Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dolindo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dolindo. Pokaż wszystkie posty

Telefon z nieba oraz inne urojenia współzałożycielki sekty dolindowców (z post scriptum)


O współzałożycielu sekty dolindowców w Polsce, x. Robercie Skrzypczaku, było już nieco niedawno (tutaj). Ostatnio naiwny w swej dobroduszności Jan Pospieszalski udzielił forum żeńskiej współzałożycielce, Joannie Bątkiewicz-Brożek, słynnej autorce książek o x. Dolindo Ruotolo. I dobrze się stało, gdyż ta kobieta zdemaskowała się po raz kolejny dość wyraźnie. 

Jak wynika z jej osobistych wynurzeń w tym wywiadzie, mamy do czynienia z nie byle kim, lecz z osobą, która pogaduje sobie z sekretarzami Franciszka, ma wejście do archiwum Świętego Oficjum, a co najciekawsze nie tylko pisze pionierską poniekąd książkę, lecz jest nawet absolwentką watykańskiego szkolenia dla postulatorów procesów kanonizacyjnych. I to jako świecka kobieta, która dla zdobycia tej kwalifikacji - jak sama się chwali - na pół roku zawiesiła swoje życie rodzinne i wychowywanie małych dzieci:  



Zauważmy: matka małych dzieci cieszy się jak dziecko z tego, że przez pół roku widziała swoje małe dzieci tylko w weekendy. 

Już też niby drobny szczegół ukazuje, kim ona właściwie jest i z jakiej inspiracji działa. Nie muszę chyba wyjaśniać, że z całą pewnością nie jest to Duch Święty. 

Kobieta sugestywnie opowiada o rzekomych cudach x. Dolindo w swoim życiu. Któż się nie wzruszy, gdy słyszy o dramacie małżeńskim i jego cudownym uleczeniu:


Jak widać, gładkie kłamstwo nie zawsze jej wychodzi, skoro nie od razu wie, kto do kogo miał dzwonić i mówić w tak kluczowym dla małżeństwa momencie... Trudno powiedzieć, czy kobieta zmyśla, czy śniła coś takiego. Bardziej prawdopodobne wydaje się kłamstwo, skoro miesza. W każdym razie ta historyjka jest bluźniercza, gdyż szydzi sobie z Pana Jezusa, tak jakby Pan Jezus musiał posługiwać się telefonem, żeby ratować małżeństwo. Telefon od Pana Jezusa w środku nocy, który w jednym momencie usuwa zagrożenie rozpadu małżeństwa, jest czymś tak absurdalnym, że może być jedynie produktem fabularnej fantazji dla ludzi wyhodowanych na kinematografii dość niskich lotów. Oczywiście Pan Jezus może czynić cuda i mógł w jednym momencie nagle, także w środku nocy odmienić serca tych ludzi. Jednak z całą pewnością nie musiał się do tego posługiwać telefonem, gdyż to byłby osobny i to dość groteskowy cud. Brakuje jeszcze podania marki telefonu, bo wtedy kobieta by też mogła zgarnąć tantiemy za reklamę...

Nie wie też, czy x. Dolindo został oczyszczony z większości czy ze wszelkich zarzutów:


Nie miesza jej się natomiast gdy opowiada o wręcz hollywoodzkich zjawiskach:



No cóż, albo mamy do czynienia z pierwszymi w historii ludzkości zjawieniami osoby zmarłej, które są tego rodzaju co zjawianie się Pana Jezusa zmartwychwstałego, albo ta kobieta bezczelnie kłamie, albo ma chorobliwe urojenia. Nie wiem, czy ona zdaje sobie z tego sprawę. Choć powinna, bo podobno studiowała teologię, a tego powinni uczyć także na skrajnie modernistycznym wydziale teologicznym na UŚ. W każdym razie liczy na ignorancję i naiwność odbiorców, co jej się zresztą póki co dość często udaje, jak widać także w odniesieniu do red. Pospieszalskiego, który nie śmie nawet dopytać. 

Łatwość mówienia przez tą panią ma ten plus, że niekiedy mówi dość istotne rzeczy, demaskując to, co się dzieje w sprawie x. Dolindo:


Widać więc, że mamy do czynienia z oszustwem na wielką skalę, a przynajmniej z nawet oficjalnie znanymi manipulacjami. 

X. Robert Skrzypczak wespół z tą kobietą dość sprytnie forsuje popularność x. Dolindo w Polsce, rozgrywając narodowy komplex niższości Polaków kompensowany przez rzekome proroctwo x. Dolindo o czekającej wielkiej misji i wspaniałości Polski, co jest zresztą typowe także dla sprawy s. Faustyny. Jak wiadomo, komplex niższości - nawet pomijając jego zasadność - jest psychologicznie swoistą wersją pychy, w tym wypadku zbiorowej i to w wydaniu niby pobożnym. Tkwi tutaj pewna analogia do samoświadomości żydowskiej czyli także swego rodzaju wybrania. Zresztą już mniej więcej od fałszywego mesjanizmu masona Adama Mickiewicza wpajana jest Polakom mentalność quasi żydowska. To ona była paliwem między innymi, a nawet zwłaszcza powstań "narodowych" w czasie zaborów i aż do "powstania warszawskiego". Idea ofiary z życia, zwłaszcza młodych ludzi, na ołtarzu sprawy narodowej ma korzenie żydowskie, nie katolickie. W sprawie x. Dolindo mamy do czynienia z następnym epizodem podsycania dość płytkiej i wręcz naiwnej i w gruncie fałszywej pychy narodowej parażydowskiej. Inspiracji i celu można się domyślać. 


Post scriptum

Natychmiast pojawił się anonimowy komentarz, pochodzący widocznie albo od samej bohaterki, albo od kogoś z jej wydawnictwa, albo od kogoś blisko związanego:


Jak łatwo zauważyć, ta osoba nawet nie przeczytała uważnie tego, co komentuje. Odpowiadam:

1. Dzieci potrzebują matki nie tylko na weekend. To jest jej pierwsze i nadrzędne zadanie. Braku obecności, który nie wynika z konieczności dla dobra rodziny, nie usprawiedliwia ani kariera, ani rzekomo zbożny - właściwie fałszywie pobożny - cel. 

2. Cieszy się z tego, że była na tym kursie, mimo że przez to widziała swoje dzieci jedynie na weekend. Cieszy się więc z całej sytuacji, na którą składała się także nieobecność w domu w ciągu tygodnia. Tym samym cieszyła się także z tej nieobecności. 

3. To nie jest przejęzyczenie lecz całe zdanie. Przejęzyczyć się można najwyżej w jednym słowie, nie w całym zdaniu. 

4. Jeśli nie Pan Jezus to kto do niej dzwonił według jej relacji? Bóg Ojciec? Duch Święty? Cuda może działać tylko Bóg.

5. Przecież ona sama raz mówi, że został oczyszczony z większości zarzutów, a potem cytuje słowa x. Dolindo, według których on został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Kto więc kłamie?

6. Kto zgłaszał? Komu? Gdzie są dowody? Tutaj chodzi o istotną różnicę między widzeniem Zmartwychwstałego, które było realne, nie tylko wewnętrzne, a wizjami wewnętrznymi, które odbywają się we wnętrzu człowieka. 

Zakończenie tego "komentarza" już całkowicie demaskuje jego autora czy autorkę: zejście na atak osobisty i to dość groteskowy, bo akurat zupełnie chybiony (gdyż jestem po studiach modernistycznych i bardzo modernistycznych, a tradycyjne nauczanie Kościoła musiałem dopiero samodzielnie i żmudnie poznawać). To jest przejaw braku argumentów merytorycznych i nałogowego zakłamania, typowego zresztą dla wszelkich sekt, zwłaszcza tych typu "charyzmatyzmu". I to potwierdza słuszność i potrzebę krytyki.