Zwrócono mi uwagę na powstałą ostatnio burzę internetową w związku z wypowiedzią "słynnej" gwiazdy medialnej FSSPX.
Najpierw uwaga: Chodzi tutaj nie o dług małżeński lecz o powinność małżeńską. Warto mieć na uwadze prawidłowe nazewnictwo.
Oto owa wypowiedź:
Tutaj widocznie nie tylko małżonkowie nie rozumieją, lecz przede wszystkim x. Bańka nie rozumie tego, o czym mówi. Łyknął coś z wykładów w Zaitzkofen, a ewidentnie nie potrafi tego połączyć z katolickim rozumieniem małżeństwa. O tyle oburzenie spowodowane jego wypowiedzią jest słuszne i zrozumiałe. Otóż sama w sobie wzięta stanowi ona nic innego jak sprowadzenie małżeństwa do umownej prostytucji, a to z tego powodu, że x. Bańka zupełnie pomija cele małżeństwa, a dokładniej hierarchię celów małżeństwa nauczaną w tradycyjnej teologii katolickiej, w tym zwłaszcza w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 r., a myśli raczej według modernistycznego nauczania, gdzie celem pierwszorzędnym małżeństwa jest dobro małżonków i to ujmowane jako zaspokojenie wzajemnych potrzeb, w tym zaspokojenie popędu sexualnego. Tak to wygląda "tradycyjna" formacja x. Bańki.
Otóż według tradycyjnego nauczania Kościoła małżonkowie dają sobie wzajemnie prawo do swojego działa nie inaczej jak według i w ramach hierarchii celów małżeństwa, a celem pierwszorzędnym i nadrzędnym jest wydanie na świat potomstwa. Innymi słowy: tylko wtedy nie wolno odmówić współżycia, gdy chodzi o współżycie dążące do poczęcia dziecka. Poczęcie dziecka musi być oczywiście zamiarem zarówno rozumnym jak też wspaniałomyślnym, a nie wynikać z chwilowej czy nagłej zachcianki, oderwanej od poczucia i gotowości podjęcia odpowiedzialności za dziecko i jego wychowanie.
Konkretnie: Jeśli mąż normalnie pracuje i jest w stanie zapewnić byt rodzinie, to ma też prawo wymagać od żony gotowości do poczęcia dziecka i tym samym do współżycia. Tak samo jest ze strony żona, która również ma prawo domagać się płodnego współżycia.
Nie ma natomiast obowiązku współżycia wyłącznie dla zaspokojenia pożądliwości, ponieważ to nie jest nadrzędny cel małżeństwa, a jedynie jakby uboczny, przy okazji przekazywania życia.
Można i należy brać oczywiście pod uwagę zagrożenie wierności i jedności małżeńskiej w sytuacji odmowy współżycia czy to w dni niepłodne czy bezpłodnionego. To są oczywiście różne przypadki, gdyż współżycie w dni niepłodne samo w sobie nie jest grzechem, zaś współżycie ubezpłodnione jest grzechem przynajmniej po stronie osoby ubezpłodniającej. Dla zaradzenia zagrożeniu wierności i jedności małżeńskiej wolno się zgodzić na współżycie, którego celem jest jedynie zaspokojenie pożądliwości. Wówczas grzeszy tylko ta osoba, która nalega na takie współżycie.
Jak widać, x. Szymon Bańka znów haniebnie się popisał dość elementarną ignorancją. Jeśli go nie nauczyli podstaw katolickiej etyki małżeńskiej w seminarium, to powinien się jej douczyć z ogólnie dostępnym podręczników, zanim się wypowie w temacie. A jego przełożeni powinni się za niego wstydzić i wycofać go z obiegu publicznego do czasu aż wykaże dostateczną znajomość teologii katolickiej.
Post scriptum
Otrzymałem następujący komentarz:
Ktoś widocznie nie umie czytać św. Tomasza. Podane zdanie jest opinią, do której św. Tomasz się odnosi, a nie jego opinią. Zresztą to nie jest nawet cytat, lecz najwyżej dość wolna parafraza, gdyż takiego zdania nie ma u św. Tomasza, więc ktoś dopuścił się fałszerstwa. Oto dowód:
Natomiast św. Tomasz odpowiada dość dokładnie to, co napisałem powyżej:
"Dla zaradzenia zagrożeniu wierności i jedności małżeńskiej wolno się zgodzić na współżycie, którego celem jest jedynie zaspokojenie pożądliwości. Wówczas grzeszy tylko ta osoba, która nalega na takie współżycie. "
OdpowiedzUsuńOsoba nalegająca i dopuszczająca się takiego zbliżenia obarczona jest jaką formę grzechu? Ciężkiego?
Tak, jeśli jest to wymuszenie współżycia jedynie dla zaspokojenia pożądliwości, a bez otwartości na poczęcia dziecka.
UsuńCzym jest brak otwartości na poczęcie dziecka?
UsuńWydawało mi się, że, jest to kwestia uczynkowa, czyli np. jedno z małżonków usiłuje doprowadzić do zakończenia stosunku w sposób sprzeczny z naturą, ale to, że jest to grzech, jest sprawą chyba dość oczywistą.
Czy brakiem otwartości na poczęcie dziecka jest wobec tego jakieś wewnętrzne nastawienie małżonka bez stawiania przeszkód (np. ze strachu przed grzechem), czyli stosunek zgodny z naturą, fizycznie otwarty na poczęcie?
Co z małżeństwami współżyjącymi przy obiektywnym braku możliwości poczęcia dziecka (stan ciąży, sędziwy wiek, bezpłodność)?
Nawet ta "otwartość" dla mnie brzmi nieco enigmatycznie i jakby zbyt poetycko. To ma być pełna gotowość na poczęcie, wszelkie trudy stanu błogosławionego (w tym także to, że współżycie w tym czasie zawsze jest mniej lub bardziej ryzykowne) i narodzenie dziecka, wreszcie gorliwą troskę o zapewnienie mu godziwego bytu i katolickiego wychowania. Ze strony obojga małżonków. Czyż nie?
Usuńskoro jest ryzykowne, to chyba powinno być zabronione?
UsuńDobro małżonków i spłodzenie potomstwa są na równi w celach małżeństwa podawanych w obowiązującym prawie kanonicznym
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie fatalny błąd, który jest główną przyczyną zapaści demograficznej w krajach niegdyś katolickich.
UsuńNo jedno nie wyklucza drugiego,przecież dobrem małżeńków jest spłodzenie potomstwa a i nie tylko.Zresztą miałem kiedyś myśl że z sprawiedliwości wynika żeby w normalnej sytuacji małżeństwo miało tyle dzieci żeby zapewnić przeżywalność pokoleń.
UsuńPowinni to tzw "dobro" kiedyś przekonwertować na definicję dobra w sensie eschatologicznym i wtedy by wyzerowali tę herezję do tradycyjnej hierarchii celów małżeństwa. Bo co to za dobro, które egoizmem prowadzi do piekła.
UsuńNajpierw należałoby się zastanowić, czymże jest to "dobro małżonków" ?
UsuńWażniejsze jest to, jak ono jest powszechnie czy przeważnie rozumiane.
UsuńTo jest kwestia katechezy przecież
Usuń