Gdyby każda z tych osób przeznaczyła na wsparcie bloga przynajmniej 1 (jeden) złoty miesięcznie, to byłaby to już oznaka docenienia wartości mojej pracy, która wymaga nie tylko czasu i trudu pisania lecz także badania i zakupu źródeł. 

Datki o różnej wysokości - a każde wsparcie się liczy - ofiarowało od początku istnienia bloga w sumie około trzydziestu osób, co stanowi około 1,5% osób codziennie korzystających z bloga. Kilka osób wspiera blog regularnie, co jest szczególnie cenne, niezależnie od wysokości ofiar. Tych kilka osób stanowi około 0,2-0,3% osób codziennie korzystających z bloga. 

Za wszelkie wsparcie - Bóg zapłać!  Wszystkich darczyńców wspominam w memento każdej Mszy św.

Datki można wpłacać na numer konta (IBAN):

94 1020 4274 0000 1102 0067 1784


Do przelewów z zagranicy:

PL 94 1020 4274 0000 1102 0067 1784

Kod BIC (Swift): BPKOPLPW

Czy jestem kapłanem Archidiecezji Wiedeńskiej?



Pytanie jest oczywiście retoryczne, gdyż w nagłówku bloga jest odpowiedź od lat, która się nie zmieniła i nie sądzę, by się miała zmienić. I oczywiście nie jestem z tych co, kłamią, dla jakiegokolwiek celu.

Pytanie jest jednak o tyle zasadne, że widocznie nadal są ludzie, którzy bardziej wierzą internetowym - i nie tylko - hejterom. Ostatnio wskazano mi kilkakrotnie na komercyjną stronkę pewnego osobnika, o którym już w 2017 r. pisałem przy sposobności na pejsbuku jako o osobie podszywającej się pod katolicyzm. Nie trudno więc zgadnąć, że jego plucie jest dość prymitywną zemstą za napisanie prawdy o nim, której on oczywiście nawet nie próbował podważyć. 

Zaczęło się od mojej krytyki paraokultystycznych bzdetów publikowanych przez T. Klibengajtisa (w czym zresztą nie jest oryginalny):

https://teologkatolicki.blogspot.com/2021/04/co-moga-anioowie.html

Potem na pejsbuku tak pisałem:

I wygląda na to, że sprawdza się diagnoza odnośnie parodystyczno-pamfleciarskiej stronki:

https://wobronietradycjiiwiary.wordpress.com/kontakt/

Robiona jest przez niejakiego doktora czynnego na fakultecie "uniwersytetu technicznego" (brrrr... paskudny i absurdalny pruski wynalazek) w Dreźnie. Jego szefem i protektorem jest skrajny modernista, specjalista od Hegla i "unowocześniania" Kościoła, począwszy od celibatu, aż do cudzołożników i homosiów.

http://www.thueringer-allgemeine.de/.../Theologe-Albert...

Sam doktor - po studiach teologii na KUL-u oraz doktoracie z filologii klasycznej w W-wie - specjalizuje się w tzw. idealiźmie niemieckim, naginając do niego Ojców Kościoła i to, co uważa za teologię. Propaguje tzw. panenteizm, czyli mniemanie, że Pan Bóg jest obecny we wszystkich stworzeniach. Skoro tak, to zapewne także w szatanie i demonach, których Pan Doktor zaleca rzekomo zwalczać przez odmawianie autoexorcyzmu...

Zasłużył się także m. in. zgłębianiem chociażby idola skrajnych modernistów Teilhard'a de Chardin'a. Jak to wszystko pasuje...

W swoim dorobku ma serię książek o sakramentach. Nie miałem jeszcze sposobności się z nimi zapoznać. Ciekawe czy w nich również propaguje autochrzest, autobierzmowanie, autospowiedź itd. ...



Istotnym składnikiem stronki była i jest oczywiście płatność:




Owa stronka już nie istnieje na wordpress. Osobnik zmienił też nazwę i szatę graficzną stronki, zresztą również i jeszcze bardziej komercyjnej, zapewne by zatrzeć ślady swojej uprzedniej działalności, a przy okazji pluć na mnie, który widocznie dokonał demaskacji. Potwierdzają to komentarze czytelników na pejsbuku:




Do powyższego wpisu na pejsbuku dołączyłem był materiał dowodowy:




Także dowody z jego zainteresowań i dorobku "naukowego":






Więcej o mistrzu i protektorze tegoż osobnika można się dowiedzieć także z internetów:


Akademicka kariera osobnika jednak widocznie się nie powiodła, skoro obecnie zarabia jako tłumacz:



Myślę, że te fakty są wymowne. Także to, że boli go demaskacja, podczas gdy usilnie stara się zdobyć sławę - i zarobek - jako rzekomo tradycyjny katolik. 

Na koniec odniosę się do jego tez na mój temat. 

1. Osobnik myli przynależność hierarchiczną (tzw. inkardynacja) z rezydowaniem i miejscem posługiwania, co świadczy o zupełnej ignorancji prawa kościelnego. 

2. O zupełnej ignorancji świadczy także sugerowanie, jakoby moim właściwym posługiwaniem miało być duszpasterstwo w języku polskim. 

3. O poziomie intelektualnym i moralnym osobnika świadczy także powoływanie się na anonimową oszczerczą stronkę na pejsbuku, która już kilka lat temu zawiesiła swoją działalność po tym, gdy wszcząłem kroki prawne przeciw jej twórcom. Niestety stan prawny póki co jest taki, że nie ma możliwości skutecznego dochodzenia swoich praw względem pejsbuka, który de facto kryje przestępców. Natomiast ktoś trzeźwo dysponujący inteligencją na poziomie choćby przeciętnym i zapoznający się z ową stronką nie jest w stanie traktować jej poważnie, po pierwsze z powodu anonimowości jej autorów, po drugie z powodu anonimowości zarzutów, po trzecie z powodu ogólnikowości i absurdalności zarzutów. Zaś osobnik Klibengajtis grzeszy przy tym stronniczością, gdyż zupełnie pomija moje stanowisko wobec tych zarzutów. 

4. Osobnik nie zadał sobie nawet trudu co do najprostszej chronologii, pisząc fałszywie o mojej "pielgrzymce" jako kapłan z Polski do Monachium, następnie do Wiednia wraz z opuszczeniem zakonu. 

Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, wyjaśniam: Formację duchowną rozpocząłem w zgromadzeniu werbistów (Societas Verbi Divini) w Polsce, gdzie przeszedłem pomyślnie przez nowicjat i pierwsze dwa lata studiów seminaryjnych (tzw. filozofia). Następnie zostałem przez przełożonych skierowany na dalsze studia w ramach zgromadzenia do domu misyjnego St. Gabriel koło Wiednia. To skierowanie nastąpiło na zaproszenie przełożonego prowincjalnego SVD w Austrii oraz na moje zgłoszenie chęci skorzystania z tego zaproszenia. Po półtora roku studiów w St. Gabriel poprosiłem o pozwolenie na opuszczenie SVD, żeby kontynuować studia na Uniwersytecie Wiedeńskim oraz formację w seminarium Archidiecezji Wiedeńskiej. Powodem były skrajne nadużycia liturgiczne oraz ewidentne herezje głoszone w St. Gabriel, wraz z wymaganiem ode mnie przyjmowania Komunii dołapnej. Jako alumn seminarium wiedeńskiego mogłem w spokoju ukończyć studia oraz przyjąć święcenia wyższe wraz z inkardynacją. Do Monachium udałem się w roku 2002 dla ukończenia studiów doktoranckich. Następnie posługiwałem tam w duszpasterstwie parafialnym, pracowałem nad habilitacją oraz prowadziłem seminaria na uniwersytecie w Monachium oraz wykłady w seminarium zakonnym w Austrii. 

5. Tego samego zakłamanego i podłego pokroju jest, gdy osobnik nazywa kardynała Müller‘a skrajnym modernistą i tchórzem. 

Na koniec osobnik podejmuje pozór relatywizacji swojego oszczerczego plucia: 


Człowiek ma widocznie problem ze sobą przede wszystkim natury moralnej. Aczkolwiek widocznie go nie zauważa i chyba nie chce zauważyć. 

Prawda wyzwala czyli moje doświadczenia z FSSPX (z aktualizacją)



Dla tych P. T. Czytelników, którzy nie wiedzą, co oznacza skrót FSSPX, wyjaśniam, że po polsku oznacza on: Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X. Założone ono zostało przez abpa Marcel'a Lefebvre w 1970 r. jako "pobożne stowarzyszenie" (pia unio) na prawie diecezjalnym z aprobatą biskupa szwajcarskiej diecezji Fribourg na okres próbny (ad experimentum) 3 lat, co następnie zostało przedłużone na następne 3 lata. Od nazwiska założyciela bierze się nazwa "lefebvryści", zresztą bardzo nielubiana przez członków i zwolenników. Resztę szczegółów można łatwo znaleźć w internecie.

Dlaczego poruszam ten temat? Ano dlatego, że ma on ścisły związek z niniejszym blogiem, co wyjaśnię poniżej, a temat pojawia się dość często przy różnych okazjach. Kilkakrotnie odpowiadałem na powiązane pytania. Niestety musiałem tutaj też kilkakrotnie korygować słowa i czyny członków FSSPX, zwłaszcza x. Szymona Bańki. Teraz nastąpił czas na ogólniejsze uwagi i poniekąd podsumowanie, które z konieczności musi zawierać także wątek autopsyjno-autobiograficzny, co wyjaśnię w trakcie. 

Moje doświadczenia z FSSPX zaczęły się w 1997 r. w konsekwencji mojej wydanej wówczas książki pt. W obronie Mszy św. i Tradycji katolickiej, której kupowanie zresztą stanowczo odradzam, ponieważ wydawca Marcin Dybowski mnie oszukał i nie płaci honorarium autorskiego (według umowy 10% ceny książki), a obecnie przygotowuję drugie, poszerzone wydanie. Otóż w tej książce zawarłem też rozdział dotyczący nauczania i postępowania abpa M. Lefebvre'a, a to na podstawie jego kazań opublikowanych po polsku. Wyprowadziłem z nich wniosek, że stanowisko Arcybiskupa wobec Jana Pawła II w ciągu lat stopniowo się radykalizowało, co doprowadziło do udzielenia przez niego w 1988 r. sakry biskupiej czterem ze swoich kapłanów i wskutek tego do orzeczenia exkomuniki na niego i wyświęconych biskupów (która to kara została uchylona przez Benedykta XVI w 2009 r.). Według mojej ówczesnej oceny wyjaśnieniem - i poniekąd usprawiedliwieniem - tego czynu abpa M. Lefebvre'a był fakt, że w jego wypowiedziach w okresie przed tą decyzją można zauważyć ukryty sedewakantyzm. Wówczas nie wiedziałem nic o usuwaniu przez niego z FSSPX kapłanów, którzy otwarcie głosili sedewakantyzm, co miało miejsce już w latach 70-ych, gdy stanowisko Arcybiskupa jeszcze nie było tak radykalne jak w 1988 r. W każdym razie treść książki także w innych kwestiach wzbudziła oburzenie ze strony x. Karl'a Stehlin'a, który wówczas rozwijał działalność FSSPX w Polsce. W czasopiśmie "Zawsze wierni" opublikował nie tyle polemikę, co raczej osobisty atak na moją osobę, nazywając mnie "konserwatywnym modernistą". O dziwo opublikowano także moją replikę. Prawdopodobnie zawdzięczam to ówczesnemu redaktorowi naczelnemu - obecnie słynnemu - Sławomirowi Cenckiewiczowi. X. Stehlin jednak się nie poddawał i znów mnie zaatakował. Na to również odpowiedziałem, jednak tym razem moja replika nie została opublikowana. Natomiast zadzwonił do mnie p. Cenckiewicz z propozycją publicznej debaty z x. Stehlinem. Moderatorem miał być redaktor modernistycznego organu KAI Krzysztof Gołębiowski. W odpowiedzi postawiłem warunek wstępny: publiczne odwołanie przez x. Stehlina obraźliwego określenia mnie "konserwatywnym modernistą". Warunek nie został spełniony i na tym sprawa się zakończyła. 

Drugi mój kontakt z FSSPX miał miejsce w Monachium, gdy posługiwałem w słynnej parafii św. Piotra w centrum miasta, najstarszej parafii stolicy Bawarii. Sprawowałem tam regularnie także Msze św. według mszału św. Piusa V, co przyciągało m. in. wiernych, którzy uczęszczali także do przeoratu FSSPX. To dzięki nim nawiązał ze mną kontakt x. Robert Schmitt FSSPX, który był wyznaczony przez swoich przełożonych do kontaktów z kapłanami spoza FSSPX. Odwiedził mnie i zaprosił na spotkania dla kapłanów organizowane w seminarium w Zaitzkofen. Równocześnie dość wyraźnie zaproponował mi wstąpienie do FSSPX. W spotkaniach uczestniczyłem dwa razy (chyba w roku 2009), po czym nie byłem już zapraszany (nie wiem właściwie dlaczego, być może dlatego, że nie zostawiłem żadnej "ofiary", a nie zostawiłem, ponieważ nie przyszło mi na myśl, że tak trzeba, skoro zostałem zaproszony bez żadnej choćby sugestii opłaty). Podczas jednego ze spotkań ówczesny rektor seminarium, x. Franz Schmidberger, wspomniał o x. Stehlinie. Odniosłem wrażenie, że znał moje doświadczenie z nim, a równocześnie próbował mnie zachęcić do nawiązania kontaktu i współpracy. 

Kolejny epizod nastąpił dopiero w 2020 r., gdy zamieszkałem w Rzeszowie. Otóż niegdyś w kontekście posługiwania w parafii w Monachium pewne zaprzyjaźnione małżeństwo wspomniało o swojej dawnej, z czasu młodości zażyłej znajomości z x. Anselmem Ettelt'em, pochodzącym z okolic Monachium, a posługującym obecnie w kaplicy FSSPX w Rzeszowie oraz w Jarosławiu. Przy pewnej sposobności poznałem go osobiście. Gdy z początkiem tego roku osiedliłem się w miejscowości rodzinnej, a nie miałem jeszcze urządzonej kaplicy domowej, poprosiłem x. Ettelt'a o możliwość sprawowania Mszy św. w kaplicy w Jarosławiu przez kilka dni, gdyż od lipca 2021 r. - wskutek motu proprio "Traditionis custodes" - niestety nie mam możliwości sprawowania w kościele parafialnym. X. Ettelt się zgodził i z tego wynikł kontakt z miejscowymi wiernymi, którzy chętnie uczestniczyli we Mszy św. Natychmiast też wystąpili z propozycją, bym regularnie sprawował dla nich Msze św., gdyż kapłani FSSPX przyjeżdżają do Jarosławia tylko na niedziele. W myśl kanonu 1752 Kodexu Prawa Kanonicznego (salus animarum suprema lex) zgodziłem się i zgodził się także x. Ettelt. Po kilku tygodniach, w lutym x. Ettelt poinformował mnie, że x. Stehlin życzy sobie rozmowy ze mną. Ów napisał do mnie z propozycją rozmowy: 

Rozmowa była kilkunastominutowa. Odbyła się w przyjaznej atmosferze i x. Stehlin zaproponował mi współpracę. Powiedział, że prawie wszyscy księża FSSPX zgadzają się ze mną w sprawie koronki s. Faustyny. Wspomniał też o blogu i przyznał, że sprawa tego chóru ustawionego pośladkami do Najświętszego Sakramentu (por. tutaj) jest rzeczywiście skandaliczna. Przyznał też, że sam nie czyta bloga, ale doszły do niego głosy, że mam "ostry język". Z mojej strony obiecałem, że przejrzę moje wpisy w temacie x. Szymona Bańki i że usunę wszystkie wyrażenia, które mogłyby zostać interpretowane jako atak na FSSPX. Tak też uczyniłem. 

W trakcie Wielkiego Postu pojawiło się ze strony wiernych życzenie sprawowania Triduum. Skontaktowałem się więc z x. Ettelt'em w tej sprawie, który mi polecił zwrócenie się do x. Stehlina, co uczyniłem:

Odpowiedź przyszła dość rychło:


Tak więc zgoda była jednoznaczna, co jest istotne dla dalszego biegu wydarzeń. Na początku Wielkiego Tygodnia napisał do mnie x. Ettelt:

W mojej odpowiedzi jest oczywiste, że zgodnie z ustaleniem liturgia odbędzie się według formy starszej, gdyż to w niej we Wielki Piątek nie ma Komunii św. dla wiernych:


W odpowiedzi x. Ettelt nie wyraża jakichkolwiek zastrzeżeń: 


Jednak dokładnie w tym samym czasie, na początku Wielkiego Tygodnia, jedna z kobiet (Jolanta N.), dowiedziawszy się o planowanej formie wszczęła zamęt w imię swoiście rozumianej wierności dla FSSPX. Jej małżonek (Klaudiusz N.) według pierwotnego planu miał pomagać w przygotowaniach do liturgii oraz służyć jako ministrant. Jednak nagle (chyba we wtorek Wielkiego Tygodnia) poinformował inne osoby - pomijając mnie - że ani on ani jego rodzina nie będzie uczestniczyła w Triduum. Równocześnie powiedziano mi, że Jolanta N. wysuwa jakieś bliżej nieokreślone zarzuty wobec mnie. W związku z tym zatelefonowałem do niej, prosząc o wyjaśnienie czy raczej o powtórzenie tego wobec mnie, co twierdziła o mnie wobec innych osób. Jolanta N. nie podjęła wcale tematu i po kilku wykrętnych zdaniach zakończyła rozmowę. Od tego też czasu wszczęła nagonkę na moją osobę. Pośrednio dotarło do mnie, że chodziło o bloga. Podobno twierdziła, że gdyby księża FSSPX znali bloga, to by mnie od razu wyrzucili z kaplicy. W obawie przed skutecznością jej poczynań wierni wystosowali w czerwcu pismo do x. Stehlin'a z podziękowaniem za moją posługę. Nie dostali żadnej odpowiedzi, co już świadczy o potraktowaniu ich przez x. Stehlin'a. Tymczasem Jolanta N. nie ustawała w swoich wysiłkach. W końcu x. Hubert Kuszpa FSSPX, który jest "przeorem" na tym terenie i to bardzo uwielbianym przez Jolantę N., zapowiedział wizytę x. Stehlin'a w Jarosławiu, która miała przynieść rozwiązanie konfliktu o moją skromną osobę. X. Stehlin poprosił o rozmowę ze mną:


W krótkiej rozmowie oznajmił od razu, że "musimy zakończyć" moje Msze św., a uzasadnił to tym, że powstało wzburzenie z powodu tego, iż on mi pozwolił na starszą formę Triduum, bo też inni kapłani, zwłaszcza ci, którzy przeszli z diecezyj do FSSPX, chcieliby dostać takie pozwolenie, a to by spowodowało zamieszanie. Podkreślił, że oprócz Jolanty N. nikt z wiernych w Jarosławiu się na mnie nie skarżył, ale on musi dbać o jedność w łonie FSSPX w Polsce. Przyjąłem to do wiadomości, nie domagając się dalszych wyjaśnień, gdyż nie sprawowałem tam Mszy św. we własnym interesie (przez ponad dziewięć miesięcy dojeżdżałem na swój koszt, aczkolwiek w tym czasie dwukrotnie od dwóch osób otrzymałem ofiarę na paliwo), lecz na prośbę i dla dobra wiernych. Tym niemniej takie uzasadnienie wydawało mi się bardzo dziwne, skoro decyzja zapadła dopiero ponad pół roku po Triduum i to bez żądania dostosowania się przeze mnie w tej kwestii na przyszłość. Post factum okazało się, że błędem z mojej strony było przyjęcie zaproszenia do rozmowy zarówno w lutym jak też ostatnio w październiku, gdyż post factum i wobec innych osób x. Stehlin przedstawił zupełnie inną wersję rozmowy i wydarzeń. 

Otóż po rozmowie ze mną x. Stehlin miał jeszcze spotkanie z wiernymi, które poświęcił swojej decyzji usunięcia sprawowania Mszy św. przeze mnie. Nie byłem obecny na tym spotkaniu, a o jego treści poinformowało mnie sukcesywnie w sumie 7 osób, niektóre także pisemnie. Wszystkie te osoby wyraziły swoje zaskoczenie, zasmucenie i oburzenie decyzją x. Stehlin'a, moim zdaniem zupełnie słusznie. Mnie natomiast zaskoczyła i zbulwersowała treść jego wystąpienia wobec wiernych, które z natury rzeczy dotyczyło mojej osoby. W takiej sytuacji zażądałem od x. Stehlin'a wyjaśnień:



W odpowiedzi x. Stehlin zastosował swoją typową taktykę - chciał załatwić sprawę w rozmowie, żeby uniknąć dowodów i móc przedstawiać fałszywą wersję wydarzeń:


Tym razem już nie byłem naiwny i nalegałem na pisemną odpowiedź:


Jednak nie było łatwo, bo x. Stehlin próbował dowiedzieć się najpierw, kim są "donosiciele":


Widocznie puściły mu nerwy, bo poczuł, że łajdaczenie nie będzie tym razem proste. Tym samym się zdemaskował, bo zamiast odpowiedzi na proste pytania wzięła go złość na tych, którzy nie posłuchali jego szantażowania na spotkaniu 9 X, jakoby "szemranie" przeciw jego decyzji było rzekomo grzechem przeciw posłuszeństwu, być może nawet ciężkim. Jednak nie poddałem się:


Po dłuższym namyśle i naradach ze wspólnikami odpowiedział jednak następująco, aczkolwiek nie mniej kłamliwie:



No cóż. To są szczyty zakłamania i obłudy. Zwrócę uwagę tylko na jeden znamienny szczegół: to wprawdzie jest kłamstwo, ale ciekawe jest, że niby żądał ode mnie usunięcia wpisów o Bańce, natomiast od Bańki chciał żądać tylko unikania przyszłej polemiki ze mną, czyli że Bańce w istniejących już i mających pozostać wystąpieniach wolno nadal bredzić i oszukiwać ludzi, a mnie nie wolno wykazywać, że Bańka bredzi i oszukuje. No cóż, mistrz dyplomacji... Odpowiednio mu odpisałem:


Sprawa ma też szerszy zasięg, który znowu poświadcza zakłamanie i obłudę tego grona. 

Otóż, jak wspomniałem, x. Stehlin zostawił wiernych ze swoją zaskakującą i niezrozumiałą dla nich decyzją, tudzież z kłamliwym uzasadnieniem wraz z szantażem emocjonalnym o rzekomym grzechu - może nawet ciężkim - w razie oporu wobec jego decyzji. Uzasadnienie było wprawdzie inne niż wobec mnie, ale również mętne i pokrętne, wskutek czego wierni byli zdani na domysły. Te domysły szły w kierunku doszukiwania się mojej winy, co dopiero pośrednio i stopniowo do mnie docierało. Wpierw nie przejmowałem się tym wcale. Jednak wiernym sprawa nie dawała spokoju i zaprosili mnie na spotkanie dnia 21 X w domu państwa S. w Jarosławiu, którzy zresztą należą do głównych utrzymujących działalność FSSPX w tym mieście. Z razu nie wyczułem stanu rzeczy, ale okazało się, że po pierwsze zostałem przesłuchany co do mojej wersji sprawy, a po drugie oczekiwano jakichś ruchów czy "poprawy" z mojej strony, by FSSPX łaskawie wyraziło zgodę na mój powrót do kaplicy. Z mojej strony zaoferowałem skontaktowanie się z x. Stehlin'em oraz z Jolantą N., która sprawiła bieg wydarzeń i ostatecznie taką a nie inną decyzję x. Stehlin'a. W podanej wyżej poczcie zacząłem od wyjaśnienia sprawy uzasadnienia jego decyzji wobec wiernych (z rezultatem jak wyżej). Dwa dni po spotkaniu dotarło do mnie, że syn państwa S., Michał S., który jest (czy był) głównym z ministrantów, twierdził, jakoby powodem decyzji x. Stehlin'a było moje nieposłuszeństwo co do formy Triduum. W skrócie: Michał S. twierdził, że x. Stehlin dał najpierw pozwolenie na starszą formę, ale potem odwołał pozwolenie, o czym ja zostałem rzekomo poinformowany, a mimo tego nie odstąpiłem od starszej formy. Michał S. twierdził, że wie to od x. Ettelt'a, ale wobec mnie nigdy takiego zarzutu nie wyraził, lecz wobec osób trzecich, co ponownie ukazuje mentalność i metody postępowania tego grona. Wobec tego poprosiłem go o wyjaśnienie, które okazało się znów zakłamane:



Podsumowuję: Michał S. stanowczo twierdzi, że byłem przez x. Ettelt'a informowany o wycofaniu zgody na starszą formę i to wycofanie zignorowałem. To jest oczywista nieprawda, skoro nawet we Wielkim Tygodniu x. Ettelt wiedział o tym, że będzie starsza forma, i w żaden sposób wobec mnie nie wspomniał o wycofaniu zgody x. Stehlin'a. Reszta nie jest istotna. Nawet gdyby Michał S. polecał mi kontaktowanie się z x. Hubertem Kuszpą, to niby w jakim celu, skoro o sprawie decydował jego przełożony czyli x. Stehlin? W takim stanie sprawy musiałem zażądać wyjaśnienia także od x. Ettelt'a: 


Odpowiedź otrzymałem wprawdzie znów mętną i pokrętną, jednak demaskującą, gdyż wynika z niej, że nie było żadnego wycofania zgody na starszą formę:



Musiałem jednak dopytać:


Otrzymałem odpowiedź:



Odpowiedź jest wprawdzie znów mętna i pokrętna, jednak obala jednoznacznie zarzut, jakoby było wycofanie zgody na starszą formę Triduum, które zlekceważyłem. Ponadto mówi wprost, że powodem decyzji x. Stehlin'a nie była sprawa Triduum, lecz treść niniejszego bloga. A to jest sprzeczne z uzasadnieniem podanym przez niego zarówno wobec mnie jak też wobec wiernych. 

Mamy więc do czynienia z rutynowym i bezwzględnym zakłamaniem. Tu nie chodzi o mnie, ponieważ robiłem to dla wiernych, nie dla siebie. To przede wszystkim wierni zostali nie tylko pozbawieni Mszy św. i spowiedzi w tygodniu, lecz zostali okłamani i oszukani. Tym samym stało się oczywiste, że x. Stehlin'owi nie zależy na sakramentach dla wiernych, lecz na dość specyficznie pojętym interesie FSSPX, nawet za cenę prawdy i udzielania sakramentów wiernym. To wierni utrzymują kaplicę w Jarosławiu, pokrywając koszty czynszu i opłat (obecnie 3000 zł miesięcznie), a drugie tyle (podobną sumę) wpłacają jako ofiarę na konto FSSPX, otrzymując za to od FSSPX tylko Msze św. w niedziele po południu (czyli FSSPX zarabia za jeden przyjazd przynajmniej 600-700 zł na czysto). I oczywiście traktowanie ich jak durne owce, którym x. Stehlin wmawia grzech nieposłuszeństwa, jeśli nie będą potulnie i "bez szemrania" przyjmować wszystkiego, co on zechce dla nich postanowić, nawet jeśli jest to na ich niekorzyść. 

Dla mnie osobiście ta historia jest bardzo pouczająca. Tak okazało się, kim niestety jest x. Karl Stehlin oraz FSSPX, o ile on je reprezentuje. Być może mieli nadzieję, że dla bezinteresownego posługiwania wiernym w ich kaplicy poświęcę ukazywanie prawdy na blogu, także tej niewygodnej dla nich. Głównym motorem decyzji x. Stehlin'a był przypuszczalnie x. Szymon Bańka, który ma widocznie dość ciekawą pozycję w FSSPX, mimo że jest w gruncie rzeczy nadętym pychą ignorantem, którego musi słuchać nawet sam x. Stehlin, posuwając się wręcz do oszukiwania wiernych. W każdym razie ta sprawa dość wyraźnie śmierdzi i ujawnia patologiczny stan wewnątrz FSSPX, który ma znamiona sekciarstwa. Tyle póki co pod rozwagę. 


Post scriptum 1

Ujęcie na obrazku pochodzi z wystąpienia x. Stehlina w kaplicy w Nagasaki:



Post scriptum 2

Akurat w tym samym czasie co afera jarosławska, czyli w tygodniach przed świętami wielkanocnymi 2023 r., rozegrał się dramat wewnętrzny w FSSPX w Polsce. Otóż x. Dawid Wierzycki - wspomniany w podanej wyżej korespondencji z x. Ettelt'em - porzucił kapłaństwo, a chyba też wiarę katolicką. Nie jest to błahy przypadek, gdyż jako bardzo młody kapłan był tzw. pierwszym asystentem przełożonego dystryktu Europy Środkowo-Wschodniej, czyli samego x. Karl'a Stehlin'a, czyli pierwszą osobą po nim w hierarchii całego dystryktu. 


To stanowisko świadczy o wyjątkowym, ogromnym zaufaniu wobec niego zwłaszcza ze strony x. Stehlin'a, ale też całego FSSPX. Jest bardzo znaczące, gdy akurat ktoś taki popełnia apostazję z kapłaństwa i chyba też z Kościoła. 
W maju 2024 r. przełożeni FSSPX oficjalnie ogłosili, że Dawid Wierzycki nie jest już kapłanem, przy czym chodzi o członkostwo w FSSPX. Nieoficjalnie krążą pogłoski, że równocześnie z opuszczeniem placówki FSSPX w marcu 2023 r. związał się z kobietą. Zaś obecnie tak oto prezentuje swoje usługi w internecie:


Cóż, tragiczna historia. Aczkolwiek, przyznam szczerze, w kontekście moich doświadczeń z FSSPX nie jest zaskakująca. On przynajmniej miał odwagę wyciągnąć konsekwencje z faktu utraty wiary, którą otrzymał od FSSPX i która mu zapewniła zawrotną karierę w strukturach FSSPX. Także to jest owoc, po którym można poznać. 

2 miliony wejść

Jak widać, dziś zostanie przekroczona liczba 2 milionów wejść na bloga licząc od początku jego istnienia. Są jakieś propozycje uczczenia tego? Proszę pisać w komentarzach. 

Zasady komentowania


W związku z nasileniem się działalności anonimowej osoby (osób) o znamionach spamowania (serie krótkich, urywanych komentarzy w krótkim czasie), od tej chwili nie będą przyjmowane komentarze anonimowe. Służy to przejrzystości i rzeczowości. 

Co jest z googlem?

Nie wiem, z czego to wynika, ale w pewnych tematach mam trudności w publikowaniu komentarzy z mojego konta. Oto przykład:




Dlaczego uniżenie nie jest wyniszczeniem?

 


X. Szymon Bańka, z którego wypowiedzią już raz polemizowałem (por. tutaj), zechciał poświęcić niemal całe swoje wystąpienie (dostępne tutaj) nie tyle mojej krytyce dwóch zwrotek pewnej kolędy (tutaj), co raczej mojej osobie. Okazję stanowi pytanie anonimowego widza o osąd odnośnie mojej osoby i działalności: 

Tak więc po wstępnym łaskawym orzeczeniu, że jestem "dobrym teologiem", x. Bańka odnosi się do jedynego z ponad 600 wpisów niniejszego bloga. Dlaczego akurat do tego? Staje się to jasne w następujących pouczeniach, do których zmierza wypowiedź na mój temat:


Również solennym pouczeniem kończy się następny fragment:


A oto punkt kulminacyjny i widocznie właściwe przesłanie owego wystąpienia:


Skoro to jest główna treść, to najpierw do niej się odniosę. 

Otóż chyba nietrudno zauważyć, iż krótka prezentacja w nagłówku niniejszego bloga nie jest chwaleniem się, lecz zwięzłym wskazaniem na formalną kompetencję teologiczną. Uczyniłem to po wielu złośliwych przytykach kwestionujących ją. Podałem jedynie istotne suche fakty, których ocena jest pozostawiona życzliwości P. T. Czytelników. Akurat x. Bańka interpretuje je jako "chwalenie się". Nie wiem, na jakiej podstawie. Czyżby uważał, iż podane fakty powinny być raczej powodem do wstydu? Że powinienem je ukrywać? Otóż uważam, iż nie powinienem ich ukrywać, nawet jeśli byłyby haniebne (a nie są), a to choćby z tego powodu, że są łatwo dostępne i każdy może je sprawdzić. Osobiście wyznaję zasadę, iż nie należy ukrywać faktów, nawet jeśli nie są powodem do chluby, oczywiście o ile nie są same w sobie powodem zgorszenia. W tym wypadku nie ma nic gorszącego. 

Wyjaśniam: byłem egzaminowany i oceniany nie na podstawie katarynkowego reprodukowania czyichś prywatnych poglądów, lecz z wiedzy i umiejętności myślenia teologicznego, wykazanego w pracy doktorskiej i na egzaminie komisyjnym (examen rigorosum) z trzech głównych dziedzin teologii katolickiej. Książek ówczesnego x. prof. Gerhard'a Ludwika Müller‘a nie znałem i także potem nie zajmowałem się nimi bliżej, gdyż po pierwsze nie było to ode mnie wymagane, a po drugie uważałem, iż są ważniejsze podręczniki i źródła teologii katolickiej. Nikt mi nie robił wyrzutów z tego powodu, co świadczy o kompetencji teologicznej i moralnej grona egzaminującego. To również z całą pewnością nie jest powodem do wstydu i ukrywania. Jeśli profesor upatruje swoje zadanie w prowadzeniu do solidnej wiedzy teologicznej, a nie w indoktrynowaniu w swoich własnych poglądach (nie wiem, jakie doświadczenia i oczekiwania ma x. Bańka), to szczęściem jest mieć takiego profesora i jest to powód (niezasłużony, lecz dany przez Pana Boga) do chluby i wdzięczności, zwłaszcza iż jest to obecnie postawa niestety bardzo rzadka wśród profesorów. 

Konflikt Bractwa FSSPX z kard. Müller‘em w czasie gdy był biskupem diecezji ratyzbońskiej, na której terenie znajduje się seminarium FSSPX (Zaitzkofen), a także gdy był prefektem Kongregacji Nauki Wiary, nie jest dla mnie powodem ukrywania faktów. O ile wiem, chodziło o legalność święceń udzielanych w owym seminarium oraz uznawanie nauczania Vaticanum II przez FSSPX. Szczegółów konfliktu - zwłaszcza argumentów obydwu stron - nie znam, dlatego się nie wypowiadam (tutaj jest jedno z doniesień medialnych, świadczące o tym, że konflikt miał miejsce koło roku 2009, czyli sporo lat po moim doktoracie). Poniekąd zrozumiałe jest, iż u x. Bańki (i nie tylko) wzmianka o kard. Müller‘ze wywołuje alergiczno-emocjonalną reakcję (według wypowiedzi przełożonego FSSPX z 2018 r., bpa B. Fellay'a, kard. Müller chciał exkomuniki dla FSSPX). Jednak uczciwość wymaga, by się do tego przyznać, a nie zaczynać od - zresztą dość groteskowej - polemiki z moją krytyką ewidentnie heretyckich sformułowań w jednej z kolęd. 

Istotna jest także następująca okoliczność: Czy x. Bańka jest w stanie wskazać na jakąkolwiek krytykę ze strony FSSPX pod adresem poglądów teologicznych obecnego kard. Müller‘a, opublikowaną zanim został prefektem KNW, czyli z czasu, gdy był profesorem w Monachium i potem biskupem Ratyzbony? O ile wiem, krytyka pojawiła się dopiero wtedy, gdy bp Müller - jako biskup Ratyzbony, czyli diecezji, na której terenie znajduje się seminarium FSSPX - ogłosił, że święcenia udzielane w Zaitzkofen są nielegalne. Czyż nie jest to znaczące? Czyż wobec takich okoliczności moralne jest wytykanie mi drogi edukacji teologicznej oraz braku krytyki poglądów promotora doktoratu?

Bezreflexyjnym tłem tego - dość dziwnego - zarzutu ad personam jest zapewne założenie, jakobym wybrał x. prof. Müller‘a na promotora z powodu czy przynajmniej mimo poglądów, które x. Bańka nazywa heretyckimi. To założenie jest oczywiście fałszywe i bezpodstawne. Zresztą x. Bańka nawet nie próbuje go uzasadnić, ani go nawet wprost nie formułuje, co także świadczy o jego poziomie intelektualnym i moralnym. Właściwie nie powinienem się tłumaczyć przed kimś takim jak x. Bańka, jednak dla P. T. Czytelników nadmienię, jakie są fakty. Otóż na x. prof. Müller‘a trafiłem pośrednio, zupełnie nie znając ani jego ani jego publikacyj. Polecił mi go x. prof. Peter Bruns, profesor patrologii w Bamberg, który najpierw zapoznał się z moją gotową pracą doktorską. Zaopiniował ją pozytywnie, jednak stwierdziwszy, że temat jest ujęty bardziej systematycznie niż historycznie i że dlatego powinien ją ocenić dogmatyk, polecił mi zwrócić się do x. prof. G. L. Müller‘a w Monachium. Ten ostatni od razu i bez zastrzeżeń przyjął pracę, napisaną całkowicie bez jego udziału i prowadzenia. Musiałem tylko jeszcze zaliczyć kilka seminariów oraz kurs hebrajskiego (co nie było wymagane we Wiedniu). 

Przejdźmy do sprawy kolędy.

Rzeczywiście w odnośnym wpisie zabrakło szerszej argumentacji teologicznej. Wynikało to po pierwsze z pośpiechu, a po drugie z tego, że uważałem sprawę za oczywistą. Słusznie x. Bańka wskazał na List do Filipian, rozdział 2. Jednak jego argumentacja jest chybiona. 

Zacznijmy od samego textu. X. Bańka zadowala się tłumaczeniami, podczas gdy teolog ma obowiązek opierać się na texcie oryginalnym, gdyż tylko on jest natchniony, zaś tłumaczenia mogą być tylko mniej czy bardziej pomocne. Tego rozróżnienia zupełnie brak w wypowiedzi x. Bańki i nie sprawia on wrażenia, jakoby przejmował się oryginałem. To raz. Po drugie, także zacytowane przez niego tłumaczenia wcale nie popierają jego tezy, jakoby słowa św. Pawła usprawiedliwiały słowa kolędy o "wyniszczeniu" Bóstwa. 

Kluczowe jest wyrażenie "heauton ekenosen", zwykle znane obecnie w tłumaczeniu "ogołocił siebie". Na tym słowie zresztą - w formie rzeczownikowej "kenosis" - protestanci oparli swoją "teologię kenotyczną", która zmierza przynajmniej do pomniejszenia boskiej godności Jezusa Chrystusa (więcej tutaj).

W oryginale fragment brzmi:

Wulgata podaje:


Tłumaczenie x. Wujka mówi nietrafnie o "wyniszczeniu" (źródło tutaj), co z całą pewnością nie oddaje łacińskiego "exinanivit":

Akurat w tym słowie najtrafniejsza jest Biblia Tysiąclecia:


Poprawne, dokładne robocze tłumaczenie tych trzech wersetów brzmi: 

On, istniejąc w postaci Boga, nie uważał za rabunek bycie równym Bogu, 
ale  (jednak) opustoszył siebie, przybierając postać sługi, stawszy się w podobieństwie ludzi,
i, w kształcie uznany jako człowiek, uniżył siebie, stawszy się posłusznym (aż) do śmierci, a to śmierci krzyżowej. 

Wyjaśniam treść: 
Pan Jezus wiedział, że Jego bycie na równi z Bogiem nie jest "rabunkiem" czyli świętokradztwem i uzurpacją, lecz stanowi Jego naturę i godność, a mimo tego pozbawił się (ekenosen) "kształtu", czyli widzialnej formy godności boskiej przez przybranie postaci cierpiącego sługi, czyli zapowiadanego przez proroków Mesjasza. Słowo "ekenosen" oznacza dosłownie "opróżnienie", a tutaj pozbycie się kształtu - czyli wyglądu - wskazującego na godność boską. Innymi słowy: w ludzkim wyglądzie i życiu Jezusa Chrystusa nie było widać godności boskiej, lecz człowieczeństwo. 

Tym samym: nie ma tutaj choćby cienia mowy o wyniszczeniu Bóstwa w Jezusie Chrystusie. Jest jedynie mowa o porzuceniu "kształtu" Boga przez przyjęcie "kształtu" ludzkiego. To nie ma nic wspólnego z wyniszczeniem ani Bóstwa, ani nawet kształtu Bóstwa, lecz dotyczy jedynie "opróżnienia" (ekenosen) siebie z tego kształtu - nie z samego Bóstwa czyli z boskiej natury - na rzecz kształtu ludzkiego. 

Tak więc zrównanie słów św. Pawła ze słowami kolędy pod względem zarówno treściowym jak też jakości teologicznej jest aż tak chybione, że nasuwa się pytanie, czy x. Bańka umie czytać i rozumieć proste texty. Nie chodzi tutaj o interpretację, lecz o brzmienie i bezpośrednią treść. Mówiąc najkrócej: ani "ogołocenie", ani uniżenie nie ma nic wspólnego z wyniszczeniem, ani na poziomie pojedynczych słów, ani całego zdania czy wersetów.  

Tak właśnie myśli cała teologia katolicka. Oto przykład - z klasycznej, tradycyjnej encyklopedii katolickiej (tutaj):


Podobnie rzecz się ma ze sprawą aniołów. X. Bańka mówi o zamieszkaniu w chwale nieba. Problem w tym, że - po pierwsze - to zamieszkanie dotyczy wyłącznie świętych i to dopiero po śmierci. Po drugie, zbawienie wieczne nigdy nie oznacza zrównania stworzeń różnych co do natury. Owszem, można by tu próbować domyślać się, o jaką równość tutaj chodzi. Pewne jest jednak, jak już wskazałem w poprzednim wpisie odnośnie kolędy, że

- nie wszyscy aniołowie są w niebie, gdyż upadłe duchy, czyli zbuntowani aniołowie z szatanem na czele, są w piekle, 

- także w niebie zachowane są naturalne i istotne różnice między ludźmi a aniołami. 

Teologicznie poprawnie można więc mówić jedynie o wspólnocie z aniołami w niebie, także na ziemi w obcowaniu świętych, które dotyczy również aniołów. 

W końcu: Czy kolęda - jako utwór literacki - ma obowiązek precyzji czy przynajmniej poprawności teologicznej? Czy moje zastrzeżenia nie są czepialstwem, nadwrażliwością itp.?

W to drugie pytanie nie wchodzę. To jest rodzaj twierdzeń pseudopsychologicznych, które są ucieczką od meritum i rzeczowej argumentacji, zresztą dość bezczelną także w wykonaniu x. Bańki. Zejście na taką płaszczyznę miałoby jakąś rację bytu, gdyby x. Bańka wpierw konkretnie i rzetelnie odniósł się do moich argumentów, a tego niestety nie robi. Natomiast próbuje przysłonić argumenty maniakalnym powtarzaniem pseudopsychologicznej perswazji i to w tonie quasi nauczycielskim... Jeśli - jak wyznaje - nie rozumie, dlaczego się czepiam tych słów kolędy, to albo nie czytał mojej argumentacji, albo jej nie zrozumiał, albo nie chce zrozumieć, albo wszystko na raz. W takim stanie rzeczy wytykanie "nadwrażliwości" jest conajmniej dziwne (mówiąc bardzo oględnie) i z całą pewnością nie świadczy o rzetelności teologicznej, ani zwykłej intelektualnej, ani o dobrym wychowaniu i kulturze osobistej. 

Zaś odpowiedź na pierwsze pytanie jest jednoznaczna: także kolędy, tak jak wszystko, co dzieje się w przestrzeni kościelnej, muszą być zgodne z prawdami wiary katolickiej. Język poetycki bynajmniej nie wyklucza, lecz zakłada staranność i poprawność teologiczną. Rodzaj literacki nie może być usprawiedliwieniem dla przemycania fałszywych treści czy choćby zwykłego niechlujstwa. Zwłaszcza śpiewy stosowane zarówno w kościołach jak też poza nimi muszą być nieskazitelne pod względem prawd wiary, gdyż mają potężny wpływ na kształtowanie świadomości wiary. 

Wracając do owej kolędy: nie trudno zauważyć, iż przynajmniej jedna z tych zwrotek da się bardzo łatwo poprawić. Otóż zamiast "wyniszczasz" można umieścić "ukrywasz", co jest poprawne teologicznie, a równocześnie pasuje do rymu. Dlaczego więc autor wybrał ewidentnie heretyckie sformułowanie? Nie wiem. Z całą pewnością licentia poetica w tej sprawie nie może być usprawiedliwieniem. Warto by było prześledzić dzieje tego textu, aczkolwiek może to być niełatwe. Moim zadaniem jest natomiast piętnowanie błędów i herezyj. Czyż x. Bańka nie powinien tego rozumieć? Czyż nie jest tak, że styczność z kolędą ma o wiele więcej ludzi - katolików i niekatolików - niż z książkami kard. Müller‘a? 

Tutaj nasuwa się przypuszczenie, co jest powodem ataku x. Bańki na moją osobę. Otóż wydawnictwo związane z FSSPX wydało modlitewnik, który zawiera zarówno ów text kolędy jak też koronkę s. Faustyny. Oto zapowiedź jakiejś publikacji w tej sprawie, oraz deklaracja, że "Dzienniczek" czyli także koronka nie zawierają nic sprzecznego z wiarą katolicką:







Nie wiem, czy i kto ze strony FSSPX badał te texty teologicznie. Ciekaw jestem treści owego zapowiedzianego przez x. Bańkę opracowania w sprawie s. Faustyny. Prawdopodobnie okaże się ona mniej więcej tym samym, co wypowiedź x. Bańki: pomieszaniem spraw, niechlujstwem już nawet logicznym, a tym bardziej teologicznym, a w sumie dość groteskową próbą usprawiedliwienia faktu, iż FSSPX - niby dbające o czystość wiary - rzuciło na rynek modlitewnik z grubymi herezjami. Tak więc zamiast przyznać się do zaniedbania (mówiąc oględnie) i podjąć korektę, woli się podważać moją wiarygodność. 

W tym miejscu czuję się w obowiązku jednak wyjaśnić przynajmniej na użytek P. T. Czytelników, nawet jeśli x. Bańka nie ma chęci zrozumienia. Otóż dane mi było napisać pracę magisterską o teologii Wcielenia zawartej w hymnach (kanonach) oficjum liturgii bizantyńskiej, dokładnie właśnie w textach na święto Zwiastowania Pańskiego i Boże Narodzenie. Analiza teologiczna tych textów wiele mnie nauczyła, choć była dość żmudna. To chyba wyjaśnia moją "nadwraźliwość". Zresztą także liturgie łacińskie zawierają głębokie i pięknie sformułowane treści, podobnie jak literatura patrystyczno-homiletyczna. Gdy się pozna arcydzieła poezji i retoryki teologicznej, to niechlujstwo i partactwo teologiczne może bardzo boleć. Gorzej jest, gdy się nie przywykło do zwykłej poprawności teologicznej, czy choćby do najprostszej logiki, gdzie uniżenie z całą pewnością nie jest tym samym, co wyniszczenie...

Solidnego studiowania źródeł teologii katolickiej życzę również x. Bańce.