Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy św. Katarzyna Sjeneńska popiera Komunię dołapną? (z Post scriptum)



Pseudokatolicki portal nadal kłamliwie forsuje Komunię dołapną, tym razem piórem swego byłego redaktora naczelnego, który regularnie dopuszcza się poważnych oszustw na czytelnikach (jak tutaj).

Otóż zabłąkany mentalnie jezuita twierdzi:





Zajrzyjmy do oryginalnego textu św. Katarzyny, czyli do jej "Dialogu o Bożej Opatrzności".  W rozdziale 111 czytamy:





Streszczam:

- Bóg wzywa Katarzynę, by otworzyła "oko intelektu" do oglądania bezmiaru miłości Bożej w Najświętszym Sakramencie.

- Bóg wyjaśnia, jakim "okiem" Katarzyna i inni powinni "widzieć, oglądać i dotykać" tej tajemnicy. Nie ma więc mowy o dotykaniu ręką.

- Bóg mówi, że tym, kto smakuje, widzi i dotyka tego Sakramentu, jest uczucie duszy (il sentimento del' anima). 

- Następuje opis uczestniczenia Katarzyny we Mszy św., podczas którego doznawała ataku demona, zwalczającego Najświętszy Sakrament. Bóg dał Katarzynie wizję Najświętszej Trójcy podczas Konsekracji - doświadczenie "obecności Słowa" czyli samego Syna Bożego w bieli konsekrowanej hostii. "Oko ciała nie było wystarczające, by wytrzymać to światło, dlatego pozostało widzenie tylko okiem intelektu (umysłu)." Było to widzenie "intelektualne" czyli umysłem, nie zmysłem cielesnym. Wobec niewystarczalności oka cielesnego pozostało "oko intelektu ze źrenicą najświętszej wiary". 

- Następnie Bóg mówi, "kto dotyka" tego sakramentu: jest to "ręka miłości". "Wiara dotyka ręką miłości, jakby upewniając się co do tego, co widzi i poznaje przez wiarę". Tym samym NIE MA mowy o dotykaniu Ciała Pańskiego ręką ciała. Nie ma nawet wcale mowy o Komunii św. Cały rozdział dotyczy wyłącznie wizji, którą Katarzyna miała podczas Konsekracji. Nie ma ani słowa o przyjmowaniu Komunii św. 

- Podobnie Bóg mówi, że Najświętszy Sakrament jest smakowany przez "święte pragnienie" (santo desiderio). 

- Podkreśla na koniec, że "oko intelektu widziało źrenicą światła najświętszej wiary". W ten sposób to oko duchowe "widzi i poznaje", oraz "dotyka ręką miłości" tak, że oko duchowe, które widzi, również dotyka "miłością z wiarą" (per amore con fede). Innymi słowy: nie ma mowy o dotykaniu ręką cielesną. Według słów Pana Boga podanych literacko przez św. Katarzynę, zarówno ona jak też inni mogą "dotykać" tajemnicy Eucharystii jedynie "ręką miłości". To "dotykanie" jest czynnością wyłącznie DUCHOWĄ (intelektualną, umysłową), nie zmysłowo-fizyczną. 


Podsumujmy:

Cały rozdział NIE mówi ani słowa o przyjmowaniu Komunii św. na rękę. Całość odnosi się do przeżycia św. Katarzyny danego jej przez Boga podczas Konsekracji czyli Przeistoczenia. To było widzenie "okiem intelektu". Z tym widzeniem wiązało się wyłącznie duchowe czyli intelektualne "dotykanie" i "smakowanie". 

Tym samym text o. Piórkowskiego jest kolejnym oszustwem na odbiorcach, głównie na katolikach, na doraźny użytek forsowania praktyki Komunii dołapnej wymierzonej przeciw katolickiej wierze w Sakrament Eucharystii. 



Post scriptum

Autor zareagował na krytykę w sposób następujący:




No cóż. Dowiadujemy się, że chodzi o subtelność i myślenie. Problem w tym, że myślenie o. Piórkowskiego jest fałszywe. I to już począwszy od cytatu, który podaje w taki sposób, że jest
1. okrojony oraz 
2. wyrwany z kontextu i w rezultacie zafałszowany

Porównajmy oryginał i cytat podany przez o. Piórkowskiego: 




Poprawne tłumaczenie brzmi:

"Którym okiem, najdroższa córko, powinnaś ty i inni widzieć, patrzeć i dotykać tej tajemnicy? Nie tylko dotykiem i widzeniem ciała, ponieważ wszystkie odczucia ciała są nam mniej przydatne. 
Widzisz, że oko nie widzi nic innego niż tę biel chleba, ręka nie dotyka innego, smak nie smakuje innego niż smak chleba, tak że grube uczucia ciała są oszukane: ale uczucie duszy nie może być oszukane, jeśli ona che, to znaczy o ile ona nie chce zniszczyć światła najświętszej wiary przez niewierność." 

Tym samym o. Piórkowski, dodając słowa, których nie ma w oryginale, a pomijając słowa istotne w oryginale, popełnia fałszerstwo już na poziomie samego textu. 

Co do interpretacji:

Po pierwsze, należy mieć na uwadze, że te słowa odnoszą się do wizji, którą Katarzyna miała podczas Konsekracji, więc dotykanie chleba może dotyczyć wyłącznie kapłana. Innymi słowy: słowa o dotykaniu konsekrowanego chleba wskazują na fizyczną dotykalność i nie mają nic wspólnego z faktycznym dotykaniem przez każdego. 

Po drugie, nie ma tutaj ani śladu postulowania czy wezwania do dotykania ręką cielesną, lecz wręcz przeciwnie: Katarzyna i przez nią wszyscy wierni są wezwani do "dotykania" duchowego, czyli intelektem (umysłem), i to jest właśnie "ręka miłości", która z całą pewnością  nie jest ręką cielesną

Po trzecie, skoro na takim fałszerstwie o. Piórkowski buduje swoje uzasadnienie Komunii na rękę, to tym samym potwierdza, że bazuje ona na oszustwie także w tym wypadku. 

Po czwarte: z tajemnicy Wcielenia nie wynika w żaden sposób teologiczna poprawność dotykania Ciała Pańskiego RĘKĄ przez każdego. Owszem, istnieje analogia między tajemnicą Wcielenia i tajemnicą Eucharystii, o czym świadczy tradycyjna liturgia Bożego Ciała (w to święto jest prefacja o Bożym Narodzeniu). Wystarczy znać Ewangelie, by wiedzieć, że Pan Jezus nie dawał się dotykać każdemu i to akurat po Zmartwychwstaniu (J 20,17). 

Uniżenie i tym samym dotykalność Syna Bożego we Wcieleniu i też w Eucharystii nie są i nie mogą być podstawą do braku szacunku ze strony człowieka. Już w Ewangeliach jest podane, że ludzie poznając boską moc i godność Pana Jezusa padali na twarz i uważali się za niegodnych Jego obecności. Nic nie upoważnia nas, grzeszników, do innego zachowania wobec Jego obecności dzisiaj w Najświętszym Sakramencie. 

De facto jest tak, że brak szacunku wobec Ciała Pańskiego, także w formie Komunii dołapnej, ma dwa zasadnicze powody:
- brak wiary w Realną Obecność Boga w Ciele Chrystusa, czyli herezja, 
- negacja własnej grzeszności i niegodności wobec Boga, czyli zakłamanie i brak gotowości nawrócenia. 
Obydwa powody świadczą o poważnych problemach duchowych, a ostatecznie o zatwardziałości w obłudzie i niewierze. 

Podsumowując:

O. Piórkowski spróbował wybrnąć z oszustwa, jeszcze bardziej w nie brnąc. Tym samym zaprzepaścił szansę na przyznanie się do błędu, odwołanie i przeproszenie czytelników. 

Pseudoteologiczna demoralizacja w seminariach duchownych




Po wpisie odnośnie etyki małżeńskiej i sexualnej otrzymałem głosy, że treści głoszone przez o. Knotz'a cichaczem są niestety wdrażane w seminariach duchownych i tym samym formują przyszłych duszpasterzy. Dowodem na pełzającą demoralizację jest anonimowy skrypt, z którego uczą się kandydaci do kapłaństwa:



Jako bibliografia podane są następujące źródła:


Już sam dobór źródeł jest skandaliczny: nie ma wśród nich żadnego dokumentu papieskiego ani Stolicy Apostolskiej, żadnego świętego teologa, żadnego klasycznego podręcznika katolickiej teologii moralnej.

Oto czego można się dowiedzieć w internetach o podanych autorach:






Nie mam możliwości sprawdzenia zawartości podanych pozycyj. Na wyczucie wątpię, by podani autorzy byli głównym i zasadniczym źródłem skryptu w najbardziej delikatnych sprawach. Autor skryptu - który wybrał anonimowość - miałby właściwie obowiązek podać, na których źródłach opiera swoje poglądy zwłaszcza wtedy, gdy odbiegają one od tradycyjnego nauczania Kościoła. Tak więc już pod względem czysto formalnym skrypt nie spełnia podstawowych standardów naukowych. 

Jeszcze gorzej jest pod względem samej treści. Oto jeden skandaliczny fragment:


Jest tutaj zawarte conajmniej kilka poważnych zafałszowań i kłamstw.

1. Kłamstwem jest powiedzenie, jakoby tradycyjna teologia moralna uważała tzw. grę wstępną generalnie za grzeszną. Według niej grzeszny jest onanizm, czyli szukanie podniecenia erotycznego bez właściwego aktu płciowego, oraz sodomia, czyli spółkowanie wbrew naturze. Pieszczoty, całowanie itp. nie są uważane za grzeszne, nawet jeśli prowadzą do podniecenia, o ile to podniecenie ma na celu właściwe zjednoczenie narządów rodnych. Ani sex analny, ani oralny nie jest ani pieszczotą, ani całowaniem, lecz spółkowaniem przeciw naturze narządów rodnych i tym samym przeciw naturze podniecenia sexualnego, niezależnie od tego, czy są wstępem do właściwego zjednoczenia czy nie są. Dlatego właśnie są to akty grzeszne. Grzeszność leży w naturze tych aktów i nie zależy od kontextu, czyli od odstępu czasowego względem ewentualnego właściwego zjednoczenia.

2. Każdy orgazm, który ma na celu jedynie podniecenie i zaspokojenie zmysłowe, jest onanizmem i jest tym samym grzeszny. Kłamstwem jest twierdzenie, jakoby przeżycie orgazmu było konieczne dla systemu nerwowego. Kult orgazmu jest typowy dla biznesu pornograficznego i erotomanii, a to są właśnie zjawiska, które prowadzą do zaburzeń i schorzeń zarówno psychicznych jak też somatycznych.

Anonimowy skrypt, przez który zatruwa się myślenie i moralność kandydatów do kapłaństwa, nie ma nawet odwagi wskazać autorów tez, które podaje. Musiałby bowiem podać autorów dalekich nie tylko od katolickiej teologii moralnej, lecz także od normalnej etyki zdroworozsądkowej.

Katolicy powinni domagać się od swoich biskupów usunięcia od nauczania w seminariach i w ogóle w ramach nauczania Kościoła wykładowców podających tego typu treści. W tak fałszywy sposób uformowani kapłani będą przecież formowali - a właściwie demoralizowali - młodzież i przyszłych małżonków, podczas gdy katolicy mają prawo do tego, by podawane im były katolickie zasady moralne, a nie amoralne czy antymoralne, gdyż te ostatnie rujnują życie rodzinne i zdrowie zarówno duchowe, jak też psychiczne i fizyczne. 

Dlatego apeluję:

1. Zwłaszcza rodzice katoliccy powinni napisać do swojego biskupa ordynariusza, domagając się wyjaśnienia, czy treści zawarte w powyższym fragmencie skryptu są nauczane w jego seminarium duchownym. 

2. Równocześnie należy się domagać, by wszystkie materiały służące do studiów w seminarium duchownym, były jawne i nieanonimowe. Katolicy mają prawa wiedzieć, przez kogo i czego nauczani są ich przyszli duszpasterze. 

Czy jesteśmy świadkami wypełnienia się Księgi Apokalipsy?



Ostatnimi czasy dość popularne są powyższe słowa Księgi Apokalipsy św. Jana (13, 16-18). Wiele osób rozmyśla i pyta. Są duchowni, którzy głoszą w temacie.


Odpowiedź jest właściwie krótka: nie ma i raczej nie będzie oficjalnego nauczania Kościoła w tej sprawie, o ile chodzi o dokument orzekający, że oto jesteśmy świadkami spełnienia proroctwa Apokalipsy.

Po pierwsze, taki dokument byłby zbędny, gdyż zarówno słowa św. Jana z jednej strony, jak też fakty z drugiej strony są dość jasne i czytelne.

Po drugie, należy się wystrzegać nadinterpretacji Pisma św., także Apokalipsy. Innymi słowy: wizja prorocka św. Jana jest zawsze aktualna, niezależnie od tego, czy i kiedy nastąpi jest dosłowne spełnienie. Chodzi o aktualność w sensie duchowym: ten fragment mówi o tyranicznej antyboskiej władzy, która dąży do panowania nad ludzkością i wyniszczenia tych, którzy nie chcą jej służyć i oddawać czci. To zawsze miało miejsce w historii ludzkości, pod różnymi postaciami i na wieloraki sposób. Dlatego nie należy oczekiwać sensacji.

Należy wziąć pod uwagę, że możni tego świata także obecnie znają przynajmniej pobieżnie Pismo św., także to proroctwo św. Jana. Do taktyki władzy tyranicznej należy zwykle podstęp i skrytość. Wrogom Boga i Kościoła zależy zapewne na tym, by nie potwierdzać choćby pośrednio prawdziwości proroctw Pisma św. Dlatego należy być ostrożnym w odnoszeniu ich do bieżących wydarzeń, aczkolwiek pamiętając o stałej aktualności Objawienia Bożego.

Czy tzw. posługi są tym samym co święcenia niższe?



W związku z pełnieniem funkcji subdiakona w liturgii tradycyjnej przez świeckiego tzw. akolitę ustanowionego według nowych ksiąg prawno-liturgicznych (czyli dla Novus Ordo) dane mi było wielokrotnie już podejmować dyskusję z samym zainteresowanym. Jest to praktycznie jedyna osoba w Polsce, a chyba też na świecie, której ta sprawa dotyczy, gdyż prawdopodobnie tylko ta osoba regularnie popełniała (czy nadal popełnia) to nadużycie. Jest to więc przypadek wprawdzie jednostkowy, jednak wiąże się z kwestiami zasadniczymi takimi jak stosunek między liturgią tradycyjną a liturgią Novus Ordo pod względem zarówno teologicznym i liturgicznym, jak też prawnym, a także ważność i zakres obowiązywania każdej z „form“ rytu rzymskiego (jak to nazwał Benedykt XVI). Sprawa jest wielkiej wagi zwłaszcza dla przyszłości stosowania liturgii tradycyjnej i tym samym jej przetrwania w nieskażonej wierności. 
Podstawowymi źródłami w temacie są:
- Motoproprio Pawła VI „Ministeria quaedam“ z 1971 r., usuwające z praktyki Kościoła nie tylko nazwę „niższe święcenia“ lecz cały ich porządek sięgający pierwszych wieków (wszystkie święcenia niższe jako stopnie stanu duchownego są poświadczone wyraźnie już w III w.), 
- Kodex Prawa Kanonicznego z 1983 r., który odnosi się jednoznacznie do porządku liturgiczno-prawnego wprowadzonego po Soborze Watykańskim II (Novus Ordo),
- Motuproprio Benedykta XVI „Summorum Pontificum“ z 2007 r. potwierdzające oficjalnie prawomocność dalszego stosowania ksiąg liturgii tradycyjnej. 
Ważne w temacie są także texty samych obrzędów udzielania niższych święceń i tzw. posług, gdyż zawierają informacje zarówno teologiczne jak też liturgiczno-prawne. 

1. Paweł VI zarządzając zaprzestanie udzielania niższych święceń i subdiakonatu, wprowadzając równocześnie tzw. posługi lektoratu i akolitatu, po pierwsze jednoznacznie określił, że owe posługi nie są stopniami święceń i tym samym mogą być udzielane także świeckim, nie tylko kandydatom do kapłaństwa. 
Jest to więc ze swej istoty coś zupełnie innego niż niższe święcenia, mimo takiej samej nazwy. Jest to wyrażnie podane w określeniu zwłaszcza posługi akolity. Istotna różnica polega na braku przynależności do stanu duchownego, co jest decydujące w kwestii zastosowania do liturgii tradycyjnej. 
2. Jest oczywiste zarówno w kontekście jak też w samym dokumencie, że Paweł VI odnosi się wyłącznie do Novus Ordo, gdyż ani przewidywał ani nie chciał trwania liturgii tradycyjnej i tym samym stopni święceń z nią związanych. Jest to jasne powiedziane we wstępie Motuproprio "Ministeria quaedam", mianowicie że zmiany dotyczą liturgii zreformowanej po Vaticanum II. 
Dlatego stosowanie wprowadzonych przez niego "posług" w liturgii tradycyjnej jest sprzeczne zarówno z jego intencją i wolą, jak też z Tradycją Kościoła, także z tradycyjną liturgią rzymską. 

3.  Jest istotna różnica między kandydatem do kapłaństwa a świeckim tzw. akolitą. Z prostego powodu: co do formy życia, gdyż seminarzystów obowiązuje regulamin właściwy dla stanu duchownego. Jest owszem problematyczny brak statusu kanonicznego (także po tzw. admissio), jednak należy pamiętać, że generalnie chodzi o porządek Novus Ordo, którego nie można i nie wolno mieszać do liturgii tradycyjnej, gdyż oznaczałoby to jej zafałszowanie. Liturgia to nie tylko sam obrzęd w sensie ścisłym, lecz także cały system dyscypliny sakramentów. 

5. P. Wolański oszukuje w kwestii celibatu. Owszem, dopiero wraz z subdiakonatem tradycyjnie składa się ślub trwałego bezżeństwa. Kłamstwem jest jednak, co sugeruje p. Wolański, jakoby wyświęconych w niższych święceniach nie obowiązywało bezżeństwo i życie w czystości. NIGDY w Kościele nie udzielano nawet niższych święceń mężczyznom nie żyjącym w czystości i nie będącym w stanie duchownym, aczkolwiek przed subdiakonatem dość proste było odejście ze stanu duchownego i tym samym brak zobowiązania do bezżeństwa.

6. Podsumowując należy powiedzieć - odnosząc się także do dalszych kłamliwych wywodów p. Wolańskiego zamieszczonych tym razem na robionej przez niego hejterskiej stronce - że
a) centralna i istotna w tym temacie jest kwestia przynależności do stanu duchownego, oraz
b) w sytuacji niezgodności obecnej regulacji kanonicznej z liturgią tradycyjną rangę wyższą i obowiązującą w niej mają jej własne zasady, a nie regulacje kanoniczne odnoszące się z intencji i istoty do liturgii Novus Ordo. 

Skoro wprowadzone przez Pawła VI posługi nie są związane z przynależnością do stanu duchownego, to są ze swej istoty czymś zupełnie innym i nie upoważniają do sprawowania funkcyj zarezerwowanych w tradycyjnej liturgii dla duchownych. W przeciwnym razie następuje nie tylko pomieszanie porządków tradycyjnej liturgii oraz Novus Ordo, lecz zafałszowanie tej pierwszej.

Pewne jest, że NIGDY w historii Kościoła nie było pełnienia funkcji subdiakona przez świeckiego. To jest pomysł dopiero kliki przebierańców z Piotrem Szukielem (pełniącym nielegalnie, wbrew rubrykom funkcję ceremoniarza biskupiego i przebierającego się w prałacką sutannę wraz z koloratką, pasem i różowymi pończochami, nazywającym funkcję ceremiarza "zakładaniem czapki biskupowi" zaś przepisy Caeremoniale "klerykalizmem") i Łukaszem Wolańskim (świeckim nadzwyczajnym szafarzem, uważającym się za "akolitę") na czele, wraz z promującymi ich duchownymi jak x. Wojciech Grygiel i x. Jarosław Powąska. Jest to praktyka uderzająca wprost nie tylko w liturgię tradycyjną, lecz także we wiarę katolicką odnośnie sakramentów i sakramentaliów, oraz ustroju Kościoła. 
Próba wprowadzenia tego ewidentnego, bezczelnego nadużycia odbywa się w sprzeczności zarówno względem litery prawa, także novusowego, jak też względem intencji prawodawcy: żaden oficjalny dokument nie zawiera ani zamiaru ani zezwolenia na takową praktykę. 

Odnośnie poszczególnych argumentów Ł. Wolańskiego: 
1. Motuproprio Pawła VI "Ministeria quaedan" w tytule swoim podaje: "disciplina... innovatur", czyli "wprowadzana jest nowa dyscyplina". Co to oznacza, podane jest w konkretnych następujących postanowieniach. Przy czym oczywiście istotna jest całość, nie poszczególne wyrwane z kontextu określenia. Pierwsze Istotne postanowienie to zaprzestanie udzielania tonsury i wprowadzenie przynależności do stanu duchownego dopiero wraz z diakonatem. W drugim punkcie jest mowa o "ordines" (czyli stopniach święceń) lektoratu i akolitatu, których określenie zostaje zmienione na "ministeria" czyli posługi. Zmiana dotyczy nie tylko nazwy i nie tylko istoty - ze stopnia święceń stanu duchownego na posługę udzielaną także świeckim - lecz także zakresu zadań i funkcyj. Jedyne, co jest zachowane, to etykietki: "lektorat" i "akolitat". To jest tak jakby samochodem nazwać zarówno pojazd ze silnikiem jak też pojazd z napędem nożnym o kształcie samochodu, czy rower służący do poruszania się po drodze i rower treningowy stojący w pomieszczeniu: są to dwie zupełnie inne rzeczy, aczkolwiek o podobieństwach i o wspólnej nazwie. 
2. Intencje Pawła VI w tych postanowieniach są jasno podane: "in officiis peculiaribus... ad hodiernas necessitates accomodandis", czyli dostosowanie urzędów kościelnych do dzisiejszych wymagań. Paweł VI wskazuje też wprost na reformę liturgii po Vaticanum II. Jest więc oczywiste, że chodzi o liturgię Novus Ordo. Zresztą skoro w punkcie pierwszym postanawia zaprzestanie udzielania tonsury, a tonsura jest nadal udzielana w seminariach i zgromadzeniach sprawujących tradycyjną liturgię, to absurdem jest twierdzenie, jakoby postanowienia Pawła VI dotyczyły także tej liturgii. Tu p. Wolański wybiórczo traktuje postanowienia Pawła VI, tzn. obłudnie wybiera to, co pasuje do jego sprzecznej z Tradycją Kościoła praktyki. 
3. List Komisji "Ecclesia Dei" skierowany do osoby prywatnej po pierwsze NIE jest oficjalnym dokumentem obowiązującym ogólnie. Kłamliwe i oszukańcze jest więc powoływanie się na takowy list dla uzasadnienia praktyki niebywałej w całej historii Kościoła. Po drugie, z treści tego listu NIE wynika jednoznacznie, że odnosi się do świeckich akolitów nie będących kandydatami do kapłaństwa. Po trzecie wiele wskazuje na to, że należy mieć poważne wątpliwości co do autentyczności kopij elektronicznych rozpowszechnianych m. in. przez p. Wolańskiego. Przez lata p. Wolański pokazywał jedynie elektroniczną kopię listu po angielsku skierowaną do anonimowej osoby. Od niedawna pokazuje elektroniczną kopię listu o identycznym brzmieniu i z tym samym numerem akt skierowanego do siebie. Nie trzeba być fachowcem, by wiedzieć, że wątpliwości są jak najbardziej uzasadnione. Także wobec całokształtu działalności owej osoby. 
4. Niższe święcenia i subdiakonat zawsze były w Kościele uważane za sakramentale, gdyż tylko sakramenty pochodzą z ustanowienia Jezusa Chrystusa. Dlatego było teologicznie możliwe zaprzestanie udzielania ich. Jednak nie jest teologicznie możliwe zakazanie ich, podobnie jak całej liturgii tradycyjnej. Istotną zasadą, związaną bezpośrednio z dogmatami wiary Kościoła, jest związek sprawowania liturgii ze stanem duchownym, czyli zastrzeżenie tego sprawowania dla duchownych. To zastrzeżenie dotyczy ściśle duchownych w znaczeniu sakramentalnym, czyli od diakonatu. Pewien związek teologiczny dotyczy jednak także święceń niższych, gdyż właśnie w służbie zasady związania sprawowania kultu Bożego ze stanem duchownym Kościół pierwszych wieków ustanowił tonsurę, niższe święcenia i subdiakonat jako niższe stopnie w stanie duchownym. One są udziałem w sprawowaniu kultu Bożego, mianowicie służebnym, stąd nazwane "ministeria", a z powodu związku z sakramentem święceń mają rangę święceń niesakramentalnych. Tak więc ten związek stanowi ich istotę, nie służebność. 
5. Oczywiście problemem zarówno teologicznym jak też prawnym jest zrównanie "akolitów" (w znaczeniu posługi, nie stopnia święceń) będącymi kandydatami do kapłaństwa z nie będącymi. To zrównanie może mieć miejsce wyłącznie na płaszczyżnie pozytywno-prawnej, nie teologicznej. De facto jest tylko częściowe i właściwie absurdalne, gdyż na niekorzyść kandydatów do kapłaństwa: ten ostatni traci prawo wykonywania posługi wraz z końcem członkostwa w seminarium duchownym, podczas gdy świecki akolita tego prawa nie traci. Jednak ta regulacja wskazuje na różnicę i powinna mieć ona także konsekwencje w aktualnej kwestii.
6. Z jedności Kościoła w żaden sposób nie wynika mieszanie różnych porządków i dyscyplin liturgii. Sprzeczne z zasadami Kościoła jest przede wszystkim dążenie do zatracenia charakteru i spójności liturgii tradycyjnej przez wprowadzanie obcych jej nowości. P. Wolański przez "jedność" rozumie widocznie fałszowanie liturgii tradycyjnej przez wprowadzanie własnych pomysłów, samowolnie wydestylowanych rzekomo z prawodawstwa odnoszącego się jednoznacznie do Novus Ordo.To jest oszustwo popełniane zarówno na liturgii tradycyjnej jak też na porządku Novus Ordo przez tegoż nadużywanie do własnych celów, nie przewidzianych przez prawodawcę.
Betonowy bugninizm pseudosubdiakona ukazuje się jasno w dyskusji: 
1. Teza p. Wolańskiego: Klerycy tradycyjnie tonsurowani i wyświęcani w stopniach niższych i subdiakonacie są świeckimi.
Odpowiadam: 
Po pierwsze jest to błędne rozumienie natury i skutków prawa kanonicznego z jednej strony, a sakramentów i sakramentaliów z drugiej. Otóż katolickie prawo kanoniczne jest dziedziną teologiczną, co oznacza, że zasady wypływające z Bożego Objawienia są nadrzędne wobec prawa stanowionego. Prawem stanowionym jest moment kanonicznej przynależności do stanu duchownego, natomiast zasadami teologicznymi są:
- skuteczność obrzędów udzielania tonsury, niższych święceń i subdiakonatu w porządku nadprzyrodzonym,
- nadrzędność porządku nadprzyrodzonego nad porządkiem prawnym,
- istota stopni święceń jako udziału w sprawowaniu kultu Bożego.
Mówiąc krótko: novusowi "akolici" są ustanawiani do czegoś innego pod względem istoty i funkcji niż akolici w tradycyjnych święceniach niższych czy subdiakoni. Ci pierwsi z całą pewnością nie są ustanawiani do pełnienia funkcji subdiakona w liturgii tradycyjnej. Wynika to jednoznacznie zarówno z "Ministeria quaedam" jak też z obrzędu ustanowienia.
Rzeczywiście istnieje niezgodność Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 r. z faktem dalszego udzielania tonsury, niższych święceń i subdiakonatu (wbrew Motuproprio "Ministeria quaedam" z 1972 r.). Należy wziąć pod uwagę, że ten Kodeks został wydany przed pierwszym tzw. indultem w sprawie liturgii tradycyjnej (1984 r.), czyli oficjalnym orzeczeniem, że liturgia tradycyjna nie została i nie mogła zostać zakazana w żaden sposób. Zostało to ponownie i jednoznacznie orzeknięte w Motuproprio "Summorum Pontificum" z 2007 r. Dlatego konieczna jest odpowiednia nowelizacja Kodeksu Prawa Kanonicznego w tej kwestii. Wynika to z nadrzędności porządku nadprzyrodzonego nad porządkiem prawa stanowionego w Kościele.
Natomiast twierdzenie, jakoby tonsurowani i wyświęceni w stopniach niższych i subdiakonacie byli świeckimi, oznacza negację skuteczności obrzędów Kościoła, w tym wypadku sakramentaliów przynależących do dziedziny hierarchicznego ustroju Kościoła. Tak więc kryje się pod tym herezja sakramentologiczna i eklezjologiczna. Równocześnie oznacza to sprowadzenie używania stroju duchownego przez kleryków instytutów tradycyjnych, a także diecezjalnych jak w Polsce, do pospolitego przebieractwa uprawianego przez p. Wolańskiego i jego kolegów. Mówiąc krótko: p. Wolański sprowadza używanie stroju duchownego przez kleryków seminariów tradycyjnych do własnej nielegalnej i herezjującej praktyki. 

2. Teza p. Wolańskiego: "struktura" novusowych "posług" jest identyczna ze "strukturą" tradycyjnych niższych święceń i subdiakonatu.
Odpowiadam: 
Po pierwsze nie ma ani w teologii ani w prawie kanonicznym pojęcia "struktura" odnośnie sakramentaliów. Jest natomiast odróżnienie między obrzędem udzielania, naturą czy istotą, oraz funkcją. Pod każdym z tych względów są istotne różnice:
- Obrzęd udzielania jest zupełnie inny, zarówno pod względem formy czyli istotnych modlitw jak też materii, zwłaszcza odnośnie osoby wyświęcanej: w porządku tradycyjnym są to wyłącznie osoby duchowne, nigdy świeckie.
- Naturą i istotą jest poświęcenie osoby do kultu Bożego, który jest dziedziną właściwą dla duchownych, nigdy dla świeckich.
- Funkcje są w znacznym stopniu inaczej określone, w przypadku "akolity" novusowego w sposób sprzeczny z Tradycją Kościoła. 

3. Oferta wglądu do rzekomego listu Komisji "Ecclesia Dei" do p. Wolańskiego.
Odpowiadam: 
Są tutaj dwie kwestie:
- autentyczności tego listu oraz
- jego obowiązywalności.
Odnośnie autentyczności są powody do poważnych wątpliwości. Pod względem technicznym jest to sprawa dla kryminologa. Wątpliwe, by p. Wolański zgodził się na takie zbadanie listu. Zresztą może wystarczyłoby rzucenie okiem na ten list, jednak wówczas p. Wolański zapewne bo twierdził, że to tylko subiektywne wrażenie.
Zakładając nawet - dośc mało prawdopodobny przypadek - by list był autentyczny, to jednak ze swej natury, jako skierowany do osoby prywatnej NIE ma żadnej wiążącej mocy prawnej. Oznacza to, że p. Wolański na podstawie takowego list (nawet jeśli byłby autentyczny) nie ma prawa zostać dopuszczony do pełnienia funkcji subdiakona. W Kościele obowiązuje bowiem zasada, że jedynie dekrety ogłoszone publicznie i skierowane do wiadomości publicznej mają moc prawną. List do p. Wolańskiego takim dokumentem oczywiście nie jest.

4. Teza p. Wolańskiego: pojęcia "duchowny, świecki" są pojęciami "czysto kanonicznymi określającymi przynależność do określonego stanu".
Odpowiadam: 
Jak już wskazałem powyżej, prawo kanoniczne i kanonistyka są dziedzinami teologicznymi, gdzie zasady pochodzące z Bożego Objawienia są nadrzędne wobec prawa stanowionego. Mówiąc najprościej: ktoś wyświęcony w niższych święceniach i subdiakonacie może przestać być duchownym w sensie prawa stanowionego, ale nie przestaje być duchownym w sensie porządku nadprzyrodzonego a to z racji łask otrzymanych w sakramentale. Podobnie jest zresztą z laizowanym kapłanem: traci on prawa i obowiązki, ale pozostaje kapłanem, w pewnych sytuacjach nawet uprawnionym do udzielenia rozgrzeszenia (tutaj wchodzi w grę oczywiście także character indelebilis, którego nie ma w sakramentaliach, jednak jest analogia w porządku łaski). Laizacja w przypadku kleryków niższych zawsze była prostą procedurą, nie zarezerwowaną Stolicy Apostolskiej, tzn. wystarczył mniej czy bardziej formalny dekret biskupa czy rektora seminarium działającego w imieniu biskupa. Tak jest też obecnie w seminariach tradycyjnych. 

5. Teza p. Wolańskiego: noszenie stroju duchownego jest jedynie "elementem formacji".
Odpowiadam: 
W takim razie po co obrzęd tonsury i obłóczyn z całą piękną i głęboką treścią teologiczną obrzędów? To ma być tylko środek wychowania, bez żadnych skutków w porządku nadprzyrodzonym? Widocznie pseudosubdiakon neguje skuteczność i wartość sakramentaliów, w sposób typowy dla ateistów i protestantów. Owszem, strój duchowny jest jedynie zewnętrznym znakiem tego, co niezatracalnie odbyło się w obrzędzie w porządku nadprzyrodzonym. Chemik z wykształcenia nie musi tego wiedzieć, ale wówczas nie ma prawa wypowiadać się w temacie. Także wtedy jeśli wie, a neguje katolicką charytologię i sakramentologię, będąc niestety po prostu heretykiem. 

6. Teza p. Wolańskiego: list skierowany do niego jest "wyjaśnieniem wątpliwości", nie indultem czy pozwoleniem.
Odpowiadam: 
Także jako wyjaśnienie list jest skierowany do osoby prywatnej, nie do urzędów kościelnych ani do ogółu. Tym samym NIE ma żadnej mocy wiążącej w sensie uprawnienia, lecz może być co najwyżej odpowiedzią na dylemat w sumieniu, o ile oczywiście p. Wolański tę kwestię sumiennie rozpatruje. Porównanie do celebretu jest zupełnie chybione, gdyż treść celebretu brzmi: ten a ten jest kapłanem tej a tej diecezji czy zgromadzenia i niech będzie dopuszczony do sprawowania Mszy św., tudzież posiada jurysdykcję do spowiadania. Tak więc celebret jest skierowany do KAŻDEGO, do kogo dany kapłan zwróci się z prośbą o celebrowanie. List pokazywany przez p. Wolańskiego ma zupełnie innego adresata, mianowicie konkretną osobę prywatna, oraz zupełnie inną treść. Widocznie p. Wolański albo nigdy nie widział celebretu, albo kłamie z rozmysłem. 

7. Teza p. Wolańskiego: "kult Boży dzieli się na dwa rodzaje: przewodniczenie kultowi oraz usługiwanie".
Odpowiadam:
Takiego rozróżnienia kultu Bożego NIE ma ani w księgach liturgicznych, ani w katolickich podręcznikach sakramentologii i liturgiki. Dogmatem wiary katolickiej jest natomiast jedność sakramentu święceń w różnych stopniach, oraz istnienie stopni niższych, które przygotowują i prowadzą do stopni wyższych. Polecam poczytać kanony chociażby Soboru Trydenckiego. Tak więc nie ma podziału w kulcie Bożym, są tylko różne funkcje w tym samym i jednym kulcie, odpowiednie dla stopni. Celebrans jest z reguły jeden, ale to nie ma przełożenia na stopnie święceń. gdyż kapłani a nawet biskupi mogą sprawować także funkcje inne niż celebransa, takzę w formie najbardziej uroczystej jaką jest celebracja pontyfikalna. Błędne i heretyckie jest więc wprowadzanie świeckich choćby nawet do niższych funkcyj kultu Bożego na zasadzie reguły. 
8. Teza p. Wolańskiego: praktyka wschodniacka udzielania święceń niższych świeckim jest "najwierniejszym obrazem pierwotnej praktyki".
Odpowiadam: 
Jest to kłamstwo po pierwsze historyczne, po drugie teologiczne. Nie ma ŻADNYCH dowodów na to, by w pierwszych wiekach udzielano święceń niższych świeckim. Wręcz przeciwnie, wszystkie dokumenty historyczne świadczą o tym, że święceń, także niższych udzielano wyłącznie duchownym, czyli włączonym do stanu duchownego w obrzędzie tonsury, aczkolwiek wymagania wobec minorystów były mniejsze, tzn. nie ślubowali oni dozgonnej wstrzemięźliwości. Tak więc obecna praktyka wschodniacka jest porzuceniem Tradycji Apostolskiej, podobnie zresztą jak w kwestii wstrzemięźliwości (continentia clericalis), co jest potocznie zwane celibatem. 
9. P. Wolański domaga się dowodu na to, że tradycyjne niższe święcenia akolitatu odpowiadają praktyce starożytnej. 
Odpowiadam:
Jeśli na prawdę jest tym zainteresowany, to powinien poczytać o historii niższych święceń w ogólnie dostępnych podręcznikach. Wówczas się dowie, co mu się zapewne nie spodoba, że to praktyka Kościoła Rzymskiego jest pierwotną, nie praktyka wschodniacka.
Zresztą p. Wolański dotychczas nie podał żadnego żródła na poparcie swojego twierdzenia, jakoby w Kościele katolickim niegdyś udzielano święceń niższych świeckim. 
Tyle warte są jego wywody.



Post scriptum

Pojawiły się słuszne krytyczne uwagi:






Odpowiadam:

1. Sformułowanie jest taktyką typową dla dokumentów po Vaticanum II. Są one wewnętrznie sprzecznie, We wielu sprawach mówi się o "odnowie", "reformie", "dostosowaniu", a w rzeczywistości są to przewroty i nowości. Przykładem jest także instrukcja Memoriale Domini z 1969 r. o Komunii dołapnej: najpierw mówi, że większość biskupów jest przeciwna tej zmianie i że należy zachować tradycyjną praktykę, ale potem otwiera możliwość zmiany, powołując się na starożytną praktykę. Dlatego na formalnych zapewnieniach nie należy polegać, lecz trzeba się bliżej przyjrzeć sprawie. 

O pomieszaniu pojęć i nazw świadczy także punkt IV., który mówi, że akolita według osądu konferencji biskupów może być także nazywany "subdiakonem": 




(źródło tutaj)

Tym samym wprowadza się chaos pojęciowy. Powód jest widocznie taktyczny: ukrycie faktu, że zmiany są istotne, tzn. dotyczące istoty sprawy. Istotą sprawy jest prawda wiary katolickiej, że sprawowanie kultu jest zadaniem stanu duchownego, zaś świeccy mogą pełnić funkcje uboczne jedynie na zasadzie wyjątku w sytuacji braku duchownych. Ustanowienie świeckich do posługi lektorów i akolitów stanowi więc nie tylko nowość pod względem prawnym, lecz przede wszystkim uderza w ścisły i nierozerwalny związek stanu duchownego ze sprawowaniem kultu. 

2. To zdanie (punkt II) jest jedną z decyzyj ogłoszonych w tym dokumencie. Sformułowanie tej decyzji byłoby kłamliwe, gdyby oznaczało, iż zmianie ulega tylko nazwa (z "ordo" na "ministerium"). W całości dokumentu jest jednak jasne, że nie jest to tylko zmiana nazwy, lecz istoty. Inna jest istota stopnia święceń (ordo), a inna "posługi" (ministerium):  

- Istotą stopnia święceń jest sprawowanie kultu w zakresie właściwym dla danego stopnia. Sprawowanie kultu nie polega jedynie na czynności obrzędowej, lecz obejmuje całość życia wyświęconego. Innymi słowy: jego całe życie jest poświęcone kultowi Bożemu, zaś czynność liturgiczna jest uroczystym tegoż wyrazem. 

- Istotą posługi w wypadku świeckiego nie jest poświęcenie życia dla kultu Bożego, gdyż przeczy temu stan i styl życia. Istotą jest tutaj jedynie pomoc duchownym. Tradycyjnie te funkcje spełniali ministranci, dlatego nie nazywano ich nazwami właściwymi dla stopni święceń. 

Zastrzeżenie tzw. posług dla mężczyzn nie jest dowodem na tożsamość z niższymi święceniami czyli istotę charakter święceniowy. To jest natomiast dowód na wewnętrzną sprzeczność i obłudę prawodawstwa Novus Ordo, gdyż obecnie także kobiety są dopuszczone do funkcji lektora i akolity (tzw. ministrantki). 

Jaki jest status objawień w Akita?



Zostałem zapytany, jakie jest stanowisko Kościoła odnośnie objawień w Akita z 1973 r. Nie zajmowałem się nimi bliżej. Dopiero napastliwy text byłego redaktora naczelnego znanego portalu pseudokatolickiego stał się powodem do bliższego przyjrzenia się sprawie: 




Według jezuity:

1. Jest to "kolejne fałszywe objawienie". 

2. Brak imprimatur, ponieważ potwierdzenie przez biskupa miejsca faktyczności opisanych wydarzeń nie jest orzeknięciem o pochodzeniu od Boga. 

3.  Ani Kongregacja Nauki Wiary, ani komisja powołana przez arcybiskupa Tokio (który nie jest ordynariuszem diecezji miejsca wydarzenia) "nie uznała".

4. Treść objawień to "plagiaty z fragmentów z wcześniejszych". 

5. Zapowiedź kary jest sprzeczna z Księgą Rodzaju 8,21 ("Gdy Pan poczuł miłą woń, rzekł do siebie: «Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem"). 

6. Fałszywie jest podawana roli Mariji jako powstrzymującej gniew Boży. 

7. Zapowiedź, że jedyną bronią będzie "różaniec i znak mojego Syna", jest fałszywa, bo "to nieprawda". 

8. Zapowiedź, że: "szatan przeniknie do Kościoła w taki sposób, że kardynałowie wystąpią przeciw kardynałom, biskupi przeciw biskupom. Kapłani, którzy mnie czczą będą pogardzani i wystąpią przeciwko nim współbracia" jest "bardzo niebezpieczna", ponieważ "bardzo sprzyja tworzeniu podziałów w Kościele i wystawia tę przestrogę na dowolną interpretację". 


Warto najpierw zapoznać się z tym, co wiadomo o Akita. Zasadnicze informacje odnoście tych objawień można łatwo znaleźć w necie. W skrócie podstawowe powszechnie uznane fakty:




Natomiast niejasności i po części rozbieżności dotyczą stanowiska władz kościelnych:




Ta kwestia wydaje się być wyjaśniona na stronie angielskiego historyka i wydawcy książek w tematyce mariologicznej, Donal Anthony Foley, autora m. in. bardzo solidnej książki o fałszywych objawieniach w Medjugorje: 




Autor wyjaśnia, jak dokładnie kwalifikuje objawienia w Akita, mianowicie jako niepotwierdzone w sensie takim, że mają pewne "słabe" zatwierdzenie w postaci niepotępiającego listu biskupa miejsca, jednak nie jest to jednoznaczne z oficjalnym uznaniem przez Kościół:


Należy mieć na uwadze, że nie oznacza to odrzucenia przez Kościół w sensie orzeczenia o nienadprzyrodzonym pochodzeniu. Takie orzeczenie - dla koniecznej ochrony wiernych przed błędami przeciw wierze i moralności - musiałoby mieć miejsce, gdyby była choćby jedna pewna przesłanka zaprzeczająca pochodzeniu od Boga, jak np. brak wiarygodności osoby wizjonerki (choroba psychiczna czy kłamstwo) czy sprzeczność z Bożym Objawieniem. Mamy więc, dokładnie biorąc, do czynienia jedynie z brakiem oficjalnego uznania nadprzyrodzonego pochodzenia, a nie z orzeczeniem o braku nadprzyrodzonego pochodzenia. Temu nie może zaprzeczyć także o. Piórkowski, choć próbuje orzekać samodzielnie. Tym samym pierwszy jego argument - brak kościelnego uznania w znaczeniu negatywnej oceny - należy uznać za chybiony. 

Można by ten wątek rozwinąć, analizując znane i potwierdzone wypowiedzi przedstawicieli hierarchii. Należy mieć na uwadze, że pośród wszystkich wypowiedzi na temat objawień w Akita dokumentem najwyższej rangi jest list biskupa miejsca:


Nieco więcej tutaj i tutaj.

Biskup Ito widocznie osobiście raczej wierzył w autentyczność objawień, aczkolwiek z jakichś przyczyn nie wydał oficjalnego dekretu ich uznania. Na wydanie takiego dekretu musiałby mieć zgodę Stolicy Apostolskiej i pośrednio także innych biskupów japońskich, gdyż sprawa dotyczy także ich wiernych. Uznanie objawień miałoby poważny wpływ na myślenie i pobożność katolików i też niekatolików głównie w Japonii. Wygląda na to, że sprzeciw miał miejsce ze strony biskupów w Japonii. Powody mogły być różne. Nie są znane żadne zarzuty czy zastrzeżenia doktrynalne ani moralne, ani ze strony innych biskupów czy teologów japońskich, ani z strony Stolicy Apostolskiej. 

Stanowisko ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, kardynała Ratzinger'a, jest sprecyzowane tutaj:


Tym samym biskup Ito otrzymał pośrednie poparcie dla swojej linii wobec objawień w Akita. 

Wiadomo natomiast, że ówczesny arcybiskup Tokio, który widocznie sprzeciwiał się uznaniu autentyczności objawień w Akita, miał specyficzne powiązania. Otóż był związany zarówno z jezuitami, którzy pionierami destrukcji katolicyzmu w Japonii, jak też z Niemcami - jako członek paramasońskiej korporacji niemieckiej (źródło tutaj):


Znamienne jest także, że jego herb biskupi nie zawiera zupełnie żadnego symbolu chrześcijańskiego:



Przyjrzyjmy się poszczególnym tezom o. Piórkowskiego.

1. Apodyktyczne orzeknięcie przez niego fałszywości jest groteskowe, skoro mimo długoletnich badań nie ma takiego orzeczenia władz kościelnych pod względem doktrynalnym. Postawa władz kościelnych jest raczej wyczekująca, widocznie także z powodów taktycznych, by nie przyczyniać się do rozwieszczania treści objawień. 

2. Już samo pozwolenie przez biskupa miejsca na rozpowszechnianie treści objawień oraz napisanie listu polecającego jest nawet mocniejszym wyrazem uznania niż urzędowa forma imprimatur, gdyż imprimatur jest jedynie aktem urzędowym, który może wykonać także urzędnik kurii, nie koniecznie biskup miejsca osobiście. 

3. Jak już wyżej wyjaśniłem, brak oficjalnego dekretu uznającego nie oznacza odrzucenia autentyczności i jej nie wyklucza. 

4. To jest także przynajmniej pochopny zarzut. Gwoli przyzwoitości o. Piórkowski musiałby najpierw wykazać dosłowne czy przynajmniej treściowe zapożyczenia. Nie czyni tego. Tym samym popełnia zwykłe oszczerstwo. 

5. Objawienia nie zapowiadają zgładzenia tego typu, co potop opisany w Księdze Rodzaju. Ponadto o. Piórkowski popełnia błąd biblicyzmu, używając jednego fragmentu Pisma św. w oderwaniu od kontextu i całości Bożego Objawienia w jego właściwym znaczeniu. Wszak w Nowym Testamencie zapowiadane są także cierpienia kary Boże. 

6. Co do roli Mariji to należałoby najpierw sprawdzić, czy i na ile książeczka, którą posługuje się o. Piórkowski, podaje autentyczną treść objawień z Akita. Nierzadko się bowiem zdarza, że nadgorliwy wydawca, dla podniesienia sensacyjności książki "ulepsza" ją własnymi dodatkami. 

7. Powiedzenie, że coś jest "nieprawdą", nie zwalnia z obowiązku wykazania nieprawdziwości. Tego o. Piórkowski nie czyni. Jeśli taka zapowiedź znajduje się w objawieniach, to może ona oznaczać, że katolicy zostaną pozbawieni sakramentów. Wówczas pozostanie im de facto tylko modlitwa na różańcu oraz znak krzyża. 

8. Powiedzenie, że coś jest niebezpieczne, jest czymś zupełnie innym niż stwierdzenie nieprawdziwości. Np. powiedzenie komuś, że umrze na nowotwór, może go doprowadzić do depresji czy nawet samobójstwa, nawet jeśli jest to prawdziwa, oparta na prawdziwych przesłankach zapowiedź. 

Fałszywe jest na pewno stawianie jedności i jednomyślności na pierwszym miejscu. Już św. Paweł powiedział, że podziały są nieodzowne (1 Kor 11, 19):



Podsumowując:
Atak o. Piórkowskiego na objawienia w Akita jest kolejnym przykładem niekompetencji teologicznej, zakłamania i manipulacji w wykonaniu prominentnego przedstawiciela jezuitów w Polsce. Zamiast rzetelnego przedstawienia problemu oraz wyrażenia opinii teologicznej w sprawie, mamy niestety do czynienia ponownie z oszukiwaniem odbiorców na doraźny użytek: zwalczania u wiernych trzeźwego myślenia i autentycznej pobożności katolickiej. 



P. S. 

Notabene. Portal, którego szefem był o. Piórkowski, jeszcze 2 lata temu podawał, że objawienia w Akita zostały uznane przez Kościół: 



Cóż. Notoryczny kłamca zaplącze się w swoich kłamstwach wcześniej czy później.