Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy przyczyną nadużyć sexualnych duchownych jest celibat?



Obiegowa opinia, powtarzana szczególnie chętnie przy okazji afer, głosi, że przyczyną czy powodem nadużyć sexualnych popełnianych przez duchownych katolickich jest życie w celibacie czyli brak zgodnego z naturą wyżycia popędu sexualnego. Twierdzenie to, mimo pozorów słuszności i racjonalności, jest fałszywe z wielu względów:

1. Dane statystyczne są jednoznaczne: nie tylko wśród innych zawodów lecz także wśród duchownych innych wyznań, w których nie ma obowiązku celibatu, przypadki nadużyć sexualnych są znacznie częstsze, por. tutaj i też tutaj.

2. Rzeczone twierdzenie zawiera ukryte założenie, jakoby popęd sexualny nieuchronnie dążył do zaspokojenia, czy to w sposób naturalny czy zastępczy. Jest ono typowe dla tzw. psychoanalizy Freud'a, która po pierwsze opiera się zasadniczo na doświadczeniach z chorymi psychicznie (Freud był psychiatrą), a po drugie nie jest teorią naukową lecz ideologiczną o pewnych apriorycznych i fałszywych założeniach światopoglądowych, mianowicie materialistycznych, czyli sprowadzających człowieka do rangi wyższego zwierzęcia.

3. Ignoruje się znaczenie, wysoką rangę oraz praktyczne dowody stosowalności wstrzemięźliwości sexualnej i to nie tylko w Kościele lecz także w innych religiach (głównie dalekowschodnich jak hinduizm i buddyzm). Powszechne doświadczenie wykazuje, że życie we wstrzemięźliwości jest nie tylko możliwe, lecz że udaje się zdecydowanej większości tych, którzy się go podejmują. Dane statystyczne są jednoznaczne: przypadki nadużyć dotyczą jedynie ułamka duchownych katolickich (mniej niż 1%).

4. Twierdzenie powyższe jest fałszywe także z punktu widzenia psychologiczno-duchowego, co wyjaśnia fakt wspomniany w pukcie 3. Nie ten popełnia nadużycia, kto przestrzega wstrzemięźliwości duchowej czyli w myślach i pragnieniach, lecz ten, kto ją łamie najpierw wewnętrznie, przez brak czystości myśli, uczuć i zamierzeń. A to wynika z zaniedbania zwykłych środków życia duchowego jak modlitwa, rachunek sumienia, spowiedź i kierownictwo duchowe.


Czy można posłać dziecko do przedszkola Montessori?



Nie jestem w stanie wypowiedzieć się odnośnie konkretnego przedszkola, ponieważ nie znam. Jednak wspomniane informacje rzeczywiście wskazują na problem ideologiczny w tym przedszkolu, choć generalnie pod nazwą "Montessori" próbuje się prezentować pewną metodę pedagogiczną, która wydaje
 się atrakcyjna i słuszna.

Nie muszę przestawiać ani osoby Marii Messori, ani jej metody pedagogicznej. Podstawowe informacje łatwo jest znaleźć w internecie. Wskażę jedynie na mniej znane fakty i aspekty.

Po pierwsze, przykład M. Messori jako matki. Wiadomo, że z nieślubnego związku (z żydowskim psychiatrą Giuseppe Ferruccio Montesano) miała syna, którego oddała do rodziny zastępczej, gdzie syn został wychowany, a
 dopiero jako dorosły był blisko matki, oficjalnie jako jej sekretarz, gdy była już światową sławą. Czy można mieć zaufanie do takiej osoby zwłaszcza w kwestiach wychowania?

Po drugie, wiadomo, że w swojej teorii wychowania opowiadała się jasno za edukacją sexualną dzieci od lat najmłodszych, a także za neomalthusianizmem, czyli ograniczeniem dzietności z powodu rzekomej groźby przeludnienia naszej planety (por. tutaj).

Po trzecie, wiadomo, że przynajmniej pod koniec życia była blisko związana z okultystyczną sektą teozofów, na której zaproszenie wyjechała do Indii, gdzie spędziła wiele lat. W tym okresie rozwinęła swoją teorię "wychowania kosmicznego", która ma wyraźnie charakter ezoteryczny i w tym znaczeniu także ekumeniacki. Pasuje to zresztą do pogłoski (czy może nawet sprawdzonej wiedzy), że jej ojciec był związany z lożą masońską w Rzymie. 

Tym samym nie jest możliwe oddzielenie metody wychowawczej Montessori od założeń i treści, które są nie do pogodzenia z religią katolicką i w ogóle ze chrześcijaństwem, choć zapewne podejmowane są starania, żeby te różnice zamazywać czy wręcz negować.

Główne postulaty pierwotnej metody wychowawczej Montessori były pod koniec XIX w. rzeczywiście pewną nowością i kontrastem na tle "koszarowego" szkolnictwa epoki pozytywizmu i burżuazyjnego kapitalizmu. Nie jest dziwne, że ta metoda, akcentująca indywidualny rozwój osobowości dziecka, odnosiła sukcesy, z całą pewnością nie będąc nowym wynalazkiem, lecz nawiązując do najstarszych wzorców edukacji domowej. Nic nie powinno stać na przeszkodzie, by te założenia były realizowane niezależnie od nazwiska i marki Montessori. Ryzyko a nawet wysokie prawdopodobieństwo indoktrynowania dzieci treściami sekty teozofów - choć ewentualnie w przebraniu chrześcijańskim - powinno być powodem do odrzucenia oferty czy możliwości powierzenia dziecka takiej instytucji wychowawczej.

Dlaczego istnieje piekło?



W pytaniu wyczuwam emocje, które rozumiem i podzielam, jak zresztą chyba każdy człowiek o pewnej wrażliwości.

Najpierw należy rozważyć po krótce pojęcie piekła. Piekło jest stanem i miejscem wiekuistej kary za ostateczne odrzucenie Boga i Jego prawa.

1. Stan i miejsce zarazem oznacza, że chodzi o rzeczywistość stworzoną, która jest czaso-przestrzenna, a równocześnie trwała, tzn. ma początek, ale nie ma końca. Tutaj warto wspomnieć o ciekawostce, która jest mało znana: Już w starożytności istniał wśród teologów pogląd, że kary piekielne ustają w każdą niedzielę, dokładniej od soboty wieczora do poniedziałku rano. Taki pogląd prezentował nawet św. Augustyn (Enchiridion, c. 112), choć wpierw go odrzucał, a także apokryficzna Apokalipsa św. Pawła, oraz wielu teologów hiszpańskich, a nawet mszał mozarabski, oraz poeta rzymski Prudencjusz (Cathemerinon 5, 125). Wprawdzie nie przyjął się w głównym nurcie teologii scholastycznej, jednak nigdy nie został potępiony przez Kościół i tym samym może być jednym z elementów teologicznej reflexji w temacie.

2. Kara jest pojęciem analogicznym, tzn. jest właściwie pojęciem z rzeczywistości ludzkiej, głównie sądowniczej. Jest to - obok nagrody - główne narzędzie wymierzania sprawiedliwości służącej dobru ogólnemu. W sądownictwie ludzkim kara służy zarówno expiacji (czyli wynagrodzeniu na popełnione zło) jak też prewencji (przestrzega przed konsekwencjami czynienia zła i tym samym wychowuje). W karze wiecznej, jaką jest piekło, także zawarte są te cele. Różnica polega na trwaniu w nieskończoność. Nie wynika to ze szczególnego okrucieństwa kary lecz z natury rzeczywistości po śmierci: jest to wymiar ponaddoczesny i w tym znaczeniu wieczny, że nie podlega zmianie.

3. Co do kary teologia katolicka odróżnia dwa aspekty: karę potępienia (poena damni) oraz karę cierpienia (poena sensus). Potępienie oznacza właściwie odrzucenie miłości Boga, które jest decyzją i dziełem człowieka. W wyniku tej decyzji człowiek się oddalił od miłości i to oddalenie powoduje cierpienie pod każdym względem, odpowiednio do natury człowieka, czyli zarówno duchowe jak też - po zmartwychwstaniu - cielesne.

4. Kara jest konsekwencją winy. Tym samym odpowiedzialny za nią jest winowajca, nie osądzający. W rzeczywistości ziemsko-ludzkiej sąd może być omylny, gdyż bazuje na danych, które są w różnym stopniu ograniczone i mogą być niepełne czy nawet błędne z powodu czy to niedoskonałości prawa czy postępowania dowodowego. To oczywiście nie zachodzi w przypadku sądu Bożego, który obejmuje całość, jest doskonały i nieomylny.

5. Przedmiotem winy jest odrzucenie Boga i Jego prawa, którego celem jest doprowadzenie do szczęśliwej wieczności w niebie czyli uniknięcie piekła. Z perspektywy ludzkiej nie sposób w sposób całkowicie pewny ocenić, czy dany człowiek rzeczywiście i ostatecznie odrzucił Boga i Jego prawo. Tylko Bóg zna stan duszy człowieka, zwłaszcza w momencie śmierci. Dlatego Kościół nikogo nie ogłosił potępionym. Nawet wobec Judasza nie ma jednoznacznego ogłoszenia, że został potępiony, choć jest jasne potępienie jego czynu i postawy.

Słusznie w pytaniu poruszona jest kwestia wolnej woli człowieka: dlaczego Bóg dał człowiekowi wolną wolę, wiedząc, że może ona doprowadzić człowieka do wiecznego potępienia?

Jest to właściwie osobny temat, gdyż dotyczy dzieła stworzenia, zwłaszcza natury i godności człowieka. W tym miejscu odpowiem po krótce:

- Stworzenie jest dziełem miłości Boga czyli udzielania swojej dobroci. Ponieważ Bóg ma wolną wolę, dlatego "konieczne" (w znaczeniu zgodności z istotą i naturą Boga) było stworzenie także istot wyposażonych w wolną wolę, oczywiście przy zachowaniu różnicy względem Boga. Innymi słowy: wolna wola człowieka jest rzeczywista, ale nie jest absolutna, tzn. pochodzi od Boga, ale odpowiada ograniczoności człowieka i jest tym samym ograniczona.

- Istnienie człowieka jako istoty wyposażonej w wolną wolę jest dobrem wyższym niż możliwość złego jej wykorzystania oraz tegoż skutku czyli wiecznego potępienia. Innymi słowy: dobroć, wielkość i wspaniałość uczestniczenia wielu ludzi w szczęśliwości wiecznej z Bogiem jest właściwym celem i wartością. Ta wartość, jak wszystko stworzone, zakłada także możliwość i realność jej przeciwieństwa, czyli wiekuistego potępienia.

- Wiekuiste potępienie jest jako skutek wolności człowieka (i ostatecznie jego podobieństwa do Boga) także manifestacją wielkości i dobroci dzieła stworzenia. Złe wykorzystanie wolności ukazuje jej istnienie i tym samym godność człowieka. Jest to godność oczywiście względna, dlatego w razie złego jej użycia następuje kara czyli potępienie. Zaś kara jest manifestacją Bożej sprawiedliwości, czyli doskonałości, która jest właściwie miłością. Odrzucenie miłości w wolnym akcie, jak ma to miejsce w przypadku upadłych aniołów i ludzi, jest realizacją dobrego daru wolnej woli.

- Zło fizyczne związane z karą, czyli cierpienie w piekle, nie wynika z zemsty czy złości Boga, lecz z braku realizacji tego, co człowiek mógł i powinien wybrać we właściwym użyciu wolności woli. Można to porównać do następującego przykładu: Ktoś głodny natrafił w sklepie na apetycznie wyglądające potrawy, warzywa, owoce itp. i to w cenie znacznie niższej niż zwykle, a były one w sektorze zabawkowym, nie spożywczym. Zapłacił przy kasie wszystkimi pieniędzmi, które miał, i pojechał do domu. W domu okazało się, że są to jedynie plastikowe atrapy. Ktoś taki może winić tylko siebie za to, że pozostanie głodny. W przypadku sytuacji po śmierci jest to stan trwały.

Jak Kościół się odnosi do nadużyć sexualnych?



W ostatnim czasie regularnie pojawia się oskarżenie, jakoby Kościół nie czynił nic czy zbyt mało dla zapobiegania nadużyć sexualnych, zwłaszcza czynów pedofilskich, a nawet ukrywał i chronił sprawców. To oskarżenie może mieć jakieś realne podstawy w zachowaniu i postępowaniu niektórych przełożonych kościelnych, aczkolwiek udowodnione przypadki są jednostkowe i rzadkie. Zwykle kłamliwe media czy to rozciągają takie przypadki na ogół, czy wręcz podają przypuszczenia, domysły czy wręcz nieprawdę za fakty. Oczywiście trzeba by każdy przypadek rozpatrywać z osobna, rozróżniając ustalone fakty od ich interpretacji i przypuszczeń.

Niewiele czy wręcz w ogóle nie mówi się o regulacjach prawnych Kościoła odnośnie tego typu spraw, czyli normach, które powinny być stosowane.

Otóż sprawa była regulowana prawnie i to surowo już od zarania prawa kanonicznego. Zarówno sobory powszechne jak też papieże oraz biskupi wydawali odpowiednie dekrety. Przykładem może być Konstytucja Apostolska Sacramentum poenitentiae Benedykta XIV z 1741r. Tak też pierwszy Kodex Prawa Kanonicznego (1917 r.) zawiera odpowiednie normy. Dotyczą one oczywiście domeny kościelnej czyli dziedziny podległej kompetencji Kościoła, nad którą Kościół jest w stanie sprawować pieczę, nie o pełnienie roli totalitarnej policji obyczajów jak miało to miejsce w protestantyźmie purytańskim. 

W kanonach 904 oraz 2368 § 1 czyny sexualne popełnione w związku z Sakramentem Spowiedzi - jak namawianie do grzechu (sollicitatio) - są określone jako zbrodnie (crimen). Penitent ma pod karą exkomuniki obowiązek w ciągu czterech tygodni donieść o czynie biskupowi miejsca lub Stolicy Apostolskiej (Świętemu Oficjum). Gdy inny spowiednik dowie się od penitenta na spowiedzi o popełnionym czynie, ma obowiązek nakazać penitentowi zgłoszenie rzeczonym władzom kościelnym. Brak zgłoszenia skutkuje automatyczną karą exkomuniki. Winny czynu sexualnego zostaje natychmiast suspendowany czyli otrzymuje zakaz sprawowania wszelkich funkcyj wynikających ze święceń, zwłaszcza celebrowania Mszy św. i słuchania spowiedzi. Jeśli czyn ma szczególną wagę, wówczas jest karany zakazem spowiadania na zawsze i nawet wydaleniem z stanu duchownego. 


Ponadto kanon 2359 § 2 określa, że winny czynu sexualnego z osobą poniże 16 roku życia ma zostać suspendowany, ogłoszony jako niegodziwy oraz pozbawiony wszystkich funkcyj, urzędów i przywilejów stanu. Paragraf § 3 mówi, że także w razie innych grzechów przeciw szóstemu przykazaniu winny powinien zostać odpowiednio ukarany według wagi grzechu, do pozbawienia urzędu i przywilejów włącznie. 


W 1922 r. Święte Oficjum wydało instrukcję Crimen sollicitationis regulującą postępowanie karne w takich przypadkach, czy szczegółowe zastosowanie przepisów Kodexu. Zarówno za sam czyn jak też za sprofanowanie Sakramentu Spowiedzi następuje kara automatycznej exkomuniki. Tak samo w przypadku czynów homosexualnych, z nieletnimi i ze zwierzętami. Instrukcja reguluje powoływanie trybunałów kościelnych dla tego typu spraw, a także wymierzanie kar. Zwraca uwagę, że należy zapobiec recydywie winowajcy. W razie ryzyka nie należy mu powierzać dotychczasowych funkcyj. Z względu na to, że chodzi o czyny w ramach Sakramentu Spowiedzi, gdzie spowiednika obowiązuje ścisła tajemnica pod karą exkomuniki, instrukcja zobowiązuje wszystkich uczestników procesu do zachowania tajemnicy. Nie chodzi więc w żaden sposób o chronienie winowajcy przed odpowiedzialnością wobec organów świeckich lecz o zachowanie tajemnicy spowiedzi w ramach wymaganych przez sprawiedliwość, gdyż spowiednik oskarżany nie może mówić nic o tym, co się wydarzyło podczas spowiedzi i nikt nie może go zwolnić z tajemnicy spowiedzi.


W 1961 r. Kongregacja ds. Zakonów wydała instrukcję zakazującą dopuszczanie osób homosexualnych do ślubów zakonnych i do święceń. Rok (1962) później Prefekt Świętego Oficjum kard. Ottaviani wydał zatwierdzoną przez Jana XXIII instrukcję regulącą postępowanie dochodzeniowe i sądownicze odnośnie grzechów popełnionych przez duchownych przeciw szóstemu przykazaniu. Nakazuje ona biskupom zachowanie w tajemnicy procesów karnych w sprawie takich czynów. Tutaj chodzi także o ochronę zarówno nie tylko tajemnicy spowiedzi lecz także ofiar oraz wolności Kościoła w ramach własnego porządku prawnego. Nie ma tutaj ani w żadnym innym dokumencie śladu tuszowania tego typu spraw czy utajnienia względem organów państwa. Nigdy nie było zakazu zgłoszenia tego typu czynów organom państwa.

Paweł VI w konstytucji odnośnie reformy Kurii Rzymskiej Regimi ecclesiae z 1967 r. potwierdził kompetencje Stolicy Apostolskiej w sądzeniu i wydawaniu zarządzeń w takich sprawach. Równocześnie z powodu treści dokumentów Vaticanum II, które podkreślają władzę biskupów diecezjalnych, pozostała niejasność co do kompetencyj i procedur. Wraz z Kodexem Prawa Kanonicznego z 1983 r. nastąpiły poważne zmiany w kościelnym prawie karnym. Drastycznie zredukowano liczbę wytypowanych czynów karalnych. Punkt ciężkości we wielu postapowaniach karnych został przełożony na biskupów i sądy diecezjalne. W praktyce doprowadziło to do poważnych rozbieżności w procedurach i wymierzaniu kar. Często miały miejsce także sytuacje patowe. Z tego powodu, jak podaje jeden z biskupów Kurii Rzymskiej, kard. Ratzinger już w 1988 r. postulował uproszczenie procedur, by nie dochodziło wykorzystywania niejasności w celu ochrony winowajców przed odpowiedzialnością.

Jan Paweł II w Konstytucji Apostolskiej Pastor bonus zdefiniował pojęcie graviora delicta jako karalne przestępstwa zarówno moralne jak też przeciw sakramentom. Równocześnie określił, że w Kurii Rzymskiej przestępstwa sexualne duchownych należą do kompetencji Kongregacji Nauki Wiary, nie Kongregacji Duchowieństwa. Jednak nadal nie było jasności co do procedur i kompetencyj karnych. W ramach zasady kolegialności modnej od Vaticanum II krajowe Konferencje Biskupów chciały brać udział w tworzeniu regulacyj prawnych w tych sprawach. Konferencje największe, jak amerykańska, chciały mieć oczywiście największy wpływ i de facto blokowały wyklarowanie i zaostrzenie przepisów. W samym Rzymie też nie było jednomyślności wśród kanonistów np. w kwestii, czy biskup diecezjalny ma władzę wydalenia swojego podwładnego ze stanu duchownego.

Dopiero w 2001 r. w związku z pierwszą falą skandali pedofilskich w USA Jan Paweł II wydał Motuproprio Sacramentorum sanctitatis, w którym określił zasady postępowania także w przypadkach sexualnych przestępstw duchownych. Krótko potem ówczesny Prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Ratzinger wydał instrukcję De delictis gravioribus (18 maja 2001 r.) precyzującą pojęcie "szczególnie ciężkiego przestępstwa" oraz kompetencje trybunałów. Na biskupów i przełożonych zakonnych nałożono obowiązek zgłaszania Stolicy Apostolskiej znanych im przypadków.

15 lipca 2010 r. Stolica Apostolska opublikowała zaostrzone normy postępowania. Przewidują one wprost obowiązek zgłaszania oskarżeń organom państwowym.

Podsumowując należy zaznaczyć:

1° Prawo kościelne od zawsze bardzo poważnie traktuje wszelkie grzechy duchownych w dziedzinie szóstego przykazania, zarówno popełnione w związku z Sakramentem Pokuty jak też niezależnie od niego. W ostatnich dekadach opinia publiczna skoncentrowała - a nierzadko wręcz ograniczyła - swoją uwagę na przypadkach wykorzystywania sexualnego nieletnich. Wynika to zapewne z faktu, że tego typu przestępstwa generalnie są potępiane społecznie, w odróżnieniu od innych czynów w tej dziedzinie, jak nierząd czy homosexualizm (ten ostatni jest ostatnio wręcz nachalnie promowany).

2° Nie tylko zamieszanie i brak jasności, lecz także znaczne poluzowanie zarówno doktrynalne jak też prawno-karne nastąpiło po Vaticanum II. Trwająca przez dziesięciolecia niepewność prawna i niejasność kompetencyj władz kościelnych (Stolicy Apostolskiej i przełożonych partykularnych) spowodowała de facto nie tylko paraliż prawno-proceduralny lecz także brak jasności oceny moralnej. W połączeniu z chaosem doktrynalnym - zarówno na dziedzinie Magisterium jak też uczelnij teologicznych i rynku literatury teologicznej - oraz dyscyplinarnym (generalny brak stosowania kar pod pretextem fałszywie rozumianego "miłosierdzia") stworzyło to sprzyjające warunki dla pobłażliwości wobec wielorakich przestępstw i utwierdzenia struktur grzechu.

3° Nie da się ukryć, że istotnym bodźcem do podjęcia odpowiednich działań w tej sprawie było piętnowanie ze strony mediów i ogólnie opinii publicznej. Mimo ich obłudnej czy wręcz wrogiej motywacji, sprawiły one nie tylko oczernienie Kościoła jako całości, lecz także podwyższenie wrażliwości na tego typu problemy. Jeśli w ten sposób zapobieżono następnym ofiarom i skandalom, to jest to z całą pewnością dobry skutek.

4° Dobrze się też stało, że winowajcy zostali publicznie napiętnowani, tym samym otrzymali impuls do nawrócenia i poprawy. Niedobrze jest jednak, że oskarżenia padły i padają generalnie na Kościół, podczas gdy przestępcy sexualnie w szeregach duchowieństwa stanowią mniej niż 1%. Nie jest dobrym skutkiem także to, że nierzadko są stosowane oskarżenia bezpodstawne, mające na celu zdyskredytowanie czy to danego duchownego czy Kościół w ogóle. Nie trudno zauważyć, że wchodzą w grę także pieniądze i to spore. Biznes nadużyciami sexualnymi jest także faktem.

Jakie wnioski wynikają dla katolików? Można je streścić następująco:

- Docenienie i powrót do tradycyjnych zasad teologii moralnej i dyscypliny Kościoła. Oczywiście pewnych reguł nie można bezpośrednio przenieść do czasów współczesnych, konieczne jest ich dostosowanie. Jednak można i należy trzymać się ich istoty, w sposób odpowiedni dla sytuacji obecnej.

- Odważne stanięcie w prawdzie, zarówno co do słabości i grzechu jak też dobra i świętości. Ludzie dobrej woli są skłonni do wyrozumiałości dla słabości, ale nie mają zrozumienia dla obłudy.

- Nader konieczny jest powrót do podstawowych zasad wiary katolickiej także odnośnie pojęcia Boga. Nachalne forsowanie fałszywie rozumianego miłosierdzia jako pobłażliwości dla grzechu i przeciwieństwa sprawiedliwości ewidentnie służy i sprzyja panoszeniu się wszelakich grzechów, także w dziedzinie sexualnej. Należy pamiętać, że warunkiem otrzymania przebaczenia i miłosierdzia jest nawrócenie i szczera wola poprawy, a nie uporczywe trwanie w grzechu.

Co pokazuje film Sekielskiego?



Powierzchownie rzecz biorąc, film dokumentuje siedem przypadków xięży, którzy dopuścili się czynów pedofilskich, w tym dwóch prominentnych (nie licząc x. Jankowskiego, który jest wprawdzie wzmiankowany, lecz bez konkretów i świadków). Z podanych przypadków, trzech zostało prawomocnie skazanych, a dwóch - w bardzo podeszłym wieku - przed ukrytą kamerą przyznało się do czynów. Jeden został wydalony ze stanu duchownego.

Tak się składa, że niestety kojarzę tego ostatniego z mojej wczesnej młodości. Spotkałem go na rekolekcjach w Gostyniu gdy miałem 14 lat. Zaprosił mnie do pokoju i obmacywał po tułowiu z wahadełkiem, twierdząc, że chce zbadać, czy nie jestem na coś chory. Byłem naiwny. "Badanie" było powyżej pasa, więc nie było jednoznaczne, choć dziwne. Po tylu latach usłyszałem o nim dopiero w tym filmie. Wspominam o tym, ponieważ na tle innych przykładów jest to przypadek charakterystyczny i świadczy o tym, że chodzi o pewien typ duchownych, który łączy przedstawiciela tzw. neokatechumenatu, kapelana Lecha Wałęsy i wahadełkowicza: jest to typ tzw. "otwartości" czyli katolicyzmu lewackiego. W normalnych warunkach normalny xiądz nie zajmowałby się wahadełkowaniem i tym bardziej nie zapraszałby podstępnie na "badanie".

Zdemaskowanie tych przypadków jest więc słuszne. Oczywiście o ile zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski. A tutaj jest problem, ponieważ film dość wyraźnie wykazuje pewną tendencję. Wskazuje na nią zwłaszcza obecność ex-jezuity pana Obirka, który jak zwykle zaoferował swoją stałą śpiewkę antywojtyliańską o wyraźnym wydźwięku autobiograficznym. Równocześnie pełno jest w filmie zachwytów i pochwał dla linii Franciszka, który rzekomo dopiero zabrał się za porządkowanie tych spraw w Kościele, co jest ewidentnym kłamstwem. Zaostrzenie przepisów oraz postępowań karnych wobec duchownych dopuszczających się nadużyć sexualnych zaczęło się już pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II. Dowodem jest chociażby motuproprio Sacramentorum sanctitatis z 2001 r. wraz z wytycznymi Kongregacji Doktryny Wiary pod kierownictwem kard. Ratzingera. Od początku swego pontyfikatu Benedykt XVI energicznie prowadził badanie tego typu spraw i zlecał organom Kurii Rzymskiej. Zajmowała się nimi specjalna sekcja Kongregacji Nauki Wiary, szczególnie aktywna pod przewodnictwem kard. G. Müller‘a. Niestety w 2017 r. Franciszek osobiście usunął ze stanowisk trzech pracowników tej sekcji bez mianowania następców, czyli de facto uniemożliwił dalszą pracę sekcji. Rok później usunął ze stanowiska także kard. Müller‘a, któremu zarzucano także "zbytnią surowość" i "brak miłosierdzia".

Niezależnie od tej wyraźnej tendencyjności film ukazuje przypadki dość realistycznie i reprezentatywnie. Jest oskarżeniem nie tylko poszczególnych winowajców, z których jeden (emeryt w domu opieki) wyraźnie wyraża skruchę i przeprasza, drugi (były kapelan L. Wałęsy) próbuje się usprawiedliwiać, a reszta nie chce wystąpić przed kamerą. Film oskarża przełożonych kościelnych - biskupów oraz zakonnych - o długoletni brak odpowiednich kroków dla ochrony ofiar i zadośćuczynienia im. Te podane siedem przypadków jest bardzo różne. Nie wynika z filmu, czy w każdym z nich przełożeni dużo wcześniej wiedzieli o zarzutach. Jedynie co do trzech przypadków jest to powiedziane, co oczywiście wystarczy dla powagi problemu.

Ponadto film pomija zupełnie proporcje problemu, sugerując, jakoby problem przestępstw sexualnych był typowy czy szczególnie poważny w szeregach duchowieństwa katolickiego. Tymczasem według oficjalnych danych państwowych duchowni katoliccy stanowią ułamek procenta skazanych w tego typu sprawach, konkretnie czterech na prawie półtora tysiąca:



Regularnie pomija się także fakt, że już świetle danych statystycznych nadużycia sexualne nie mają związku z celibatem, wbrew temu, co się zwykle sugeruje:

https://www.salon24.pl/u/nicko/397365,pastorzy-pedofile-wedle-badan-jest-ich-wiecej-niz-ksiezy?fbclid=IwAR06m8QBHZVmklGC9CZFIRHl5OLs4ZsX0H2QrGi1eOQwcVR9WVx9a2CRI1A


https://www.americamagazine.org/politics-society/2017/12/15/its-not-about-celibacy-blaming-wrong-thing-sexual-abuse-church?fbclid=IwAR3dO2rXVGvjNyjTzk6fbDyQ0M46AsdAp2Pw8P1QaE3CNP9bVjqMcrxOuKY


W dyskusjach o sprawach tego typu zwykle pomijany jest aspekt następujący. Wiadomo z historii PRL-u, że w każdym seminarium na każdym roku było przynajmniej dwóch dywersantów nasłanych przez SB lub współpracujących z SB. Część z nich wykryto i wyrzucono, ale znaczna część została wyświęcona. I są do dziś w kapłaństwie, choć niektórzy zrzucili sutannę. Od 1989 r. nie ma wprawdzie SB, ale nie ma powodów do twierdzenia, że dywersji już nie ma. Z całą pewnością jest, aczkolwiek ze strony innych służb i tajnych organizacyj. Że są tacy, którzy potrafią się wygodnie urządzić w kapłaństwie, jest oczywiste. I że komuś takiemu bardziej zależy na swoich chuciach niż na honorze kapłaństwa i autorytecie Kościoła, to też jest zrozumiałe. I nie powinno dziwić, jeśli ktoś taki jest chroniony czy nawet pozostaje bezkarny. Może go nawet chronić niezdekomunizowana prokuratura i sądownictwo. Tak się składa, że przynajmniej czterech podanych w filmie - x. Jan Anioł, x. Franciszek Cybula i x. Eugeniusz Makulski - są zarejestrowani jako tajni współpracownicy komunistycznej bezpieki.

Z materiału wynikają następujące wnioski w skrócie:

1. Solidarność duchownych i przełożonych z winowajcami. Ma ona charakter nie tylko klasowy, lecz bardziej pseudoteologiczny, co ma wyraz w mówienie o grzechu ogólnie i o miłosierdziu. O sprawiedliwości się nie mówi, ani we filmie, ani ogólnie w dyskusji na temat. Na tym polega poważny deficyt teologiczny w obecnym stanie Kościoła w Polsce i nie tylko.

2. Nie ma w filmie rozwinięcia reflexji nad przyczynami chociażby podanych przypadków. Są pewne elementy reflexji w wypowiedziach dwóch emerytów, próbujących się usprawiedliwiać. Wygląda na to, że uważali swoje postępowanie za jakby "normalny" przejaw i wyraz sexualności. To jest sedno problemu: brak rozumnej i trzeźwej oceny oraz poszanowania dla dziecka, zamiast tego preferencja dla własnych pragnień i doznań wraz z lekceważeniem ich patologiczności.

3. Mimo nazywania tych przestępstw "nadużyciami sexualnymi" są to w istocie i przede wszystkim nadużycia władzy: winowajcy wykorzystywali swój status i autorytet do doznań zmysłowo-sexualnych z osobami słabszymi i uległymi. Nadużyciem władzy jest także postawa przełożonych, którzy widocznie nie dołożyli odpowiednich starań, by zapobiec dalszym niemoralnym przestępstwom swoich podwładnych, odpowiednio ich ukarać gwoli sprawiedliwości oraz zatroszczyć się o ofiary.

4. Intencje filmu są ukryte, ale jednak dość jasne: chodzi o zaatakowanie instytucji. Sprzeciw i oburzenie wobec przypadków pedofilii jest słuszne i dobre. Niedobre i niesłuszne jest natomiast uderzanie w samą strukturę Kościoła, gdyż po pierwsze to nie ona jest winna, a po drugie jest ona niezniszczalna, tzn. niszcząc ją, niszczy się Kościół.

Wiedzą o tym także przeciwnicy Kościoła, jak się ujawniło chociażby w jednej z dyskusyj:



Dobrze jest, że film wskazuje na słabości Kościoła w Polsce. W tym znaczeniu jest dokumentem historycznym. Jakie będą tego skutki, to się dopiero okaże. Katolik pamięta słowa Zbawiciela: "prawda was wyzwoli". Jeśli nastąpi reflexja nad rzeczywistością i jej prawdziwymi przyczynami, oraz podjęte zostaną odpowiednie kroki zaradcze - które oczywiście, jak wszystko doczesne, nigdy nie są doskonałe czy dające stuprocentową gwarancję skuteczności - wówczas Kościół zostanie odnowiony i wzmocniony.

Czy Boże Objawienie jest faktem historycznym?



Temat pojawił się w jednej z dyskusyj z zadeklarowanymi ateistami. Pojawiła się sama negacja, bez choćby próby argumentowania:


Temat jest istotny, choć niestety zaniedbany przez modernistycznych teologów. Co zresztą o tyle nie jest dziwne, że są oni właściwie piątą kolumną ateizmu.

Rozwinięcie i wyczerpujące omówienie nie jest tutaj możliwe. Jest to materiał na osobny i długi rozdział w ramach traktatu teologii fundamentalnej. Ograniczę się do wskazania zasadniczych wątków.

1.
Niezaprzeczalnym faktem historycznym, uznawanym powszechnie i ewidentnym jest istnienie źródeł Bożego Objawienia w postaci pism Starego Testamentu, Nowego oraz Tradycji Kościoła. Są to źródła historyczne we wielorakim sensie:

- Opisują wydarzenia z historii ludzkości, narodu izraelskiego oraz Kościoła, które są całkowicie zgodne zarówno z niezależnymi źródłami starożytnymi jak też z odkryciami archeologicznymi. Postęp w naukach historycznych i archeologii jedynie potwierdza historyczną wartość i prawdziwość pism biblijnych. Oczywiście nie wszystkie wydarzenia opisane w Biblii mają swoje historyczne potwierdzenie w niezależnych źródłach. Jest to zrozumiałe, gdyż po pierwsze Biblia jest we wielu sprawach jedynym źródłem historycznym, opisując zwykle wydarzenia, które miały miejsce w zakątku historii, jakim były dzieje małego narodu semickiego na uboczu. Po drugie, wiele źródeł historycznych zaginęło bądź czeka dopiero na odkrycie. Po trzecie, najważniejsza jest zasadnicza, a nierzadko nawet zupełna zgodność z pozabiblijnymi źródłami, zarówno wcześniejszymi jak też współczesnymi czy bliskimi. Odbiegająca wersja zawarta w Kuranie nie podważa tej reguły, gdyż jest po pierwsze bardzo młodym źródłem, tzn. znacznie młodszym od wszystkich innych (datowany jest na wiek VIII-IX), po drugie nie ma żadnego potwierdzenia w innych źródłach, po trzecie historia samego Kuranu jest niejasna i tajemnicza, mimo wyjątkowo sprzyjających okoliczności (stan cywilizacyjny na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza rozpowszechnienie piśmiennictwa i nauki).

-  Są wielorakim świadectwem doświadczeń religijnych różnych ludzi, epok i kultur, nie tylko narodu izraelskiego, gdyż powstawały na przestrzeni kilkunastu stuleci w różnych kontextach historycznych i kulturowych, także religijnych (w znaczeniu religij naturalnych). Mimo dogłębnej rożnorodności także literackiej źródła biblijne i wczesnochrześcijańskie wykazują jedyną w swoim rodzaju zgodność w zasadniczych prawdach zarówno co do doktryny, jak też etyki i ustroju religii. Ta wewnętrzna zgodność i jedność nie może być dziełem ani władzy świeckiej, ani duchownej, gdyż te władze się często zmieniały, także zwalczając się nawzajem czy przynajmniej konkurując (ustrój narodu izraelskiego przechodził różne etapy). Jedynym rozumnym wyjaśnieniem tego przebiegu historycznego jest przyczyna transcendentna.

2.
Problemem zasadniczym jest więc wykazanie, że te źródła pochodzą od Boga czyli mają pochodzenie nadprzyrodzone. Tutaj wchodzą w grę różnorakie kryteria, które najogólniej można podzielić na
- pozytywne, czyli wskazujące na Boże pochodzenie, oraz
- negatywne, czyli wykluczające inne pochodzenie.

Oczywiście należy osobno rozpatrywać Stary Testament oraz Nowy Testament wraz z Tradycją Kościoła, gdyż są istotne różnice, mimo oczywistych powiązań i podobieństw.

3.
Do właściwego rozpatrzenia tych źródeł konieczne jest najpierw wskazanie na istotne cechy religii naturalnej. Jej podstawą jest rozumowe poznanie prawdy o Bogu, która jest spełnieniem i zwieńczeniem prawdy o człowieku i świecie. Innym słowy: poznanie przyczynowe rzeczywistości widzialnej prowadzi do poznania pierwszej przyczyny, którą jest Bóg. Ponieważ Bóg jest jeden, to też tylko jedna musi być prawdziwa religia. Jej cechy wynikające z poznania rozumowego to (w skrócie):

- Odnośnie doktryny: Jest jeden Bóg, od którego wszystko pochodzi i do którego wszystko zmierza. Człowiek ma duszę duchową nieśmiertelną, co stanowi o jego godności i równości ludzi.

- Odnośnie etyki: Równe prawa wszystkich są gwarantowane przez Boga. Sumienie nakazuje zasadę wzajemności ("czyń to, co byś pragnął, żeby tobie czyniono"), znaną powszechnie w różnych kulturach i religiach.

- Odnośnie ustroju: Cel i porządek społeczny wymaga hierarchii religijnej, podobnie jak w każdej społeczności.

Te główne cechy były i są w różnym stopniu urzeczywistnione w religiach naturalnych znanych w historii. Jednak w żadnej z nich nie są zrealizowane w całości i w pełni. Dlatego właśnie konieczne było Boże Objawienie.

4.
Stary Testament jest zapisem doświadczeń religijnych wielu ludzi, zwłaszcza narodu izraelskiego na przestrzeni wielu wieków. Są to doświadczenia zarówno indywidualne (przeżycia pojedynczych ludzi) jak też zbiorowe (wydarzenia, których świadkami jest grupa ludzi czy wielu ludzi). Z charakteru tych doświadczeń wynika ich pochodzenie od Boga:

- zgodność z postulowaną przez rozum jedną religią powszechną (naturalną),

- wyższość względem tej religii pod względem zarówno doktryny jak też etyki i ustroju,

- wydarzenia towarzyszące potwierdzające Boże pochodzenie, jak cuda zarówno fizyczne (zjawiska wykraczające poza naturalny bieg przyrody) jak też duchowe (proroctwa) i moralne (nawrócenia czyli przemiana duchowo-etyczna).

Wyższość pod względem doktryny polega na miłosierdziu i trosce Boga zarówno względem pojedynczych osób jak też plemion i narodów. Wyższość etyczna polega na eliminowaniu prawa zemsty oraz promowaniu współczucia i miłosierdzia wobec potrzebujących, co oczywiście wynika z pojęcia Boga. Pojawia się też wyraźnie wątek wybrańczej miłości Boga, który specjalną i niezasłużoną troską obejmuje naród izraelski. Ustrój religii charakteryzują szczególne wymogania moralne wobec kapłanów jak czystość moralna oraz duchowo-rytualna, czyli wstrzemięźliwość sexualna w okresie pełnienia służby w świątyni.

5.
Nowy Testament jest nie tylko kolejnym stopniem udoskonalenia religii naturalnej, lecz spełnieniem i przewyższeniem także religii starotestamentalnej:

- Pod względem doktryny osiąga najwyższy możliwy stopień w pojęciu Boga jako miłości. To pojęcie przekracza nawet ramy doktryny, gdyż Bóg, który jest Miłością, nie tylko oznajmił się jako taki, lecz w Synu Bożym, który stał się Człowiekiem ukazał Siebie jako Miłość czynna w najwyższy sposób, mianowicie w ofierze na krzyżu. Pojęcie Boga jako miłości jest równocześnie osadzone w wewnętrznym życiu Boga jako doskonałej jedności Trzech Osób: Ojca i Syna i Ducha Świętego. Tym samym religia objawiona w Jezusie Chrystusie przewyższa zarówno najdoskonalszą formę religii naturalnej (monoteizm) jak też religię starotestamentalną, aczkolwiek ta ostatnia zawiera niewyraźne zarysy także prawdy o Trójcy Przenajświętszej.

- Pod względem etyki ideał moralny osiąga apogeum w przykazaniu miłości nieprzyjaciół i zwyciężania zła dobrem. Ponadto pojęcie miłości zyskuje najwyższym stopień i formę w przykładzie Jezusa Chrystusa oraz Jego naśladowców czyli świętych. Nierozerwalność małżeństwa, uznanie godności kobiet i dzieci, opieka nad chorymi i starszymi, odrzucenie niewolnictwa w sposób dogłębny (nie poprzez rewolucję społeczną), skierowanie myśli i dążeń ku rzeczywistości duchowej i wiekuistej - to są główne filary etyki chrześcijańskiej, która wraz z zasadami duchowo-intelektualnymi i społeczno-prawnymi cywilizację śródziemnomorską uczyniła przodującą i przewodzącą w historii ludzkości aż do dzisiaj.

- Pod względem ustroju religii chrześcijaństwo łączy, jednoczy, doskonali i przewyższa wszystko dobre i prawdziwe zawarte w religiach naturalnych i w religii starotestamentalnej. Jest to przede wszystkim duchowe spełnienie, przewyższenie i zarazem usunięcie wszelkich okrutnych, krwawych kultów. Niespotykane i jedyne w swoim rodzaju są wymagania moralne i duchowo-kultyczne wobec kapłanów. Chrześcijański stan duchowny ma wpisane w swoją strukturę przewodzenie nie tylko w sprawach czysto religijnych, lecz wszelkich duchowych, kulturowych, społecznych i też pośrednio materialnych. Nie wynika to z uzurpacji władzy, gdyż obowiązuje jasne odróżnienie między władzą duchowną i świecką, lecz z autorytetu duchowego pod względem zarówno intelektualnym, jak też moralnym i duchowym. Nie jest to zasługa poszczególnych wybitnych osobowości wśród duchownych (gdyż większość jest przeciętna, a istnieje też część mniej niż przeciętna) lecz wynika z ustroju, który jest nie tylko zapoczątkowany przez Jezusa Chrystusa lecz trwa niezmienny w swej istocie i duchowej płodności. Taki ustrój nie może pochodzić z pomysłu ludzkiego ani z mocy ludzkiej. Konkretnym dowodem jest celibat kapłański czyli życie w trwałej wstrzemięźliwości sexualnej: nie mógł zostać ani wynaleziony przez człowieka, ani nałożony przez człowieka, ani tym bardziej realizowany siłami ludzkimi.

Podsumowując:

Rozpatrując w każdym aspekcie religię poświadczoną w Biblii (ST i NT) oraz Tradycji Kościoła na tle innych religij nie sposób niezauważyć jej wyjątkowości pod każdym względem:

1° Jako pierwotnie jedyna jest zbudowana nie na mitologii lecz na faktach historycznych potwierdzonych i nadal potwierdzanych naukowo. Jest oczywiście pewnym problemem odpowiednia interpretacja pism biblijnych pod względem literackim. Należy pamiętać, że są to księgi z odległych epok i kultur, są tym samym osadzone w danym kontekście historycznym i są przezeń w pewnym stopniu uwarunkowane.

2° Mimo pewnego pokrewieństwa literackiego i kulturowego, w pewnym stopniu także światopoglądowego, źródła te wykazują wyjątkowość i jedyność treściową pod względem zarówno doktryny jak też etyki i ustroju.

3° W doktrynie, głównie w pojęciu Boga i człowieka, źródła biblijne są najbliższe poznaniu filozoficznemu w szczytowych osiągnięciach myśli ludzkiej, zarówno grecko-rzymskiej, jak też dalekowschodniej (głównie filozofia indyjska). Doktryna biblijno-chrześcijańska wyjątkowo przewyższa wszystkie religie i systemy filozoficzne:
- w koncepcji Boga Trójjedynego, która jest pojęciowo spójna a równocześnie przekraczające pojęcia odnoszące się do rzeczywistości doświadczalnej;
- w koncepcji człowieka jako stworzonego na obraz Boga, wyposażonego w duszę nieśmiertelną i godność dziecka Bożego, a powołanego do celu nadprzyrodzonego jakim jest wiekuiste życie w Bogu;
- w koncepcji całej rzeczywistości, także materialnej, jako dobrej w swej istocie i doskonałej w swej celowości, a ostatecznie także powołanej do wiekuistego trwania w stanie uwielbienia w Bogu.

4° W etyce wyjątkowość i jedyność polega nie tylko na poszczególnych zasadach moralnych, które zarówno łączą jak też przewyższają wszelkie znane w historii koncepcje i systemy etyczne. Główną i niedoścignioną nowością jest centrum i spójnik moralności, jakim jest miłość, której objawieniem i wzorem jest Syn Boży Jezus Chrystus. Ta etyka stawia wysokie wymagania, które odpowiadają prawdziwej koncepcji człowieka (prymat ducha nad materią i zmysłowością) oraz właściwemu rozumieniu całej rzeczywistości stworzonej. Jest równocześnie realistyczna i ma charakter powszechny, tzn. jest możliwa do realizowania przez wszystkich ludzi w każdym czasie, miejscu i okolicznościach.

5° Ustrój religii biblijno-chrześcijańskiej nie tylko łączy najlepsze i najwyższe elementy innych ustrojów religijnych, lecz je udoskonala i przewyższa. Jego wyższość i doskonałość sprawdziła się także doświadczalnie w historii: Kościół katolicki jest najstarszą, największą i najspójniejszą wewnętrznie religią. Dlatego właśnie jest głównym obiektem ataku nie tylko ze strony fałszywych kultów, lecz także wrogów wszelkiej religii i wrogów ludzkości jak wszystkie zbrodnicze systemy polityczne w historii ludzkości.

6° Doskonałość religii chrześcijańskiej, jaką jest Kościół, jest oczywiście wyzwaniem nie tylko dla wrogów religii, lecz dla każdego człowieka, także dla członków Kościoła i jego przedstawicieli, gdyż także oni stale muszą się starać sprostać zasadom i wymaganiom prawdziwej religii. Nie brakuje wprawdzie wielu naocznych i codziennych przykładów realizacji jej wzniosłych ideałów. To one są główną siłą fascynującą i przyciągającą. Dlatego właśnie główną przeszkodą w przyjęciu tej religii nie są trudności natury poznawczej i intelektualnej. Decydująca jest wewnętrzna postawa człowieka, jego gotowość do przyjęcia prawdy, która nie pozostaje abstrakcyjną teorią lecz oświetla wnętrze i postępowanie, apelując do zmiany tego, co jest złe, mimo nawyków i przywiązania do niskich, zmysłowych przyjemności.

Jest to oczywiście bardzo skrótowa i ogólnikowa odpowiedź. Pozostaje zachęcić do zgłębiania tematu w katolickich podręcznikach zwłaszcza teologii fundamentalnej i apologetyki.

Jak teologia ocenia tzw. związki w młodzieńczym wieku?



Chodzi o bycie zakochanym plus tzw. bycie razem, także wtedy, gdy nie dochodzi do łamania 6-ego przykazania.

Teologia katolicka opiera się w znacznej mierze na poznaniu rozumowym, w tym także na doświadczeniu codziennym i ogólnoludzkim, ewentualnie wraz z wynikami badań czy teorij nauk szczegółowych, jak np. psychologia, w połączeniu z racjonalną refleksją w świetle Bożego Objawienia.

Zakochanie się jest czymś normalnym i powszechnym, zwłaszcza w młodym wieku. Zdarza się nawet w dziecięcym wieku, oczywiście na sposób dziecięcy. W znacznie większym stopniu występuje w wieku dojrzewania, gdy nasila się zainteresowanie płcią przeciwną. Jednak nie wszyscy doświadczają tzw. zakochania się. Także sposoby doświadczania są różne. Zależy to zarówno od osobowości, mniej czy bardziej emocjonalnej ("romantycznej"), jak też od zainteresowań i usposobienia. W różnym stopniu oddziaływuje także presja społeczna o tyle, że w zależności od rodziny, środowiska czy społeczności ma miejsce pewne oczekiwanie oraz konkurencja w zdobywaniu chłopaka czy dziewczyny jako dowodu i symbolu czy to dojrzałości, czy własnej wartości i atrakcyjności. Oczywiście rolę odgrywają także plany na przyszłość, mniej czy bardziej zaawansowane i poważne.

Najogólniej należy w tej kwestii rozróżnić dwa zasadnicze aspekty: subiektywny, w tym głównie emocjonalny, ale nie tylko, oraz obiektywny, czyli stan rzeczy oraz uwarunkowania.

Młoda osobowość ma skłonność do subiektywizmu, w tym do przeceniania własnych emocyj, przeżyć, własnego punktu widzenia i dążeń. Jest to w pewnym sensie normalne na tym etapie rozwoju. Problemem jest natomiast zatrzymanie się na tym stadium w późniejszym wieku. Określa się to jako niedojrzałość emocjonalną (czy ogólnie osobowościową), która może być bardzo destrukcyjna zarówno dla samego człowieka jak też dla otoczenia. Jest to główna, jeśli nie zasadnicza przyczyna problemów małżeńskich, rodzinnych, ale także zawodowych i ogólnie społecznych, choć takie osobowości, dzięki swoim zdolnościom oraz sprzyjającym okolicznościom, mogą zaliczać poważne sukcesy w różnych dziedzinach i robić zawrotną karierę. W tej perspektywie zakochanie się w drugim człowieku jest próbą i szansą zarówno poznania siebie jak też dojrzewania w konfrontacji z uczuciami zarówno swoimi jak też drugiego człowieka, a także osób trzecich, które zawsze w jakimś stopniu, przynajmniej pośrednio, mają udział w relacji dwojga zakochanych.

Aspekt obiektywny oczywiście nie jest zupełnie oderwany od danej osoby, gdyż jej dotyczy. Takie uwarunkowania jak wiek, miejsce, częstotliwość i sposób kontaktowania się, inteligencja, wykształcenie, zainteresowania, poglądy, sytuacja rodzinna, zawodowa, wpływ i oddziaływanie innych osób itd. - to są wszystko czynniki ingerujące w stopniu nawet istotnym w relację zasadniczo dwuosobową intymną. Z natury rzeczy ten aspekt, odczuwany zwykle jako przeszkoda, jest często niedoceniany, a nawet świadomie lekceważony i odpychany przez zakochanych. Ma to miejsce szczególnie wtedy, gdy nie myśli się - jeszcze albo w ogóle - poważnie o wspólnej przyszłości czyli założeniu rodziny, a na pierwszym planie znajdują się doraźne doznania, wspólne spędzanie czasu, zabawa itp. Wówczas nie powinno dziwić, gdy taka relacja nie jest trwała. Każde uczucia, nawet najintensywniejsze, z czasem blakną i słabną, a nawet zanikają, nierzadko przeradzając się w swoje przeciwieństwo (z zakochania w nienawiść), zwłaszcza gdy nie są oparte na poznaniu rozsądkowym. Prowadzi to niekiedy do poważnych tragedij, zarówno indywidualnych jak też rodzinnych, w każdym razie do bolesnych rozczarowań i mniej czy bardziej trwałego cierpienia, które może zaciążyć na całym życiu. Jest na to mnóstwo przykładów zarówno w literaturze jak też w potocznym doświadczeniu.

Czy teologia może mieć tutaj coś do powiedzenia, oprócz banalnych morałów czy wręcz kpiny z uczuć i niełatwych przeżyć wielu, jeśli nie większości młodych ludzi?

Najpierw może pocieszające jest to, że teolog katolicki też był kiedyś młody i bywał zakochany :-) Jednak nie uważa za celowe opowiadanie o sobie (mało ciekawe). O wiele ciekawsze są wnioski wynikające z doświadczenia duszpasterskiego. Kapłan bowiem ma to szczęście, że ludzie, i to bardzo różni, zwracają się do niego jako ojca w sprawach duchowych i sumienia, tym samym może on mieć spojrzenie o wiele szersze niż z perspektywy ojca biologicznego, którego widzenie jest naturalnie zawężone do własnych dzieci i bardzo osobistych doświadczeń. Oczywiście konkretne historie osobiste są objęte absolutną tajemnicą, wprawdzie nie koniecznie sakramentalną jak w przypadku spowiedzi, jednak wynikającą z zaufania dla stanu i posługi duszpasterskiej. Dlatego podaję jedynie wnioski w postaci konkretnych rad w skrócie:

1. Zakochanie się jest piękne, ale też niebezpieczne i może być destrukcyjne, jak każde uczucie, gdy nie jest poddane kontroli rozumu. Oczywiście nie można go włączyć i wyłączyć według woli czy planu, jednak można i należy panować nad tym, czy i na ile się jemu ulega w konkretnych decyzjach. Tak więc pierwsza rada: nie tracić zdrowego rozsądku.

2. Uczucie powinno być bodźcem i szansą budowania przyjaźni. Przyjaźń ma to do siebie, że jest otwarta na różne możliwości, tzn. może pozostać przyjaźnią (oczywiście rozwijając się wraz z osobami), a stanowi także niezbędny, zasadniczy fundament także dla małżeństwa. Tak więc spędzanie wspólne czasu powinno służyć nie doznaniom zmysłowym czy upajaniu się uczuciem, lecz poznaniu charakterów, zainteresowań, także rodzin, z których się pochodzi.

3. Przyjaźń zakłada wolność, a ta jest najlepszym testem dla relacji. Problem tzw. związków nie będących nawet zaręczeniem polega na tym, że niejasne są prawa i obowiązki. O tę niejasność zwykle sprawa się rozbija. Są oczekiwania, a potem pretensje, żale i wyrzuty, podczas gdy druga strona nie wie czy nie chce wiedzieć, o co chodzi. Stąd rada: albo jasno określić sobie prawa i obowiązki, albo wcale nie nazywać tego związkiem. To drugie jest lepsze, gdyż pozostawia drugiej stronie wolność, która pozwala na dobrowolne wykazanie się, jak ważna jest dla niej dana relacja.

4. Nie boczyć się, nie tragizować, nie rozpaczać, gdy okaże się, że drugiej stronie chodziło jedynie o potwierdzenie własnej atrakcyjności, o zabawę, okazjonalne towarzystwo itp. Jest to oczywiście bolesne i godzi w poczucie własnej wartość oraz w potrzebę zaufania i bliskości. Należy to potraktować jako doświadczenie życiowe: z jednej strony jako coś, czego można było uniknąć nie angażując się zbyt pochopnie, a z drugiej jako ostrzeżenie na przyszłość. Właściwym wnioskiem nie jest generalna nieufność lecz ostrożność i rozwaga.

5. Najpóźniej po doświadczeniu rozczarowania należy ze swojej strony postawić sprawę jasno: nie szukam ani dekoracji dla własnego ego, ani zabawy, ani przygody itd., lecz osobę do założenia rodziny, czyli matkę względnie ojca dla moich dzieci. Oczywiście warunkiem jest obiektywna możliwość założenia rodziny, czyli kiedy jako mężczyzna jestem w stanie zapewnić byt rodzinie, a jako kobieta nie mam (już albo wcale) ambicyj zawodowych, karierowych itp., lecz chcę być i jestem w stanie być żoną i matką. Oczywiście ta subiektywna i obiektywna gotowość do założenia rodziny musi być obopólna. Dopiero wtedy jest właściwy moment do czegoś więcej niż przelotne uczucie.

Czy wiara jest osobistą relacją z Panem Jezusem?

Taki do obrazek pojawił się ostatnio, prowokując kontrowersje:



Odnosi się on do kazania, o którym była już mowa.

Nie trudno zgadnąć, że x. Śniadoch odnosi się do modernistycznej nowomowy. Rzeczywiście nierzadko można spotkać slogan modernistyczny typu: wiara to nie wyznawanie jakiejś prawdy lecz osobista relacja z Jezusem.

Ten slogan jest oczywiście fałszywy, gdyż neguje katolicką definicję wiary oraz stanowi fałszywe przeciwieństwo. Jednak fałszywe jest także cytowane zdania x. Śniadocha, mimo słusznej krytyki sloganu modernistycznego.

Otóż wiadomo już z katechizmu katolickiego, że wiara nadprzyrodzona jest przyjęciem prawdy objawionej przez Boga i podawanej jako takiej przez Kościół. Jest to istota aktu wiary, w przeciwieństwie do protestanckiego zredukowania go do ślepej ufności.

Klasycznie w teologii katolickiej odróżnia się akt wiary (fides qua) i treść wiary (fides quae). Ów akt jest czynnością umysłu człowieka w odniesieniu zarówno do prawdy objawionej, jak też - a nawet jeszcze bardziej - do samego Boga, który ją objawił. Innymi słowy: akt wiary jest zawsze aktem osobowym i zawsze angażuje i powinien angażować całego człowieka, nie tylko jego zdolności intelektualne, lecz także wolę, uczucia i także ciało. Przykładem jest modlitwa, która jest główną formą aktu wiary: angażuje ona nie tylko intelekt (rozum) lecz także inne władze, aż do postawy ciała i zewnętrznych wyrazów czci.

Oczywiście brzemienne w zgubne skutki są modernistyczne próby zredukowania pobożności i wiary to przeżyć i uczuć. Bez fundamentu intelektualnego i zaangażowania woli w posłuszeństwo Panu Bogu i oddawanie mu czci taka "wiara" rychło się wypala i kończy. Jednak także sprowadzenie wiary do samego poznania rozumowego jest także nie tylko fałszywe ale i zgubne, gdyż brakuje wtedy całości ludzkiej rzeczywistości. Wówczas "wiara" staje się jałową teorią bez odpowiedniego oddziaływania na postępowanie i postawę człowieka.

Pamiętać należy też o ścisłym związku między cnotami teologalnymi - wiarą, nadzieją i miłością. Oznacza to, że nie można oddzielić wiary od miłości, więc także od tej strony wiara jest także relacją osobową.

Czy celibat jest sprawą jedynie dyscyplinarną?



Teza, jakoby celibat dotyczył wyłącznie dyscypliny kościelnej i był tym samym sprawą dowolną i dowolnie wymienną, pojawia się dość często od wielu lat. Głównym argumentem są tutaj:
- pozwolenie unitom na zachowanie wypaczonej dyscypliny wschodniackiej oraz
- brak wymogu celibatu w przypadkach duchownych anglikańskich, którzy przyjęli wiarę katolicką oraz sakrament święceń.

Najpierw należy przypomnieć istotne rozróżnienie. Przez celibat rozumie się potocznie, że duchowny nie może być żonaty. Jest to rozumienie powierzchowne i w temacie niewystarczające. Wskazują na to zasadnicze opracowania historyczne w tej sprawie, jak przykładowo kard. A. M. Stickler, oraz x. profesorowie Cochini i Heid:



Chodzi o to, że wszystkie źródła historyczne wskazują jednoznacznie na zasadę wstrzemięźliwości sexualnej duchownych (continentia clericalis), czyli że od przyjęcia święceń obowiązywało ich życie w czystości i to pod ciężkimi karami do exkomuniki włącznie. Ta reguła obowiązywała od czasów apostolskich i ma swoje teologiczne, tym samym doktrynalne a nawet dogmatyczne uzasadnienie w Osobie Jezusa Chrystusa oraz istocie sakramentu święceń, który wyposaża w sakramentalną zdolność działania w Jego Osobie. To działanie w Osobie Jezusa Chrystusa wymaga także stylu życia odpowiedniego dla Tej Osoby, także życia w czystości według Jego wzoru. Tak więc nie jest to kwestia czysto dyscyplinarna, lecz istotnie powiązana z sakramentem święceń.

Jak więc to pogodzić ze wspomnianą praktyką odnośnie unitów i konwertytów?

Po pierwsze należy wziąć pod uwagę, że motywem jest ułatwienie wejścia do Kościoła, konkretnie do jedności ze Stolicą Apostolską.

Po drugie, w przypadku unitów chodzi o pozwolenie im na zachowanie dyscypliny, która choć wadliwa, zachowuje resztki apostolskiej dyscypliny, które są widoczne w tym, że
- nie wolno duchownemu żenić się po przyjęciu święceń
- obowiązuje go wstrzemięźliwość okresowa, tzn. w dni przed sprawowaniem liturgii (jest sprawowana tylko w niedziele i święta)
- święcenia biskupie udzielane są wyłącznie celibatariuszom.
Jest to praktyka niekonsekwentna, jednak wskazuje jednoznacznie na regułę apostolską.

Po trzecie, do niedawna nie było historycznie jasne, że praktyka wschodniacka nie jest pierwotna i nie sięga nawet pierwszych soborów, lecz polega na fałszerstwie dokumentów synodu trullańskiego, które zostało źródłowo wykazane dopiero niedawno.

Po czwarte, tę błędną ocenę praktyki wschodniackiej przeniesiono na konwertytów z anglikanizmu.

Po piąte, przyjęcie do Kościoła duchownych żonatych nie oznacza koniecznie pozwolenia im na niezachowywanie wstrzemięźliwości sexualnej. Innymi słowy: pozwolenie na prowadzenie życia rodzinnego nie oznacza koniecznie pozwolenia na współżycie sexualne.

Po szóste, należy pamiętać, że sprawa jest delikatna, gdyż dotyczy intymności i życia rodzinnego. Dowodem nieprzestrzegania wstrzemięźliwości jest poczęcie dziecka, które jest niewinne. Z tego powodu z czasem w Kościele wprowadzono zasadę dopuszczania do święceń wyłącznie celibatariuszy. Jest to najlepszy sposób zabezpieczenia przestrzegania apostolskiej reguły wstrzemięźliwości, aczkolwiek - jak wszystkie rozwiązania prawne - nie dający stuprocentowej gwarancji.

Podsumowując:

1. Istotne dla sprawy nie jest rozróżnienie na charakter doktrynalny i dysplinarny, lecz pochodzenie apostolskie czyli przynależność do Tradycji Apostolskiej, co jest historycznie dopiero od niedawna całkowicie pewne. W jej ramach odróżnia się traditio divina czyli z boskiego ustanowienia, oraz traditio mere ecclesiastica czyli z ustanowienia przez Kościół. Reguła continentia clericalis z całą pewnością nie należy do tej drugiej, gdyż wynika z przykładu samego Zbawiciela oraz powołania przez Niego Apostołów do życia w czystości.

2. Skoro zasada wstrzemięźliwości sexualnej duchownych ma dogmatyczne podstawy w przykładzie Jezusa Chrystusa oraz Tradycji Apostolskiej, to nie jest kwestią li tylko dyscyplinarną. Dotyczy dziedziny praktycznej, czyli świadectwa wiary w stylu życia, nie tylko uroczystego wyznania wiary. Z tego względu ma rangę specyficzną, poniekąd nawet wyższą. Jednak z powodu obiektywnej trudności sprawdzenia jej przestrzegania nie ma formalnej rangi dogmatycznej. W praktyce możliwe jest, że ktoś uroczyście głosi przekonanie co do istoty stanu duchownego oraz obowiązku wstrzemieźliwości, lecz nie zawsze dochowuje jej wierności swoim życiem, chociażby ze słabości, mimo dobrej woli.

3. Niekonsekwentna praktyka wschodniaków oraz tolerancyjne potraktowanie konwertytów nie są dowodem przeciwnym lecz wynikają z błędnej wiedzy historycznej oraz duszpasterskiej pobłażliwości w celu ułatwienia włączenia do Kościoła.

4. Jedynym zaniedbaniem sprzecznym z Tradycją Apostolską jest brak formalnego wymogu zachowywania wstrzemięźliwości wraz z przyłączeniem do duchowieństwa katolickiego. Chodzi o brak formalny, który nie wyklucza nałożenia tego obowiązku w sumieniu czyli na forum internum. Jest możliwe, że takie zobowiązanie zostało w poszczególnych przypadkach nałożone nieoficjalnie, tzn. przez indywidualny nakaz danego ordynariusza.

5. Ponieważ sprawa nie dotyczy uroczystego wyznania wiary lecz reguły praktycznej co od stylu życiu duchownych, nie wchodzi tutaj w grę nieomylność dogmatyczna. Innymi słowy: mimo charakteru dogmatycznego reguły continentia clericalis jej zastosowanie praktyczne w znaczeniu przepisów kanonicznych nie jest nieomylne. Jest wiele innych spraw tego rodzaju, np. związane z dogmatem Realnej Obecności, Sakramentu Święceń i też papiestwa. Nikt nie twierdzi poważnie, jakoby kary za profanację Najświętszego Sakramentu, za symulowanie sakramentów czy też za akt schizmatycki miały charakter czysto dyscyplinarny. Konkretne przepisy mogą być modyfikowane, co jednak nie zmienia ich związku z prawdami Bożego Objawienia.