Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy rzekome objawienia Alicji Lenczewskiej są wiarygodne?



Co jakiś czas zadawane mi było pytanie odnośnie Alicji Lenczewskiej i jej rzekomych objawień. Zacząłem od szukania źródeł dostępnych w internecie i natrafiłem na filmik dokumentujący fakt, że organizowała tzw. pielgrzymki do Medjugorje i mocno angażowała się w propagowanie rzekomych - a właściwie fałszywych - tamtejszych objawień. 

Tym samym sprawa jest oczywista i prosta: skoro Lenczewska nagminnie popełniała grzech przeciw wierze katolickiej i Kościołowi przez zaangażowanie w promowanie fałszywych objawień, to z całą pewnością także objawienia rzekomo przez nią otrzymywane mogą być jedynie fałszywe, czyli pochodzą albo z mamienia szatańskiego, albo są po prostu ludzkim wymysłem. 

Niestety jej pisma otrzymały "nihil obstat" kurii archidiecezjalnej w Szczecinie, co ułatwia zwodzenie wiernych tymi fałszywymi treściami. Należy jednak pamiętać, że "nihil obstat" oznacza jedynie, iż w danej publikacji przedłożonej w kurii nie stwierdzono błędów przeciw wierze katolickiej i moralności, i samo w sobie nie oznacza uznania rzekomych objawień za nadprzyrodzone. Właściwie już sam fakt promowania fałszywych rzekomych objawień w Medjugorje jest poważnym błędem przeciw wierze katolickiej i dyscyplinie, tym samym powinien być wystarczającym powodem wykluczającym udzielenie imprimatur. Widocznie cenzor pracujący dla kurii szczecińskiej nie rozumie związku tych spraw. 

Wygląda na to, że kuria nie wzięła pod uwagę całości działalności Lenczewskiej. Właściwsze byłoby zbadanie wpierw charakteru jej rzekomych objawień i dopiero w razie pozytywnego wyniku - co jest właściwie niemożliwe w uczciwym i solidnym zbadaniu - udzielenie "nihil obstat" dla jej pism. Jest bowiem dość oczywiste, że Lenczewska albo ulegała złudzeniu, albo sama wymyśliła rzekome objawienia oraz je - zapewne przy pomocy swego opiekuna duchowego, który czuwał nad poprawnością teologiczną - spisała. Błędów doktrynalnych można dość łatwo uniknąć, zwłaszcza przy udziale jako tako wykształconego teologa. Dlatego ich brak w żaden sposób nie dowodzi charakteru nadprzyrodzonego rzekomych objawień. Tym niemniej udzielenie "nihil obstat" dla sprytnie pod względem doktrynalnym przygotowanego oszustwa jest conajmniej nieroztropne. 

Czy wolno filmować exorcyzmy?

 

Po internetach krążą filmiki pokazujące rzekome bądź autentyczne exorcyzmy. Szczególnie popularne są te pokazujące czynności słynnego x. Gabriele Amorth'a, autora wielu książek w 
temacie, uchodzącego za autorytet nie tylko w kwestii exorcyzmów. 

Najpierw zasadniczo: 

Exorcyzm jest liturgią Kościoła i podlega regułom podanym wyraźnie w rubrykach Rituale Romanum. Reguła nr 11 mówi, że osoba poddawana exorcyzmowi powinna się znajdować z daleka od tłumu:  


W następnej rubryce jest powiedziane, że tylko nieliczne osoby mogą być obecne podczas exorcyzmu i że te osoby powinny się w tym czasie modlić za osobę poddawaną exorcyzmowi:

Ma to służyć zarówno dyskrecji dla dobra osoby exorcyzmowanej, jak też zabezpieczać exorcystę przed szukaniem własnej chwały, o czym mówi reguła nr 1. 


Ta dyskrecja dotyczy oczywiście także tłumów zgromadzonych przed ekranami komputerów czy telewizorów. 

Tym samym x. Amorth popełnił przestępstwo przeciw rubrykom Rituale i powinien był odtąd otrzymać zakaz sprawowania exorcyzmów, przynajmniej tymczasowo na odbycie odpowiedniej pokuty i nawrócenia.

Takie jego postępowanie świadczy niestety o braku zdatności do posługi exorcysty, przynajmniej od momentu, gdy zaczął wykazywać łamanie zasad Rituale i szukanie swojej sławy. 

Tym samym jego wypowiedzi w powiązanych czy innych kwestiach należy traktować conajmniej z dystansem i ostrożnością, a nawet ze zdrowym sceptycyzmem. Dotyczy to zwłaszcza takich sensacyj jak opowiadane przez niego rzekome wypluwanie przedmiotów przez osoby exorcyzmowane, czy też jego pochlebnej opinii odnośnie oszustwa w Medjugorje. Innymi słowy: x. Amorth sam był dość wyraźnie pod wpływem szatana, przynajmniej w okresie, gdy popełniał tego typu przestępstwa i fałszywe wypowiedzi. 

Czy możliwa jest zmiana charyzmatu zakonu?

 

Mówienie o "charyzmacie" zakonów jest nowością i może kryć nieporozumienia. Klasycznie i poprawnie mówi się o zadaniach w Kościele. Są one oczywiście powiązane ze stylem życia danej wspólnoty, co jest razem określone w regule zakonnej względnie w konstytucjach zakonu czy zgromadzenia. Reguły i konstytucje są zatwierdzane przez władze kościelne, czyli biskupa miejsca, jeśli zakon czy zgromadzenie jest na prawie biskupim, a przez Stolicę Apostolską jeśli chodzi o status na prawie papieskim. 

Teoretycznie jest możliwe wprowadzanie zmian do reguły i konstytucyj. Zmiany także wymagają zatwierdzenia. W historii Kościoła zwykle było tak, że zmiany w regule czy konstytucjach oznaczały powstanie nowego zakonu czy zgromadzenia. Tak na przykład na klasycznych regułach - czyli benedyktyńskiej i augustiańskiej - zbudowanych jest wiele osobnych zakonów, które mają swoje konstytucje. 

Tyle uwag wstępnych w skrócie. Faktycznie po Vaticanum II doszło do "reformy", a właściwie przerobienia konstytucyj wszystkich zakonów i zgromadzeń (chyba oprócz kartuzów). Oficjalnie nie oznaczało to wprawdzie całkowitej zmiany "charyzmatu", jednak faktycznie doprowadziło do daleko idącego sprzeniewierzenia się nie tylko literze pierwotnych konstytucyj pochodzących od założycieli lecz także ich duchowi. 

Zasadniczo zmian w konstytucjach zakonnych może dokonywać kapituła generalna. Zmiany te muszą być oczywiście zatwierdzone przez Stolicę Apostolską. Także Stolica Apostolska sama ze siebie może wprowadzać zmiany. Formalną granicą jest tylko prawo ogólnokościelne, zwłaszcza Kodex Prawa Kanonicznego. 

Daleko idące zmiany oczywiście mogą prowadzić do tego, że członkowie danej wspólnoty uznają, iż nie mogą się już utożsamiać z nią, i odchodzą z niej. Miało to miejsce na szeroką skalę po Vaticanum II, gdy w ciągu kilku lat dziesiątki tysięcy zakonników i zakonnic opuściły swoje wspólnoty. 

Fałszywe "oświecenie"

 


Jednym z charakterystycznych znamion obecnego czasu jest mnogość i natarczywość fałszywych "orędzi", "proroctw", "objawień" itp. Jak zwykle w tego typu fenomenach, które nie pochodzą od Boga, są to mieszaniny prawdy i fałszu, dobra i zła, pobożności i dość sprytnie ukrywanego bezbożnictwa. Należy pamiętać, że przeciwnie to, co pochodzi od Boga, jest czyste, bez skazy, bez cienia fałszu, obłudy i przewrotności. 

W ostatnich latach furorę robią samozwańczy "wizjonerzy", "prorocy", "mistycy", wykorzystujący zarówno zapotrzebowanie pospólstwa na sensację, jak też dobre i słuszne, pobożne pragnienia. Właściwie nie jest dziwne, że wobec tak potężnych ataków możnych tego świata na Boga i prawdziwą religię zwłaszcza wśród gorliwych religijnie dusz wzmagają się nastroje quasi apokaliptyczne. Wynika to zarówno z niecierpliwości w ucisku, jak też ze zwykłej ludzkiej ciekawości odnośnie przyszłości. Stanowi to podatny grunt dla działalności zwykłych, choć perfidnych oszustów. 

Z powodu pytania jednej z czytelniczek bloga, rozeznałem się w internecie odnośnie kobiety o nazwisku Christine Watkins, autorki książek o tematyce religijnej, a ostatnio bardzo chodliwej książki pt. "Ostrzeżenie. Świadectwa i proroctwa o oświeceniu sumienia". 


Książki nie mam i nie mogłem jej nawet przejrzeć. Dość szybko znalazłem jednak w internecie jej prezentację przez samą autorkę. Zapoznanie się z jej wystąpieniami (tutaj, a obszerniej tutaj) wystarczy, by jednoznacznie ocenić, że jest to oszustwo. Z prostych powodów: 

1. O takowym "powszechnym oświeceniu sumień" nie mówi nic ani Boże Objawienie poświadczone w Piśmie św. i Tradycji Kościoła, ani nauczanie Kościoła, ani pisma doktorów i świętych Kościoła. To nie jest nawet całkiem oryginalny wymysł tej pani, lecz jakby nowa wersja fałszywych poglądów teologicznych, odwracających uwagę od autentycznej prawdy objawionej przez Boga raz na zawsze. 

2. Powodowanie oczekiwania rzekomo zapowiedzianego "oświecenia sumień" wszystkich ludzi zawiera poważne i brzemienne w skutkach fałsze:

- jakoby Bóg dotychczas nie oświecał sumień ludzi, którzy w związku z tym nie ponoszą odpowiedzialności za swoje grzechy,

- jakoby konieczna była spektakularna interwencja Boża, by ratować ludzi, czyli tym samym jakoby Objawienie Boże dane przez Jezusa Chrystusa i podawane przez Kościół nie było wystarczające dla zbawienia. 

No cóż, trzeba być zupełnym ignorantem już nawet w prostej wiedzy katechizmowej, by nie dostrzec fałszu myślenia i słów tej kobiety. 

Spojrzenie na jej obecność internetową wiele wyjaśnia: z jednej strony propaguje ona - oczywiście słusznie - poświęcenie się Matce Bożej, z drugiej strony jednak także fałsz. Już nazwa strony internetowej wskazuje na powiązania z ruchem fałszywych objawień w Medjugorje:


Rzeczywiście ona mocno angażuje się w propagowanie oszustwa z Medjugorje, wykorzystując do tego słowa modernistycznego szwajcarskiego teologa-heglisty i masona Hans'a Urs'a von Balthasar'a (źródło tutaj):


Tym samym sprawa jest jasna: pani Watkins to jest kolejne oszustwo i perfidny atak kręgów antykatolickich na wiarę i pobożność prostodusznych katolików. 

Czy oglądanie bajek może być niebezpieczne dla dzieci?



Rzeczywiście nierzadko można dostrzec w bajkach dla dzieci, czy to książkowych czy filmowych, treści o podtextach okultystycznych. Zwykle są one prezentowane niepozornie i jakby tylko w kontekście, nawet z pewnym dobrym morałem. Słuszne jest pytanie o ocenę z punktu widzenia katolickiego.

Wyróżnić tutaj należy kilka aspektów, ponieważ ocena katolicka jest zasadniczo ogólna i całościowa.

1. Filozoficzno-światopoglądowy. Warto zwrócić uwagę, jak obraz rzeczywistości i jako pogląd na rzeczywistość prezentuje dana bajka. Dzieci są nie tylko w pewnym sensie naiwne i łatwowierne, lecz także wyczulone na prawdę i prawdomówność. Wprawdzie do pewnego wieku nie są jeszcze w stanie odróżnić zabawy i fantazji od rzeczywistości. Przemawia to jednak tym bardziej za odpowiedzialnością dorosłych za treści im prezentowane. Oczywiście nie chodzi o robienie dzieciom wykładów filozoficznych. Tym niemniej opowieści zupełnie fantazyjne w tym sensie, że opisane wydarzenia są po prostu niemożliwe i zupełnie oderwane od rzeczywistości, jak różnego rodzaju czary i "cuda", są fałszywe (co do prawdziwości) i dlatego szkodliwe dla procesu uczenia się świata, czyli zjawisk i praw nim rządzących, nawet jeśli istotne przesłanie (tzw. morał) jest moralnie pouczające. Wcześniej czy później dziecko dostrzeże sprzeczność z rzeczywistością i wówczas utraci dla niego znaczenie także pouczenie moralne przekazane za pomocą sprzecznej fantazji.

2. Aspekt teologiczny. Jest on rozwinięciem i poszerzeniem poglądu na rzeczywistość, a dotyczy szczególnie prawdy o Bogu i norm moralnych. Treści wzniosłe teologicznie czy etycznie nie mogą być wiarygodnie i trwale przekazane w sposób gruntownie fałszujący rzeczywistość. Owszem, także Pismo św. posługuje się językiem obrazowym i opowiadaniami o pewnych cechach wyobrażeń mitycznych i legendarnych. Jednak dotyczy to jedynie warstwy literackiej, nie samej treści. Innymi słowy: chociażby opis stworzenia w Księdze Rodzaju jest rodzajem poezji z pewną dozą ludzkich wyobrażeń charakterystycznych dla epoki powstania, jednak zupełnie odpowiada - oczywiście w odpowiednim odczytaniu - prawdzie poznawalnej naukowo-empirycznie. Podobnie jest z innymi tematami i opowiadaniami: nie przeczą one prawdzie objawionej o Bogu, człowieku i świecie. Tak np. czym innym jest opowiadanie o cudach sprawionych w imieniu Boga przez ludzi wybranych, a czym innym bajki o wróżce czy czarodzieju, które sugerują niezwykłe, tajemne moce człowieka. Przykładem może być też św. Mikołaj. Katolicki zwyczaj przebranej postaci z podarkami jest sposobem przekazania dzieciom prawdy o świętym Kościoła. Jeśli jest to zgodne z prawdą historyczną, to jest w porządku. Czym innym jest natomiast postać pajaca przebranego na czerwono, mimo że jest tak samo nazywany.

3. Aspekt pedagogiczny. Nie trudno zauważyć, że spostrzeżenie przez dorastające dziecko sprzeczności między "światem" bajek a realnym doświadczeniem i poznaniem może mieć i zwykle ma poważne konsekwencje dla jego stosunku do rodziców i otoczenia dorosłych, niekiedy do całej rzeczywistości. Uderza po prostu we wiarygodność i wywołuje bunt, poniekąd słuszny, przynajmniej zrozumiały psychologicznie. Nikt nie lubi być okłamywany, także dzieci.

Zwykle rodzice czy wychowawcy zajmują dzieci bajkami dla własnej wygody i też z braku pomysłu na zajęcie dla dzieci. Często kryje się pod tym fałszywe przekonanie, jakoby dzieci pragnęły bajek. Jest dokładnie odwrotnie: dzieci chcą uczestniczyć w życiu i zajęciach dorosłych i nic ich tak nie interesuje jak to, czym zajmują się dorośli. Tworzenie dzieciom specjalnego "dziecięcego" czy raczej bajkowego świata jest więc rodzajem gwałcenia ich naturalnych potrzeb i pragnień. Oczywiście udział dzieci w życiu dorosłych wymagania odpowiedniego przystosowania, przygotowania, opieki i wysiłku. Wiadomo, że dzieci nie mogą uczestniczyć we wszystkim i nie mogą robić wszystkiego, co robią dorośli. To jest pewna trudność. Kochający rodzic jednak znajduje odpowiedni sposób, także przez dzielenie się zajęciami między rodzicami: pewne zajęcia dzieci mogą wykonywać z ojcem, a inne z matką.

Oczywiście takim zajęciem może być czytanie dzieciom odpowiednich dla nich historyjek, starannie dobranych. Ideałem są biblijne opowieści dla dzieci. Jednak mogą być też inne opowiadania o treści realistycznej i budującej, głównie z żywotów świętych.

Mówiąc krótko: nie przywiązanie do ekranu służy rozwojowi dziecka, lecz czas spędzany z rodzicami czy innymi wychowującymi. Służy to też najlepiej zdrowej więzi między nim a rodzicami, która jest trwała i rzutuje na przyszłe relacje. 

Fałszywe "orędzia" z biznesem

 

Wspomnianej strony dotychczas nie znałem. Przeglądnąwszy ją teraz pobieżnie, by sprawdzić, czy opis jest trafny, mogę potwierdzić, że zasadniczo jest. 

Odpowiedź jest dość prosta: powiązanie rzekomych objawień (które są wręcz ewidentnie fałszywe) z biznesem całkiem jednoznacznie wskazuje na fałsz i zwodzenie. Już samo promowanie niezatwierdzonych, a nawet odrzuconych przez Kościół rzekomych "objawień" względnie "orędzi" świadczy o pobudkach niekatolickich i bezbożnych, nawet wręcz demonicznych. Jak wskazałem w poprzednim wpisie (por. tutaj), takie postępowanie jest grzechem ciężkim przeciw wierze katolickiej, Kościołowi i Panu Bogu. Nie oznacza to, jakoby wszystkie treści podawane przez tę stronę były fałszywe i złe. Szatan w swojej perfidii lubi występować i działać w pozorach dobra i prawdy, a nawet w pozorach pobożności. Jednak zawsze można go rozpoznać po buncie przeciw boskiej konstytucji Kościoła i tym samym przeciw Bożemu Objawieniu. 

Tym samym zbędne jest rozeznawanie poszczególnych wpisów czy biznesu olejkowego uprawianego przez tę stronę. Wystarczy, że postawa jest niekatolicka i antykatolicka, mimo pozorów niby pobożności maryjnej. 

Dlatego stanowczo ostrzegam przed czytaniem, lajkowaniem czy jakimkolwiek popieraniem tej strony. To jest oczywiste oszustwo, żerujące na dobroduszności czy może wręcz naiwności pobożnych katolików. 

Moc szatana i opętania w terapiach

 
1. Granice wpływu szatana są wyznaczone przez porządek stworzenia oraz dopust Boży:
- Szatan i demony jako byty czysto duchowe mają przewagę na bytami materialnymi i materialno-duchowym (czyli ludźmi), tzn. mogą je poruszać, ale jedynie w ramach praw natury czyli porządku stworzenia i o ile Pan Bóg to działanie dopuszcza. W grę wchodzą nie tylko znane nam obecnie prawa natury lecz także nieznane, tzn. niezbadane i nieopisane naukowo.
- Wiadomo, że działanie szatana i jego demonów skierowane jest przeciw Bogu i człowiekowi. Pan Bóg to działanie dopuszcza po grzechu pierworodnym jako karę za grzech oraz dla wypróbowania i zasługi człowieka.
- Wpływ szatana i demonów na świat materialny ma na celu szkodzenie duszy człowieka oraz odciągnięcie go od Boga, ostatecznie pozbawienie go życia wiecznego z Bogiem.
- Pan Bóg dopuszcza ten wpływ wyłącznie w takim stopniu, jaki jest konieczny do wypróbowania człowieka i jego zasługi w walce o zbawienie swojej duszy. Równocześnie Pan Bóg daje człowiekowi łaski potrzebne w  tej walce, a także pomoc dobrych aniołów, zwłaszcza Anioła Stróża danego do końca życia, ale także innych aniołów, które czasowo czy okazyjnie wspierają i chronią człowieka.
Autentyczna fizjoterapia, czyli leczenie bez podtextów czy zamiarów pozafizykalnych i pozaterapeutycznych, porusza się w dziedzinie praw natury, częściowo może nie do końca opisanych fizykalnie i wyjaśnionych naukowo. Gdy tak jest stosowana, wówczas nie ma zastrzeżeń ze strony teologii katolickiej.

2. Opętanie (obsessioposessio) jest opanowaniem duchowych i wskutek tego także cielesnych władz człowieka przez szatana. Warunkiem jest własnowolne poddanie się przez człowieka temu wpływowi, czy to poprzez świadomy akt oddania się szatanowi, czy przez stopniowe uleganie i służenie mu poprzez grzeszne życie i brak pokuty, aż do zawładnięcia, które poważnie ogranicza władze i wolność człowieka. Tym samym terapia czysto fizykalna sama ze siebie nie może spowodować opętania, oczywiście o ile nie ma duchowego związku z grzechem i władzą szatana zarówno ze strony terapeuty jak też pacjenta. Doznania zmysłowe podczas terapii generalnie mogą mieć charakter przynajmniej pokusy zmysłowej i być okazją do grzechu, jednak nie stanowią grzechu, jeśli nie ma woli czy przynajmniej przyzwolenia na grzech.

3. Bioenergoterapia bazuje na tzw. magnetyźmie, czyli teorii w zasadzie okultystycznej, zwanej też mesmeryzmem (od nazwiska założyciela Mesmera). Jest więc podtext przynajmniej dwuznaczny i tym samym podatny na wpływy duchowe. Wprawdzie nie można z góry wykluczyć, że w tego typu metodzie stosuje się jedynie niezbadane prawa natury, jednak kontext ideologiczny, mianowicie powiązanie z poglądami twórcy magnetyzmu wskazuje przynajmniej na możliwość działań demonicznych czyli wpływu istot duchowych na sferę materialną, konkretnie cielesną. Tym samym z punktu widzenia teologicznego są poważne zastrzeżenia.

4. Istotne jest odróżnienie między schorzeniami organicznymi i funkcjonalnymi. Te ostatnie mają często charakter psychofizyczny i są tym samym podatne na wpływ duchowy w szerokim sensie, czyli zarówno psychiczny jak sugestia, jak też czysto duchowy w sensie bezpośredniego działania bytu niematerialnego. Szatan i demony jako byty stworzone mogą powodować jedynie "uzdrowienia" w ramach praw natury, tzn. czy to aktywizując zdolności duchowe pacjenta czy mechanizmy własne organizmu. Jest to działanie wyłącznie na zasadzie poruszania materii, nie ingerencji w prawa, które nią rządzą na zasadzie porządku stworzenia. Są to tzw. pozorne cuda, które mogą służyć uwiarygodnieniu kogoś, kto je sprawia i ma przy tym na celu poddanie człowieka wpływowi szatana. Tak więc istotna jest tutaj rola sprawcy ludzkiego. To działanie nie jest jednak wszechmocne i nie może prowadzić do opętania, gdy pacjent nie ulegnie świadomie temu wpływu bądź przynajmniej nie jest podatny na działanie szatańskie z powodu własnej grzeszności czyli własnowolnego ulegania pokusom.

5. Jest możliwe ujawnianie przez szatana informacyj nieznanych. Odbywa się to na zasadzie pewnego przeczucia, przypuszczenia, podejrzenia czy wręcz "natchnienia". Należy pamiętać, że szatan ma cel w takim działaniu i że tym celem jest zgubienie duszy człowieka, czy to pacjenta czy terapeuty. Dlatego jest mało prawdopodobne, by szatan dawał "natchnienie" terapeucie, który jemu nie służy, natomiast może dawać je takiemu, który jest jemu poddany czy to przez grzeszne życie czy wręcz nawet przez zamierzone korzystanie z siły demonów. Jeśli natchnienie jest dobre, tzn. ma cel dobry, czyli zbawienie duszy, to może pochodzić od dobrego ducha, czy to Anioła Stróża czy innego wysłannika Bożego. Dla rozróżnienia istotny jest zarówno kontext (powiązania) jak też cel.

Fałszywe "ostrzeżenie z zaświatów"

 


Pewne jest, że szatan posługuje się głównie fałszem i oszustwem, i to z reguły pod pozorem prawdy i dobra. Pewne jest także, że przedmiotem jego ataków są szczególnie dusze pobożne i gorliwsze. Im dusza jest czystsza i milsza Bogu, tym bardziej perfidne i wyrafinowane są podstępy szatana. Oznacza to, że takie dusze tym bardziej nie powinny polegać na własnych cnotach, zdolnościach i siłach, gdyż wówczas tym łatwiejszym staną się łupem wroga dusz ludzkich. 

Szatan zawsze posługiwał się i posługuje wszelkimi środkami, oczywiście zwykle za pośrednictwem swoich sług i niewolników, czyli ludzi mniej czy bardziej świadomych swego bycia narzędziem fałszu i zła. Współcześnie narzędziem są także nowoczesne środki, między innymi książki. Adresatami książek o tematyce religijnej są zasadniczo ludzie pobożni, szukający pogłębienia swojej wiary i modlitwy. Jednak także oni często nie są wolni od zwykłej ciekawości, szukania jedynie potwierdzenia dla swoich upodobań i poglądów, a zwłaszcza braku nawet podstawowej wiedzy katechizmowej i teologicznej, która by im zapewniła odpowiednie rozeznanie i choćby minimalną odporność na fałsze i zwodzenie pod pozorami religii, wiary i pobożności. Zwykle nie jest to ich wina, lecz przyczyną jest głównie zapaść przekazywania autentycznej wiary katolickiej na katechezie, w kazaniach, a nawet na wykładach z teologii. Gdy nie są nauczane podstawowe prawdy wiary w  sposób prosty i jasny, jak to miało miejsce przez wieki w Kościele, a zamiast tego usiłuje się budować przywiązanie do Kościoła przez mętne, a nawet wręcz heretyckie treści, z reguły przekazywane w kontekście i związku silnych przeżyć, to nie należy się dziwić, że taka "wiara" jest płytka, chwiejna i szukająca coraz to nowych bodźców emocjonalnych, nawet kosztem rzetelności intelektualnej czy choćby nawet zdrowego rozsądku. Na takiej kondycji przeciętnych katolików żerują przeróżni zwodziciele i oszuści, którzy szukają publiczności, a zwykle też po prostu korzyści materialnych, bezwzględnie wykorzystując dobroduszność czy wręcz naiwność skądinąd szczerych i gorliwych dusz. 

Taki to wstęp musiałem uczynić po lekturze pożyczonej mi - z życzliwości - książki pt. "Ostrzeżenie z zaświatów". Jest to tłumaczenie z niemieckiego. W internecie można sprawdzić, że książka została przetłumaczona na wiele języków i jest swego rodzaju bestsellerem w kręgach prostodusznych katolików o nastawieniu konserwatywnym. Faktycznie treści podane w tej książce kursują w tych kręgach. Dopiero zapoznawszy się z tą książką poznałem, skąd się bierze np. mniemanie, że Paweł VI chciał dobrze, lecz miał sobowtóra, którego winą są nieszczęsne i katastrofalne w skutkach zmiany wprowadzone po Vaticanum II... Myślę, że dalszy komentarz jest w tym miejscu zbędny. Oczywiście nie jestem w stanie udowodnić, że to mniemanie jest absurdalne i groteskowe, więc nawet nie próbuję. Muszę jednak zwrócić uwagę na fakty, które każdy może sprawdzić, oczywiście jeśli ma dobrą wolę i jest otwarty na prawdę. 

Wprawdzie podany jest autor książki, jednak nic o nim nie wiadomo. On sam nie zdradza niczego o sobie. Także w internecie nie ma nic o nim. W swojej przedmowie autor podaje jedynie, że znajduje się w miejscowości Trimbach, przy czym chodzi chyba o wioskę w północnej Szwajcarii. Podany autor mówi, że otrzymał tę książkę 18 kwietnia 1977 r. od "duszpasterza", którego tożsamości nie podaje. Można się jednak domyśleć, że chodzi chyba o  x. Arnolda Renz'a, salwatorianina znanego ze słynnych "exorcyzmów" przeprowadzonych na Anneliese Michel w Niemczech. Znaczną część książki zajmują rzekome treści ze spisanych słów innej opętanej, wypowiedzianych rzekomo przez demony na rozkaz exorcysty podczas exorcyzmu, który przeprowadził także x. Renz. Ponadto notatka biograficzna o nim wskazuje na to, że to on miałby być właściwym autorem tej książki czy przynajmniej dostarczycielem materiału do niej. Na ile to jest prawdziwe, trudno ocenić. W każdym razie autor wykorzystuje sławę x. Renz'a, czy właściwie niesławę, gdyż został on w 1978 r. prawomocnie skazany w związku ze śmiercią exorcyzmowanej przez niego A. Michel. 

X. Renz (1911-1986) pochodził z południowych Niemiec, blisko granicy ze Szwajcarią i Austrią. Po święceniach kapłańskich w 1938 r. jako salwatorianin pracował jako misjonarz i exorcysta w Chinach. Po powrocie w 1953 r. został proboszczem w północno-zachodniej Bawarii, w miejscowości znanej z tego, że żyła tam rzekoma mistyczka i wizjonerka Barbara Weigand (zm. 1943). Znamienne są słowa z jej rzekomych objawień, że "Luther podzielił Kościół na dwie części" (podane w zalinkowanym tekście na wiki), co jest oczywiście herezją,gdyż Kościół jest niepodzielny i nie może być podzielony, zaś Luther jako przywódca herezji odłączył dusze od Kościoła. Mimo tego x. Renz gorliwie zaangażował się w forsowanie jej procesu beatyfikacyjnego, co świadczy o braku kompetencji teologicznej. Warto zauważyć, że - jak podaje wiki (zalinkowane wyżej) - także ojciec Anneliese Michel, nad którą x. Renz później (1975-1976) sprawował exorcyzm, był pod wpływem owej "mistyczki". Te powiązania są zapewne znaczące. 

O kiepskich i wręcz fałszywych poglądach teologicznych x. Renz'a świadczy rozdział książki pt. "Co to jest opętanie", przypisany jego autorstwu, oczywiście o ile ten rozdział pochodzi rzeczywiście od niego. 

Na str. 22 czytamy: "Szczególnego rodzaju opętanie, jest opętanie tak zwane opętanie wynagrodzenia. Osoby takie spotyka to nie z osobistego przewinienia. Mogą one np. być przeklęte." Pomijając katastrofalną jakość tłumaczenia, które jest wręcz niepoprawne po polsku, należy zwrócić uwagę, że tego typu opętanie jest sprzeczne z katolickim pojęciem opętania i jego warunkami, i nie jest znane w literaturze teologicznej katolickiej. Ponadto jest tutaj problem stwierdzenia, jakoby dana osoba była bez winy, gdyż tylko Pan Bóg zna serce i stan duszy człowieka, oczywiście oprócz głosu sumienia jego samego, zaś otoczenie może jedynie z mniejszym czy większym prawdopodobieństwem ocenić, czy i jak dana osoba zgrzeszyła, gdyż można grzeszyć także w samotności, a ważniejsze są grzechy wewnętrzne, czyli myśli i akty woli, nie akty zewnętrzne znane otoczeniu. 

Następny fałsz to zdanie: "Nie można tego zaprzeczyć: Błogosławieństwo i przekleństwo mogą być równie skuteczne". Autor tego zdania widocznie zapomina, że błogosławieństwo jest wezwaniem Boga, zaś przekleństwo wezwaniem mocy zła czyli szatana. Tylko Bóg jest wszechmocny, zaś skuteczność szatana jest jedynie ograniczona i nigdy nie jest równa skuteczności Boga. Tym bardziej przekleństwo nie może skutkować opętaniem, ponieważ człowiek ma wolną wolę i jedynie przez swoje akty woli może poddać się działaniu szatana. Szatan nie ma zasadniczo możliwości wyłączenia wolnej woli w człowieku, gdyż mógłby to uczynić tylko Bóg (oczywiście jeśli by tego chciał) jako Stwórca natury człowieka. Szatan może jedynie kusić, mamić, zwodzić ku grzechowi, a zniewolenie przez niego jest zawsze skutkiem poszczególnych aktów i kroków poddania się jego działaniu przez człowieka. Wynika to z prawdy o człowieku, którą wiemy z Bożego Objawienia, oraz z odwiecznego doświadczenia Kościoła, opisanego zwłaszcza u świętych i mistrzów duchowych. 

Tym samym fałszem jest także zdanie: "Jeżeli niektórzy zgadzają się cierpieć za innych, może się to także zdarzyć w formie opętania". To zdanie oznacza, jakoby szatan - który jest sprawcą opętania - działał dla zbawienia dusz i na chwałę Bożą, skoro sprawia tzw. opętanie jako wynagrodzenie Bogu za grzechy ludzi. Co więcej, autor twierdzi, że w takim przypadku "Pan Bóg miał szczególny zamiar względem niej aby była ofiarą wynagradzającą (za grzechy świata)" (str. 23). Taki absurd może prezentować tylko ktoś, kto jest zupełnym analfabetą w teologii katolickiej, lub ma zupełnie niekatolickie, a nawet niechrześcijańskie przekonania co do pojęcia Boga i dzieła Zbawienia, jak też w kwestii takiej jak natura i rola szatana. 

Wobec tego wręcz bluźnierstwem jest nazwanie przypadku Anneliese Michel - uważanego przez autora za "opętanie wynagrodzenia" - "przeżyciem konania Chrystusa na krzyżu". Wystarczy choćby pobieżnie znać Ewangelie, by wiedzieć, że porównanie zachowania osoby opętanej z zachowaniem Pana Jezusa w męce i śmierci jest wręcz niesamowitym bluźnierstwem. 

Zupełnie demaskujące jest następujące zdanie: "Opętanie i szatan należą do rzędu rzeczy nadprzyrodzonych" (str. 23). Otóż zawarte jest tutaj niekatolickie i nieteologiczne, natomiast okultystyczne pojęcie nadprzyrodzoności. Otóż według teologii katolickiej - i każdej opartej na Piśmie św. - nadprzyrodzoność jest synonimem Boga i Jego działania. Innymi słowy: tylko Bóg jest ponad wszystkim stworzeniem, czyli tym, co jest przyrodą w znaczeniu filozoficznym, czyli ma początek jako byt stworzony. Tak więc także szatan jako byt stworzony należy do rzeczywistości przyrodzonej, nie boskiej. Oczywiście jego natura czyli przyrodzoność jest innego rodzaju niż natura ludzka i jest w pewnym sensie wyższa i doskonalsza. Jednak z całą pewnością nie należy do rzeczywistości nadprzyrodzonej, czyli boskiej, lecz do stworzonej, czyli od świata przyrody w znaczeniu filozoficznym, obejmującym wszystkie byty "rodzone" czyli mające początek. 

Co do samych rzekomych exorcyzmów, z których mają rzekomo pochodzić owe rzekome "wyznania" demonów: O ile książka nie jest jedynie wymysłem wybujałej fantazji i tym samym perfidnym oszustwem na czytelnikach, czyli podaje rzeczywiste przeprowadzone przez exorcystów "wywiady" z demonami, to owi exorcyści sprzeniewierzyli się kościelnemu obrzędowi exorcyzmu i tym samym popełnili grzech ciężki, który oczywiście - jak każdy grzech - pochodzi ostatecznie od szatana. Rubryki obrzędu exorcyzmu według księgi liturgicznej Kościoła Rituale Romanum zakazują bowiem wypytywania demonów o sprawy zbędne i służące ciekawości: 


Tym samym książka jako taka jest właściwie dziełem szatańskim, także co do sposobu powstania, nie tylko co do treści. Zresztą na ten charakter wskazuje już nawet chaotyczność podawanych treści. Widocznie także autor był pod wpływem szatańskim. Pan Bóg działa w harmonii i ładzie, miłuje porządek. Natomiast diabeł jest tym, który miesza, przewraca i sprawia chaos, na co wskazuje greckie słowo "diabolos" (od dia-ballo, czyli przewracać, mieszać). 

Te uwagi właściwie wystarczą dla jednoznacznej oceny: 

To jest książka podająca fundamentalne fałsze i błędy odnośnie pojęcia Boga oraz świata stworzonego, zwłaszcza szatana. Z tego względu w swoich zasadach nie jest ani katolicka, ani nawet chrześcijańska czy biblijna. Operuje raczej pojęciami i wyobrażeniami okultyzmu i satanizmu. Podawane w dalszej części książki quasi sensacyjne stenogramy słów rzekomo wypowiedzianych przez demonów w sprawach aktualnych mają widocznie przyciągnąć uwagę i dobrą wolę czytelników zwłaszcza o nastawieniu konserwatywnym i krytycznym wobec wydarzeń ostatnich dekad w Kościele i świecie. Nawet jeśli godna uwagi i uznania jest np. krytyka reformy liturgii i związanych z nią nadużyć (jak komunia dołapna, więcej tutaj), to jednak nie zmienia to faktu, że ma to widocznie służyć wpajaniu katolikom trucizny okultystycznego fałszu. 

Dlatego zdecydowanie zalecam: nie należy tej książki ani kupować, ani czytać. Jeśli ktoś już ją ma, powinien ją spalić. 

Czy odrzucenie ekumenizmu jest herezją?

 


Niedawno pojawiła się relacja z kazania emerytowanego ordynariusza opolskiego, od wielu lat zaangażowanego w tzw. ekumenizm (źródło tutaj):


Wypowiedż ta, choć bardzo krótka, zawiera cały szereg fałszów. W skrócie:

- Ucałowanie pierścienia czyjegokolwiek po pierwsze nie jest żadnym aktem magisterialnym papieskim, lecz najwyżej  prywatnym gestem bez jakiejkolwiek mocy wiążącej dla katolika. Tak więc wskazywanie na ten gest w kazaniu, czyli oficjalnym nauczaniu wiary, jest zakłamaniem, gdyż sugeruje rangę magisterialną tego gestu, oraz nadużyciem sprzecznym z zasadami Kościoła odnośnie głoszenia kazań. Kazanie czyli oficjalne nauczanie wiary podczas liturgii ma według Kodexu Prawa Kanonicznego podawać prawdy wiary oraz zasady życia chrześcijańskiego, a nie prywatne gesty, zwłaszcza gdy są gorszące:



- Ponadto ten gest jest skandaliczny, czyli gorszący, gdyż według orzeczenia wydanego już przez papieża Leona XIII w bulli "Apostolicae curae" anglikanie nie mają ważnych święceń, tym samym zwierzchnik anglikański nie jest żadnym biskupem. Tym samym publiczne całowanie go w pierścień jest czynnym lekceważeniem tego orzeczenia oraz wprowadzaniem w błąd katolików i całej opinii publicznej. Orzeczenie wydane przez Leona XIII obowiązuje także Jana Pawła II, gdyż nigdy nie zostało odwołane i nie może być odwołane, ponieważ wynika zarówno z faktów historycznych jak też z nauczanych przez Kościół warunków ważności sakramentu święceń. Pogardzanie nauczaniem Kościoła w tej kwestii jest ciężkim grzechem przeciw wierze objawionej, niezależnie od tego przez kogo jest popełniane. 

- Jeśli Jan Paweł II nie bał się oskarżenia o synkretyzm religijny, to niestety świadczy to nie o jego odwadze, lecz o lekceważeniu wagi i powagi tego zarzutu i sprawy. Tym samym abp Nossol poświadcza skandaliczną postawę Jana Pawła II, który się nie może przed tym bronić. 

- Potężnym kłamstwem i wręcz bluźnierstwem jest utożsamienie tzw. ekumenizmu z Panem Jezusem i działaniem Ducha Świętego w Kościele. Abp Nossol powinien wiedzieć, że tzw. ekumenizm powstał w łonie protestantyzmu i polega na szukaniu możliwości zjednoczenia między niezliczonymi odłamami protestantyzmu. Natomiast w Kościele katolickim jedność trwa nieutracalnie, gdyż Jezus Chrystus założył jeden Kościół - święty, katolicki i apostolski - i ten Kościół jako niezniszczalna społeczność w realnej jedności według słów samego Pana Jezusa będzie trwał do końca czasów. Natomiast tzw. ekumenizm polega na założeniu, że nie ma jedności Kościoła, to znaczy jest wiele równorzędnych "Kościołów", które mają dążyć do jedności. Tym samym polega na negacji słów i obietnicy samego Zbawiciela. W tym świetle abp Nossol po prostu kłamie, gdy twierdzi, jakoby ekumenizm pochodził od Pana Jezusa i Ducha Świętego. To twierdzenie jest bluźniercze i heretyckie, a nawet apostackie, gdyż zakłada relatywizm poznawczy i religijny, który nie ma nic wspólnego już chociażby z poznaniem zdroworozsądkowym, a tym bardziej z wiarą katolicką. 

- Odrzucenie ekumenizmu i to już w jego podstawowym założeniu, którym jest relatywizm przynajmniej religijny, jest jedyną zasadną postawą człowieka racjonalnie myślącego i uczciwego intelektualnie, a tym bardziej myślącego po katolicku. Nie ma tutaj żadnego znaczenia, kto, kogo i w co całował. 

- Abp Nossol widocznie nie zna - i nie chce znać - definicji herezji. Niechże sobie przeczyta chociażby definicję podaną w Kodeksie Prawa Kanonicznego czy Katechiźmie Kościoła Katolickiego. Skoro twierdzi, jakoby odrzucenie ekumenizmu było herezją, to niech wskaże, kto, gdzie i kiedy zdefiniował ekumenizm jako prawdę wiary katolickiej, czy choćby gdzie on jest zawarty w Piśmie św. Nawet uwzględniając podeszły wiek należy stanowczo stwierdzić, że do głoszenia takich bzdur, kłamstw i oszczerstw także on nie jest upoważniony. 


Post scriptum

Otrzymałem następujący komentarz:


Bliskie kontakty z kimkolwiek nie upoważniają do powielania bzdur, kłamstw i herezji. 

Powoływanie się na słowa Pana Jezusa z tzw. modlitwy arcykapłańskiej (Ewangelia wg św. Jana 17, 21) "aby wszyscy byli jedno" jest znamienne. Używanie ich dla uzasadnienia tzw. ekumenizmu jest ich zafałszowaniem. Fałsz polega na tym, że 

- modlitwa Pana Jezusa dotyczy przecież Apostołów obecnych podczas Ostatniej Wieczerzy oraz ich następców, 

- heretycy, zwłaszcza protestanci, z całą pewnością nie są następcami Apostołów, lecz odszczepieńcami znajdującymi się poza Kościołem, 

- modlitwa Pana Jezusa z całą pewnością zawsze była i jest skuteczna, to znaczy Kościół nigdy nie utracił i nie utraci jedności, o którą się modlił Pan Jezus, a twierdzenie przeciwne jest bluźnierstwem i herezją. 

Jak należy ocenić rzekome objawienia x. Guido Bortoluzzi?

 


Pojawiły się po polsku - zarówno w internecie jak też w wersji drukowanej - publikacje rzekomych objawień danych włoskiemu xiędzu o nazwisku Guido Bortoluzzi (1907-1991). Istnieje też wielojęzyczna strona internetowa propagująca owe rzekome objawienia, które dotyczą nowej, a mającej godzić wiarę i naukę interpretacji pierwszych rozdziałów biblijnej Księgi Rodzaju. Główną osobą zajmującą się tą propagandą jest w międzyczasie starsza kobieta o nazwisku Renza Giacobbi. W internecie można znaleźć jej wystąpienia. Wygląda na to, że udało jej się rozkręcić spory interes, aczkolwiek zapewne nie działa sama, a jest - według własnych informacyj - spadkobierczynią pism i całej spuścizny owego xiędza. Doprowadziła ona do wydania rękopisów x. Bortoluzzi, opatrując je wstępami i komentarzami. 

Ponieważ wskazano mi na te publikacje, wypowiadam się z duszpastersko-teologicznego obowiązku. Zapoznawszy się  z kilkoma wystąpieniami pani Giacobbi dostępnymi w internecie oraz z jej wstępami do publikacji wywodów x. Bortoluzzi, tudzież przeglądnąwszy te wywody, muszę stwierdzić, że wszystko wskazuje na oszustwo czy to ludzkie, czy szatańskie, czy też na połączenie obydwu, aczkolwiek więcej wskazuje na wymysły i ambicje czysto ludzkie. Tym samym zbędne jest szczegółowe analizowanie samych wywodów x. Bortoluzzi w kwestii interpretacji biblijnej Księgi Rodzaju. Jako kapłan był on proboszczem małych wiejskich parafij i nie przeszedł żadnych studiów teologicznych oprócz seminaryjnych. Mógł być więc jedynie samoukiem. Według zarysu biografii autorstwa p. Giacobbi, gromadził książki i chyba je też czytał, aczkolwiek wyboru dokonywał specyficznie, skoro np. twórcę psychonanalizy S. Freud'a nazywa "naukowcem", zaś sama p. Giacobbi w swojej prezentacji książki wskazuje na związek z poglądami (nie)słynnego jezuity P, Teilhard'a de Chardin, który był właściwie apostatą i upadłym zakonnikiem (żył w podejrzanej relacji z kobietą). Nietrudno więc dostrzec po pierwsze brak kompetencji naukowej, zwłaszcza teologicznej, która jest kluczowa w tej sprawie. 

Drugim kluczowym faktem jest mniemanie, jakoby podawana przez x. Bortoluzzi i p. Giacobbi nowatorska interpretacja Księgi Rodzaju pochodziła z objawienia prywatnego danego temuż kapłanowi, czyli miała charakter nadprzyrodzony. To twierdzenie jest nie tylko groteskowe i zwodnicze, lecz jako takie  stanowi dowód przeciw nadprzyrodzoności, skoro jest to samozwańcze orzeczenie, a nie orzeczenie kompetentnej władzy kościelnej. Zresztą wobec takiej a nie innej treści owych rzekomych objawień pozytywne orzeczenie Kościoła jest niemożliwe. Widocznie dlatego właśnie p. Giacobbi wzięła sprawę w swoje ręce i konsekwentnie działa wbrew zasadom Kościoła, publikując po całym świecie rzekome objawienia, które nie tylko nie są uznane przez Kościół, lecz z powodu ewidentnych, aczkolwiek sprytnie podanych bzdur nie mogą być nigdy uznane. Oto kilka przykładów (źródło tutaj - są to obszerne fragmenty książki rzekomych objawień w formacie pdf, za wydanie drukowane trzeba oczywiście zapłacić):

W swoim wstępie p. Giacobbi pisze o celu rzekomych objawień, jakim jest przezwyciężenie konfliktu między ewolucjonizmem i kreacjonizmem:  


Metoda x. Bortoluzzi'ego (albowiem to są z całą pewnością jego wymysły, a nie żadne objawienia pochodzące od Boga) polega na usiłowaniu pogodzenia ewolucjonizmu z treścią Pisma św., dokonując interpretacji tego ostatniego na własny sposób, nie oparty na żadnych źródłach teologicznych - ani patrystycznych, ani magisterialnych, ani exegetycznych. Innymi słowy: jedyną podstawą słuszności tej "nowej wiedzy" jest jej rzekome pochodzenie od Boga, czyli nadprzyrodzony charakter. Tym samym p. Giacobbi stawia wywody x. Bortoluzzi'ego na pozycji zupełnie wyjątkowej, a nawet gatunkowo wyższej od całego dorobku teologicznego Kościoła, począwszy od Ojców Kościoła, poprzez Doktorów Kościoła, aż po exegetów współczesnych i dokumenty Magisterium. 


Tutaj p. Giacobbi myli tchnienie duchem czyli danie życia duszy, z udzieleniem Ducha Świętego w znaczeniu nadprzyrodzonym. Owszem, pierwsi rodzice byli obdarzeni łaską uświęcającą, którą następnie utracili przez grzech pierworodny. Jednak czym innym jest życie naturalne, które polega na obecności duszy w ciele, a czym innym udzielenie Ducha Świętego w znaczeniu nadprzyrodzonego dziecięctwa Bożego. Pomieszanie tych porządków jest typowe dla fałszywej teologii modernistów, a polega na cichej negacji porządku nadprzyrodzonego przez sprowadzenie go do porządku naturalnego. W tym wypadku p. Giacobbi utożsamia udzielenie "tchnienia życia" materii, która staje się przez to człowiekiem w porządku naturalnym, z udzieleniem Ducha Świętego, czyli daru nadprzyrodzonego.  

W biografii x. Bortoluzzi czytamy: 


Nie wiem, czy p. Giacobbi zdaje sobie sprawę z tego, że poświadczyła tutaj kłamstwo popełnione przez alumna seminarium, mianowicie przez podanie fałszywego powodu nie przyłączenia się do franciszkanów. Byłoby to niemoralne już w przypadku normalnego alumna, a cóż dopiero u kogoś, kto już wtedy był rzekomo obdarzony darem przewidywania przyszłości. Kłamstwo wszelkiego rodzaju pochodzi od szatana i nie da się tego pogodzić z działaniem Ducha Świętego i Jego szczególnymi darami. 

Dalej p. Giacobbi opowiada, iż późniejszy święty don Calabria rzekomo przepowiedział przyszłemu x. Guido już jako alumnowi wyjątkową misję w wyjaśnianiu Księgi Rodzaju. Ale nie tylko on, gdyż także ojciec duchowny miał rzekomo dar przewidywania przyszłości:


Wkrótce miała nastąpić następna, trzecie przepowiednia tego rodzaju:


No cóż. Takie nagromadzenie przepowiedni w jednym miejscu i wokół jednej osoby jest na pewno wyjątkowe. Problem w tym, że oprócz pisania p. Giacobbi nie ma żadnych innych świadectw co do tego, iż miały one rzeczywiście miejsce. 

Następujący fragment jest szczególnie znamienny:


Po pierwsze, niezgodne zarówno z prawem jak też ze zwyczajem kościelnym jest urlopowanie kapłana dla opieki nad matką, zwłaszcza gdy kapłan nie jest jedynym dzieckiem. Owszem, nierzadko zdarza się, że kapłan przyjmuje do siebie rodzica, gdy konieczna jest opieka. Ale czymś zupełnie innym jest porzucenie posługi duszpasterskiej z powodów rodzinnych. Tak wię albo x. Bortoluzzi postąpił wbrew zasadom Kościoła, albo podanie powodu dwuletniego urlopu jest kłamstwem. 

Z całą pewnością kłamstwem jest pisanie, jakoby o. Pio krzyczał do kogoś przerywając celebrację Mszy św. Otóż rubryki mszalne surowo zabraniają celebransowi jakiekolwiek oderwanie się od słów i czynności przepisanych w mszale. Gdyby o. Pio dopuścił się czegoś takiego - a nic na to nie wskazuje, a wręcz przeciwnie wszystko wiadome o celebracjach o. Pio przeczy opowiadaniu p. Giacobbi - to by popełnił grzech śmiertelny i nie byłby święty. Żaden normalny i poważnie traktujący Mszę św. kapłan nie przerywa celebracji dla takiego powodu i w taki sposób. Tak więc p. Giacobbi znowu pisze brednie i to bezczelnie godzące w świętość o. Pio. 

Jednak nie można jej odmówić pewnej szczerości. Gdy mówi o pismach o. Bortoluzzi, zauważa:


Tym samym przyznaje się do podstępu i to zaplanowanego widocznie już przez samego autora. Wygląda więc na to, że wprawdzie sam x. Bortoluzzi nie miał odwagi opublikować swoich "objawień" za życia, by nie narazić się na kary kościelne i krytykę teologiczną. Dlatego wolał powierzyć to osobie świeckiej do zrealizowania po jego śmierci. Zlekceważył przy tym jednak, że także osobie świeckiej nie wolno publikować rzekomych objawień prywatnych bez zezwolenia władz kościelnych. Jeśli faktycznie zlecił to p. Giacobbi (a osobiście nie uważam tego za pewne, a to z powodu ewidentnego zakłamania tej osoby), to nakłonił ją do nieposłuszeństwa odwiecznym zasadom Kościoła i tym samym do życia w grzechu ciężkim. 

Niemniej ciekawy jest wstęp samego x. Bortoluzzi do jego "dzieła". Słusznie odnosi się do zarzutów co do charakteru jego rzekomych "objawień". Pomija jednak większość możliwych zarzutów, mianowicie możliwość wymysłów, czyli oszustwa, oraz mamienia szatańskiego: 


Warto zwrócić uwagę na jakby porównanie siebie do Mojżesza, co jest dość groteskowe. Prawo Mojżeszowe należy bowiem do Pisma św. natchnionego przez Ducha Świętego. Jeśli x. Bortoluzzi swoim wywodom przypisuje porównywalną rangę, to albo nie zna (co po przebyciu choćby studiów seminaryjnych powinno być wykluczone) podstawowej różnicy między Objawieniem publicznym a objawieniami prywatnymi, albo tę różnicę neguje, co jest już herezją. 

Następny fragment świadczy o tym, że x. Bortoluzzi zna katolickie rozumienie tzw. objawień prywatnych:


Widać tutaj wyraźnie wypaczone, modernistyczne poglądy x. Bortoluzzi'ego. Mówi bowiem jedynie o zgodności z "danymi biblijnymi", "danymi nauki" i z "prawidłowym rozumowaniem". Gdzie się podziała Tradycja Kościoła, cały dorobek Ojców i Doktorów Kościoła oraz dokumenty Magisterium? No cóż, tutaj już na wstępie autor się pięknie zdemaskował: ani nie myśli, ani nie stosuje metody kapłana i tym samym teologa katolickiego, lecz postępuje - o zgrozo - jak autor protestancki i heretyk modernistyczny. 

Tej diagnozy dopełnia w tym miejscu sugerowanie, jakoby żydzi i muzułmanie byli na równi z katolikami adresatami przemawiania przez Boga. To już jest przejaw myślenia typowego nie tylko dla ignoranta teologicznego, lecz wręcz dla apostaty. 

Na koniec zwracam uwagę na fragment wprowadzenia p. Giacobbi, który mimochodem podaje klucz do wywodów x. Bortoluzzi'ego:

Tak więc wiadomo, jakie jest pochodzenie i skąd jest inspiracja: tradycja talmudyczna podszywająca się pod rzekome objawienia prywatne. 



Kto ma prawo orzekać ws. rzekomych objawień prywatnych?

 


Zasadnicza odpowiedź zawarta jest już w poprzednim wpisie (tutaj), aczkolwiek widocznie nie dość szczegółowo. 

Najpierw należy sprawę przedstawić na tzw. forum wewnętrznym (forum internum), czyli swojemu spowiednikowi. Jeśli spowiednik nie wykluczy pochodzenia nadprzyrodzonego i pozwoli na podjęcie dalszych kroków, wówczas można przedstawić sprawę proboszczowi, a nawet bezpośrednio biskupowi miejsca. Jeśli proboszcz uzna za stosowne, wówczas może poinformować biskupa o sprawie. W każdym razie dopiero i jedynie biskup miejsca może sprawę odpowiednio zbadać i wydać prawomocne orzeczenie. Do czasu wydania jego pozytywnego orzeczenia nie wolno rozpowszechniać rzekomych objawień. 

Czy wolno uczestniczyć w modlitwach tzw. ekumenicznych?

 


Nie ma formalnego odwołania kościelnego zakazu modlenia się z heretykami. Są jedynie zachęty do działania wbrew temu zakazowi, czyli do łamania kościelnego zakazu. Tym samym te zachęty są bezprawne, skandaliczne i nieobowiązujące choćby moralnie. 

Zakaz modlenia się z heretykami, także prywatnego, sięga pierwszych, najstarszych dokumentów prawa kanonicznego. Oto przykłady:

Mówi o tym już sobór w Elwira w Hiszpanii z przełomu III i IV wieku, pierwszy poświadczony historycznie sobór, którego postanowienia się zachowały, gdyż były przekazywane przez wieki, co świadczy o ich randze i uznaniu w Kościele. Otóż sobór pod groźbą kary wykluczenia od Komunii św., a w razie uporczywości pod groźbą kary exkomuniki, zakazuje dopuszczenia błogosławienia plonów przez żydów, a nawet spożywania z nimi posiłków (źródło tutaj): 



Inne szczególnej rangi źródło, mianowicie tzw. Kanony Apostolskie, pochodzące z IV wieku, a zapewne podające wcześniejszą Tradycję Apostolską uznaną w całym chrześcijaństwie, nakazuje ukarać  wykluczeniem od Komunii św. tych duchownych (biskupów, prezbiterów, diakonów), którzy modlą się z heretykami; zaś duchowny, który by zachęcał także innych duchownych do czynienia tego samego, ma zostać potępiony czyli exkomunikowany (źródło tutaj, 146):



Podobnie papież Pius IX w swojej bulli "Apostolicae Sedis" z 1869 r. mówi, iż duchowny, który osobę exkomunikowaną przez papieża świadomie i bez przymusu dopuszcza do udziału w modlitwie bądź do pogrzebu kościelnego, zaciąga na siebie karę exkomuniki, którą może zdjąć tylko papież. 

To nie są postanowienia czysto dyscyplinarne, tymczasowe czy dowolnie zmienialne. Ich podstawą są prawdy wiary, mianowicie że
- jest jeden prawdziwy Bóg, objawiony przez Jezusa Chrystusa,
- Jezus Chrystus objawił jedyną prawdziwą religię, czyli jedyny prawdziwy kult prawdziwego Boga, który ustanowił w Kościele i powierzył Kościołowi do sprawowania. 

Ponadto kanony te wynikają z miłości bliźniego, która nakazuje przede wszystkim troskę o zbawienie dusz także niewierzących, czyli nieznających bądź odrzucających Objawienie w Jezusie Chrystusie, i heretyków. Natomiast wspólne modlitwy z nimi sprawiają wrażenie bądź przynajmniej sprzyjają wrażeniu, jakoby trwanie w niewierze i herezji było obojętne dla zbawienia duszy, co jest oczywiście fałszywe. 

Przy okazji muszę zwrócić uwagę, że tytułowanie protestanckich kaznodziei określeniami "ksiądz" czy "biskup" jest wielorakim fałszerstwem:

Po pierwsze na teologii protestanckiej, która - zarówno w nurcie luderańskim jak i kalwińskim - nie uznaje stanu duchownego, to znaczy twierdzi, że nie ma stanu duchownego i nie ma sakramentu święceń, a jest jedynie ustanowienie do nauczania i prowadzenia gminy. Określanie tych funkcjonariuszy "biskupami" i "księżmi" pojawiło się dopiero w XIX wieku, a w Polsce dopiero w XX wieku, widocznie w ramach leczenia protestanckich komplexów i oszukiwania publiczności. 

Po drugie, owi ustanowieni funkcjonariusze także faktycznie nie mają żadnych święceń, lecz są osobami świeckimi. Świadczy o tym także fakt, że do tej funkcji ustanawiane są także kobiety. O ile mi wiadomo, w Polsce jeszcze nie ma protestanckich "ksiądzówek" i "biskupek", a to jedynie z powodów taktycznych, czyli dla oszukiwania opinii publicznej przez staranie się o podobieństwo z Kościołem katolickim. Bowiem protestanci w Polsce oficjalnie wyznają jedność z protestantami w innych krajach, gdzie są już "biskupki" i to nawet lesbijki, oczywiście oprócz "księży" żyjących zupełnie otwarcie w związkach homosexualnych. Uznanie ich za quasi równowartościowych "księży" i "biskupów" jest sugerowane zarówno przez to zakłamane nazewnictwo jak też przez "nabożeństwa ekumeniczne". 

Jakie są kryteria Kościoła w rozeznawaniu tzw. objawień prywatnych?

 


Fenomen tzw. objawień prywatnych wprawdzie istnieje od początków historii Kościoła, a nawet od zarania ludzkości jako zjawisko obecne chyba w każdej religii. Jednak w ostatnich dziesięcioleciach obserwujemy boom pod tym względem. Z jednej strony ma to związek z łatwością rozpowszechniania rzekomych "orędzi", czemu sprzyja zwłaszcza internet. Z drugiej wiąże się z poluzowaniem dyscypliny Kościoła odnośnie publikacyj religijnych. Wprawdzie istnieje nadal obowiązek tzw. imprimatur czyli kościelnego zezwolenia na drukowanie pism o tematyce wiary i obyczajów (Codex Iuris Canonici can. 823 - 832). Jednak faktycznie większość książek autorstwa nawet duchownych jest publikowana bez imprimatur. Równocześnie wiele publikacyj wręcz ewidentnie sprzecznych z wiarą katolicką jest wyposażonych w zezwolenie władz kościelnych, co oczywiście powoduje zamieszanie i wyrządza szkodę Kościołowi. 

Obecnie szczególnie gorliwsze religijnie dusze masowo lgną do objawień prywatnych, i to coraz mniej do tych uznanych przez Kościół (nadal względnie popularne są jedynie objawienia z Fatimy, choć ta popularność maleje), a przeważnie niestety do nowych - rzekomych, czyli nieuznanych, czy wręcz do ewidentnie fałszywych. Ma to związek zarówno ze spłyceniem czy wręcz zatraceniem autentycznego życia religijnego w strukturach parafialnych, z banalizacją czy wręcz zafałszowaniem liturgii, z brakiem szczerej troski i opieki ze strony duszpasterzy, w końcu z utratą zaufania do Kościoła jako instytucji hierarchicznej czyli z upadkiem autorytetu władz kościelnych. Innymi słowy: liturgia Novus Ordo skoncentrowana na pouczeniach, wybrakowana pod względem wyrazistości doktrynalnej oraz ducha szacunku dla świętych tajemnic, nie wystarcza wiernym, którzy - z różnych powodów, nierzadko po osobistym nawróceniu - szukają głębszych przeżyć oraz powiązania wiary ze swoim życiem. Nie znając głębii, bogactwa i żywotności tradycyjnej duchowości i pobożności katolickiej zawartej w tradycyjnej liturgii i pismach świętych Kościoła na przestrzeni wieków, a nie mając często nawet podstaw wiedzy katechizmowej, szukają po omacku i bardzo często w dobrodusznej naiwności stają się ofiarą oszustów i duchowych hochsztaplerów, pozujących na "mistyków" i "wizjonerów". Dotyczy to nie tylko osób świeckich, lecz niestety nie brakuje nawet duchownych, którzy uformowani na kiepskiej czy wręcz heretyckiej pseudoteologii modernistycznej nie dysponują wiedzą i dojrzałością duchową, konieczną do trzeźwej, katolickiej postawy wobec rzekomych objawień. 

Dlatego należy zwrócić uwagę na tradycyjne kryteria Kościoła stosowane od wieków wobec tego typu fenomenów. Normy te są podane w skrócie w dokumencie Kongregacji Nauki Wiary z 1978 r. W sposób dość precyzyjny dokument podaje kryteria do "osądzenia przynajmniej z pewnym prawdopodobieństwem o charakterze rzekomych zjawień czy objawień". 

Kryteriami pozytywnymi, czyli przemawiającymi za nadprzyrodzonym pochodzeniem danego zjawiska, są:

1. Moralna pewność lub przynajmniej wysokie prawdopodobieństwo co do faktyczności zdarzenia, co musi być wynikiem dokładnego zbadania. 

2. Okoliczności co do faktyczności oraz charakteru zdarzenia, zwłaszcza

a) osobistych cech danej osoby czy osób, które są odbiorcami zdarzenia, a konkretnie

zrównoważenie psychiczne 

godziwość i prawość moralna

szczerość i  posłuszeństwo wobec władz kościelnych

zdolność powrotu do normalnych form życia wiary

itp.

b) przekazywanej treści, czyli prawdziwość oraz wolność od błędu pod względem teologicznym i duchowym,

c) zdrowa pobożność oraz obfite i trwałe owoce duchowe, jak duch modlitwy, nawrócenia, dzieła miłości bliźniego.

Niemniej ważne i konieczne do zastosowania są kryteria negatywne, czyli wykluczające nadprzyrodzone pochodzenie danego zjawiska. Są to:

1.  Oczywisty błąd co do faktów, czyli oszukiwanie i kłamanie. 

2. Błędy pod względem prawd wiary czy to odnośnie samego Boga, czy Matki Najświętszej czy osoby świętej rzekomo się ukazującej.

3. Oczywiste dążenie do korzyści materialnych bezpośrednio w związku z fenomenem.

4. Akty poważnie niemoralne popełnione czy to w czasie fenomenu czy przy jego okazji, czy to przez sam podmiot, czy przez jego zwolenników. 

5. Schorzenia psychiczne bądź tendencje psychopatyczne podmiotu, które z pewnością miały wpływ na zdarzenie, jak też psychozy, histerie masowe i tym podobne okoliczności.

Istotna jest uwaga, że te kryteria muszą stosowane indykatywnie, a nie taxatywnie, to znaczy wystarczy jeden element przemawiający przeciw nadprzyrodzonemu pochodzeniu, by uznać całe zjawisko za nienadprzyrodzone. Innymi słowy: nie jest decydująca przewaga elementów przemawiających za nadprzyrodzonością, lecz muszą być spełnione wszystkie kryteria, by można było uznać dane zjawisko za nadprzyrodzone. 

Dokument określa także kompetencje w badaniu i orzekaniu odnośnie do danego zjawiska: właściwą instancją jest ordynariusz miejsca. Konferencja biskupów danego regionu czy kraju może się zająć badaniem sprawy tylko wtedy, gdy biskup miejsca ją o to poprosi. Stolica Apostolska oczywiście zawsze może badać sprawę czy to z własnej inicjatywy, czy na prośbę wiernych bądź zainteresowanych.

Podane kryteria osądu są w Kościele stosowane w ten sposób, że ordynariusz miejsca ustanawia dwie osobne komisje, mianowicie

- lekarską do zbadania stanu zdrowia oraz zachowania podmiotu względnie podmiotów z punktu widzenia nauk świeckich, oraz

- teologiczną do zbadania zjawiska pod względem charakteru oraz treści teologicznej i duchowej. 

Do komisji lekarskiej powołuje się zasadniczo taki skład, że jego większość nie należy do Kościoła katolickiego, po to, by zapewnić rygorystyczny obiektywizm naukowy. 

Na podstawie wyników badań tych komisyj ordynariusz miejsca wydaje osąd w sprawie. Zasadniczo stosowane są trzy oceny:

- constat de supernaturalitate

- non constat de supernaturalitate,

- constat de non supernaturalitate.

Pierwsza ocena oznacza, że stwierdzono nadprzyrodzone pochodzenie danego zjawiska. Ma to miejsce wtedy, gdy po wnikliwym i rzetelnym zbadaniu stwierdzono spełnienie wszystkich podanych kryteriów. 

Druga ocena jest wstrzymująca się i ma miejsce wtedy, gdy brakuje danych lub jasności w ich ocenie. 

Trzecia ocena jest negatywna i oznacza, iż dane zjawisko z pewnością nie ma pochodzenia nadprzyrodzonego, a to z powodu stwierdzenia choćby jednego elementu przemawiającego przeciw nadprzyrodzonemu pochodzeniu. 

Wobec tak złożonej i wymagającej wszechstronnej wiedzy i kompetencji procedury oczywiste jest, iż nikt inny - żadna poszczególna osoba czy to duchowna czy świecka - nie ma możliwości odpowiedniego zbadania tego typu fenomenów. Nawet biskup miejsca i także Stolica Apostolska posługuje się w takich sprawach badaniem i oceną komisyj specjalistów. Tym samym nie tylko absurdalne, lecz wręcz groteskowe i świadczące już nawet o braku zdrowego rozsądku są zachowania duchownych i świeckich, którzy na własną rękę, bez odpowiedniej wiedzy i bez możliwości zbadania uzurpują sobie kompetencję i prawo do orzekania, że dane zjawisko ma pochodzenie nadprzyrodzone. 

Nagminnie się to odbywa obecnie w odniesieniu do rzekomych - a przez władze kościelne ocenionych jednoznacznie jako fałszywych - objawień w Medjugorje. Duchowni i świeccy, którzy nie tylko uzurpują sobie kompetencję w orzekaniu lecz głoszą publicznie pogląd w tej sprawie sprzeczny z negatywnym osądem władz kościelnych, grzeszą ciężko przeciw wierze i tym samym sprawują sakramenty względnie je przyjmują świętokradzko. Brak głębszej wiedzy teologicznej nie jest tutaj usprawiedliwieniem, gdyż sprawa jest ewidentna i prosta. Mówienie, jakoby Matka Boża objawiała się w Medjugorje, oznacza nie tylko bunt wobec prawowitego orzeczenia władzy kościelnej, a w wypadku tego miejsca obowiązuje negatywne orzeczenie zarówno biskupa miejsca, czyli biskupa Mostaru, i komisji watykańskiej z początku lat 1990-ych. Jest to jeszcze bardziej i przede wszystkim bunt przeciw odwiecznym zasadom Kościoła stosowanym w tego typu sprawach. 

Innymi słowy: gdy duchowny czy osoba świecka zachowuje się i postępuje tak, jakby miała kompetencję czy choćby możliwość zbadania i wydania kompetentnego orzeczenia w tej sprawie, to jest to nic innego jak przejaw postawy i mentalności w gruncie rzeczy protestanckiej i tym samym heretyckiej. Nie jest przypadkiem, że zachodzi to u osób związanych przy przynajmniej będących pod wpływem tzw. charyzmatyzmu, który jest właściwie przeszczepem protestanckich praktyk, poglądów i mentalności na grunt katolicki.