Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Katolicyzm dialektyczny (z post scriptum)


Piękno teologii katolickiej jako nauki polega między innym na tym, że nie tylko ogarnia ona jakby z lotu ptaka wszystkie inne nauki i dziedziny życia, lecz pozwala je poznać przez uporządkowanie i wartościowanie w świetle prawdy pochodzącej od Boga. Dotyczy to także życia samego Kościoła, czy to przekrojowo czy to w danym momencie historycznym.

Łatwo się domyśleć, co oznacza katolicyzm dialektyczny. Wprawdzie z punktu widzenia teologicznego jest to pojęcie wewnętrznie sprzeczne, ponieważ katolicyzm ze swej natury jest wewnętrznie harmonijny i spójny. Dlatego - dokładnie biorąc - należałoby w tym określeniu człon pierwszy ująć w cudzysłów: "katolicyzm" dialektyczny. Jednak dla uproszczenia pisowni oraz mając na uwadze, że chodzi o pojęcie socjologiczne, nie teologiczne, można cudzysłów pominąć.

W zjawisku, które chciałbym niniejszym naszkicować, nie chodzi o sprzeczność przypadłościową, czyli z niedomagania czy słabości, lecz systemową, to znaczy zamierzoną i chcianą przynajmniej o tyle, o ile jest świadoma, przyjęta i z własnym zaangażowaniem realizowana. Czym innym jest bowiem zwykła rozbieżność między wolą a czynem czy zachowaniem, między deklaracją a realizacją, czy nawet między poglądami a wprowadzaniem ich w życie, a czym innym chciane i zamierzone łączenie poglądów i zachowań sprzecznych, niezależnie od tego, czy ta sprzeczność jest dostrzegana czy nie (wiąże się z tym kwestia, czy jest wola bądź przynajmniej gotowość jej dostrzegania).

By uniknąć nużącej abstrakcyjności, będę mówił o konkretnych przykładach, dość szeroko znanych. To umożliwi każdemu czytelnikowi weryfikację i także samodzielną reflexję, być może nawet na podstawie źródeł, które dla mnie w obecnej chwili są nieznane czy niedostępne.


Chemik - fałszywy subdiakon

Jest to postać szeroko znana, nie tylko w środowiskach tzw. indultowych. Łukasz Wolański zaczął swoją karierę medialną dość wcześnie, nie przypadkowo akurat w antykatolickim "Tygodniku Powszechnym" i to wypowiedzią, która promuje i w sposób perfidny, pod pseudopobożnymi pozorami, forsuje stosowanie tzw. szafarzy:



Tak oto ówczesny 20-latek, widocznie cieszący się poparciem kogoś ważnego, zabiera głos w "dyskusji", opowiadając się po stronie skrajnego modernizmu, zacierającego różnice między stanem duchownym, powołanym w Kościele do sprawowania i szafowania sakramentów, a stanem świeckim, którego właściwym zadaniem jest życie rodzinne i zawodowe.

Wkrótce wkręcił się do środowiska indultowego we Wrocławiu, być może z inspiracji i poparcia swego protektora bpa Stefana Cichego, który jako profesor liturgiki w Katowicach sprawował tam tzw. indult i rozwiązał "problem" w taki sposób, że wierni wkrótce się zniechęcili i rozproszyli, co widocznie było zamierzone. Wolański tak oto się zaprezentował:



Zapewne także dzięki protekcji bpa Cichego student i potem absolwent chemii wielokrotnie publikował swoje texty w urzędowym biuletynie komisji liturgicznej "Konferencji Episkopatu Polski", co jest dziwne i znaczące:




W międzyczasie żonaty chemik, określający się "pasjonatem liturgii", począł krytykować stosowanie "nadzwyczajnych szafarzy".



Czyżby się nawrócił na katolicyzm? Wręcz przeciwnie. Otóż przyjąwszy tzw. posługę akolitatu, zaczął się domagać regularnej posługi dla świeckich tzw. akolitów, czyli traktowania ich quasi jako zwyczajnych szafarzy Eucharystii, skoro mają planowo i regularnie pełnić tę funkcję.








W indulcie wrocławskim zaczął regularnie pełnić funkcję subdiakona, co było ewenementem na skalę światową w całej historii Kościoła: żonaty świecki występował w funkcji liturgicznej wyższego stopnia święceń.



Równocześnie na forach i grupach internetowych rozsiewał kłamliwe, pseudoteologiczne uzasadnienie tego swojego wynalazku. Była o tym mowa tutaj, zaś ostateczne rozprawienie się z fałszywą propagandą p. Wolańskiego miało miejsce tutaj (od tej pory delikwent zamilkł w temacie, mimo że od kilku lat zapowiadał opublikowanie swego opracowania naukowego odnośnie tej kwestii).



Przebierańcy w natarciu 

Proceder Wolańskiego nie jest odosobniony, lecz stanowi istotną część strategii pewnego grona osób związanych głównie z wrocławskim środowiskiem indultowym. Pokrewne i powiązane sprawy omówiłem tutaj i tutaj.

Warto zauważyć, że to grono dość otwarcie przyznaje, że chodzi o zainstalowanie zwyczajów. Czyli nie jest istotne, co mówią przepisy liturgiczne, bo my wprowadzamy zwyczaj i w ten sposób nawet ewidentne nadużycie sprzeczne z rubrykami ma się stać prawomocne, jak w wypadku nielegalnego pełnienia funkcji ceremoniarza biskupiego przez świeckiego i to przebranego w sutannę prałacką:





Człowiek kłamliwie powołujący się na kanony prawa kanonicznego - powiązany widocznie z duchownymi gwiazdami indultyzmu jak x. Jarosław Powąska, x. Grzegorz Śniadoch (to oni właśnie służą przy sakramencie małżeństwa parze robiącej tę stronkę, jak widać na obrazku) - redaguje parodystyczno-antyklerykalną stronkę z odpowiednim obrazkiem tytułowym:







Czyż trzeba więcej dowodów dla stwierdzenia, jaki duch za tym stoi?



Chemik w odmętach helleryzmu 

Następną kluczową postacią, w pewnym sensie także symboliczną, jest x. Wojciech Grygiel, pochodzący z Wrocławia, należący formalnie do Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra (FSSP, stowarzyszenia życia apostolskiego na prawie papieskim).



Jak podaje wiki, był najpierw absolwentem chemii na Politechnice Wrocławskiej (podobnie jak Ł. Wolański), następnie odbył studia doktoranckie na państwowym uniwersytecie w stanie Nowy Jork (nie wiadomo przez kogo finansowane, z oficjalnych danych wynika jedynie, że uczelnia nie współpracuje z żadną uczelnią w Polsce). Następnie wstąpił do seminarium FSSP w Scranton (stan Pensylwania), studia ukończył jednak w seminarium FSSP w Niemczech (Wigratzbad) i przyjął w 2003 r. święcenia kapłańskie. Po uzyskaniu w 2004 r. magisterium z teologii na uniwersytecie w Poznaniu, podjął studia doktoranckie z filozofii przyrody u x. prof. M. Heller'a w Krakowie, a następnie przewód habilitacyjny zakończony w 2015 r. na podstawie pracy pt. "Stephena Hawkinga i Rogera Penrose'a spór o rzeczywistość" (źródło tutaj). Już sam tytuł jest dość dziwny, gdyż Hawking i Penrose w znacznej mierze współpracowali i nie różnią się istotnie w poglądach o rzeczywistości. Tę kwestię mogę w tym miejscu pominąć, gdyż nie jest ona istotna dla tematu.

Istotne jest natomiast, że praca habilitacyjna x. Grygiela spotkała się z miażdżącą krytyką ze strony postronnego profesora filozofii, który określił to dosadnie - ale zupełnie bez przesady i z obszernym uzasadnieniem - "udawanym filozofowaniem". Właściwie należałoby to określić jeszcze dobitniej. Można to uzasadnić niemal na każdym kroku, począwszy chociażby od tak bzdurnej, że aż groteskowej i nie wymagającej komentarza wypowiedzi, redukującej naukowość do nauk przyrodniczych (źródło tutaj):



Jeszcze bardziej niepokojące i wręcz skandaliczne są poglądy x. Grygiela dotyczące bardziej bezpośrednio tematów teologicznych. Na kilka spraw zwracałem już uwagę, jak

- postulowanie dopasowania liturgii do "postępu" nauk przyrodniczych (tutaj)

- herezja fideizmu (tutaj)

- obrona negacji istnienia diabła (tutaj)

Dodać należy jeszcze utożsamianie Bożego Objawienia z Pismem św. i zupełnie bezkrytyczne - wręcz naiwne i nienaukowe - podejście do teorii ewolucji i w związku z tym podważanie prawdy o grzechu pierworodnym (od ok. min 30):



Konkretnie głosi tutaj następujące herezje:
1. neguje uświęcenie przez łaskę (w katolickim rozumieniu działanie łaski nie wyłącza działania ludzkiego)
2. twierdzi, że człowiek "sam z siebie" może coś zrobić (to jest pelagianizm, nie katolickie rozumienie uczynków człowieka ku zbawieniu)
3. twierdzi, że Kościół jest ludzki (w rozumieniu katolickim Kościół jest bosko-ludzki).

Ponadto x. Grygiel twierdzi, jakoby dopiero po napisaniu Pisma św. chrześcijaństwo wchłonęło myśl grecką o Logosie. Widocznie nie zna Ewangelii św. Janowej, szczególnie jej Prologu (który odmawia na końcu każdej Mszy św. w liturgii tradycyjnej), i tym samym popisuje się ignorancją na poziomie najwyżej szkoły podstawowej.

Swoje poglądy w postaci "teologii ewolucyjnej" zaprezentował także szerzej, co już niegdyś zanalizowałem (tutaj).

Nie trudno zauważyć, że x. Grygiel w sztuce "udawania" nie odbiega od swojego mistrza o ewidentnie antykatolickich i antychrześcijańskich poglądach (więcej tutaj i tutaj), aczkolwiek mu jednak (jeszcze) nie dorównuje.

Zaś do pomocy w duszpasterstwie dołączył do niego pewien ex-paulin, który swoją "mądrość" życiową wyraża publicznie w następujący sposób (przepraszam za oryginał typowo wulgarny):



Czyli mamy do czynienia z pasującym połączeniem odpowiedniej kultury osobistej.


Festiwal niechrześcijańskich korzeni 

Z pozornie innych kręgów wywodzi się nurt związany z festiwalem w Jarosławiu, który od drugiej połowy lat 90-ych zawiera także celebracje w liturgii tradycyjnej, dokładniej: dominikańskiej. Wiąże się to z osobą o. Wojciecha Gołaskiego OP, który jest protagonistą tegoż z gruntu niekatolickiego festiwalu, co mu nie przeszkadza być zwolennikiem liturgii tradycyjnej. O festiwalu pośrednio już pisałem. Nie można tego oddzielić od poglądów o. Gołaskiego, wyrażonych chociażby w okolicznościowym kazaniu na cześć współzałożyciela tej imprezy, Macieja Kazińskiego.



Według rozpowszechnionej obecnie maniery, o. Gołaski zwracał się do zmarłego w drugiej osobie, tak jakby zmarły bezpośrednio widział i słyszał, co jest po prostu nieprawdą i wprowadzaniem ludzi w błąd, i to o charakterze okultystycznym.
Co do treści było nie lepiej. Była mowa
- o duszach nieśmiertelnych, które lgną do "nieskończoności",
- o tym, że zmarły w festiwalu zbudował "most" do "nieskończoności",
- że my pójdziemy do zmarłego, który jest w "nieskończoności",
- że zmarłemu "niebiosa" zesłały chorobę, na którą przedwcześnie zmarł.
Nie było ani słowa o Bogu, ani o wieczności, ani o sądzie, ani o znaczeniu i wartości modlitwy za dusze zmarłych itp. 

Co do zasadniczych tez o. Gołaskiego należy zauważyć: 

1. Powiedzenie, że zmarły jest w "nieskończoności", oznacza pomylenie wieczności z nieskończonością, jeśli kaznodzieja uważa (wszystko na to wskazuje), iż zmarły przeszedł do rzeczywistości boskiej. Oznacza to pośrednią negację zarówno bezpoczątkowości rzeczywistości boskiej (Bóg jest wieczny w tym znaczeniu, że nie ma początku i nie ma końca, czyli jest bezpoczątkowy i nieskończony), jak też istnienia nieskończoności bez Boga czyli piekła (który oczywiście ma początek). Nawet jeśli kaznodzieja uważał, że może zastąpić słowo "wieczność" słowem "nieskończoność", to się grubo pomylił. Wystarczy znać elementarz teologii katolickiej by wiedzieć, że każde stworzenie duchowe (jak aniołowie i dusze ludzkie) nie ma końca w tym znaczeniu, że jest nieśmiertelne, choć ma początek. Tym samym teologicznie fałszywe i niedopuszczalne jest mylenie wieczności - czyli rzeczywistości bez początku i bez końca - z rzeczywistością stworzeń duchowych. Według nauczania Kościoła zmarły jest w rzeczywistości wiecznej (czyli ponadczasowej), a jego dusza jest nieskończona - w znaczeniu nieśmiertelności - już za życia ziemskiego (choć nie jest nieskończona w znaczeniu nieograniczoności). 

2. Powiedzenie, że po życiu doczesnym dojdziemy do nieskończoności, potwierdza pomylenie z wiecznością czyli rzeczywistością Boga (skoro kaznodzieja uważa, iż zmarł przeszedł do rzeczywistości Bożej). Według wiary katolickiej jest istotna różnica między rzeczywistością Boga a rzeczywistością duchowych bytów stworzonych, które są nieśmiertelne i w tym znaczeniu nieskończone, choć mają początek i tym samym nie są wieczne. 

3. Mówienie ogólnie o "nieskończoności" bez odróżnienia między nieśmiertelnością z Bogiem (czyli niebem) a nieskończonością bez Boga (czyli piekłem) jest fundamentalnym zakłamaniem katolickiej eschatologii. 

4. Twierdzenie, że zmarły jest w nieskończoności, do której dojdą żyjący, oznacza w świetle eschatologii katolickiej również brak odróżnienia między niebem i piekłem. Tym samym jest to albo bezpodstawne twierdzenie, że zmarły jest w niebie, albo nie mniej bezpodstawne twierdzenie, że żyjący znajdą się w piekle. 

5. Powiedzenie, że "niebiosa" zesłały zmarłemu chorobę jest albo wprost bluźnierczym przypisywaniem Bogu zła, albo nie mniej bluźnierczym twierdzeniem, że szatan jest w niebiosach.

Tym samym więc niestety potwierdziła się znana już ocena, że festiwal ma wyraźny charakter paramasoński. To kazanie jest tego rodzaju, że mógł je wygłosić nie tylko heretyk (czyli ochrzczony odrzucający wiarę katolicką) lecz także wyznawca religii pogańskiej czy mason-okultysta z jakimiś resztkami religijności w postaci wiary w życie po śmierci. To się zupełnie zgadza z działalnością zmarłego, któremu poświęcone było kazanie i którego zasługą jest regularne zapraszanie muślimów do koncertowania w świątyniach katolickich. Natomiast zupełnie się to nie zgadza z religią katolicką.





Wobec takiej treści i takiego ducha nie dziwi zachowanie uczestników festiwalu w świątyni katolickiej, które nie licuje nawet z dobrym wychowaniem i zasadami kultury w miejscu publicznym:



Sam szef festiwalu ujawnia, że tworem tych kręgów są tzw. warsztaty Ars Celebrandi w Licheniu:



Oficjalnym celem "warsztatów" jest nauczanie i propagowanie liturgii tradycyjnej. De facto jest to, obok festiwalu w Jarosławiu, główny kanał implementowania na gruncie polskim działalności M. Peresa i jego szkoły (więcej tutaj). W taki oto sposób powstało coś w rodzaju przemysłu muzyczno-liturgiczno-ideologicznego z dość wyraźnymi powiązaniami z kręgami antykatolickimi. Tą drogą formowani są głównie młodzi ludzie zainteresowani liturgią tradycyjną - nie tylko wraz z nadużyciami liturgicznym lecz także z fałszywą, antykatolicką ideologią w tle.


Od przystanku Owsiaka do KAI-u 

Przewinęło się już nazwisko Dawid Gospodarek. Jest to postać szeroko znana dzięki obecności i działalności medialnej. Nie wiadomo, czy i jakie studia skończył, raczej żadnych. Podobno zaczynał formację w dwóch zakonach czy seminariach duchownych, co nie trwało długo.



(źródło tutaj)

Obecnie jest redaktorem w Katolickiej Agencji Informacyjnej, czyli w oficjalnym organie konferencji biskupów, który jest de facto tubą kręgów modernistycznych i katolewackich. Wynika to już z korzeni tej instytucji, gdyż została stworzona swego czasu przez biskupa Józefa Życińskiego, którego współpraca z komunistyczną bezpieką została wykazana (TW Filozof). Także jego poglądy zostały zdemaskowane jako antykatolickie i wręcz ateistyczne (sprawa ks. Adama Gardyasza). Notabene x. Życiński był blisko powiązany z x. Hellerem (dowody tutaj i tutaj), mistrzem x. Grygiela, o którym było wyżej. Pierwotna ekipa KAI, zwłaszcza w osobie szefa Marcina Przeciszewskiego, wciąż kontroluje tę instytucję. Jak to możliwe, że zwolennik liturgii tradycyjnej zostaje pracownikiem takiej redakcji? Odpowiedź staje się jasna, gdy się weźmie pod uwagę, że Gospodarek jest także jedną z głównych postaci - aczkolwiek bardziej zakulisowo - zarówno festiwalu w Jarosławiu jak też warsztatów w Licheniu.





Jednak powiązania ma jeszcze szersze i jeszcze ciekawsze. Począwszy od spędu Owsiakowego:







Aż do szamana demonicznego ruchu "Toronto blessing" (więcej o nim tutaj i tutaj):




Najbardziej stałym i najczęstszym wątkiem jest u niego jednak homosexualizm:









W sprawach moralnych Gospodarek całkowicie popiera nowości, tradycyjnie potępiane przez Kościół, który zawsze nauczał, że właściwym miejscem dla wychowania w sferze sexualnej jest rodzina, nie szkoła.



Co zresztą nie zaskakuje, skoro on w taki sposób deklaruje swoje poglądy teologiczne:



Także nazywając "duchowną" anglikańską "ks.":



Należy się spodziewać dalszego rozwoju wypadków. Z pewnością można powiedzieć, że Gospodarek jest najbardziej znaną osobą tego pokroju w Polsce.


Akapowa demoralizacja 

Na obrazkach powyższych przewinęły się pewne twarze i nazwiska powiązane zwłaszcza z festiwalem jarosławskim, ale nie tylko. Najsłynniejszy z tych postaci jest Jan Traczyk, znany głównie z tzw. akapów. Są to grupy na facebook z antychrześcijańskiego ruchu tzw. anarchokapitalizmu, mające także swoje wersje quasi katolickie jak ta, gdzie brylują właśnie osoby tego typu:



Kościelnie osoby te są obecne głównie na indultach warszawskich, uprawiając tam bluźnierszy styl śpiewu, przeszczepiony z festiwalu jarosławskiego.






Na odpowiednim poziomie są także żarty tego osobnika:




Najbardziej charakterystyczną osobą dla tzw. katoakapów jest jednak ktoś inny, mianowicie były seminarzysta WSD w Łodzi, którego łączy z Traczykiem exponowana przyjaźń:




Ten człowiek zdobył się na szydzenie z chorego człowieka, przebierając się za kapłana:



Co więcej. Według wiarygodnego świadectwa, ten młodzieniec o nazwisku Patryk Ciesielski,
będąc w seminarium dopuścił się wręcz diabelsko bluźnierczego żartu posługując się figurkami Matki Bożej i św. Józefa (imitowanie sexu oralnego).

Z tego środowiska wywodzi się miesięcznik, który próbuje podbić rynek młodzieżowo-katolicki:




Powiązania są dość oczywiste, zarówno z gwiazdą akapów Traczykiem jak też z Ars Celebrandi i tym samym masońskim festiwalem w Jarosławiu, o czym świadczą wypowiedzi samego red. nacz. tegoż pisemka:




Nietrudno znaleźć antykatolicką propagandę uskutecznianą pod czujnym okiem red. naczelnego, o czym pisałem już w innym miejscu i tylko wklejam wraz ze źródłami:




Te uwagi odnoszą się do następujących wypocin, oddających widocznie linię ideową pisemka, wybitnie antykatolicką:






Dochodzą typowo protestanckie twierdzenia,

- że całe Boże Objawienie jest zawarte w Piśmie św.:


- że rozumowo nie można poznać istnienia Boga:


Oto autor tych heretyckich bzdetów, jeden z redaktorów pisemka:


Warto mieć na uwadze, że inicjator i opiekun tego przedsięwzięcia, x. Dawid Tyborski, jest byłym (czy tylko byłym?) protestantem. Jak zakłamane jest to towarzystwo świadczy też chociażby "dyskusja" w temacie, gdyż delikwent nawet swoim przyjaciołom nie podaje jasno faktów:


A widocznie nadal nie wyleczył się z herezji, skoro chwali się zażyłością z dominikaninem "charyzmatykiem", który głosi dość prymitywne herezje (więcej tutaj):




I też z innym głoszącym ewidentne herezje i bzdety (więcej tutaj):



Uzupełnienie (czerwiec 2021): nawet odnośnie skandalicznego, wręcz rynsztokowego wywiadu tego heretyka i zwodziciela (więcej tutaj), akapowy delikwent rozpływa się w podziwach (źródło tutaj):




A tutaj w szerszym gronie akapowo-przebierańcowym, między innymi ze słynnym Gospodarkiem:




Dowodem na jego heretyckie, skrajnie modernistyczne poglądy jest uporczywe nazywanie protestanta "biskupem", a protestantów "kościołem", co podlewa pseudopobożnym sosem:




Drugi duchowny związany na stałe z pisemkiem "Adeste" ma też dość ciekawe powiązania, mianowicie z duchownym z Łodzi uprawiającym okłamywanie na użytek islamizacji:







Dla tych, co nie wiedzą, wyjaśniam: ramadan to świętowanie objawienia Kuranu, czyli księgi m. in. wzywającej do mordowania chrześcijan.


Od satanizmu do talmudyzmu - po drodze przez...

Szczególnie jaskrawym przypadkiem jest Sergiusz Orzeszko. Jako kolega Grzegorza Śniadocha z czasu studiów seminaryjnych dla ordynariatu wojskowego, poszedł w jego ślady do tradycyjnego Instytutu Dobrego Pasterza (IBP). O swojej historii nawrócenia - jak się potem okazało wątpliwego - opowiadał przejmująco, pełniąc rolę drugiej gwiazdy Tradycji w Polsce po swoim koledze, x. Śniadochu (wyświęconym w 2008 r.):

https://www.youtube.com/watch?v=fqnRf0NkTFA

Nie ulega wątpliwości, że łączyło ich więcej niż koleżeństwo z czasów seminarium, co widać w licznych śladach w internecie:



Sergiusz otrzymał święcenia prezbiteratu w 2012 r., co jeszcze bardziej wzmocniło jego sławę i popularność. Po niedługim czasie opuścił IBP i wstąpił do Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X (FSSPX), co zwykle świadczy o radykalizacji poglądów w sprawach kościelnych. Nieoczekiwanie w 2016 r. podano do wiadomości, że x. Orzeszko zostaje przeniesiony do Francji:



Niedługo potem pojawiła się pogłoska, że z powodu tego przeniesienia opuścił FSSPX i nie wiadomo, gdzie przebywa. Sprawa wyjaśniła się niedawno, w marcu 2020 r., gdy na profilu pewnej kobiety z Łodzi pojawiły się następujące fotki:




Fotki pochodzą z bieżącego roku 2020. Wiek dzieci świadczy o tym, że zostały spłodzone znacznie przed rokiem 2016. Czyli katolicy byli przez lata perfidnie oszukiwani...

Warto zauważyć, że Orzeszko - jeszcze jako ksiądz - został zaangażowany jako tłumacz słynnej książki prof. de Mattei o Soborze Watykańskim II. Dopuścił się w tym tłumaczeniu jaskrawych fałszerstw, co potwierdza, że już wtedy systematycznie oszukiwał katolików. 


Bractwo przed czego?

Mniej głośnym, jednak nie mniej znaczącym elementem krajobrazu jest następne grono osób, zresztą w znacznej części pokrywające się z już wspomnianymi. Chodzi o tzw. Bractwo Przedmurza. Zaś elementem łączącym jest znowu x. Grzegorz Śniadoch, który widocznie pełni rolę quasi "ojca duchowego" i zarazem "kapelana" tego grona. Nie będę tutaj powtarzał oficjalnych informacyj, gdyż są one dość łatwo dostępne w internetach. Zresztą osobiście nie przywiązywałbym wielkiej wagi do oficjalnych deklaracyj czy programu działania, który zresztą - o ile mi wiadomo - nie jest dostępny publicznie, a nie wiadomo też nic o żadnych statutach owego Bractwa, tym bardziej o ich zatwierdzeniu czy to według prawa państwowego czy kościelnego. Bardziej interesujące są natomiast faktyczne znamiona i to już nawet te dostępne - czy niegdyś dostępne - publicznie. Podkreślam: nie zamierzam kwestionować dobrych intencyj poszczególnych członków czy zwolenników. Zresztą kilku dane mi było poznać osobiście. Wygląda na to, że między poszczególnym placówkami (zwanymi komturiami) są różnice zdań i posunięć przynajmniej w niektórych kwestiach. Zaznaczam także, iż nie mam zastrzeżeń do deklarowanych publicznie celów owego Bractwa. Jednak czuję się w obowiązku zwrócić uwagę na pewne przynajmniej de facto konstytutywne elementy, które są ewidentnie fałszywe i niekatolickie. 

Zacznę od pewnej ceremonii, przedstawionej pierwotnie przez samo "Bractwo" w internecie, gdyż jest ona szczególnie symptomatyczna. Wprawdzie materiał fotograficzny został usunięty i otrzymałem zapewnienie, że takowa ceremonia już nigdy się nie powtórzyła. Są jednak podstawy do wątpienia w to zapewnienie, zwłaszcza, że odpowiedzialni nigdy nie przyznali się do błędu, nie obiecali poprawy i nie podjęli zadośćuczynienia za popełnione przestępstwo wobec miejsca kultu katolickiego i zgorszenie. 

Najpierw zapraszam do obejrzenia materiału wizualnego:



Jak widać, tajemniczej ceremonii przewodniczy założyciel i wódz "Bractwa Przedmurza" w asyście x. Grzegorza Śniadocha. Zaś "ceremoniarzem" jest główny organizator warsztatów "Ars Celebrandi" Tomasz Olszyński. Ministrant trzyma tajemniczą księgę z niewiadomym obrzędem, z całą pewnością niezatwierdzonym przez żadne władze kościelne - oprócz x. Śniadocha, który oczywiście nie jest żadną władzą kościelną. To jest oczywiście farsa i oszustwo, gdyż 
- w miejscu sprawowania Najświętszej Ofiary (także ołtarz boczny jest miejscem do tego poświęconym) zasiada świecki w pozie właściwiej biskupowi podczas czynności pontyfikalnych, 
- ceremonia odbywa się według wynalezionego i z całą pewnością niezatwierdzonego przez żadną władzę kościelną rytuału, 
- symulowane jest sprawowanie ceremonii według ksiąg liturgicznych, co oczywiście nie jest prawdą. 
Następne fotki mają znaczenie uzupełniające:








To jest oczywiście farsa i swoista zabawa dużych chłopców w quasi rycerzy, przy bezprawnym wykorzystaniu miejsca świętego dla fałszywego obrzędu, a to wszystko przy aprobacie i z udziałem (może nawet z inspiracji) naczelnej gwiazdy indultyzmu - x. Śniadocha. 

Zwróciłem im na to uwagę w miejscu publikacji tego materiału, zaś odpowiedzią było powołanie się na "kapłanów" oraz pogróżka za rzekome znieważenie ich:


Autorem tych słów w imieniu "Bractwa Przedmurza" jest sam Franciszek Podlacha. A kim on jest oprócz szefowania Bractwu? Oficjalnie nie było nic wiadome publicznie aż do niedawna. Otóż w związku z tzw. piątką dla zwierząt w jesieni obiegłego roku wystąpił bodajże w senacie w imieniu przedsiębiorców, co akurat jest chwalebne. Natomiast mniej chwalebne, a nawet skandaliczne jest wielokrotne posługiwanie się przez niego pojęciem "ubój religijny", które to pojęcie jest wynalazkiem talmudystów dla wybielenia barbarzyńskiego, żydowsko-muślimskiego rytuału zażynania zwierząt bez znieczulenia (więcej tutaj i tutaj): 




Tym samym znowu wiemy, z kim mamy do czynienia, czyli kto próbuje występować jako katolik z szumną nazwą "Przedmurze"...

Istotna jest także następująca sprawa. Otóż owo Bractwo chwali się spotkaniami, pielgrzymkami, wędrówkami TYLKO dla mężczyzn. Jest to naczelna zasada jego działania. Oto dowody wzięte z publicznie dostępnych ogłoszeń:




Nie wiem, czy ci panowie na prawdę myślą, że będą bardziej męscy, jeśli tylko w swoim męskim gronie będą odbywać swoje praktyki organizacyjne, rozrywkowe i religijne. Nie chodzi o zachciankę dziwnych panów lubiących wyłącznie męskie towarzystwo, lecz wchodzą w grę obowiązki stanu, gdyż spora część tych panów to żonaci mężczyźni, którzy dla swojego hobby biegania po górach i lasach w wyłącznie męskim towarzystwie zostawiają w domu swoje żony i dzieci nawet na kilka dni:





Czy ktokolwiek zwrócił tym dużym chłopcom uwagę na to, że to, co robią wobec własnych rodzin (i nie tylko) jest prostą drogą do wpojenia przynajmniej ich żonom i dzieciom choćby niechęci, jeśli nie wręcz nienawiści do wiary i Kościoła za to, że pod etykietką i pretextem katolicyzmu ich mężowie i ojcowie urządzają sobie urlopy od rodziny, czyli od obowiązków małżeńskich i rodzicielskich, i to z groteskowym hasłem obrony chrześcijaństwa przez bieganie po górach i lasach, tudzież dyskutowanie całymi dniami, jak należy to nadal robić?
A to się dzieje oczywiście z aprobatą, a widocznie nawet poparciem ich duchowego opiekuna i idola x. Śniadocha...

Na koniec jeszcze reakcja jednego z tych chłopców świadcząca o stanie umysłu, typowa zresztą:





Bóg? Honor? Rock'n'roll! 

Znacznie dłużej na rynku medialnym jest obecny Mateusz Ochman, który wraz ze swoim przyjacielem Tomaszem Adamskim, będąc - tylko krótki czas - studentem teologii rozwinął działalność jako vloger. Na przykładzie choćby tych obrazków widać, że krąg się jakby zamyka, gdyż osoby kolegują ze sobą internetowo, ale nie tylko:




Ze słynnym Gospodarkiem nocna zabawa:


A tutaj już służbowo wspólnie:


Dzięki swoistej mieszance narcyzmu i kokieterii udało się Ochmanowi zdobyć popularność głównie wśród młodzieży. Nie mając nawet ukończonych studiów - studiował teologię tylko niecały rok i chyba nie ukończył żadnych studiów - wypowiadał się i nadal wypowiada się, budując swoją popularność na tematach dotyczących wiary katolickiej i Kościoła. Przyznać trzeba z uznaniem, że treściowo jego wystąpienia przeważnie trzymają się ortodoxji katolickiej i przejawiają konserwatywne poglądy liturgiczne. Zdarzają się jednak niedorzeczne wypowiedzi, zdradzające skrajnie modernistyczne skrzywienie, jak ta, na którą już niegdyś wskazałem (błędnie wówczas mniemając, że skończył studia, o których niegdyś wspominał, a wygląda na, że nie skończył żadnych studiów):


Ochman pilnie wystrzega się ujawniania swoich poglądów politycznych. Nazwa jego bloga, parodiująca słynne hasło przez zastąpienie Ojczyzny "rock'n'roll"em, wskazuje raczej na lewacką tendencję. Pasuje do tego fakt, że wpierw podjął pracę w jednoznacznie katolewackim środowisku:



Otóż Stacja7 jest ściśle związana ze środowiskiem skrajnie katolewackiego krakowskiego "Znaku":




W ostatnim czasie Ochman zaczął współpracować również z krakowskim środowiskiem quasi konserwatywnym, konkretnie z portalem PCh24:

Współdziałał w tworzeniu filmu przeciw weganom, który pod względem teologicznym jest wybitnie niekompetentny i wręcz zakłamany (więcej tutaj):


W osobistych wyznaniach z ostatniego czasu mówi o konieczności zarabiania i braku pieniędzy na sprzęt, a równocześnie chwali się, że dzięki zdobytej popularności ma wiele ofert pracy:



Ochman stale lubi exponować swoją religijność. Wywodzi się ona z blachnicyzmu czyli tzw. "Ruchu Światło-Życie", do czego się z sentymentem przyznaje.


Z powodu tak wylewnego wyznania wiary i pobożności, warto się przyjrzeć sprawie nieco bliżej. Tak się składa, że mam z nim pewne doświadczenie osobiste, aczkolwiek tylko internetowe.

Jako że zainteresowania co do grup społecznościowych się pokrywały, byliśmy nawet znajomymi przez jakiś czas. Potem dotarły do mnie jego zaplecowe wpisy na mój temat (na grupie, której nie byłem członkiem):




Po dłuższym czasie, gdy coraz częściej docierały do mnie pomówienia, jakobym nie miał inkardynacji i statusu kanonicznego, dla obrony swego dobrego imienia rozważałem podjęcie kroków prawnych przeciw znanym oszczercom. Jednym z nich był Ochman. On w typowy dla siebie bezczelny sposób szydził sobie i to dość wulgarnie:







Owszem, wrogów mi nigdy nie brakowało. Jednak nawet wśród nich trudno znaleźć kogoś, kto by jak Ochman ośmielił się puszczać w świat wyssane z palca kłamstwa, przy wykorzystaniu swojej popularności i wiarygodności u naiwnych.
Swoje oszczercze plotki usprawiedliwia w osobliwy i to ponownie w kłamliwy sposób:


Otóż fakty są takie: przy okazji jego wystąpienia z kotem (było ich kilka) wyraziłem zastrzeżenia odnośnie nazwania zwierzęcia "Pontifex" czyli słowem, które oznacza zarówno "kapłan" jak i "papież", gdyż uważam to za bluźnierstwo.


Po jakimś czasie, gdy Ochman się żalił do kamery, że został podrapany przez swego kota, napisałem mu, że nie powinien się dziwić, ponieważ koty są z natury drapieżnikami. Wtedy zostałem przez niego zbanowany, dzięki czemu poznałem już charakter i moralność Ochmana. Jego kłamliwe i nienawistne wpisy zaplecowe jedynie potwierdziły diagnozę. Niestety pasuje ona do reszty tego grona, aczkolwiek w bezczelności Ochman szczególnie się wyróżnia. Za swoje oszczerstwa nigdy nie przeprosił, ani ich nie odwołał, choć od dawna wiadomo publicznie, zapewne także jemu, że są kłamliwe. Tyle warta jest jego "pobożność". 

Zresztą widocznie on tak ma i to już od wczesnego dzieciństwa, do czego się dość otwarcie przyznaje:


No cóż. Żeby jako 3-letnie dziecko być w stanie posunąć się do tak podłego oszczerstwa i to odnośnie własnej matki, to trzeba mieć genialnie perfidny charakter. Co się widocznie nie zmieniło.

Post scriptum

Rychło pojawiła się reakcja Ochmana, najpierw zaplecowa:

 
I jeszcze groźniej:


Tyle zaplecowo. Natomiast bezpośrednio próbuje usprawiedliwić swoje oszczerstwo sprzed lat tym, że nie widział mojego celebretu:


Czyli jednak zdaje sobie sprawę, że popełnił oszczerstwo, i próbuje z niego kłamliwe wybrnąć. Przypominam: przed laty nie pisał publicznie, że nie widział celebretu, lecz że jestem wydalonym włóczęgą bez statusu kanonicznego. Nasuwa się proste pytanie: jak ten człowiek mógł przez te lata spowiadać się i przyjmować Komunię św.? Czy w ogóle spowiadał się z oszczerstwa? Jak może to pogodzić z wychwalaniem się swoją pobożnością? Widzę dwie możliwości: albo jest dogłębnie zakłamany i obłudny w swojej exponowanej "pobożności", albo stracił kontakt z rzeczywistością (możliwe jest też połączenie obydwu możliwości), co by wyjaśniało, dlaczego oszczerstwa nie uważa za oszczerstwo i tym samym się z niego nie spowiada i nie nawraca. Przed takimi kato-celebrytami uchowaj nas, Panie Boże!



Podsumowanie - możliwe? konieczne? zbędne?

Jak zaznaczyłem na wstępie, opisane osoby są tylko przykładami, szczególnie jaskrawymi. Na szczęście nie stanowią one całości ani nie są reprezentatywne dla większości katolików szczerze przynajmniej zainteresowanych Tradycją Kościoła, zwłaszcza liturgiczną. Równocześnie są to osoby szczególnie exponowane, promowane i też samopromujące się, czy wręcz uzurpujące sobie pozycję wzoru czy nawet przywództwa. Na tym polega niebezpieczeństwo. Ryba psuje się od głowy. Skoro taka "elita" jest serwowana katolikom, to jest to zamach na ich dobrą wolę, wiarę i zasady moralne. Dlatego konieczne było niniejsze ostrzeżenie.




Post scriptum

1.
Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Oczywiście typowe dla tego grona, jak ta:



W związku z tym oświadczam wszem i wobec, że
- czuję się świetnie pod każdym względem, zarówno psychicznie jak też somatycznie
- z całą pewnością nie popełnię samobójstwa, ponieważ jestem katolikiem i przestrzegam V przykazania.
Testament mam już dawno napisany :-)


2. Otrzymałem też ciekawe dopowiedzenie, które mówi samo za siebie:











Ochman przez swojego radcę prawnego oświadcza:


Ile warte są "informacje" Ochman'a, to już wiemy dość dobrze.

Natomiast stronka ma według algorytmów facebook'a następujące powiązania:




3.
Odnośnie powyższych twierdzeń dotarły do mnie następujące sprostowania:

Od Ł. Wolańskiego:





Tydzień wcześniej się odgrażał - niby dorosły człowiek, a z przekorą przedszkolaka:





Oraz odnośnie działalności Traczyka w duszpasterstwie IBP:





4.
I jest następna reakcja, znowu dziecinna i zakłamana:


Odpowiedzi oczywiście nie otrzymałem. 

Kyrie eleison!