Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Znaki satanistyczne?


Sprawa jest tego rodzaju, że satanizm przywłaścił sobie pewne znaki, które mają niesatanistyczne pochodzenie.
Wiadomo, że symbole, zwłaszcza proste, mogą mieć różne znaczenie i tym samym otwarte są na różne używanie. Istotna jest treść. Może być określona dokładniej przez mniejsze szczegóły.

Cechą właściwą satanizmu jest naśladowanie wraz z przekręcaniem. Dlatego należy trzeźwo podchodzić do symboli: nie przeceniać ich roli, gdyż są tylko symbolami i nie mają np. jakiejś mocy magicznej, ale równocześnie należy unikać łączenia czy kojarzenia symboli, gdyż w odbiorze może to powodować pomieszanie czy przynajmniej zaciemnienie treści.

Czy pies jest zwierzęciem nieczystym?


W Nowym Testamencie czyli według Kościoła nie ma zwierząt nieczystych pod względem religijnym.
Jest owszem jak najbardziej kwestia higieny i zdrowego rozsądku. Wiadomo, że zwierzęta mają zwykle pasożyty i nie są w stanie zachować higieny na sposób ludzki. Dlatego zwierzę w domu stanowi poważne ryzyko dla zdrowia domowników, zwłaszcza dzieci. Ponadto zajmuje sporo czasu i pochłania sporo środków, które mogą czy powinne być spożytkowane w bardziej potrzebny sposób.

Oczywiście czym innym jest np. pies dla osoby niewidomej, a także na podwórzu dla strzeżenia domostwa.

Jest owszem zakaz wprowadzania zwierząt do świątyni, z powodu zarówno szacunku dla miejsca świętego jak też ze względów higienicznych i bezpieczeństwa. W tym znaczeniu przekroczenie tego zakazu jest zbezczeszczeniem. Nie jest mi znane jednak, by przepisy kanoniczne wymagały expiacji za chwilowe i nieumyślne wejście psa do świątyni. Czym innym jest owszem urządzenie w świątyni siedliska dla zwierząt, gdyż jest to profanacja.


Jak należy zachować się wobec nadużyć liturgicznych?


Najpierw należy upomnieć dane osoby, na ile to możliwe.
Następnie należy poinformować władze diecezjalne (aczkolwiek w tym wypadku jest dość mało prawdopodobne, by to było skuteczne).
Jeśli nadużycie jest praktykowane uporczywie, to liturgia jest sprawowana w sposób grzeszny i niegodny. Tym samym należy dla dobra swojej duszy unikać takich celebracyj.

Problem na wiejskiej parafii?


Podany przykład jest dość nierealny. Prawo kościelne zezwala kapłanowi na najwyżej 3 Msze św. w niedziele i święta, i to tylko w razie potrzeby duszpasterskiej.

Jeśli byłby problem tego rodzaju, to należy poprosić danego kapłana o wyjaśnienie, jeśli nie będzie rezultatu to zwrócić się do dziekana, potem do władz diecezjalnych, najlepiej osobiście, żeby w rozmowie sprawy wyjaśnić. Często wchodzą w grę nieporozumienia.


Co Kościół naucza o prawach zwierząt?



Kościół zawsze nauczał o godności nie tylko stworzenia jako całości lecz także poszczególnych stworzeń jako dzieł Bożych. Odpowiednie traktowanie zwierząt jest pochodną szacunku dla Stwórcy.

Katolicka teologia moralna zawsze uznawała znęcanie się nad zwierzętami jako grzech. Dotyczy to także zadawania zbędnych cierpień, które nie są uzasadnione dobrem wyższym czy wyższą koniecznością. W tym znaczeniu Kościół zawsze myślał "ekologicznie" we właściwym tego słowa znaczeniu, bez fałszywej konotacji ideologicznej.

Czy katolik może stosować medycynę naturalną?


Metody medycyny naturalnej, które nie mają konotacji sprzecznej z wiarą katolicką, mogą być stosowane na takiej samej zasadzie jak medycyna chemiczno-techniczna.
Pan Bóg nie poskąpił także ludziom poprzednich epok i kultur środków służących zdrowiu i życiu. Kościół nigdy nie gardził darami Bożymi także pod tym względem. Przez długie wieki klasztory katolickie były jedynymi "ośrodkami zdrowia" w znaczeniu naturalnych metod leczenia, zwłaszcza herboterapii, ale nie tylko.


Odnośnie postu w tygodniu


Dyscyplina postna Kościoła zawsze dopuszczała dyspenzy czy to dla chorych, dla podróżnych, oczywiście także dla dzieci. Wynika to z prostej zasady, że post ma służyć życiu duchowemu i pobożności, jako wyraz pokuty i "modlitwa ciała".
Konkretne przepisy ulegały zmianom i zależały też od regionów kościelnych. Także zakony różniły się w przepisach postnych.
Rzeczywiście w ostatnim stuleciu, zwłaszcza po Vaticanum II, doszło niestety do daleko idącego złagodzenia przepisów postnych, aż do praktycznego prawie zaprzestania. Jest to nie tylko wbrew Tradycji Kościoła, lecz także wbrew nowoczesnym trendom w medycynie, zwłaszcza tzw. naturalnej. Oczywiście nie należy utożsamiać postu z pobudek religijnych z postem z pobudek dietetycznych czy zdrowotnych, jednak aspekt zdrowotny zawarty jest także w poście religijnym. Naocznym wyrazem tego odejścia jest otyłość osób duchownych, wręcz nagminna od okresu ostatniego soboru, co jest zgorszeniem zwłaszcza dla osób postronnych. Dlatego warto i trzeba wracać do tradycyjnych reguł postnych Kościoła, przynajmniej w pewnym zakresie. Stosowanie ich nie jest i nie może być zakazane, nawet jeśli nie są obecnie nakazane.

Post w soboty bierze się z tzw. suchych dni, czyli kwartalnych dni pokutnych, które są we środy, piątki i soboty cztery razy w roku (w Adwencie, Wielkim Poście, przed Zesłaniem Ducha Świętego oraz we wrześniu).

Jedzenie mięsa w piątek Oktawy Wielkanocnej nie jest nakazane, a jedynie nie obowiązuje post, a to z powodu Oktawy, której dni mają litugicznie taki sam charakter jak Niedziela Wielkanocna.


Czy Sobór Watykański II jest sprzeczny ze wcześniejszym Magisterium Kościoła?



Debata w tej kwestii trwa od dziesięcioleci i zawiera różne stanowiska, także przeciwstawne. Tutaj nie jest możliwe jej zaprezentowanie nawet skrótowe. Zachęcam do studiowania tematu :-)
Zaznaczę jedynie, że należy odróżnić rangę zarówno poszczególnych dokumentów - wcześniejszych i następnych - jak też istotę i charakter poszczególnych zdań. Mam na myśli głównie rozróżnienie między rangą dogmatyczną - w ścisłym i szerokim sensie - a praktyczną czy pastoralną. Spory w tym temacie często nie uwzględniają tego rozróżnienia.


Czy można się modlić pod wpływem alkoholu?


Według klasycznej definicji podanej przez św. Jana Damasceńskiego, modlitwa jest uniesieniem umysłu ku Bogu. Umysł oznacza centrum i najwyższą sferę bytu człowieka, jego ducha wraz z władzami duchowymi. Dlatego modlitwa bez odpowiedniego udziału najwyższych władz duchowych, w tym intelektualnych, nie jest w pełni modlitwą, o ile ten brak udziału jest zamierzony i własnowolny.
Oczywiście należy się modlić nieustannie i w każdej sytuacji, jak poucza Pan Jezus. Żaden stan ducha i ciała nie wyklucza modlitwy, o ile pochodzi z czystych pobudek i angażuje całego człowieka, na ile to możliwe. Jednak na modlitwę należy przeznaczać najlepszy czas i należy być wtedy w możliwie najlepszej kondycji. Wymaga tego szacunek dla Pana Boga.

Jakie są zasady fotografowania i filmowania podczas liturgii?


Problem jest rzeczywiście bardzo częsty.
Biskupi polscy wydali już w 1994 r. zestaw odnośnych zasad:
 https://archibial.pl/dokumenty_do_pobrania/foto-video_wskazania.pdf

Jednak nadal brak jest właściwego ich stosowania, z powodu czy to nieznajomości czy niedbalstwa ze strony duszpasterzy.
Celebrans ma obowiązek pouczyć dane osoby, w razie konieczności także nakazać zaprzestanie czy opuszczenie świątyni podczas liturgii, gdy wymaga tego spokój i godność świętej czynności i miejsca.
Brak jest też świadomości wśród wiernych, czego przyczyną jest zwykle brak pouczenia ze strony duszpasterzy.
W epoce medialnej mentalność ta przeniknęła także szeregi duchownych, dla których wartość medialna przekracza niekiedy święty charakter czasu i miejsca. Brakuje szacunki i uznania dla tajemnicy i wyjątkowości natury liturgii. Jej sprawowanie jest często spłycane do wydarzenia obrzędowego na płaszczyźnie ludzkiej czy międzyludzkiej. Tym ważniejsze i pilniejsze jest kształtowanie świadomości problemu.

Jakie jest stanowisko Kościoła wobec czarów (magii)?


Należy odróżnić między tzw. polowaniem na czarownice, co było specjalnością zwłaszcza protestantów, a rzeczywistym problemem okultyzmu czyli tzw. magii, zarówno "czarnej" (wprost satanistycznej) jak też "białej".

Kościół oczywiście odrzucał wynikające z zabobonów prześladowania pewnych osób, posądzanych o czary na podstawie conajmniej wątpliwych oskarżeń i skazywanych bez procesów sądowych odpowiadających choćby nawet ówczesnym standartom praworządności. Równocześnie Kościół zawsze odrzucał i potępiał wszelkie praktyki okultystyczne, zarówno "czarną" jak też "białą" magię. Jest to jasno poświadczone w podręcznikach teologii dogmatycznej i moralnej, jak też w pismach świętych doktorów i pasterzy Kościoła. Zwykle sprawa jest tego rodzaju, że stanowi materię raczej spowiedzi niż sądownictwa, gdyż trudno o dowody rozpatrywalne w sposób procesowy.
Właściwym sposobem walki Kościoła z tego typu praktykami i mocami były zawsze i są nadal modlitwa, Sakramenty Święte oraz exorcyzmy.

Czy nałożenie sobie postu należy konsultować z kierownikiem duchowym?



Generalnie należy konsultować z kierownikiem duchowym wszystkie sprawy dotyczące życia religijnego i duchowego.
W razie gdy sprawa jest pilna a kierownik duchowy akurat nie jest osiągalny, należy się kierować jego przypuszczalną czy prawdopodobną radą.

Odpust zupełny za adorację


Odnośnie odpustów należy przestrzegać brzmienia warunków w odpowiednim dla nich znaczeniu. Wszystko wskazuje na to, że w tym wypadku chodzi o adorację niezależną od właściwych obrzędów liturgicznych, tzn. gdy trzeba ten czas wypełnić własną uwagą i modlitwą. Własny wysiłek ma tutaj znaczenie. Dlatego wydaje się, że tego odpustu nie można łączyć z uczestnictwem we Mszy św.

Gdzie jest Ciało Jezusa Chrystusa?


Od momentu Wcielenia Syn Boży, Druga Osoba Boska, jest także Człowiekiem w pełni, czyli z duszą i ciałem. To Ciało zostało zabite na krzyżu, następnie trzeciego dnia powstało z martwych jako ciało uwielbione, tzn. z nowymi właściwościami, zwłaszcza nieśmiertelności i niezniszczalności, także ponadczasowości i ponadprzestrzenności. To Ciało wstąpiło do rzeczywistości niebieskiej, tzn. nie jest fizycznie widzialne na ziemi. Tak więc Człowieczeństwo, w tym Ciało Jezusa Chrystusa, przebywa w chwale niebieskiej.
Podczas Przeistoczenia eucharystycznego chleb staje się istotowo Ciałem, a wino istotowo Krwią Jezusa Chrystusa. Z tego powodu teologowie Kościoła dostrzegali pewną analogię między Transsubstancjacją a Wcieleniem z Maryi Dziewicy. Wyrazem tego w liturgii tradycyjnej jest włączenie prefacji o Bożym Narodzeniu do formularza święta Bożego Ciała. Powód jest ten, że w postaciach eucharystycznych obecny jest ten sam Syn Boży wraz z Bóstwem i Człowieczeństwem. Jakie to jest Ciało i jaka Krew? Oczywiście uwielbione, tzn. co do substancji (substantialiter) te same, które są fizycznie - zarówno istotowo (essentialiter) jak i przypadłościowo (accidentialiter) - w chwale niebieskiej.

Kogo dotyczy kara exkomuniki w związku z aborcją?


Automatyczną karę exkomuniki (latae sententiae) zaciągają na siebie osoby uczestniczące bezpośrednio w zabiegu tzw. aborcji czyli zamordowania dziecka nienarodzonego. Są to zwykle: matka, lekarz, personel asystujący, także ojciec, ile nakłaniał do tego czynu czy przynajmniej umożliwil finansowo, także inne osoby, które to finansowały.

Ta kara nie dotyczy polityków stanowiących prawo umożliwiające czy legalizujące mordowanie dzieci nienarodzonych, gdyż nie jest to bezpośredni udział w zabójstwie. Tym niemniej przygotowywanie ustaw umożliwiających czy legalizujących, tudzież głosowanie za ich przyjęciem, stanowi jaskrawą sprzeczność z nauczaniem Kościoła i z prawem Bożym, i jako takie podlega karze, która może i powinna zostać wymierzona (ferendae sententiae). Może to być także kara exkomuniki, a przynajmniej interdytku czyli zakazu przyjmowania Sakramentów Świętych. Kara powinna zostać wymierzona przez ordynariusza miejsca.

Ponadto szafarz Komunii św. ma prawo i obowiązek odmówić udzielenia Komunii św. osobie, która publicznie opowiada się za dopuszczalnością aborcji czy jako polityk w tym sensie zagłosowała, a nie wyraziła publicznie skruchy i nie podjęła zadośćuczynienia.

Grzech pierworodny a stworzenie


Bezpośrednią teologiczną podstawą prawdy o grzechu pierworodnym jest
- wolna wola człowieka oraz
- jedność rodzaju ludzkiego.
Zaś prawda ta prowadzi do wyjaśnienia zła na świecie, zarówno moralnego (grzechu) jak też fizycznego (cierpienia). 
Oczywiście dalszą podstawą jest prawda o stworzeniu człowieka przez Boga.

Czy nacjonalizm jest herezją?


Nie jest moim zadaniem ani zamiarem komentowanie słów Księdza Arcybiskupa. Odniosę się jedynie do wskazanego problemu.

O ile definicja herezji jest dość jasna (jest to negowanie której z prawd wiary katolickiej), o tyle nie ma jednolitej i jednoznacznej definicji nacjonalizmu. Można powiedzieć, że każda postać nacjonalizmu jest związana z danym narodem, z jego historią, kulturą i tożsamością. Dlatego Kościół nigdy nie potępił nacjonalizmu jako takiego. Potępiony został jedynie szowinizm we Francji okresu międzywojennego oraz nazizm niemiecki.

Rozumiejąc nacjonalizm ogólnie jako koncepcję i dążenie do państwa jednonarodowego można powiedzieć, że nie ma teologicznej możliwości - przynajmniej w ramach teologii katolickiej - potępienia tak rozumianego nacjonalizmu. Przyczyna jest prosta: naród wybrany miał państwo narodowe, tym samym potępienie państwa jednonarodowego oznaczałoby odrzucenie historii Zbawienia i byłoby to nawiązanie do starożytnej herezji Markiona.

Po drugie, oznaczałoby odcięcie się od katolickiego rozumienia państwa, którego ideałem jest monarchia. Zaś monarchia jest pochodną państwa plemiennego i ostatecznie rodziny jako podstawowej komórki i wzoru każdej społeczności. Na ten związek wskazują wyraźnie wielcy teologowie Kościoła jako chociażby św. Tomasz z Akwinu czy św. Robert Bellarmin. Owszem, myślenie kogoś nie posiadającego wiedzy teologicznej czy chociażby historycznej często nie wychodzi poza kategorie i schematy demokratyczne. Nie może to być jednak kryterium prawdy i słuszności, już chociażby z tego powodu, że Kościół nie tylko jest monarchią w swym ustroju, lecz przede wszystkim rozumie siebie jako Królestwo Boże na ziemi oraz czci swojego Boskiego Założyciela jako Króla.

Po trzecie, nie ma żadnych przesłanek teologicznych, ani w Tradycji Kościoła ani w Piśmie św., które by stanowiły podstawę do odrzucenia czy potępienia nacjonalizmu w rozumieniu podanym powyżej. Przeciwne wierze katolickiej jest jedynie negowanie jedności rodzaju ludzkiego (co zostało potępione chociażby w encyklice Piusa XII "Summi Pontificatus") oraz mieszanie celów państwa z celami Kościoła (co było powodem zastrzeżeń Piusa XI do "Action Francaise").

Paradoxalnie w aktualnych napięciach między narodowcami a niektórymi przedstawicielami hierarchii chodzi w gruncie rzeczy właśnie o ten ostatni problem, aczkolwiek akurat z innej strony. Polskim narodowcom zależy na budowaniu państwa na zasadach katolickiej nauki społecznej i to głównie wbrew i przeciw globalizmowi zagrażającemu i niszczącemu wszechstronnie byt nie tylko społeczeństw i rodzin, lecz także suwerenność państw. Zastrzeżenia czy negatywne ocenianie nacjonalizmu polskiego ma zwykle nie tylko podłoże i podtext, lecz wręcz motywację, która miesza naturę i cel państwa z naturą i celem Kościoła. Prostackie hasła typu: "katolik i nacjonalista to sprzeczność, ponieważ Kościół jest powszechny" wykazują zarówno braki i błędy w teologicznym myśleniu jak też uleganie prymitywnym schematom.

Otóż specyfiką katolicyzmu, w odróżnieniu głównie od protestantyzmu, jest po pierwsze poszanowanie prawa naturalnego. Oznacza to poszanowanie naturalnych więzi, w tym kulturowych i narodowych. Jest to widoczne zwłaszcza w tradycji polskiej, ale też w innych krajach katolickich: Kościół, będący - oprócz głoszenia Ewangelii i właśnie z powodu tego głoszenia - nośnikiem cywilizacji klasycznej, grecko-łacińskiej, był zawsze promotorem, obrońcą i stróżem tożsamości danego ludu. Jest to szczególnie wyraźnie widoczne na przykładzie z jednej strony Ameryki Północnej, kolonizowanej zasadniczo przez protestantów, a z drugiej strony chociażby Filipin, gdzie chrystianizacja nie oznaczała wyniszczenia kulturowego i etnicznego.

Drugą istotną cechą katolicyzmu jest odróżnienie sfery religijnej od sfery państwowej, czyli niezależność Kościoła względem państwa, oczywiście przy zachowaniu prymatu wartości duchowych nad doczesnymi. Kościół był w stanie zachować swój autorytet i wypełniać swoje zadania właśnie dzięki swej wolności, która oznaczała także zdrowy dystans wobec władzy świeckiej. Mówiąc konkretniej w odniesieniu do aktualnych spraw: uleganie przez przedstawicieli Kościoła dyktatowi polityków głobalistycznych, narzucających państwom i narodom własne plany, strategie i zamiary, jest haniebnym poddaństwem, które jest nie do pogodzenia ani z tożsamością i wiarą Kościoła, ani z godnością jego członków, zwłaszcza hierarchów.

Zadaniem Kościoła jest owszem nauczanie, przypominanie i naleganie na przestrzeganie prawdy o człowieku, o prawie naturalnym, w którego skład wchodzą także prawa narodu - zwłaszcza prawo samostanowienia i zachowania tożsamości kulturowej i religijnej, o prawie Bożym nauczanym w Ewangelii. Tego zadania jednak nie sposób pogodzić ze służalczością wobec możnych tego świata, dążących do wyniszczenia zarówno kultury i cywilizacji chrześcijańskiej, jak też suwerennych narodów i państw. Powoływanie się w tym kontekście na powszechność Kościoła i miłość bliźniego jest conajmniej nieporozumieniem, jeśli nie wręcz zamierzonym zakłamaniem i obłudą. Jest to szczególnie wyraźne w kwestii przyjmowania imigrantów obcych kulturowo i religijnie, którzy stanowią realne zagrożenie dla pokoju społecznego, a nawet dla bezpieczeństwa życia konkretnych ludzi. Kościół nigdy nie zachęcał i nie może zachęcać do mieszania kultur i religij. Każdy rozsądny, trzeźwo myślący czy przynajmniej znający fakty człowiek wie, jakie to może mieć konsekwencje i rzeczywiście ma. Już w Starym Testamencie ideałem szczęścia i pomyślności miłej Bogu, nawet stanowiącym Bożą obietnicę jest zamieszkiwanie na własnej ziemi, w społeczności zjednoczonej więzami naturalnymi i religijnymi. Jakim więc prawem osoby określające się katolikami mają tupet popierać i zachęcać do tworzenia społeczeństwa wielokulturowego i wieloreligijnego?

Na koniec jeszcze jedna uwaga, dość istotna. Ostatnio często pojawia się powoływanie się na słowa Jana Pawła II w jego książce "Pamięć i tożsamość", gdzie jest zawarte odróżnienie i zarazem zróżnicowanie w wartościowaniu nacjonalizmu i patriotyzmu. Po pierwsze należy mieć na uwadze, że ta książka i zawarte w niej wypowiedzi w żaden sposób nie stanowią nauczania papieskiego, gdyż nie jest to urzędowy dokument Magisterium Kościoła, lecz są to jedynie prywatne myśli. Tym samym słowom tym nie przysługuje żadna ranga w znaczeniu nauczania Kościoła i tym samym można i należy je rozpatrzyć według odpowiedniego znaczenia.

Po drugie, jest oczywiste, że czym innym jest patriotyzm (więcej tutaj), a czym innym nacjonalizm. Pierwszego nie można zastąpić drugim i odwrotnie.

Po trzecie, Jan Paweł II w żaden sposób nie przedstawił użytego w tym kontekście pojęcia nacjonalizmu, tym bardziej go nie rozwinął, nie opisał i nie uzasadnił negatywnej oceny. Wobec tak daleko idącej niejasności jest po prostu bardzo nieuczciwym zabiegiem powoływanie się na te słowa w kontekście i w odniesieniu do konkretnego programu politycznego oraz określonej kwestii, mianowicie przyjmowania imigrantów ekonomicznych.

Jest natomiast sporo oficjalnych, bez wątpienia papieskich wystąpień Jana Pawła II, gdzie można dostrzec przynajmniej zręby czegoś takiego jak teologia narodu i tym samym teologia nacjonalizmu. Podam kilka jedynie przykładów:
- W encyklice "Redemptor hominis" (15, 17) jest mowa o poszanowaniu praw "zarówno człowieka, jak narodu i ludu", wbrew "celom imperializmu".
- W encyklice "Laborem exercens" (10) o pracy ludzkiej mówi: "To wszystko sprawia, że człowiek swoją głębszą tożsamość ludzką łączy z przynależnością do narodu...".
- W encyklice "Slavorum Apostoli" (18) mówi: "Każdy człowiek, każdy naród, każda kultura i cywilazacja mają swoją rolę do wypełnienia i swoje miejsce w tajemniczym planie Boga i w powszechnej historii zbawienia."

Przykładów jest znacznie więcej. Jeśli Pan Bóg pozwoli, będzie czas na ich szerszą prezentację. Tymczasem niech wystarczą.

Którego Pana Jezusa przyjmujemy w Komunii św.?


Pan Jezus jest jeden, ofiarowujący się i zmartwychwstały. Dlatego we Mszy św., także w Komunii św., nie można oddzielić Ofiary Krzyżowej od Zmarwychwstania. Jest to jedna tajemnica Zbawienia, w której nie ma sprzeczności.

Ma to oczywiście konsekwencje dla konkretnej postaci liturgii. Dlatego tradycyjna liturgia Kościoła nie popada w żadną skrajność - ani w uczuciowe cierpiętnictwo, ani w emocjonalną euforię. Obydwie skrajności są obce wierze i liturgii katolickiej.

Sprawa jest obecnie szczególnie aktualna zwłaszcza na tle szerzących się nadużyć liturgicznych co do miejsca i czasu. Tzw. uwielbienia pseudocharyzmatyczne powołują się na pamiątkę Zmartwychwstania we Mszy św. Opozycja tzw. tradycjonalistyczna wskazuje na uobecnienie Ofiary Krzyżowej. Ta pierwsza skrajność, o tendencji wyraźnie wręcz heretyckiej, praktycznie neguje realność Najświętszej Ofiary. Zaś druga skrajność po pierwsze nie uzwględnia treści choćby samych textów liturgii tradycyjnej, które wyraźnie mówią także o pamiątce Zmartwychwstania i chwalebnego Wniebowstąpienia (modlitwa "Suscipe sancta Trinitas" na ofiarowanie oraz "Unde et memores" w Kanonie), po drugie powoduje także pewne wypaczenie chociażby w nastroju liturgii.

Kluczem i rozwiązaniem jest wierność wobec wiary Kościoła, wyrażonej właśnie w liturgii tradycyjnej, gdzie śpiew gregoriański odpowiednio wyraża zarówno treść jak i nastrój. Natomiast z pewnością fałszywe i zgubne jest przejmowanie zwyczajów i nastroju z "obrzędów" protestanckich, co ma miejsce właśnie w imprezach "charyzmatycznych".

Jak należy się zachować w przypadku nadużycia w związku z tzw. nadzwyczajnym szafarzem?

Opisana sytuacja jest bez wątpienia skandalicznym nadużyciem.

Po pierwsze należałoby upomnieć celebransa, który jest za to odpowiedzialny, domagająć się przeprosin wobec wiernych, zadośćuczynienia oraz poprawy czyli zaprzestania takowej praktyki.

Po drugie należy poinformować władze diecezjalne czyli ordynariusza miejsca domagając się wpłynięcia na celebransa, by taka sytuacja nie miała miejsca.

Po trzecie należy rozważyć, czy w sumieniu godzi się uczestniczyć w pełni w celebracji grzesznej, gdyż sprzecznej z normami Kościoła, tzn. czy godzi się przyjąć Komunię św. W razie wątpliwości sprawę należy wyjaśnić ze spowiednikiem. Z całą pewnością nie ma obowiązku przyjmowania Komunii z ręki bezprawnie posługującego szafarza.

Po czwarte: w wypadku, gdy ani upomnienie winowajcy (celebransa) ani apelacja do władz diecezji nie odniosą odpowiedniego skutku, należy rozważyć uczęszczanie do innego kościoła, gdzie nadużycia nie są praktykowane. Każdy katolik ma prawo do uczestnictwa w liturgii sprawowanej według norm Kościoła. Z tego prawa należy korzystać i w razie potrzeby tego domagać.

Czy miłość matki do dziecka jest większa niż Boga do człowieka?


Kara za grzechy, także kara wieczna czyli piekło, jest dziełem Bożej sprawiedliwości, która jest istotnym aspektem Bożej miłości. Bóg nie skazuje człowieka na potępienie z powodu zemsty czy złości. Przede wszystkim Bóg daje każdemu możliwość i wszelkie środki do osiągnięcia szczęścia wiecznego. Tak więc od człowieka tylko zależy, czy ten cel osiągnie. Gdy człowiek ze swojej wolnej woli odrzuca Boga i tym samym szczęście wieczne, wówczas sam wybiera wieczne potępienie, które jest odrzuceniem miłości Boga.


Czy kobieta została stworzona na obraz i podobieństwo Boże?


Żaden ze świętych Ojców Kościoła tak nie twierdził. Kościół zawsze nauczał o godności niewiasty odpowiadającej mężczyźnie według własnej specyfiki.
Jest owszem mowa o tym, że niewiasta jest stworzona w sposób pochodny z mężczyzny, ale nie oznacza to negacji "obrazu i podobieństwa" Bożego w niej.

Są owszem różne wyjaśnienia i interpretacje słów z Księgi Rodzaju, jednak żaden z katolickich teologów nie twierdził, jakoby te słowa nie odnosiły się do żeńskiej części rodzaju.

Skąd wiemy o istnienu Aniołów Stróżów?






Wiemy z Tradycji Kościoła i Pisma św.

Szczególnym źródłem jest liturgia Kościoła, zawierająca święto Aniołów Stróżów. Ma ono swoje uzasadnienie w najstarszych źródłach teologii katolickiej. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje skrótowo:


Jak należy ocenić tzw. "kurs Alpha" w świetle teologii katolickiej? |UPDATED|






Kurs Alpha powstał pierwotnie w jednej z parafii anglikańskich w Londynie w 1977 r., zaś w obecnej postaci został stworzony i rozpowszechniony przez anglikańskiego "duchownego" żydowskiego pochodzenia o nazwisku Nicky Gumbel, który od 1990 r. przejął prowadzenie tego ruchu.





W swojej słynnej książce pt. Questions of life zaprezentował główne zasady. Jest znane i sam oficjalnie przyznaje, że poważny wpływ wywarł na niego John Wimber, związany z Toronto blessing, czyli skrajnie kontrowersyjnym nurtem pentekostalizmu tzw. trzeciej fali, dla której są charakterystyczne są takie fenomeny jak hipnotyczne upadki, histeryczny śmiech, drgawki, tarzanie się, naśladowanie zachowania i odgłosów zwierząt itp.
Więcej tutaj oraz tutaj.

Kurs Alpha w praktyce stanowi łagodne wprowadzenie i ideologiczną podbudowę dla ruchu Toronto blessing. Polega na 10 spotkaniach, składających się ze wspólnych posiłków i rozmów w małych grupach o tematyce quasi biblijnej. W skład programu wchodzi także wspólny wyjazd na weekend.
Treść tych spotkań jest tego rodzaju, że ogranicza się do tego, co jest wspólne dla różnych odłamów protestantyzmu oraz modernizmu pseudokatolickiego. Skrzętnie omijane są kwestie głębsze, mogące prowadzić do omawiania różnic między wyznaniami. Treści specyficznie katolickie, odróżniające Kościół od protestantyzmu oczywiście nie występują. Akcent jest położony na miłe spędzenie czasu w atmosferze quasi chrześcijańskiej. Celem jest najwidoczniej budowanie religii "ekumenicznej" o charakterze pentekostalnym.
Tym samym istotne założenia kursu Alpha są diametralnie sprzeczne z podstawowymi prawdami wiary katolickiej, gdyż pomijają jedyność i widzialność Kościoła Chrystusowego.

Czy błogosławienie jest katolicką praktyką?


Tak, to jest dobry, katolicki zwyczaj. Jest zarówno przypominanie sobie nawzajem o godności dziecka Bożego przez Chrzest święty, jak też wymowny i piękny znak wzajemnej miłości.

Należy jedynie zachować różnicę wobec błogosławieństwa kapłańskiego. Dlatego osoba świecka może jedynie błogosławić znakiem stosowanym także wobec siebie np. w liturgii na początku Ewangelii, czyli kciukiem na czole.

Psychologia a teologia



Temat jest oczywiście bardzo obszerny. Wskazanie na konkretnych autorów czy książki nie jest konieczne, gdyż katolik znający solidnie katechizm jest w stanie samodzielnie i krytycznie ocenić źródła. Zdaję sobie sprawę, że w obecnej sytuacji zamętu, niejasności czy wręcz zatrucia w dziedzinie teologii, tudzież zalewu rynku księgarskiego chwytliwymi tytułami, nie jest łatwo znaleźć literaturę godną uwagi i zaufania.

Wprawdzie u wielu autorów, także ateistycznych i niekatolickich, można znaleźć szereg słusznych i wartościowych elementów rozeznań, to jednak niewątpliwie podstawą zdrowej i pożytecznej psychologii i psychiatrii jest prawdziwa antropologia. W skrócie można wymieniać następujące podstawowe wyznaczniki prawdziwego poglądu na człowieka:

1. Struktura duchowo-materialna, czyli obecność zasady duchowej, niematerialnej, czyli duszy (przeciw materializmowi). Na użytek samej psychoterapii nie musi to być pojęcie duszy nieśmiertelnej, aczkolwiek uważny i solidny terapeuta znajdzie w swojej praktyce wiele wskazówek także na transcendentny wymiar psychiki człowieka.

2. Prymat duszy nad materią, czyli wyższość czynnika duchowego (przeciw sensualizmowi w jego różnych odmianach). Również tutaj dane empiryczne są pomocne, o ile są uczciwie interpretowane. Oczywiście uwzględniana jest interferencja i interakcja między sferą duchową i materialną, w należytym docenieniu także tej drugiej.

3. Otwartość na wymiar transcendentny, mówiąc najogólniej. Nie musi on z góry zakładać pojęcia Boga osobowego, aczkolwiek jest ono pomocne i pogłębiające, przynajmniej jako nie wykluczone. Chodzi o odniesienie człowieka do rzeczywistości poza nim i przekraczającej go, tym samym do rzeczywistości duchowej, bardziej duchowej niż psychosomatyczna struktura człowieka bądź czysto duchowej. Racjonalny psycholog i psychiatra nie może z góry wykluczać tej rzeczywistości, przynajmniej w decydujących krokach diagnostycznych i terapeutycznych.

4. Uznanie specyfiki i uprawnienia religijności, przynajmniej w sensie najszerszym, jako osobistego zwrócenia się człowieka ku Istocie najwyższej. Uczciwy teoretyk i terapeuta nie może - przynajmniej w głównych zasadach diagnostycznych i terapeutycznych - zakładać, że Istota najwyższa nie istnieje czy że niemożliwa jest relacja człowieka do niej.

Niestety faktem jest, że największe sławy w psychologii, która jako osobna dziedzina nauk empirycznych jest dość młodą dyscypliną, są przeważnie związane ze światopoglądem czy to ateistycznym czy protestanckim. Katoliccy uczeni i terapeuci są mało znani. Z klasycznych polecam filozoficzne dzieła słynnego uczonego kardynała belgijskiego:


(całość tutaj)

(całość tutaj)


Ponadto w ostatnich dziesięcioleciach przebiło się na rynek książkowy i publicystyczny kilku katolików. Z autorów niemieckojęzycznych mogę wymienić jako żyjących: Manfred Lütz z Bonn i Raphael Bonelli z Wiednia. Obydwóch miałem sposobność spotkać osobiście. Myślę, że ktoś zainteresowany psychologią może się od nich sporo nauczyć.

Znak krzyża przed figurką Matki Bożej?


Znak krzyża jest krótkim i wymownym wyznaniem wiary, pamiątką Chrztu świętego, a także uwielbieniem Boga Trójjedynego oraz swego rodzaju modlitwą. Tym samym nie ma żadnych przeszkód, by go nie czynić przy jakiejkolwiek sposobności. Nie ma też sprzeczności wobec czci dla Matki Bożej, także przy okazji uczczenia Jej wizerunku. Jedynym warunkiem są odpowiednia intencja, zgodna ze znaczeniem tego znaku, oraz nabożność.

Zgorszenie z powodu byłego duchownego


Sprawa ma aspekt zarówno prawny jak też pastoralny. W Kościele obydwa aspekty powinne być zgodne, aczkolwiek nie są tożsame. Dla naświetlenia sprawy należy je jednak rozróżniać.

Nawet jeśli sytuacja tej osoby została prawnie uregulowana, tzn. otrzymała dyspenzę z przyrzeczenia bezżenności oraz nie żyje w związku niesakramentalnym, to jednak nie należy lekceważyć moralnego i pedagogicznego znaczenia posług kościelnych i liturgicznych. Nikt nie ma sam ze siebie prawa do wykonywania takich posług, lecz musi być do nich wybrany przez władze kościelne. Zaś władze kościelne mają obowiązek wzięcia pod uwagę przykładu życia danej osoby, nawet jeśli wchodzi w grę nawrócenie. Samo prawne uregulowanie nie wystarczy. Za czyny grzeszne i sprzeczne z wiarą, dyscypliną kościelną czy moralnością katolicką Kościół wymagał nie tylko przekonywującego nawrócenia, czyli porzucenia grzesznego stylu życia czy sytuacji, lecz także pokuty - często dożywotniej - i zadośćuczynienia, nie tylko wobec poszczególnych osób lecz także wobec Kościoła w szerokim znaczeniu, konkretnie także wobec parafii i diecezji.

Niestety obecnie często funkcjonuje fałszywe pojmowanie i stosowanie miłosierdzia, które jest sprzeczne z wiarą katolicką i odwieczną dyscypliną Kościoła. Według nauczania Kościoła każdy grzech wymaga nie tylko nawrócenia, lecz także zadośćuczynienia i pokuty, także dożywotniej. Dlatego prawo kanoniczne generalnie nie dopuszcza do urzędów kościelnych publicznych grzeszników i gorszycieli.

Sprawa stała się szczególnie aktualna i jaskrawa w sytuacji dopuszczania świeckich do posług kościelnych i liturgicznych.

Czy Bóg może stworzyć kamień, którego nie może podnieść?


To pytanie jest właściwie tylko chwytem erystycznym, używanym niekiedy przez ateistów.
Po pierwsze zawiera ono ukryte założenie, że Pan Bóg czegoś nie może, czyli negację wszechmocy Boga, co jest sprzeczne z definicją pojęcia Bóg.
Po drugie zawiera sprzeczność z pojęciem stworzenia, ponieważ stworzenie nie jest aktem wynikającym z kaprysu czy absurdu, lecz mającym swoje racje czyli przyczynę rozumową, to znaczy jest podporządkowany prawom logiki.
Po trzecie posługuje się wieloznacznością pojęcia wszechmocy. Bóg może wszystko, w tym znaczeniu jest wszechmocny, ale ta wszechmoc jest "ograniczona" porządkiem bytów, czyli istotą zarówno Boga jak też rzeczy. Nie oznacza to braku wszechmocy, lecz jej logiczność.
Na tej zasadzie Bóg nie może stworzyć kwadratowego koła czy linii o trzech końcach. Nie oznacza to uszczerbku na wszechmocy Boga, lecz opisuje tę wszechmoc.


Czy uczęszczanie na Novus Ordo jest herezją?


Herezją jest odrzucanie czy negowanie którejś z prawd wiary katolickiej. Uczęszczanie na liturgię sprawowaną według ksiąg zatwierdzonych przez władze kościelne samo w sobie nie jest herezją. Aczkolwiek z powodu niejasności doktrynalnej Novus Ordo niestety możliwe jest, że ktoś o poglądach sprzecznych z wiarą katolicką (czyli heretyckich) może uczestniczyć w tej liturgii bez dostrzegania sprzeczności.

Z pewnością niesłuszne jest oskarżanie wszystkich katolików uczęszczających na Novus Ordo o heretyckość. Większość katolików nadal nie zna i nawet nie miała nigdy styczności z liturgią tradycyjną i Novus Ordo jest dla nich jedyną znaną i godną zaufania formą. Nie ponoszą oni winy ani za brak tej znajomości, ani nawet za brak zainteresowania liturgią tradycyjną.

Sprawa jest bardzo poważna wówczas, gdy ktoś z przekonaniem odrzuca czy wręcz zwalcza liturgię tradycyjną i w tym duchu rozumie, uczestniczy czy sprawuje Novus Ordo. Niestety jest to nierzadka postawa. Motuproprio Benedykta XVI, potwierdzające legalność i aktualność liturgii tradycyjnej, było skierowane zwłaszcza przeciw takiej postawie, czyli przeciw intepretowaniu i używaniu Novus Ordo jako przeciwieństwa liturgii tradycyjnej.

Czy krzyżowiec może być zbawiony?


Pytanie dotyczy kilka kwestij.
Po pierwsze kwestia wojny sprawiedliwej. Tzw. wyprawy krzyżowe były w swej istocie i zamiarze bez wątpienia wojnami sprawiedliwymi, gdyż miały za zadanie bronić chrześcijan w Ziemi Świętej oraz pielgrzymów przed zbrodniami - grabieżami i morderstwami - popełnianymi na nich przez okupantów muślimskich. Dlatego właśnie udział w krucjacie był związany z uzyskaniem odpustów.

Osobną kwestią są działania i zachowania uczestników wypraw, które nie należały do tego właściwego zadania, choć były popełniane przy okazji. Jak w każdej rzeczywistości ziemskiej, także w wypadku krucjat mogły się wkraść i faktycznie wkradły nadużycia i występki poszczególnych ludzi, mimo słuszności i szczytności samego celu i charakteru wypraw.

Za każdy czyn, który był nieuzasadniony właściwym celem krucjaty i grzeszny, dany uczestnik oczywiście musiał odpowiedzieć przez Bogiem. Wina zależy od świadomości oraz osobistej odpowiedzialności każdego z osobna.

Pewne jest natomiast, że sam udział w krucjacie zgodny z jej celem i charakterem, czyli odpowiadający etyce katolickiej i powszechnej, nie był i nie mógł być grzeszny. Obrona niewinnych przed zbrodniami jest uczynkiem miłości bliźniego, także jeśli oznacza walkę orężną i starcie wojenne.


Czy spekulacja giełdowa jest zgodna z etyką katolicką?


Katolicka teologia moralna nie potępia generalnie spekulacji giełdowej. Jest to owszem szczególny wycinek działalności gospodarczej, specyficzny gdyż łączący realny handel oraz rynek kapitałowy.

Zasadą naczelną jest prymat zasad moralnych nad wolnym rynkiem. Działalność gospodarcza ma zawsze wymiar społeczny, gdyż dotyczy nie tylko dobra jednostek lecz także społeczności. Tym samym podlega i musi podlegać kryteriom moralnym właściwym dla życia społecznego, nie tylko indywidualnego. Obowiązkiem społeczności i w sposób pochodny państwa jest regulowanie także tej dziedziny, która może mieć i faktycznie ma daleko idący wpływ także na zabezpieczenie podstawowych potrzeb członków społeczności. Tak np. w okresie zapaści gospodarczej, głodu czy wojny państwo ma obowiązek zakazać spekulacji towarami żywieniowymi, gdyż prowadziłaby ona do poważnych skutków społecznych, zagrażając życiu ludzi.


Jakie są właściwe przedstawienia Matki Bożej?




Rzeczywiście w literaturze odnoszącej się do tzw. prywatnych objawień w świetle teologii katolickiej podawane jest także kryterium odnośnie wyglądu postaci, która się zjawia. Jako istotny element rozpoznawczy podaje się, że Matka Boża zjawia się z odkrytymi stopami. Jest to nawiązanie do tzw. Protoewangelii w Księdze Rodzaju (3), gdzie jest mowa o zmiażdżeniu głowy szatana oraz o zmiażdżeniu pięty potomstwa Ewy, która jest prorockim obrazem Maryi.


Teologowie katoliccy zaznaczają, że szatan może się zjawiać także pod piękną postacią, także naśladującą Matkę Bożą czy Pana Jezusa. Decydującym kryterium w rozeznaniu jest przedstawienie stóp. Wzorem jest postać Matki Bożej z Lourdes, czyli figura sporządzona według wskazań św. Bernadetty, gdzie odsłonięta stopa miażdży głowę węża. Zjawy szatańskie rozpoznawane są po tym, gdy postać nie ma stóp ludzkich. Zasłonięcie stóp oznacza przynajmniej istotną różnicę względem  typowych i niewątpliwie autentycznych objawień Matki Bożej.


Na czym polegał grzech pierworodny?


Szatan jest istotą wysoko inteligentną. Dlatego jest mało prawdopodobne, właściwie wykluczone, by chciał zdetronizować Boga, gdyż byłoby to absurdalne zamierzenie, niegodne istoty rozumnej. Ojcowie Kościoła i wielcy teologowie podają inny motyw buntu szatana, mianowicie to, iż wiedział, że Bóg stanie się Człowiekiem, tzn. nastąpi Wcielenie Syna Bożego. Ta prawda spowodowała bunt pychy anioła, który przez to stał się przeciwnikiem Boga i wrogiem człowieka.

Szatan oczywiście nie jest i nie może być poruszycielem woli czy to innych aniołów czy ludzi w takim znaczeniu jak Bóg jest ich poruszycielem jako Stwórca. Szatan może kusić, może też gorszyć swoim przykładem. Może wpływać jedynie przez zmysły i uczucia, nigdy bezpośrednio na duszę. Jednak nie ma decydującego wpływu na wolną wolę człowieka i inne władze duchowe, tzn. nie może człowieka zupełnie zniewolić, aczkolwiek może poważnie ograniczyć wolną wolę, ale tylko dzięki poszczególnym grzesznym decyzjom człowieka.


Co to jest niebo?




Niebo jest rzeczywistością wieczną w znaczeniu ponad czasem i ponad przestrzenią. W sensie analogicznym można powiedzieć, że jest to rzeczywistość boska, aczkolwiek nie jest tożsama z Bogiem, gdyż niebo zawiera i będzie zawierać także rzeczywistość stworzoną, zbawioną i przemienioną w Jezusie Chrystusie.
Zasadnicze prawdy podaje każdy katechizm katolicki, także Katechizm Kościoła Katolickiego.


Więcej informacji można zdobyć sięgając do katolickich podręczników dogmatyki, konkretnie eschatologii.


Czy należy spowiadać się przed kapłanem?


Odpowiedź jest zawarta w każdym katechiźmie katolickim. W dużym Katechiźmie Kościoła Katolickiego podane jest też teologicznie uzasadnienie w skrócie.



Ponadto podręczniki dogmatyki katolickiej, dokładnie sakramentologii, obszerniej omawiają ten temat wraz z uzasadnieniem. Najlepiej jest sięgnąć do klasycznych podręczników. Niektóre są dostępne także w internecie.


Czy ojciec rodziny może naśladować Chrystusa?



Pytanie wydaje się proste, a zarazem szczególnie złożone. W obecnym kontekście zarówno dyskusji o celibacie, o święceniu żonatych, jak też plagi rozwodów, walki o prawa ojca, zabiegania ojców i też kryzysu męskiej tożsamości, a także męskiej religijności sprawa dotyczy problemów wręcz niemożliwych do ogarnięcia w jednej książce, tym bardziej w skrótowej odpowiedzi. Jednak pytanie jest aktualne, nawet naglące.

Osobiście bliżej zająłem się nim przygotowując kilka lat temu rekolekcje dla kleryków w jednym z seminariów duchownych, poświęcone ojcostwu kapłana. W tym roku mam przeprowadzić rekolekcje kapłańskie w tym temacie. Coraz bardziej ten aspekt kapłaństwa jawi mi się jako kluczowy także odnośnie kryzysu tożsamości kapłańskiej i zapaści powołań, widocznej już także w Polsce. Jak się już od pewnego czasu zauważa, do seminariów w Polsce coraz częściej wstępują młodzieńcy czy to z rozbitych rodzin, wychowani zwykle bez ojca, czy nawet nie znający swego ojca. Jest to problem nie tylko wychowawczy, lecz przede wszystkim duchowy i prowadzący ostatecznie do kwestij teologicznych.

W niniejszych ramach nie mogę oczywiście wyczerpać tematu, choć w ogólnych zarysach. Niech to będzie przynajmniej impuls do dalszych rozważań.

Gdy blisko matury rozważałem swoją przyszłą drogę duchową, usłyszałem zdanie jednego z seminaryjnych ojców duchownych: kto nie jest zdolny być ojcem rodziny, ten nie jest też zdolny być dobrym kapłanem. W tym kontekście rozumiem też słowa papieża Franciszka, który kilka lat temu (akurat dokładnie wtedy, gdy głosiłem wspomniane rekolekcje w seminarium) potępił mentalność starokawalerską duchownych i staropanieńską zakonnic. Potwierdzają to moje osobiste doświadczenia z niemal 25 lat kapłaństwa (nie licząc okresu formacji seminaryjnej): bez nastawienia duchowego ojcostwa nie widziałbym realnego sensu bycia kapłanem, prawdopodobnie nie miałbym światła ani motywacji. Równocześnie wspominam moich byłych kolegów czy znajomych, którzy porzucili drogę duchowną czy to podczas formacji, czy też niestety także po święceniach, i założyli rodziny. Wspominam także kolegów, którzy niegdyś zastanawiali się nad powołaniem duchownym, jednak zdecydowali się na życie świeckie. Wspominam jednak przede wszystkim ojców rodzin, których poznałem głównie jako duszpasterz. To im dedykuję tę garść przemyśleń.

Moja teza jest prosta: przyszłość powołań kapłańskich i duchownych zależy od rodzin głównie w tym znaczeniu, że przykład ojca jest kluczowy ze strony ludzkiej. Oczywiście nie musi to być zawsze ojciec biologiczny, gdyż Pan Bóg każdemu powołanemu daje wszystko, co mu jest potrzebne w wyposażeniu naturalnym, ludzkim. Widać to wyraźnie na przykładzie dwóch najwybitniejszych Polaków XX wieku - Prymasa Wyszyńskiego oraz Jana Pawła II. Wiara i pobożność obydwóch została uformowana głównie przez ich ojców. Tak więc ośmielam się postawić tezę: od obecności i jakości ojców w rodzinach będzie zależeć także przyszłość powołań duchownych i tym samym przyszłość Kościoła. Nie pomniejsza to w żaden sposób roli matek, która jest specyficzna i także niezastąpiona. Jednak niestety trzeba stwierdzić obecne rozpowszechnienie mentalności (w efekcie fałszywego feminizmu), według której do wychowania wystarczy matka, zaś rola ojca polega tylko czy głównie na zapewnieniu środków materialnych. Oczywiście winę ponoszą tutaj nie tylko kobiety. Niestety nierzadkie są przypadki mężczyzn niedojrzałych do roli męża i ojca choćby nawet pod względem zarobienia na utrzymanie rodziny, tym bardziej co do zdolności odpowiedzialnego wychowywania swoich dzieci. Problem jest oczywiście złożony, przypominający nierzadko błędne czy wręcz diabelskie koło. Tym niemniej pewne jest, że także w takich, po ludzku patrząc, beznadziejnych sytuacjach, może i faktycznie działa zarówno łaska Boża jak też możliwe są działania ludzkie, co stanowi realną szansę na uzdrowienie i postęp ku dobremu. Dlatego zaprezentuję kilka myśli, które, mam nadzieję, mogą być pomocne dla kształtowania swego ojcostwa u katolików, którym zależy zarówno na swojej rodzinie jak też na przyszłości Kościoła.

Jak więc rady ewangeliczne, które są klasycznym wyznacznikiem naśladowania Chrystusa rozumianego jako stan duchowny i zakonny, mają się do zadań i życia ojca rodziny czyli świeckiego? Rozważmy po kolei.

Według klasycznego porządku jako pierwsze jest podawane ubóstwo. Rozróżnia się wprawdzie kanonicznie między ślubem ubóstwa (u zakonników czyli według reguły zakonu czy zgromadenia) a przyrzeczeniem ubóstwa składanym przy święceniach, którego konkretna postać jest określona przez Kodeks Prawa Kanonicznego oraz statuty diecezjalne. Pomijam tutaj niuanse teologiczne i prawne. Nie są one istotne w naszej kwestii. Jak więc ojciec rodziny może i powinien naśladować Jezusa Chrystusa ubogiego? Czy jest to w ogóle realne, możliwe, pożądane i słuszne?

Pominę tutaj szczegółowe uzasadnienie teologiczne. Niech na potrzeby tych rozważań wystarczy stwierdzenie, że także dla każdego świeckiego Jezus Chrystus jest wzorem doskonałości i świętości, także w konkretnej postaci formy życia i zadań. Szczególnie w Polsce antyklerykalizm i antykościelność bazuje i posługuje się - realnym czy rzekomym - dobrobytem czy wręcz zbytkiem u duchownych. Duchowni odpowiadają zwykle argumentami, że nie są to dobra prywatne lecz kościelne oraz że chodzi o zabezpieczenie na starość (gdyż nie ma się zabezpieczenia u dzieci). Rzeczywiście jest tak, że duchowny, także diecezjalny, nie może zupełnie dowolnie dysponować tym, co posiada, lecz podlega nadzorowi władz wyższych (dotyczy to także biskupów, którzy składają sprawozdania Stolicy Apostolskiej, oraz mają nad sobą prawo kanoniczne wraz z sankcjami). Natomiast osoba świecka nie podlega żadnym ograniczeniom majątkowym. Czy na prawdę?

Otóż wiele niesnasek czy wręcz sporów i kłótni w rodzinach mają tło majątkowe i materialne. Są to zwykle problemy zastępcze, tzn. są jedynie symptomem głębszych problemów zarówno osobistych jak też w relacjach rodzinnych. Tym niemniej muszą być rozwiązywane na swojej własnej płaszczyźnie, gdyż ona ma wpływ także na inne dziedziny. Konkretnie: zwykle chodzi nie tylko i nie przede wszystkim o to, ile pieniędzy mąż i ojciec przynosi do domu, lecz o to, na co je wydaje i na co one powinny zostać wydane. Zdrowe, normalne małżeństwo polega na wspólnocie dóbr przynajmniej w zakresie koniecznym dla życia i funkcjonowania domu i rodziny. Wspólnota oznacza także wspólne decydowanie, a przede wszystkim wspólną troskę. Konkretnie: ojciec rodziny myśli o zapewnieniu bytu swojej rodzinie (żonie i dzieciom), w dalszej kolejności także o obowiązkach wobec swoich rodziców potrzebujących wsparcia na starość. Dotyczy to nie tylko zabezpieczenia czysto materialnego, lecz także dobra i rozwoju duchowego, do którego należy nie tylko wykształcenie, wypoczynek i rozrywka, ale także życie religijne. Do tej ostatniej dziedziny należy  także wspieranie działalności Kościoła, który służy uświęceniu i zbawieniu dusz. Tak więc ofiary na Msze św. itp. są także istotnym elementem troski o własną rodzinę, o jej dobro duchowe. Jaskrawym kontrprzykładem jest ojciec rodziny, który nie skąpi tylko na swoje prywatne przyjemności czy hobby. Nie jest istotne, czy są to rzeczy godziwe czy szkodliwe, aczkolwiek ma to wpływ na ocenę moralną. Taki ojciec wykazuje nawyki małolata czy wręcz dzieciaka, w najlepszym wypadku cechy starokawalerskie. Zwykle nie da się tego ukryć ani przed małżonką, ani przed dziećmi. Są to sprawy proste i konkretne. Nie chodzi mi tutaj o pomstowanie na tych, którzy przypuszczalnie zresztą nie czytają tego bloga, lecz o utwierdzenie i zachętę dla tych, którzy zasadniczo nie mają tego problemu, zaś z pewnością doświadczają pokus także w tej dziedzinie. Nie żałuj, gdy widzisz, że sąsiad, brat, kuzyn czy szef, może nawet proboszcz jeździ droższym samochodem, wyjeżdża na droższe urlopy czy w ogóle nie troszczy się o byt żony, dzieci, a jego własne przyjemności i zachcianki mają priorytet. Jesteś katolikiem i Jezus Chrystus jest Twoim wzorem. I  także do Ciebie odnosi się Jego błogosławieństwo: "błogosławieni ubodzy w duchu". Pan Bóg potrzebuje Twojego ojcostwa może właśnie po to, żeby Twój syn, jeśli taka wola Boża, był lepszym kapłanem, bardziej Chrystusowym niż ci, których aktualnie znasz.

Druga w kolejności rada ewangeliczna to czystość. Czyż nie jest to sprzeczne z celem i istotą małżeństwa. Otóż nie. Tak jak w człowieku ważniejsza jest dusza niż ciało, tak też podstawą jest czystość duchowa i też ojcostwo duchowe, nie biologiczne. W tym znaczeniu nie ma sprzeczności między czystością a ojcostwem. Ci, którzy wyszli poza niedojrzałe i wręcz fałszywe rozumienie małżeństwa jako legitimizacji dla wyżycia zmysłowego, wiedzą, że bez ducha czystości, czyli prymatu sfery duchowej nad cielesną, począwszy od myśli, fantazji, poprzez słowa aż do uczynków, nie ma i nie może być harmonii małżeńskiej i rodzinnej. Wiecie to znacznie bliżej, bardziej osobiście niż xiądz żyjący w celibacie, aczkolwiek znający życie dogłębnie i wielostronnie zarówno ze spowiadania jak też porad duszpasterskich. Wiedzą to także ci, którzy wcześniej utracili dziewictwo i mozolnie musieli i muszą walczyć o szacunek zarówno dla swojej małżonki jak też dla innych kobiet. Jeden z moich profesorów teologii mawiał: żyjący w celibacie rezygnuje ze 100 kobiet, a żonaty z 99. Tę jedną wybierasz raz na zawsze. Życie w czystości przedślubnej jest po to, by ten wybór był rozsądny i trzeźwy, nie tylko namiętny. Pożądanie jest zmienne, nierzadko miłość do niej redukowana obraca się w nienawiść. Akta sądów rozwodowych są pełne dowodów. Gdy będziesz miał czyste, tzn. głównie duchowe i rozsądne podejście zarówno do swojej ukochanej, jak też do innych niewiast i też do swojej sexualności, to będziesz czuł harmonię w sobie i będziesz nią promieniował także na swoją rodzinę. Z doświadczenia ludzkiego i duszpasterskiego wiem, że dzieci, już nawet małe świadczą sobą, choć są niewinne, o atmosferze rodzinnej, a ona kształtowana jest nie tylko przez matkę, lecz także, a nawet głównie przez ojca. A to zależy od tego, czy ojciec jest tylko płodzicielem, czy także i przede wszystkim ojcem na sposób ludzki, czyli duchowy, na podobieństwo samego Boga.

Wiąże się z tym podejście i traktowanie własnych dzieci. Wiadomo, że normalny, zdrowo myślący mężczyzna chce mieć rodzinę żeby mieć dzieci. Ojciec niedojrzały, infantylny i narcystyczny chce mieć kopie samego siebie, czy przynajmniej dzieci możliwie podobne do niego pod każdym względem. Dziecko, zwłaszcza syn, ma być zarówno odbiciem jak też urzeczywistnieniem własnych niespełnionych marzeń i ambicyj. Jest to przyczyna wielu tragedij osobistych i rodzinnych, nawet społecznych. Ma to nawet niekiedy skrajną postać czy to nadawania imienia ojca czy przeznaczania do tego samego zawodu czy objęcia firmy. Patologiczny charakter takiego nastawienia i podejścia jest zwykle oczywisty dla każdego, także dla dziecka, oprócz samego ojca czy ewentualnie też rodziny, z której pochodzi. To jest także przedmiotowe traktowanie drugiego człowieka, w tym wypadku własnego dziecka, i tym samym forma, a nierzadko wręcz przejaw niedojrzałej osobowości i niezintegrowanej sexualności.

Jeśli zauważać u siebie tego typu czy inne uchybienia czy pokusy, wspomnij na przykład Zbawiciela: On pozwolił nawet na to, żeby Jego uczniowie opuścili go w ostatniej godzinie. Był tylko ten najwierniejszy i z własnej woli. Chrystus Pan nie chciał mieć nikogo dla siebie, dla własnych potrzeb, ale chciał być i faktycznie był dla innych. Bez własnych korzyści. Dając życie. Właśnie na krzyżu najbardziej był Ojcem, gdyż był wtedy najbardziej oddany Ojcu ofiarowują Jemu nie tylko Siebie, lecz nas, całą ludzkość. Gdy widzisz krzyż, czy się żegnasz znakiem krzyża, pomyśl, lecz naznaczony jesteś i znaczysz się znakiem Chrystusa-Ojca, który jest nie tylko Synem, ale także uobecnieniem Ojca (jak powiedział do Filipa - J 12,45). Podobnie twoje dzieci tym bardziej będą chciały być do ciebie podobne, gdy będą widziały w tobie wzór bezinteresownej miłości, która szuka ich dobra, nie własnej korzyści.

A jak jest z posłuszeństwem? Komu ma być posłuszny ojciec rodziny? Czyż to nie on ma być głową, autorytetem i władzą?

Św. Paweł mówi, że wszelka władza pochodzi od Boga (Rz 13,1), podobnie jak ojcostwo (Ef 3). Będziesz zdrowe podejście do swego ojcostwa tylko wtedy, gdy będziesz nie tylko wiedział, ale będziesz stale świadomy tego, że jest ono darem Bożym i że pochodzi ono od Boga. Pomyśl o tych, którzy nie są i nie mogą być ojcami. Takich jest obecnie coraz więcej niestety, choć pragną. Jeśli możesz być i jesteś ojcem, to zawdzięczasz to Panu Bogu, nie sobie czy innym ludziom. Oznacza to, że twoje ojcostwo jest i pozostaje zależne, nie tylko w pochodzeniu, lecz także w istocie. Oznacza  to dalej, że nie możesz być ojcem, zwłaszcza dobrym bez relacji z Ojcem niebieskim, którego żywym, ludzkim obrazem jest Jezus Chrystus, o którym opowiadają nam Ewangelie i całe Pismo św. Oznacza to, że ta zależność ma się odbywać i być aktem twojej woli - powinieneś jej chcieć, ją wybrać, jej się trzymać. Konkretnie oznacza to posłuszeństwo prawu Bożemu, zawartemu w Bożym Objawieniu, konkretnie w Dekalogu i nauczaniu Kościoła, które go wykłada i wyjaśnia. To jest właściwe, prawdziwe źródło twojego autorytetu jako mąż i ojciec rodziny: nie twoje widzimisię, zachcianki, poczucie wartości i ważności, żądza władzy, nawet jeśli wynika z dobrej woli. Twoim zadaniem jest reprezentowanie autorytetu samego Boga - Stwórcy i Zbawiciela. Na tym polega twoje posłuszeństwo. Tylko wtedy i o tyle masz prawo żądać dla siebie posłuszeństwo, o ile sam jesteś posłuszny naszemu Ojcu niebieskiemu, którego objawił Jezus Chrystus. Tylko wtedy nie będziesz tyranem, znienawidzonym i w cichości pogardzanym, lecz prawdziwym ojcem, dającym nie tylko życie biologiczne, lecz przede wszystkim duchowe, pochodzące od samego Boga.

Im bardziej będziesz sam posłuszny Panu Bogu, tym łatwiej zdobędziesz autorytet i nie będziesz musiał go forsować przemocą. A to oznacza nie tylko posłuszeństwo przykazaniom Bożym i kościelnym, lecz także szukanie i poddanie się kierownictwu duchowemu i poradom w świetle nauczania Kościoła. Zwykle jest się ojcem tylko jednej rodziny i ma się tym samym jedyną szansę życiu także pod tym względem. Tym samym każdy jest początkujący i musi uczyć się na błędach. Lepiej jest uczyć się na błędach cudzych niż własnych. Dlatego należy korzystać z porad i nadzoru duchowego, nie tylko starszych w swojej rodzinie, lecz przede wszystkim z posługi doświadczonego i wiernego Kościołowi spowiednika.

Posłuszeństwo ma także wymiar wewnątrzrodzinny. Tu widać jakby jedność wszystkich rad ewangelicznych. Mąż i ojciec powinien słuchać także rad i upomnień zarówno małżonki jak też dzieci. Dzieci, także już małe, potrafią często bardzo trafnie wskazać na wady rodziców i też motywować do pracy nad sobą. Nie chodzi o spełnianie zachcianek. Prawo Boże i dobro duchowe jest nadrzędne. Chodzi o dostosowanie swojej woli do woli Bożej wyrażonej także przez bliźnich, konkretnie przez małżonkę i nawet dzieci. Niekiedy Duch Święty szczególnie przemawia przez niewinne dzieci, co oczywiście trzeba odpowiednio rozeznać. Znam przypadek, gdy syn we wieku przedszkolnym poprosił ojca o okresową abstynencję. Także na tym polega piękno i dobroć życia rodzinnego: jest ktoś, kto wskaże na błędy, możliwości czy konieczność poprawy, zachęci i może zmotywować. Za to trzeba Panu Bogu dziękować i wdzięcznie przyjąć, a nie oburzać się przez głupie i niedojrzałe pojmowanie swego autorytetu.

Na zakończenie wspomnę pewien piękny element tradycyjnego obrzędu zawarcia sakramentu małżeństwa. Na koniec obrzędu kapłan podaje nowożeńcom do ucałowania krzyż. Gest prosty, wymowny, choć zwykle niedoceniany. Myślę, że wprowadzony został właśnie w myśl zasadniczej myśli powyższej krótkiej refleksji: małżeństwo, w tym zwłaszcza ojcostwo, jest naśladowaniem Jezusy Chrystusa, który na Krzyżu zrodził Kościół. Im bardziej małżonkowie są wierni temu zrodzeniu, tym bardziej są sami życiodajni dla Kościoła, także przez swoje potomstwo.