Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy ważna jest spowiedź poza konfesjonałem?


Ważność spowiedzi nie zależy od miejsca sprawowania tego sakramentu. Jednak miejsce sakralne, zwłaszcza konfesjonał, ma znaczenie dla godziwości, o ile nie ma odpowiednich powodów, dla których się sprawuje poza konfesjonałem czy nawet poza świątynią.

Natomiast Kodex Prawa Kanonicznego stanowi:



Miejsce sprawowania wskazuje na sakramentalną naturę i godność, aczkolwiek w wypadku spowiedzi ważniejsze jest niezwlekanie, gdyż może to mieć znaczenie dla zbawienia dusz. Dlatego zwykle kapłan powinien być stale gotowy do wysłuchania spowiedzi, nawet jeśli nie ma możliwości udania się do konfesjonału. W normalnych warunkach kapłan powinien spowiadać w konfesjonale, odziany w sutannę komżę oraz stułę.

Ostatnimi czasy niestety rozpowszechniło spowiadanie gdzie popadnie i jak popadnie, bez zachowania zewnętrznych znaków czynności sakramentalnej. Jest to oczywiście wbrew zasadom Kościoła i godności sakramentu. Kapłan tak postępujący popełnia grzech i to nawet ciężki, jeśli jest świadomy zasad Kościoła oraz ma wolny wybór.

Czy cukiernik w pracy łamie post?


Post jest ograniczeniem względnie powstrzymaniem się od spożywania pokarmów czy to określonych (abstynencja od pokarmów mięsnych czy ogólnie pochodzenia zwierzęcego) czy wszelkich (post ścisły, który polega na ograniczeniu liczby oraz masy posiłków). Podkreślić należy, że chodzi o spożywanie, a można kosztować bez spożywania, jak np. czynią to winologowie oceniający wina (badają smakowo w ustach, po czym wypluwają, gdyż w przeciwnym razie musieliby spożyć znaczną liczbę alkoholu w krótkim czasie).

Jeśli kosztowanie potraw należy do wykonywania pracy zawodowej, to oczywiście nie jest łamaniem przykazania postu. Wówczas należy stosować inny rodzaj ascezy, np.  zrezygnować z potraw, których się nie musi kosztować, czy też z innych przyjemności, których można uniknąć.

Czy ważność Mszy św. zależy od wiary kapłana?


Intencją konieczną do ważności Konsekracji i tym samym całej Mszy św. jest intencja czynienia tego, co czyni Kościół. Nie jest więc istotne, czy i jak celebrans rozumie czynność Kościoła. Oznacza to: jeśli celebrans jest przekonany, że Kościół celebruje tylko Ostatnią Wieczerzę, a nie Ofiarę Jezusa Chrystusa, i w tym sensie celebruje, wówczas celebracja jest ważna. Dopiero świadome odrzucenie katolickiego rozumienia Mszy św. jako takiego, czyli intencja nieczynienia tego, co czyni Kościół, powoduje nieważność.

Dlatego w przypadku celebransa o poglądach de facto sprzecznych z nauczaniem Kościoła prawdopodobieństwo nieważności celebracji jest duże, ale nie jest pewne czy nieuchronne.

Czy wadliwe wychowanie może być powodem orzeczenia nieważności małżeństwa?


Warunkiem ważności sakramentalnego małżeństwa jest konsens co do istotnych przymiotów małżeństwa, czyli
- jedności (jeden mąż i jedna żona)
- dozgonności (życie razem aż śmierć rozdzieli)
- gotowość przyjęcia potomstwa.

Zobowiązanie się do katolickiego wychowania potomstwa jest warunkiem dopuszczalności, ale nie istotnym dla ważności. Późniejszy brak zgody co do katolickiego wychowania potomstwa oczywiście stanowi poważny problem i godzi w ślubowanie małżeńskie, ale nie jest przesłanką dla orzeknięcia nieważności, gdyż nie dotyczy konsensu odnośnie istotnych cech małżeństwa sakramentalnego. Konkretnie:  nawet jeśli warunkiem zawarcia związku małżeńskiego było katolickie wychowanie potomstwa, to brak wypełnienia tego zobowiązanie nie powoduje nieważności, a może być podstawą jedynie do separacji w celu ochrony dziecka przed niewłaściwym wpływem rodzica, który sprzeniewierza się ślubowaniu.

Samo scedowanie wychowania dziecka na szkołę nie oznacza samo w sobie niezdolności do wypełnienia zadań rodzicielskich. Tym samym ta niezdolność musi zostać wykazana jako taka, by mogła być podstawą orzeknięcia nieważności małżeństwa.

Czy można wymierzać sprawiedliwość bez państwa?


Przede wszystkim tzw. państwo podziemne można uznać za pewien rodzaj państwa polskiego, ponieważ Polska została bezprawnie, przemocą pozbawiona regularnej państwowości, co daje podstawy przynajmniej moralne - jeśli nie także prawne - do uznania "państwa podziemnego" za swego rodzaju prawowitą, państwo-podobną instytucję narodu polskiego jako formy jego bytowości politycznej. Dlatego działania państwa podziemnego nie są działaniami "samemu", mimo że nie była to ani regularna forma państwowości, ani jego działania nie były wyposażone we wszystkie cechy i narzędzia funkcjonowania państwa.

Tym niemniej pytanie porusza istotny problem stosunku zarówno między społecznością (w tym wypadku narodem polskim) a państwem (w tym wypadku okupanckim, bezprawnym i zbrodniczym), jak też między jednostką a państwem.

Państwo nie jest konieczne do dążenia do sprawiedliwości i jej wymierzania. Przykładem jest zarówno rodzina (w zakresie władzy rodzicielskiej), jak również chociażby Kościół, który ma swój porządek prawny obowiązujący w jego własnej dziedzinie. Tym bardziej społeczność czy naród pozbawiony bezprawnie własnej państwowości ma prawo do porządkowania swojego bytowania według zasad sprawiedliwości, do czego należy także jej wymierzanie, czyli karanie złoczyńców. Oczywiście nie oznacza to dowolności ani w stanowieniu reguł sprawiedliwości ani w ich stosowaniu, lecz muszą być one zgodne z prawem naturalnym, zwłaszcza z naturą człowieka jako istoty społecznej, oraz z dobrem wspólnym zarówno danej społeczności jak też ludzkości. Jeśli porządek prawny "państwa podziemnego" oraz jego stosowanie odpowiadało tym kryteriom, wówczas jego działania są zgodne z etyką nie tylko chrześcijańską lecz także ogólnoludzką. Dotyczy to także wymierzania kar.

Czy wiara z lęku wystarczy do zbawienia?


Nie do końca rozumiem pytanie. Oczywiście postawa wiary, który pochodzi z darów Ducha Świętego, zawiera także dar bojaźni Bożej, w tym także bojaźń kary za grzechy. Nie wyklucza to miłości Boga, lecz się z nią wiąże.

Miłości nie należy redukować do miłych uczuć. Prawdziwa miłość bardziej polega na woli i czynach niż na uczuciach. Wiara daje poznanie Boga i to poznanie prowadzi do miłości. W Jezusie Chrystusie poznajemy prawdziwego Boga, dokładniej: Jego miłość, i każdy normalny człowiek reaguje na to poznanie miłością, choć zaangażowanie uczuć może być różne, także małe.

Tak więc przeszkodą w miłości jest brak właściwego poznania. Może to wynikać z koncentrowania się na sobie, własnej grzeszności, słabości, niedoskonałości, co oczywiście sprzyja postawie lęku, który nie jest tym samym co dar bojaźni Bożej.

Dlatego ważne jest dojrzałe życie duchowe, które jest niczym innym jak drogą poznawania miłości Boga w Jezusie Chrystusie oraz dawania właściwej odpowiedzi na nią.

Lęk przed karą wieczną jest dobry, o ile chroni przed grzechami i strzeże na drodze przykazań. Jest w nim także miłość przynajmniej do własnej duszy, a to oznacza przynajmniej pośrednio także miłość co Boga i bliźnich, ponieważ nie można wypełnianie przykazań oznacza właśnie uczynki miłości, począwszy od myśli.

Czy przymus szkolny jest zgodny z katolicyzmem?


Przymus szkolny jest o tyle sprzeczny z prawem naturalnym i tym samym z etyką społeczną Kościoła, o ile godzi w prawa i obowiązki rodziców co do wychowania dzieci. Zadaniem państwa jest wspomaganie rodziców w wychowaniu i edukacji ich dzieci w zakresie koniecznym dla dobra dziecka, a nie zamiast rodziców czy wręcz przeciw rodzicom.

Oczywiście wchodzą w grę także prawa dziecka, głównie w tym znaczeniu, że rodzice nie mają prawa ograniczać czy hamować rozwoju osobowości dziecka, także przez stawianie przeszkód jego edukacji. Ta edukacja musi jednak spełniać pewne warunki. Przede wszystkim nie może ona być indoktrynacją czy próbą wyrwania dziecka spod wychowawczego wpływu rodziców, o ile ten wpływ nie jest sprzeczny z prawem naturalnym i dobrem dziecka, głównie duchowym.

Społeczeństwa tzw. nowoczesne obecnie niestety cierpią na skrzywienie etatystyczne, które jest konsekwencją protestantyzmu i podobnych ideologii, z komunizmem włącznie. Katolicy powinni się temu sprzeciwiać i dążyć do porządku społecznego opartego na prawie naturalnym i tym samym na prawach rodziny. Nauczycielem i stróżem tego porządku jest katolicka etyka społeczna, wyłożona głównie w encyklikach papieskich.

Czy orzeczenie nieważności małżeństwa jest omylne?


Jak każda kwestia badana i rozstrzygana na zasadzie tzw. pewności moralnej (certitudo moralis), czyli na podstawie świadectw i dokumentów, także orzeczenie nieważności małżeństwa nie pewne ani metafizycznie, ani dogmatycznie. Jego pewność zależy od pewności źródeł oraz solidności ich badania tudzież interpretowania. Jest to więc pewność względna, która nie jest nieomylna.

Poleganie na orzeczeniu nieważności, które uznaje się za błędne, jest grzechem. Natomiast nie jest grzechem poleganie na błędnym orzeczeniu, jeśli jego błędność nie jest znana.

Czy papież może być heretykiem?


Każdy człowiek wyposażony w wolną wolę może popaść w herezję. Dotyczy to także papieża, co oczywiście nie zaprzecza działaniu łaski Bożej, która chroni i daje siłę w pokusach, ale jednak nie niweczy wolnej woli żadnego człowieka, również na tym stanowisku.

Tak samo pewne jest, że heretyk nie może być papieżem. Dokładniej: heretyk formalny, czyli ktoś świadomie i uporczywie odrzucający którąś, choćby jedną, z prawd wiary katolickiej.

Kwestia popadnięcia papieża w herezję oraz tegoż skutki była rozważana przez wielu znakomitych teologów Kościoła, jak chociażby przez św. Robert Bellarmin'a (więcej tutaj i tutaj i tutaj).

Czy katolik może wybrać Novus Ordo?


Przyjęcie tego, co zostało oficjalnie wprowadzone przez prawowitą władzę, nie jest grzechem, chyba że się dostrzega niebezpieczeństwo dla wiary i świadomie naraża się na nie. Własnowolne ryzykowanie utraty wiary jest grzechem.

Dlaczego Marija została wybrana?


Oczywiście wolność Mariji od grzechu pierworodnego jest dziełem Bożym czyli łaską. Bóg także przewidział całe Jej życie tak samo, jak przewiduje życie każdego człowieka i wszystkich innych stworzeń.

W pytaniu chodzi o stosunek między działaniem Boga (czyli łaską) a działanie człowieka, w tym wypadku Matki Najświętszej, konkretnie o Jej udział w dziele Zbawienia, którego częścią jest Jej wolność od grzechu pierworodnego i każdego innego grzechu.

Odpowiedź jest właściwie prosta: wolność od grzechu pierworodnego nie niweczy, ani nawet nie osłabia wolnej. Oznacza to, że Marija mocą wolnej woli mogła zgrzeszyć. Tym samym fakt, że nie zgrzeszyła, jest Jej zasługą, co oczywiście nie pomniejsza działania i wagi łaski Bożej w niej. Pan Bóg przewidział Jej postawę, to znaczy, że nie zgrzeszy z własnej woli, i dlatego właśnie wybrał Ją na Matkę Swego Syna Jezusa Chrystusa.


Czy pocałowanie Kuranu jest aktem apostazji?


Apostazja jest wyrzeknięciem się wiary Boga Trójjedynego i tym samym w Bóstwo Jezusa Chrystusa. Sam fakt pocałowania Kuranu nie jest tym wyrzeknięciem się, zwłaszcza w kontekście całości wypowiedzi i nauczania Jana Pawła II. Nie ma podstaw do stawiania tego gestu ponad wypowiedziami i nauczaniem.

Oczywiście można i należy mieć zastrzeżenia wobec owego gestu. Można go zrozumieć jako spontaniczną reakcję na przekazanie podarunku, aczkolwiek w kontekście całości myślenia i nauczania Jana Pawła II, które niewątpliwie są ukształtowane przez dokumenty Vaticanum II. To one z jednej strony oczywiście nie zaprzeczają wierze w Boga Trójjedynego, a równocześnie zawierają teologicznie bezpodstawne, absurdalne i fałszywe zdania odnośnie islamu, o czym już pisałem (zwłaszcza tutaj i tutaj).

Niemądre gesty czy słowa Jana Pawła II, czy nawet w dokumentach Vaticanum II, nie są wiążące dla katolika, gdyż nie są drogą Kościoła. Droga Kościoła jest wyznaczona przez Boże Objawienie poświadczone w Tradycji Kościoła i Piśmie św., także w sprawie islamu. Nikt nie może narzucić katolikom innej drogi.

Czy post w niedzielę jest grzechem?


W praktykach religijnych są dwa rodzaje reguł:
1. ogólne nakazy prawne, czyli kościelna dyscyplina, w tym wypadku postna,
2. indywidualne dobrowolne praktyki dodane do nakazów prawnych, czyli dodatkowe względem nich.

Oczywiście praktyki indywidualne zakładają przestrzeganie nakazów ogólnych. Nie można więc np. pościć w niedzielę zamiast piątku, gdyż byłoby to nieposłuszeństwem nakazowi Kościoła.

Zaś co do narzucenia sobie praktyk pokutnych w niedziele istotne są dwie zasady:
- zachowanie świątecznego charakteru tego dnia
- dobro duchowe, czy to własne czy też bliźnich.

Wszelkie dodatkowe praktyki ascetyczne należy uzgadniać ze spowiednikiem (względnie kierownikiem duchowym), który w ocenie i w zaleceniu powinien opierać się głównie na tych dwóch zasadach. Postępowanie wbrew jego zaleceniom jest zwykle oznaką pychy i może być nawet grzechem ciężkim. Także brak konsultacji ze spowiednikiem może być tego typu grzechem, aczkolwiek nie musi, jeśli dana praktyka wynika z dobrej woli. Jednak pamiętać należy, iż samowola w życiu duchowym jest najczęstszą furtką dla zwodzenia szatańskiego i tym samym drogą na manowce, jeśli nie wręcz drogą potępienia.

Jeśli ktoś ma pragnienie praktyki surowszej od obecnie ogólnie obowiązującej, wówczas najbezpieczniej jest przyjąć praktykę starszą czy praktykowaną w surowszych zakonach. Jednak także wtedy należy konsultować decyzję ze spowiednikiem czy kierownikiem duchowym, który powinien ocenić zarówno intencje jak też celowość i skutki dla danej osoby, tzn. czy i na ile dana praktyka może służyć postępowi duszy w dobrem.

Dlaczego nieczystość jest grzechem?



Zacznijmy od pojęcia "nieczystość". W odróżnieniu od wielu języków, które mają specyficzne słowo na określenie nieuporządkowanych zachowań i czynów w dziedzinie szóstego przykazania (łacińskie castitas, angielskie chastity, niemieckie Keuschheit itd.), to słowo polskie nawiązuje do higieny, odnosząc się do czystości duchowej. Czystość jest tutaj synonimem uporządkowania, zaś odpowiednio nieczystość oznacza tegoż przeciwieństwo.

Nie wiem, czy jest to cytat dosłowny z jakiegoś rachunku sumienia. Dla ciężaru tych grzechów istotne jest podtrzymywanie myśli i pragnień, czyli nie spontaniczne myśli i pragnienia. Podtrzymywanie jest już decyzją woli, a od tego jest już niedaleko do czynów.

Dlaczego czyny nieczyste - już począwszy od decyzji woli czyli zamiaru ich popełnienia - są grzechami ciężkimi? Wynika to z natury i wagi sfery sexualnej, która służy przekazywaniu życia w sensie komplexowym, czyli nie tylko biologicznemu poczęciu i zrodzeniu, lecz także zapewnieniu bytu i wychowaniu. Ma to więc ścisły związek z godnością człowieka, zarówno rodziców jak też dziecka, którego potrzeby są nie tylko materialno-cielesne, lecz także a nawet przede wszystkim duchowe w znaczeniu całej sfery ponadcielesnej, począwszy od uczuć, poprzez intuicję i wolną wolę, aż po rozwój intelektualny i duchowy w ścisłym sensie.

Mówiąc najkrócej: uporządkowanie w angażowaniu popędu sexualnego ma istotne znaczenie dla zadań rodzicielskich, zaś te zadania - jako mężczyzny i niewiasty - nie są tylko doraźnymi funkcjami czy rolami, lecz sięgają i są zakorzenione głęboko w naturze każdego człowieka. Innymi słowy: mężczyzna nie może realizować inaczej swojej natury i godności ludzkiej jak tylko przez ojcostwo, a niewiasta odpowiednio nie może inaczej realizować swojego człowieczeństwa inaczej niż przez macierzyństwo. Oczywiście nie musi to być ojcostwo i macierzyństwo biologiczne, czyli sfera biologiczna nie jest jedyną i najwyższą sferą człowieczeństwa. Chodzi bardziej o ojcostwo i macierzyństwo psychiczno-duchowe, które jest istotne i nadrzędne. Nie można realizować tego ojcostwa i macierzyństwa bez uporządkowania sfery biologiczno-popędowej. Doświadczenie codzienne dowodzi, że korzeniem problemów i tragedii małżeńskich i rodzinnych jest właśnie dojrzałej postawy ojcowskiej i macierzyńskiej, której istotą jest właśnie czystość w znaczeniu uporządkowania w sferze sexualnej.

Tak więc z pozoru rygorystyczne zasady etyki chrześcijańskiej odnośnie szóstego przykazania służą dobru zarówno samej osoby - realizacji jej człowieczeństwa jako dojrzałej osobowości - jak też dobru jej bliźnich, zwłaszcza w rodzinie. Z tego wynika zasada, że materia grzechów przeciw szóstemu przykazaniu jest według teologii katolickiej zawsze ciężka.

Należy jednak pamiętać także o dwóch pozostałych warunkach, które muszą być spełnione, by grzech był ciężki czyli śmiertelny (czyli pozbawiający łaski uświęcającej): oprócz materii istotna jest świadomość grzeszności danego czynu oraz jego wolny wybór.

Czy patriotyzm jest zgodny z wiarą katolicką?

Już słowo "patriotyzm" (patria = ojczyzna, pater = ojciec) wskazuje na związek z czwartym przykazaniem Dekalogu: czcij ojca i matkę swoją! Patriotyzm można określić jako szacunek i dbałość o ojcowiznę. Chodzi przy tym nie tylko i nie przede wszystkim o dobra materialne, lecz o duchowe. Jedno i drugie ma związek z rodziną, która jest wspólnotą nie tylko biologiczną, lecz jeszcze bardziej duchową. Dlatego co do treści kwestia wiąże się z nacjonalizmem, o czym już mówiłem (tutaj). 

Ze wspólnoty ojcowizny, ojczyzny i narodu wynikają oczywiście pewne obowiązki. Nie mogą one jednak być stawiane ponad prawem Bożym, zarówno naturalnym jak też objawionym, czy ogólnie ponad sprawami religii. Innymi słowy, patriotyzm czy nacjonalizm nie mogą zastępować religii ani być stawiane ponad nią, lecz odwrotnie: prawdziwa religia, czyli Chrystusowa, daje odpowiednie światło dla życia nie tylko rodzin, lecz także narodu i państwa. Właściwie rozumiany patriotyzm i nacjonalizm nie są sprzeczne z religią objawioną, i odwrotnie. 

Literatura teologiczna w tym temacie nie jest obfita, zresztą podobnie jak w całej dziedzinie katolickiej etyki społecznej, która jest dziedziną względnie młodą, aczkolwiek jej główne zasady są oczywiście zawarte w Bożym Objawieniu. 

Pewnym wprowadzeniem mogą być artykuły encyklopedyczne: 

M. A. Krąpiec, „Naród”, w: „Powszechna encyklopedia filozofii”, red. A. Maryniarczyk, t. VII, Lublin 2006, s. 510. 

M. Kowalczyk, „Naród”, w: „Encyklopedia katolicka”, red. E. Giglewicz, t. XIII, Lublin 2009, k. 756. 

A także książka ks. Bartnika:



Jak Bóg odpowiada?


Bóg udzielił odpowiedzi raz na zawsze w Swoim Synu, który stał się człowiekiem. To Syn Boży, Jezus Chrystus jest odpowiedzią na wszelkie pytania dotyczące wiecznego zbawienia oraz drogi do niego. Ta odpowiedź jest poświadczona raz na zawsze w Tradycji Kościoła oraz Piśmie św. Zadaniem Kościoła jest odczytywanie tej odpowiedzi w odniesieniu do współczesnych kwestij.

Czy wesele w piątek jest grzechem?


Pytanie wynika z jednego z przykazań kościelnych. W wersji tradycyjnej piąte przykazanie kościelne podawane we wielu katechizmach wydanych przez diecezje zakazuje urządzania wesel i zabaw w okresach pokutnych, czyli Adwentu, Wielkiego Postu, tzw. Suchych Dni oraz piątków. Nowy Katechizm Kościoła Katolickiego mówi ogólnie o poście w dni pokutne:

Logicznie wysnuwa się tutaj słusznie także zakaz zabaw i wesel, o ile są one sprzeczne z pokutnym charakterem dnia czy okresu.

Nowa wersja przykazań kościelnych wydana przez "Konferencję Episkopatu Polski" mówi jedynie o zakazie zabaw we Wielkim Poście:


Słuszne jest tutaj powiązanie zakazu zabaw z postem. Nie jest natomiast słuszne ograniczenie do Wielkiego Postu, skoro post obowiązuje także we wszystkie piątku.

Najpierw aspekt czysto prawny:
Dyspenzy może udzielić proboszcz, oczywiście za wiedzą i zgodą biskupa miejsca. Jeśli jest dyspenza, wówczas zabawa i nieprzestrzeganie postu w piątek nie jest grzechem.

Dyspenza jako środek wykonywania władzy kościelnej powinna być udzielana tylko na zasadzie wyjątku w wypadku konieczności. Wesele jako takie nie jest koniecznością. Pozorna "konieczność" została wygenerowana przez zwyczaj oraz uwarunkowania lokalowe, którym Kościół nie powinien się poddawać, zwłaszcza ze szkodą dla zbawienia dusz. Zachowanie pokutnego charakteru piątku ma istotne znaczenie dla życia wiary i Kościoła. Jego zatracenie godzi nie tylko w życie Kościoła, lecz także w dobro dusz.

Dlatego zrozumiałe są wątpliwości sumienia, niezależnie od udzielenia dyspenzy. Katolik ma do wyboru
- albo nie brać wcale udziału,
- albo wziąć udział w przyjęciu zachowując wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych oraz nie biorąc udziału w zabawie (tańce itp.).
Wybór zależy od powodów uczestniczenia względnie nieuczestniczenia, oraz skutków. Konkretnie: jeśli odmowa wzięcia udziału miałaby poważne negatywne skutki dla więzi rodzinnych, wówczas jest powód przemawiający za wzięciem udziału. Aczkolwiek należy też wziąć pod uwagę skutki uczestniczenia, tzn. czy nie będzie ono - jako zgorszenie - sprzyjało zobojętnieniu religijnemu. Jeśli natomiast jest możliwość odmowy udziału z zastąpieniem go np. uczestniczeniem w tzw. poprawinach, wówczas należy wybrać takie rozwiązanie. Ważne jest przy tym odpowiednie wyjaśnienie powodów, gdyż służy to właściwemu zrozumieniu sprawy dla dobra dusz.

Jak należy traktować "znak pokoju"?


W tym pytaniu nakłada się kilka kwestij:
- teologiczno-liturgiczna
- pastoralna
- psychologiczna.

Teologicznie pewne jest, że akcja na ołtarzu jest centralna i główna. Ponadto pewne jest, że tzw. znak pokoju jest gestem liturgicznym, czyli znakiem z odpowiednią treścią. Ta treść niestety zwykle nie jest znana i nie jest wykładana. Panuje fałszywe mniemanie, jakoby chodziło w tym momencie o pojednanie z bliźnimi. Ci, którzy chcą okazać, iż są pogodzeni ze wszystkimi czy przynajmniej chcą być pogodzeni, szczególnie gorliwie udzielają tego znaku, co nierzadko wiąże się z obłudą, choć zapewne wielu czyni go szczerze. Szczerą intencję należy docenić. Jednak sednem problemu jest niezrozumienie tego znaku czy wręcz nieporozumienie. 

Należy zacząć od tego, że nieliturgiczne i bezsensowne jest przekazywanie go możliwie największej liczbie osób. Liturgia tradycyjna nie zna tego zwyczaju. Wziął się on z praktyki w małych grupach, zwłaszcza tzw. oazowych i tym podobnych. W liturgii tradycyjnej ten gest jest stosowany w zupełnie inny sposób, mianowicie wskazujący na jego właściwy sens. Ma on swoje miejsce tylko w celebracji uroczystej z wyższą asystą, czyli diakonem i subdiakonem. Celebrans odmawia najpierw po cichu modlitwę o pokój Chrystusowy, po czym wraz z diakonem całuje ołtarz i następnie przekazuje pocałunek pokoju diakonowi, który przekazuje go subdiakonowi i pozostałemu klerowi. W ten sposób wyrażone jest, że właściwą treścią nie jest pojednanie między ludźmi, lecz dar pokoju, który pochodzi z ofiary Jezusa Chrystusa. Oczywiście nie oznacza to pomniejszenia wagi pojednania między ludźmi, gdyż jest to istotny i niezbędny składnik sakramentu pokuty, który jest warunkiem pełnego uczestnictwa we Mszy św. W tym momencie liturgii, przed Komunią św., chodzi o coś znacznie więcej: o pokój Boży, czyli pojednanie ludzi z Bogiem, dokonane przez Jezusa Chrystusa i przekazywane przez Kościół. 

Jak zachować się w aktualnej sytuacji fałszywej praktyki "znaku pokoju"?
Oczywiście pierwszy obowiązek spoczywa na duszpasterzach, których obowiązkiem jest odpowiednie pouczenie wiernych. 
Także wierni mogą i powinni siebie nawzajem pouczać o właściwym znaczeniu tego gestu. Każdy ma prawo odmówić praktykowania go w sposób fałszywy. Dla uniknięcia szkodliwych nieporozumień należy to wyjaśnić swoim bliźnim. Zamiast fałszywego znaku pokoju, można np. podejść do bliskiej osoby i okazać jej pojednanie w odpowiedni sposób.

Czy Kościół wymaga męczeństwa od wiernych?


Podane twierdzenie ("hipoteza") jest ewidentnie fałszywe. Kościół wymaga od wiernych wyznawania wiary niezależnie od tego, jakie są tego konsekwencje, ponieważ tego wymaga sam Jezus Chrystus (Mt 10, 32nn):


Oczywiście w historii Kościoła, zwłaszcza w okresie prześladowań, było niestety sporo przypadków wyparcia się wiary z powodu realnej groźby utraty życia. Dlatego już w pierwszych wiekach był toczony spór, jak należy traktować tzw. upadłych we wierze ("lapsi"), czyli tych, którzy wyparli się wiary dla uniknięcia męczeństwa, to znaczy, czy należy ich przyjąć z powrotem na łono Kościoła, jeśli chcą powrócić. Ostatecznie zwyciężyła linia umiarkowana, według której wolno ich przyjąć po odbyciu odpowiedniej pokuty i wypróbowania. To nie ma nic wspólnego ze zwolnieniem od obowiązku wyznania wiary nawet w obliczu męczeństwa.