Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

W sprawie fałszowania liturgii: czy Ceremoniał Biskupów jest wiążący?



Najpierw przypomnijmy fakty, czyli kontext historyczny tego pytania.
Od około 10-u lat, po Motu proprio "Summorum Pontificum" odbywaja się w Polsce celebracje pontyfikalne według Missale Romanum z 1962 r. Najpierw były to wydarzenia sporadyczne, mające miejsce co kilka lat, zaś w ostatnich latach odbywają się mniej więcej raz, niekiedy dwa razy w roku. Sprawowane były najpierw w Poznaniu, przez biskupów nie sprawujących liturgii tradycyjnej na co dzień. Jest bardzo prawdopodobne, że tym bardziej przepisy dotyczące celebracyj pontyfikalnych, czyli według przepisów Caeremoniale Episcoporum (według ostatniej edycji, czyli z 1948 r.) były im nieznane. Tym samym celebransi byli zdani na organizatorów oraz zaangażowanych przez nich quasi fachowców. Wówczas pojawiły się pewne osoby, które na swój sposób wprowadziły praktyki sprzeczne z przepisami Caeremoniale. Dotyczy to głównie funkcji ceremoniarzy, którą objęli świeccy. Zwykle byli to Piotr Szukiel (jako pierwszy i główny), historyk z Wrocławia,


(tutaj w udokumentowanym niegodnym zachowaniu podczas liturgii pontyfikalnej kard. Burke'a w Krakowie, gdzie organizatorem był x. Grygiel, w asyście widocznie tyłem x. J. Powąska z Kalisza oraz ex-paulin x. M. Kostka)

następnie Ryszard Bartoszko również w Wrocławia, Kacper Kołodziej, filolog klasyczny z Poznania (wówczas jeszcze licealista), także Jarosław Jarczewski, student medycyny z Opola, i inni.

Nie są znane historycznie wcześniejsze przypadki pełnienia tej funkcji przez świeckich, ani przed Vaticanum II, ani potem. We wszystkich znanych celebracjach biskupich w liturgii tradycyjnej ceremoniarzami byli zawsze duchowni.

Pewnego wyłomu dokonał wprawdzie abp M. Lefebvre, w którego celebracjach często tę funkcję pełnili klerycy czyli duchowni niższych stopni, nie zawsze prezbiterzy, i też zwykle nie używali sutanny fioletowej (fiolet prałacki). Jednak zawsze byli to duchowni w tradycyjnym znaczeniu, czyli przynajmniej po niższych święceniach.

Najstarszy z owych ceremoniarzy, który jest zapewne protagonistą w tej kwestii, w pewnej dyskusji w internecie określił przepis Caeremoniale odnośnie ceremoniarzy przejawem "klerykalizmu", zaś samą funkcję "zakładaniem czapki biskupowi".



To spontaniczne zachowanie świadczy dość dobitnie o nastawieniu i podejściu tej osoby do przepisów liturgii, w której regularnie pełnił główną po celebransie funkcję. Podkreślam: to Piotr Szukiel jest tym, który historycznie zapoczątkował:
- pełnienie funkcji ceremoniarza biskupiego przez świeckich oraz
- używanie przez tych świeckich sutanny w kolorze prałackim, czyli duchowieństwa najwyższej rangi.

Długo zapowiadana obrona tej praktyki ukazała się niedawno na stronie "I komu to przeszkadzało?", robionej przez Ryszarda Bartoszko wraz z małżonką, który również należy do "szkoły" P. Szukiela. Ta strona zajmuje się głównie już dzisiaj egzotycznymi elementami czy to strojów liturgicznych czy garderoby duchowieństwa, czyniąc to w stylu parodystycznym. Odpowiednio szyderczy jest obrazek profilowy tej stronki, przedstawiający owady w strojach quasi liturgicznych.




Kilka miesięcy temu stronka wsławiła się wynalezieniem bluźnierczego określenia "bożocielny" w odniesieniu do święta Bożego Ciała, co dość dokładnie pasuje do poziomu duchowo-mentalnego grona osób wokół czy blisko P. Szukiela. Jest to zresztą środowisko, do którego należy także Ł. Wolański, świecki chemik i "akolita"  Novus Ordo, angażowany również nielegalnie i świętokradzko do pełnienia funkcji subdiakona, a też pierwotnie x. W. Grygiel (również pochodzący z Wrocławia), słynący z regularnie ewidentnie heretyckich wypowiedzi.

Text opublikowany kilka dni temu chce widocznie sprawić wrażenie naukowej rzetelności. W rzeczywistości nie podaje żadnych argumentów merytorycznych opartych na źródłach. Podane źródła nie są albo wcale w temacie, albo nie zawierają tego, co autor textu sugeruje. Dlatego szczegółowa analiza jest zbyteczna. Krytyczny czytelnik nie powinien poddać się sugestii i stwarzaniu pozorów argumentacji. Odniosę się do poszczególnych tez, które po części nie są wyrażone wprost, lecz ukryte w quasi wieloznacznych zdaniach. Opieram się na najnowszej edycji z 1948 r.



1. Żadne zdanie ani Caeremoniale (CE) ani żadnego dokumentu liturgicznego czy kanonicznego nie ogranicza obowiązywalności jego przepisów do katedry danego biskupa czy kościołów kolegiackich. Caeremoniale odnosi się do wszystkich celebracyj biskupich.

2. Kłamstwem jest twierdzenie, jakoby CE nie było księgą liturgiczną oraz nie posiadało "autorytetu doktrynalnego i dyscyplinarnego przysługującego księgom liturgicznym". W bullach papieskich promulgujących tę księgę jest jednoznaczne zestawienie jej z takimi jak Rituale Romanum oraz Pontificale, tudzież podkreślona jest obowiązywalność:


3. Fakt, że przepisy CE powstały w danym kontekście historycznym, nie ma zupełnie żadnego znaczenia dla ich obowiązywalności. Próba sugerowania, jakoby "praxis liturgiczna" miała jakieś znaczenie dla obowiązywalności jest także nieprawdą, która może mieć postawy najwyżej w marxiźmie, nigdy w teologii katolickiej.

4. Bezczelnym kłamstwem jest sugestia, jakoby praktyka świeckich ceremoniarzy w liturgii tradycyjnej była powszechna. Jak wskazane powyżej, jest to wynalazek wąskiego grona osób w Polsce o specyficznych znamionach, dość dalekich od prawowierności i Tradycji katolickiej.

5. Powoływanie się na Caeremoniale z 1984 r. jest zupełnie nie na temat, gdyż odnosi się ono jednoznacznie i wyłącznie do liturgii zreformowanej po Vaticanum II.

6. Kłamstwem jest sugestia, jakoby Gromier dopuszczał możliwość, żeby ceremoniarzem biskupim był "ktoś inny" w sensie osoby świeckiej.

7. Kłamstwem jest sugestia, jakoby podręcznik Martinucci'ego dopuszczał możliwość pełnienia funkcji ceremoniarza biskupiego przez świeckiego. Absolutnie ŻADEN podręcznik liturgii ani komentarz, ani dokument jakiejkolwiek instancji kościelnej, czy to papieskiej czy biskupiej nie dopuszcza takiej możliwości. CE mówi jednoznacznie nie tylko o wymaganym wybieraniu spośród duchowieństwa, lecz także o specjalnych cechach wybieranych:


Streszczając: mają to być nie tylko duchowni, lecz duchowni odpowiednio obeznani z literaturą przedmiotu oraz wyposażeni w przywileje.

8. Kwestia fioletowej sutanny jest podrzędna. Chodzi bowiem o przywilej, nie o nakaz jej używania. CE mówi wyraźnie, że ceremoniarz biskupi - którym w sposób jednoznaczny musi być duchowny - może używać takiej sutanny, jeśli to możliwe. Tak więc obłudne jest korzystanie z tego nie nakazanego przywileju przy równoczesnym przekroczeniu jednoznacznego wymogu odnośnie osoby ceremoniarza.

9. Perfidnie kłamliwe jest twierdzenie, jakoby celebracja pontyfikalna z użyciem nielegalnych świeckich ceremoniarzy była konieczna dla zbawienia dusz. Zasada "salus animarum suprema lex" stosuje się wyłącznie do sprawowania sakramentów w zakresie ważności koniecznej do udzielenia łaski sakramentalnej. Tym samym ani celebracja pontyfikalna nie jest konieczna do zbawienia dusz, ani tym bardziej celebracja z tak poważnym wykroczeniem przeciw przepisom Kościoła. Jest dokładnie przeciwnie: praktykowanie wykroczeń przeciw przepisom obarcza ciężkim grzechem wszystkich odpowiedzialnych za wykroczenie, tym samym oznacza celebrowanie świętokradzkie, czyli na zgubę dusz. Nigdy nie ma konieczności stosowania tego nadużycia, gdyż po pierwsze celebracje pontyfikalne nigdy nie są konieczne, a po drugie są i powinne być starannie przygotowane, co oznacza także odpowiedni dobór osób, zgodny z przepisami, zwłaszcza do tak odpowiedzialnej funkcji jak ceremoniarz.

10. Nie jest prawdą, jakoby przepis wymagający duchownych jako ceremoniarzy biskupich nie miał znaczenia teologicznego. Jak wiadomo, celebracja pontyfikalna jest najwyższą formą liturgii katolickiej i tym samym uroczystym wyrazem, jakby manifestacją istoty oraz struktury Kościoła. Zasada odnośnie ceremoniarzy jest konsekwencją i wyrazem prawdy wiary katolickiej odnośnie kapłaństwa Nowego Przymierza. Ceremoniarz kieruje liturgią i czuwa nad jej poprawnym i godnym przebiegiem. Według wiary Kościoła kult Boży czyli sprawowanie liturgii jest dziedziną własną stanu duchownego. Jest już nawet logicznie absurdalne, by osoba świecka kierowała sprawowaniem kultu Bożego i czuwała nad jej poprawnym przebiegiem. W ustroju Kościoła świeccy mają inne zadania. Tym samym to nadużycie ma charakter wybitnie heretycki, co wyrażają zresztą dość wyraźnie zacytowane powyżej słowa protagonisty owej praktyki.

Podsumujmy. Argumentacja p. Krzycha sprowadza się do trzech głównych wątków:
- podważanie obowiązywalności odnośnych przepisów oraz CE w ogóle,
- przypisywanie tej nowej praktyce rangi normatywnej (kłamliwe podając ją za powszechną),
- twierdzenie rzekomej konieczności.

Każdy z tych argumentów jest kłamliwy pod każdym względem. Czyż ktoś elementarnie przyzwoity i choćby powierzchownie szanujący odbiorców byłby w stanie popełnić tak haniebny text?

Tak więc na koniec nasuwa się pytanie: kim jest autor owego "gościnnego" textu broniącego pomysłu P. Szukiela wraz z resztą tego znamiennego grona?

Bartłomiej Krzych, były kleryk Instytutu Dobrego Pasterza we Francji, obecnie studiuje filozofię i pnie się ku karierze naukowej w dziedzinie filozofii.


Znamienne są obecne jego zainteresowania oraz działalność. Niecały rok temu ukazała się jego praca licencjacka w formie książkowej o tematyce dość zaskakującej (a może właśnie nie zaskakującej...) jak dla byłego kleryka tradycyjnego instytutu:


Szczególnie ciekawy jest wybór autora motta tej książki, mającej ambicje filozoficzne:

Jako drugi znamienny przedstawiciel literatury pozanaukowej występuje w bibliografii następująca osoba: 


Ponadto szczególnym autorytetem naukowym jest osoba, która wprost głosi, że Bóg nie działa wbrew prawom naturalnym, czyli bez ogródek wyznaje światopogląd masoński negujący już nawet możliwość Bożego Objawienia (więcej tutaj): 


Nie jest zaskoczeniem, że jest to równocześnie promotor i mentor x. Grygiela. 
O deistyczno-antychrześcijańskich poglądach x. Hellera mówi nawet przyjaciel x. Grygiela, Piotr Koc, niegdyś oficjalnie współpracujący z nim w tworzeniu duszpasterstwa indultowego w Krakowie (spotkałem go osobiście przy okazji organizowanego przez x. Grygiela spotkania "tradycjonalistów" indultowych w Tuchowie), zaś obecnie deklarujący się jako ateista, któremu bliżej jest do buddyzmu niż do chrześcijaństwa:


Całość do poczytania: 

Pan Koc jest zresztą bliskim przyjacielem byłego xiędza Marka Grabowskiego, który porzucił kapłaństwo w atmosferze skandalu obyczajowego. Przedtem był protegowanym i współpracownikiem x. Grygiela, dzięku którego staraniom został wyświęcony w Krakowie przez bpa T. Pieronka. Grabowski, mówiący o sobie wielokrotnie "wierzyłem w Boga" w czasie przeszłym - w swojej obszernej działalności blogowej po odejściu z kapłaństwa bardzo często i niezwykle serdecznie wzmiankuje właśnie pana Koca jako swojego przyjaciela i doradcę. Blog ex-xiędza już nie istnieje (a szkoda), natomiast są jego ślad na blogu zaufanego przyjaciela: 



Wszystko wskazuje na to, że jest to to samo środowisko światopoglądowe, w którego centrum jest x. Grygiel jako obecnie jeden z najbliższych współpracowników x. Hellera. 

Pan Krzych jest także związany z czasopismem o wielkich ambicjach: 


Ma w nim odpowiedzialne funkcje:


Bardzo ciekawa jest rada naukowa tego dzieła:

Ciekawą postacią jest także redaktor naczelny, który chwali się swoimi zainteresowaniami także na profilu fb:


Równocześnie widocznie jest politeistą, mimo że w biografii podaje się za niegdyś zaangażowanego katolika: 



Myślę, że dalszy komentarz jest zbędny. Te dostępne publicznie informacje mówią same za siebie, a mówią wiele...

Dodam jeszcze tylko, że p. Krzych był przez kilka lat redaktorem naczelnym portalu niby indultowców:
 


Na koniec pozostaje tylko westchnąć: Kyrie eleison!

Jakie są dowody na prawdziwość religii katolickiej?



Przystępując do tego tematu należy mieć najpierw na uwadze, że kwestia religii jest sprawą, która dotyczy każdego człowieka osobiście, gdyż odnosi się zarówno do jego życia doczesnego jak też losu po śmierci. Dlatego rozważania racjonalne, naukowo-filozoficzne po pierwsze napotykają na przeszkody mentalne, a po drugie często nie wystarczą do przekonania samymi argumentami. Innymi słowy: zajmowanie się tym tematem wymaga najpierw trzeźwego, wolnego od przesądów i blokad myślenia. Ponadto potrzebna jest postawa otwartości na rzeczywistość, której się jeszcze nie zna, w tym wypadku na Boga. Dobrze wyrażają to słowa Karola de Foucauld: "Boże, jeśli jesteś, daj mi się poznać!".

Po drugie, rozpatrując poszczególne argumenty trzeba mieć na uwadze, że są one ściśle powiązane ze sobą. Oznacza to, że mają moc argumentacyjną nie tylko same w sobie, jako poszczególne ciągi myśli, lecz także nawzajem się wspierają i uzupełniają. Dlatego należy je rozpatrywać w całości, nie tylko osobno. Wymaga to postawy cierpliwości i też szerokości myślenia.


1. Podstawowe zasady myślenia

Rozum ludzki działa w sposób porządkujący według pewnych zasad. Już samo myślenie, tym bardziej mówienie i porozumiewanie się (czyli komunikacja), nie jest możliwe bez pewnego porządku pojęć i znaczeń. Każde poznanie rzeczywistości odbywa się na sposób odkrycia w niej jakiegoś porządku, przynajmniej wycinkowego, tzn. w jej fragmentach. Także ogarniając myślą całą rzeczywistość, czy to na płaszczyźnie fizycznej czy metafizycznej, odnajdujemy zasady porządkujące, czy to w postaci elementarnych części składowych i podstawowych praw nimi rządzących, czy jako pierwszych zasad tzn. ontologicznej struktury rzeczywistości. Istnienie niezaprzeczalnego porządku w cząstkach rzeczywistości prowadzi do odkrycia porządku w całości, a to z kolei prowadzi do zasady porządkującej, która jest przyczyną sprawczą tego porządku. Odpowiada to spontanicznej dynamice umysłu ludzkiego, widocznej już w praktyce codziennej: gdy słyszymy jakiś dźwięk, to szukamy jego źródła, gdy znaleźliśmy na drodze wartościowy kamień, to pytamy o jego pochodzenie, gdy nas coś boli, to szukamy przyczyny tego bólu i ewentualnie idziemy do lekarza, żeby postawił diagnozę. Tak więc na co dzień i nieuchronnie stosujemy zasadę przyczynowości, która jest podstawowa dla naszego poznania i działania.

Empirycznie stosowana i poznawana zasada przyczynowości zawiera w sobie i jest ściśle związana z logiczną zasadą tożsamości czyli niesprzeczności. Ta zasada jest niezbędna dla jakiegokolwiek poznania, także poznania samego siebie. Jeśli mówię, że ja jestem ja, to twierdzę tym samym, że nie jestem inną osobą. Gdy poznaję, że przyczyną bólu palca jest widoczne skaleczenie, to twierdzę równocześnie, że ten ból nie jest moim urojeniem. Zasada tożsamości oznacza właśnie, że coś nie może być i równocześnie nie być, tzn. coś albo jest, albo go nie ma. W przełożeniu na ludzkie poznanie: dane zdanie jest albo prawdziwe tzn. odpowiada rzeczywistości, albo jest nieprawdziwe, tzn. nie odpowiada rzeczywistości. Innej możliwości nie ma.


2. Pytanie o przyczynę rzeczywistości doświadczalnej

Nasz rozum dostrzega w rzeczywistości widzialnej, zwłaszcza w empirycznie sprawdzalnej, wysoce skomplikowany, wzniosły, stały i pożyteczny porządek. Wszystkie dziedziny zarówno doświadczenia codziennego jak też naukowe, począwszy od geologii, botaniki, zoologii, chemii, fizyki, astronomii, aż do fizjologii i anatomii, poświadczają porządek rzeczy oraz prawa nim rządzące. Na przykład powietrze składa się z jednej części tlenu i czterech części azotu. Zmiana tej proporcji spodowałaby zagrożenie dla życia, a nawet jego zagładę. Ta proporcja pozostaje stała mimo stale odbywających się procesów spalania, które zużywają tlen. Istoty żywe przez oddychanie wydzielają dwutlenek węgla, który jest niezbędny dla roślin. Rośliny wchłaniają go i przetwarzają, co się wiąże z wydalaniem tlenu. Mimo zmienności czynników od wielu tysięcy lat powietrze jest utrzymywane w stałej proporcji składników, czego nie da się wyjaśnić jedynie samymi mechanizmami fizykalnymi i biochemicznymi bez odwołania do inteligencji wyższej nawet niż umysł ludzki. Nauki przyrodnicze są w stanie wyjaśnić mechanizmy wskazując na prawa nimi rządzące, jednak nie są w stanie wyjaśnić istnienia i pochodzenia tych praw, czyli nie mogą odpowiedzieć na pytanie o przyczynę całości zjawisk przyrodniczych, w wymiarze zarówno mikro- jak też makrokosmicznym.

Historycznie występują w tej kwestii następujące postawy intelektualne:

- Zaniechanie pytania o pierwszą i całościową przyczynę rzeczywistości empirycznej, poprzestając jedynie na płaszczyźnie przyczyn jednostkowych i częściowych. Postawa ta stawia w sposób arbitralny i bezzasadny granice ludzkiemu rozumowi w szukaniu prawdy o rzeczywistości. Skoro każda rzecz i każde zjawisko ma swoją przyczynę - a jest to założenie każdego poznania zarówno spontanicznego, codziennego jak też naukowego i to w każdej nauce, zarówno przyrodniczej jak też humanistycznej - to jest bardziej prawdopodobne i logiczne, że także całość zjawisk i całość widzialnej rzeczywistości ma swoją przyczynę, niż że takiej przyczyny nie ma. Przede wszyskim jak najbardziej uprawnione jest pytanie o takową przyczynę, zwaną w filozofii od wieków pierwszą przyczyną.

- Założenie a właściwie nadzieja, że w przyszłości, dzięki postępowi naukowemu, będzie można także całość rzeczywistości bez reszty wyjaśnić przez prawa naturalne, które jeszcze nie są znane. Ta postawa nie ma żadnych podstaw empirycznych i polega na błędzie logicznym. Owszem, możliwy jest postęp naukowy w znaczeniu doskonalenia poznania praw przyrodniczych, może nawet odkrywania nowych. Jednak pozostaną to zawsze prawa jednostkowe, fragmentaryczne, gdyż wnioskowane są z poszczególnych zjawisk. Innymi słowy: nauki przyrodnicze z racji swego przedmiotu i metody nie pytają i nie są w stanie ani pytać o "klucz" do całej rzeczywistości, ani tym bardziej nie są w stanie ten klucz znaleźć pozostając w ramach swojego przedmiotu i swojej metody. Przyrodnik szukający wyjaśnienia całości świata, czy już nawet negujący możliwość tego wyjaśnienia przestaje być przyrodnikiem, a udaje się w dziedzinę filozofii, zwłaszcza metafizyki i teologii.

- Skoro nasze myślenie i doświadczenie zarówno codzienne jak też naukowe polega i prowadzi nas do poszukiwania przyczyn, które też rzeczywiście znajdujemy, co potwierdza ich sprawdzalność, powtarzalność i stosowalność chociażby w coraz bardziej wyrafinowanych wynalazkach technicznych, to uprawnione i już z pierwszej intuicji słuszne jest pytanie o przyczynę całej rzeczywistości zarówno empirycznej jak praw nią rządzących. Jest to główne i najważniejsze pytanie metafizyczne, choć nie zawsze musi się ono tak nazywać.


3. Odpowiedź racjonalna: Stwórca wszystkiego

Porządek stwierdzany i badany przez nauki szczegółowe prowadzi do racjonalnego, choć przekraczającego wyniki nauk empirycznych wniosku, że istnieje Inteligencja, która jest przyczyną sprawczą i porządkującą całość rzeczywistości. Harmonia i zgodność w porządku panującym na płaszczyźnie zarówno mikro- jak też makrokosmosu wskazują na JEDNĄ przyczynę, która musi być tym samym przyczyną wszystkiego, to znaczy całości. To pochodzenie od przyczyny, która jest jedna i zarazem różna od swojego skutku, jest stworzeniem, czyli utworzeniem z niczego, tzn. bez materiału początkowego istniejącego przed aktem stworzenia.

Z faktu stworzenia wynika wszechmoc Stwórcy, skoro wszystko, co jest (i co może być), jest Jego dziełem. Ta wszechmoc jest nieograniczona w tym sensie, że jest ograniczona tylko tym, co istnieje i może istnieć. Coś sprzecznego z istnieniem nie może istnieć. Dlatego Bóg nie może stworzyć np. kamienia, którego nie może podnieść, gdyż jest to sprzeczne z pojęciem kamienia jako rzeczy skończonej i z pojęciem Boga, który stwarza wszystko, co może istnieć, tzn. nie jest sprzeczne ze swoim istnieniem.

Stwórca jest wieczny, czyli nieskończony, tzn. nie ma początku i nie ma końca. Wynika to ze stworzenia z niczego. Tylko nieskończona moc może uczynić coś z niczego. Ta nieskończoność dotyczy wszystkich Jego właściwości: dobroci, szczęśliwości, mądrości itd. Także z tej perspektywy musi to być tylko jedna istota, gdyż wielość oznaczałaby różnice i tym samym brak nieskończoności i doskonałości.

Stwórca jest dobry, gdyż od niego pochodzi wszystko, co istnieje. Dobroć wszystkich stworzeń ma swoje źródło w Bogu, który dlatego musi być nieskończonym dobrem.

W tym kontekście pojawia się regularnie zarzut ze strony ateistów odnoszący się do zła w świecie stworzonym, zarówno moralnego czyli grzechu, jak też fizycznego, czyli cierpienia. Ateiści zwykle przemilczają kwestię grzechu, przyznając tym samym pośrednio, że pojęcie grzechu przyporządkowane jest do pojęcia cierpienia. Rzeczywiście problemu cierpienia (zła fizycznego) nie można oddzielić od grzechu. Dlatego w tej kwestii nie jest możliwa odpowiedź na gruncie czysto filozoficznym. Grzech jest rzeczywistością w relacji człowieka - jako istoty wolnej - do Boga i odwrotnie, w oderwaniu od której nie można podać czysto racjonalnego wyjaśnienia cierpienia. Odpowiedź znajdujemy dopiero w Bożym Objawieniu, w sposób ostateczny w Jezusie Chrystusie, Synu Bożym, który wziął na Siebie grzechy i cierpienie całej ludzkości.


4. Dlaczego Bóg się objawił?

W historii ludzkości nie jest znany ani jeden naród, ani jedna cywilizacja, która byłaby ateistyczna. Powszechność religii jako uznania istnienia istoty transcendentnej (także w religiach politestycznych istnieje hierarchia bóstw z bóstwem naczelnym) stanowi także mocny argument na rzecz istnienia Boga, gdyż cała ludzkość nie może się mylić. Wiele wskazuje na to, że najstarsze religie były monoteistyczne czy monolatreustyczne, nawet jeśli chodziło o bóstwo tylko plemienne. Tak dane historyczne potwierdzają zarówno zgodność ludzkości odnośnie istnienia rzeczywistości transcendentnej, jak też niezgodność we wielu, także istotnych treściach i praktykach religijnych. Słusznie ateiści wskazują na te rozbieżności jako osłabiające - aczkolwiek nie obalające - religie jako całość od strony intelektualnej. Dochodzi do tego fakt, że właściwie w każdej religii występuje coś takiego jak manifestacja bóstwa czy rzeczywistości transcendentnej, zwane teofanią. Są to zjawiska - czy to mitologiczne czy faktyczne - w których rzeczywistość transcendentna staje się doświadczalna w sposób zmysłowo poznawalny dla człowieka. W tym znaczeniu można mówić o "objawieniach" bóstwa. Jednak również w tych zjawiskach nie ma zgodności między religiami, tzn. nie prowadzą one do jednej spójnej doktryny światopoglądowej i etycznej. Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?

Owszem, historycznie istniały próby stworzenia religii tzw. rozumowej, na bazie racjonalnego poznania Boga oraz ogólnoludzkich zasad etycznych. To dążenie jest obecnie szczególnie aktualne, chociażby w projekcie "etosu światowego" szwajcarskiego teologa Hansa Küng‘a, poważanego i honorowanego za to zwłaszcza przez masonerię. Hasło jest chwytliwe i ponętne, gdyż obiecuje zapewnienie pokoju na świecie czy przynajmniej poważnego przyczynienia się do niego. Jednak patrząc nieco bliżej, trzeba stwierdzić, że ten projekt nie jest w stanie pogodzić ludzkości nawet w kwestii ekologii, lecz jest raczej quasi filozoficzną, właściwie agnostycką podbudową ideologiczną lewacko-globalistycznej polityki.

Tak więc zarówno wobec wielości i niezgodności różnych historycznych religij jak też fiaska ludzkich wysiłków stworzenia uniwersalnej religii, jedyną alternatywą pozostaje objawienie pochodzące od Boga, które jako jedyne może być źródłem i gwarantem prawdziwej religii. Taka religia objawiona przez Boga jako prawdziwa oczywiście nie neguje niczego z prawdziwego poznania racjonalnego odnośnie Boga, ani elementów prawdy czy prawdziwych i dobrych intuicyj zawartych w religiach nieobjawionych.

Religia objawiona bazuje przede wszystkim na racjonalnym poznaniu istnienia Boga oraz na idei objawienia jako ingerencji Boga w historię w celu ukazania prawdy o Bogu i o rzeczywistości stworzonej, oraz zasad etycznych. To objawienie pochodzące od Boga nazywa się w języku biblijnym najczęściej "słowem Bożym", gdyż apeluje do zdolności intelektualnej człowieka odnośnie zarówno poznania jak też wskazań praktycznych do wykonania.  Jednak Bóg zwraca się do całego człowieka, obejmując wszystkie jego władze, także zmysły i cielesność. Prawdziwa religia musi odpowiadać całości człowieka, wszystkim jego potrzebom i tęsknotom. Dlatego jedyne prawdziwe i ostateczne Objawienie Boże odbyło się jako Wcielenie Boga samego, Jego przedwiecznego Słowa, którym jest Syn Boży. W ten sposób religia objawiona łączy religię werbalną, starotestamentalną, z intuicjami religii wizualnej, którą można uznać za wyraz tęsknoty człowieka za ujrzeniem Boga na sposób właściwy człowiekowi, czyli w widzialnym ciele, ciele ludzkim, które jest równocześnie objawieniem godności człowieka.

Wcielenie Słowa Bożego było przez wieki zapowiadane w Starym Testamencie. Tę obietnicę otrzymali patriarchowie i prorocy jako zapowiedź religii nie tylko dla narodu izraelskiego lecz dla całej ludzkości.


5. Jakie są dowody Bożego Objawienia?

Jako że Objawienie w powyżej wyłożonym znaczeniu jest w swej istocie zjawiskiem historycznym pochodzącym od Boga samego, ma ono wymiar przede wszystkim historyczny, tzn. polega na faktach, które są historyczne i muszą być jako takie badane, oczywiście w połączeniu z wymiarem filozoficznym i teologicznym, odpowiednio do charakteru tego przedmiotu.

Historyczność Bożego Objawienia dotyczy więc zarówno wydarzeń starotestamentalnych, a także powszechnej historii religii, jak też historyczności Jezusa Chrystusa jako Boga Wcielonego. Konkretnie chodzi o prawdziwość świadectw Starego i Nowego Testamentu, która jest do wykazania w zestawieniu ze świadectwami zewnętrznymi czyli pozabiblijnymi, oczywiście przy respektowaniu specyfiki pism pochodzących sprzed kilkunastu i więcej wieków, z innych i różnorodnych kontextów kulturowych i cywilizacyjnych. W tym miejscu oczywiście nie jest możliwe zajęcie się poszczególnymi kwestiami i dowodami. W tym temacie istnieje obszerna dyskusja i literatura począwszy od starożytności aż do czasów obecnych, gdy dzięki postępowi nauk historycznych i filologicznych, a także archeologii, historyczność świadectw biblijnych nie tylko nie została skutecznie podważona lecz wręcz wieloaspektowo potwierdzona. Innymi słowy, podsumowując w największym skrócie:

- Prawdziwość Starego Testamentu (oczywiście w jego właściwej treści wyrażonej w sposób odpowiedni dla czasu i miejsca) jest potwierdzona zarówno historycznie jak też filozoficznie i teologicznie, pod względem zarówno dziejów ludzkości oraz narodu izraelskiego, jak też zapowiedzi i przygotowania na przyjście Jezusa Chrystusa.

- Prawdziwość Nowego Testamentu jako wypełnienia zapowiedzi i obietnic Starego, a także dążeń religijnych całej ludzkości, jest potwierdzona zarówno historycznie, przez postronne świadectwa (żydowskie i pogańskie), jak też filozoficznie i teologicznie poprzez stały dialog z uczonymi niechrześcijańskimi począwszy od starożytności aż po czasy obecne. Nie powiodły się wszelkie podejmowane różnorodne próby podważenia historycznego i filozoficznego, a także unicestwienia fizycznego (począwszy od władców pogańskich, poprzez islam aż po komunizm i inne wrogie systemy): obecnie nikt poważnie nie kwestionuje ani historyczności i wyjątkowości osoby Jezusa Chrystusa na tle dziejów całej ludzkości, ani wyjątkowego i jedynego charakteru i trwania Kościoła przez Niego założonego.

W tym temacie istotne są zarówno badania filologiczno-egzegetyczne jak też historyczno-religioznawcze. Chodzi zwłaszcza o wyjątkowy charakter proroctw starotestamentalnych oraz świadectw Nowego Testamentu odnośnie zarówno wydarzeń i nauk, jak też treści i znaczenia. Pisma nowotestamentalne, powstałe w pierwszych kilku dziesięcioleciach po śmierci Jezusa Chrystusa i zachowane we wielu starożytnych manuskryptach, potwierdzają niezależnie od siebie główne dane odnośnie Jego życia i nauczania. Te dane są w głównych zarysach potwierdzone także przez pisane źródła starożytne zarówno żydowskie jak też pogańskie, a także przez odkrycia archeologiczne. W skrócie: życie i działalność żadnej innej postaci starożytnej nie jest tak dobrze i wszechstronnie poświadczone historycznie jak w przypadku Jezusa Chrystusa.

Na prawdziwości historyczno-filozoficznej zwłaszcza Nowego Testamentu bazuje wiarygodność treści ściśle teologicznej, czyli dotyczącej prawdy o Bogu. Skoro Jezus Chrystus jest postacią historyczną i Jego nauka przekazana została przez Jego uczniów w sposób wiarygodny wszystkim narodom, to zasługuje ona na uznanie także co do treści. W skrócie: zarówno treść jak też charakter nauczania i działalności Jezusa Chrystusa poświadczony przez źródła historyczne jest wyjątkowy i niespotykany w historii ludzkości.


6. Co poświadczają wiarygodni świadkowie?

Naoczni świadkowie życia i działalności Jezusa Chrystusa, czyli głównie Apostołowie, którzy czy to sami spisali swoje świadectwo, czy też powierzyli innym to spisanie, przepieczętowali je ofiarą swojego życia, co jest także wyjątkowe i jedyne w historii ludzkości. Za żadną inną prawdę i żadną inną osobę nie poniosło bezinteresownego cierpienia aż do śmierci zgodnie tak wiele osób. Dlatego wiara Kościoła opiera się na tych świadectwach. Oprócz historyczności Jezusa Chrystusa poświadczane jest:

- Spełnienie w Jezusie Chrystusie zapowiedzi proroków Starego Testamentu i pośrednio także dobrych pragnień i szlachetnych intuicyj innych religij i całej ludzkości.

- Boską godność Jezusa Chrystusa, która wynika zarówno z Jego nauczania, jak też czynów i przede wszystkim z faktu Zmartwychwstania.

To świadectwo jest potwierdzone znakami Bożej Wszechmocy czynionymi przez Jezusa Chrystusa i potem także przez Apostołów w Jego imieniu. Są to cuda, czyli działania wykraczające poza prawa naturalne i tym samym możliwe do zdziałania wyłącznie przez Boga. Mają one ścisły związek z treściami nauczanymi przez Jezusa i Apostołów, jako potwierdzenie ich pochodzenia od Boga i wiarygodności. Jest to szczególnie doniosły temat teologii fundamentalnej (czyli apologetyki), gdyż łączy on nauki przyrodnicze i filozofię, czyli wiedzę dostępną wszystkim ludziom, z teologią jako nauką posługującą się przesłankami z Bożego Objawienia.

Trzecim konstytutywnym działem świadectwa Apostołów jest
- założenie przez Jezusa Chrystusa Kościoła czyli społeczności wierzących w Boże Objawienie przez Jezusa Chrystusa, ukonstytuowanej według woli i ustroju nadanego przez Boskiego Założyciela.


7. Czym jest Kościół?

Jako widzialna społeczność założona przez Jezusa Chrystusa na podstawie zarówno porządku stworzenia (zwłaszcza społecznego charakteru natury ludzkiej) jak też proroctw Starego Testamentu Kościół ma następujące istotne znamiona:

- Kościół jest jeden, gdyż pochodzi od jednego prawdziwego Boga objawionego w Jego Synu Jezusie Chrystusie, kieruje się jedną i niezmienną prawdą, oraz jednoczy w sobie wszystkie narody i całą ludzkość.

- Kościół jest święty, gdyż nie jest tworem ludzkim, lecz pochodzi od samego Boga, według Jego woli i ustanowienia, i jego Głową jest sam Syn Boży Jezus Chrystus. Ta świętość nie powoduje automatycznej bezgrzeszności wszystkich jego członków, lecz oznacza prowadzenie każdego do zbawienia, czyli świętości, zgodnie za naturą człowieka wyposażonego w wolną wolę.

- Kościół jest katolicki (z greckiego καθ' ολον - "według całości"), gdyż zawiera i głosi pełnię prawdy objawionej przez Boga czy to w sposób naturalny (w dziele stworzenia) czy w sposób nadprzyrodzony, czyli przez Patriarchów, Proroków i ostatecznie przez Jezusa Chrystusa. To pojęcie należy rozumieć jako przeciwieństwo do wszelkich herezyj, które są zawsze pewnym wyrwaniem z całości (do greckiego αιρησις - wyrywek, fragment, oderwanie) i tym samym zafałszowaniem.

- Kościół jest apostolski, gdyż uformowany został pierwotnie z Apostołów czyli naocznych świadków nauczania i działalności Jezusa Chrystusa i kieruje się i zawsze będzie się kierował prawdą przez nich poświadczoną, czy to w sposób pisany (w pismach Nowego Testamentu) czy to w sposób ustny, względnie spisany później przez innych w postaci Tradycji Kościoła praktycznej bądź skodyfikowanej.

Powołaniem i zadaniem Kościoła jest głoszenie prawdy objawionej "wszelkiemu stworzeniu", włączenie jako wierzących do swojej wspólnoty i doprowadzenie do wiecznego Zbawienia. Stąd Kościół wypełnia następujące funkcje:
- nauczania, czyli głoszenia prawdy,
- rządzenia, czyli prowadzenia w imieniu Jezusa Chrystusa czyli Boga samego,
- uświęcania, czyli działania jako narzędzie Boga samego, Jego łaski przemieniającej człowieka ku doskonałości według zamysłu Bożego.

Jako widzialna społeczność Kościół ma ustrój monarchiczny, gdyż wynika to z porządku stworzenia, którego początkiem i Panem jest sam Bóg jako pierwsza i jedyna przyczyna (z greckiego: μον' αρχη).  Dlatego Pan Jezus ustanowił św. Piotra i jego następców widzialną głową Kościoła, czyli swoimi zastępcami na ziemi (vicarii Christi), czyli ludźmi powołanymi i ustanowionymi do rządzenia Kościołem w Jego imieniu i według Jego woli.

Wszystkie te istotne znamiona Kościoła, podane jednoznacznie w Bożym Objawieniu, są urzeczywistnione po dziś dzień i będą zawsze urzeczywistnione jedynie w Kościele rządzonym przez następców św. Piotra, czyli katolickim.

To nieprzerwane i niezniszczalne trwanie Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa, mimo wielu poważnych ataków ideologicznych, krwawych prześladowań, usiłowań zniszczenia i zafałszowania, jest niepodważalnym dowodem historycznym jego Boskiego pochodzenia.


8. Jakie znaczenie mają cuda?

Pojęcie cudu jako ingerencji Bożej wykraczającej poza naturalny bieg i porządek w stworzeniu wiąże się bezpośrednio z fundamentalnymi prawdami ludzkiego rozumu, czyli podstawami każdego poznania racjonalnego, oraz z warunkami faktyczności oraz poznania Bożego Objawienia. Chodzi przede wszystkim o pojęcie Boga jako istoty najwyższej, Stwórcy i Pana porządku naturalnego. Dlatego negowanie możliwości cudu w podanym znaczeniu oznacza negację pojęcia Boga, które jest poznawalne już nawet rozumowo.

Kwestia faktyczności cudu czyli danych wydarzeń będących ingerencją Boga w naturalny bieg świata stworzonego wiąże się z ogólnymi warunkami poznania naukowego, zarówno szczegółowego (historycznego i przyrodniczego) jak też ogólnego, czyli filozoficznego, zwłaszcza w znaczeniu teorii poznania czyli epistemologii.

Chrześcijaństwo jest jedyną religią, gdzie cuda mają fundamentalne znaczenie jako składnik i dowód Bożego Objawienia. Oczywiście zapoczątkowane to jest już w Starym Testamencie, czyli w religii Mojżeszowej, co ją istotnie odróżnia od religii judaistycznej (rabiniczno-talmudycznej) istniejącej obecnie odrębnie od chrześcijaństwa. Inne religie albo w ogóle nie przywiązują wagi do zjawisk typu cuda, albo wręcz negują ich konieczność, potrzebę i znaczenie, jak chociażby islam, gdzie księgu Kuranu jest uważana za jedyny i wystarczający "cud". Są owszem pewne niezwykłe zjawiska poświadczone czy to starożytnym pogaństwie, czy też obecnie, np. w hinduiźmie. Mają one jednak istotnie inny charakter, inną istotę i inne znaczenie, gdyż są po pierwsze przypisywane czy to jakiemuś poszczególnemu bóstwu, czy to nadzwyczajnej mocy danego człowieka. Ponadto nigdy nie były i nie są badane w sposób, który zawsze był i jest stosowany jedynie w Kościele katolickim, mianowicie według rygorystycznych, czysto racjonalnych kryteriów historycznych i przyrodniczych. Dotyczy to obecnie także rzekomych uzdrowień działanych w kontekście tzw. pentekostalizmu i charyzmatyzmu (tak nazywany jest "ruch" inspirowany pentekostalizmem w ramach oficjalnych struktur Kościoła katolickiego). Innymi słowy: jedyną instytucją zajmującą się wnikliwie i z zastosowaniem kryteriów najpierw czysto naukowych tego typu zjawiskami jest Kościół i to od wieków. Miało to miejsce i ma nadal głównie w ramach procesów beatyfikacji i kanonizacji, jak też procesów kanonicznych odnośnie tzw. objawień prywatnych (jak Guadelupe, Lourdes, Fatima), czy też relikwij typu Całun Turyński. Żadna inna religia nie jest w stanie choćby w zalążku wykazać tego typu fenomeny, dostępne dla badań nawet dla ateistów. Dlatego zasadnicze negowanie zarówno możliwości cudów jak też podstaw ich badania i poznawania jest właściwie atakiem na prawdziwość Kościoła katolickiego jako jedynej religii objawionej przez Boga, czyli o Bożym pochodzeniu i prowadzeniu.


Epilog

Każdy, kto ma doświadczenie w działalności apologetycznej, wie, że bardzo często, a nawet przeważnie, mimo solidnych argumentów i odpowiedniej postawy wobec adresata nie udaje się go przekonać w sensie doprowadzenia do przyjęcia wiary katolickiej i członkostwa w Kościele. O przyczynach, czyli głównych przeszkodach wspomniałem na początku niniejszego szkicu. Na koniec trzeba wspomnieć także o odpowiednim przygotowaniu nie tylko intelektualnym, lecz także duchowym apologety. Prawdziwy apologeta nie walczy bowiem we własnej w sprawie w znaczeniu wykazania własnej wyższości osobistej, czy to intelektualnej czy duchowej, lecz stara się być narzędziem działania łaski Bożej, która jest w swej istocie miłością Boga do Swego stworzenia, zwłaszcza do ludzkości i każdego człowieka.

Dlatego działalność apologetyczna wymaga przede wszystkim - oprócz solidnego wykształcenia naukowego (zarówno w naukach świeckich jak też w teologii) - dojrzałego życia duchowego oraz przykładu prowadzenia się według wzorów chrześcijańskiej świętości. Wymaga to wierności w modlitwie, życia sakramentalnego, skromności, pokory, uczynków miłosierdzia (co do duszy i co do ciała), a zwłaszcza gorliwości o chwałę Bożą, nie o własną sławę czy opinię ludzką. Krótko: apologetyka wymaga postawy służenia Bogu. Tylko wtedy może być szerzeniem Królestwa Bożego.

Święty Szczepanie, Patronie apologetów, módl się za nami!

Czy wiara katolicka wyklucza uczucia?




Pytanie to powraca w związku z kazaniem x. Grzegorza Śniadocha, nadal dostępnym w internecie.
Najpierw należy wyrazić uznanie dla podjęcia tego tematu, aczkolwiek można mieć zastrzeżenia, czy jego ujęcie w taki sposób jest właściwe dla rekolekcyj. Celem w tym wystąpieniu jest uderzenie w modernistyczne rozumienie wiary, co należy raczej do dziedziny dogmatyki, szczególnie apologetyki. Jest mało prawdopodobne, by wśród słuchaczy pokaźną część stanowili z przekonaniem wyznający owo rozumienie. Tak więc zwalczanie nieobecnych może służyć raczej tylko do podburzenia obecnych, nie dla ich zbudowania czy skorygowania.
Takie zdanie jak: "nie ma innej wiary niż wiara katolicka" jest w prostym bezpośrednim odbiorze conajmniej nierozważne. Owszem, należy powiedzieć, że wiara katolicka jest jedyną prawdziwą. Jednak jej prawdziwość ukazuje się dopiero i właśnie na tle innych wierzeń. Formułowanie tak nierozważnego zdania niestety nie świadczy dobrze o refleksji i rzetelnym potraktowaniu tematu. Chociażby Katechizm Rzymski wydany po Soborze Trydenckim wspomina na wstępie wykładu wiary katolickiej o różnych rodzajach i stopniach wiary, o których jest mowa także w Piśmie św.
X. Śniadoch definiuje wiarę jako akt rozumu. Ma przypuszczalnie na myśli słowa św. Tomasza z Akwinu, cytowane przez Katechizm Kościoła Katolickiego (155): credere est actus intellectus assentientis veritati divinae ex imperio voluntatis a Deo motae per gratiam. Pomijając problematyczność tłumaczenia słowa intellectus jako rozum, zastrzeżenia budzi określenie wiary jako "uznanie przez rozum prawdy podanej przez Kościół do wierzenia" w kontekście przeciwstawienia uczuciom i doświadczeniu czyli sferze emocjonalnej i empirycznej. Prelegent pomija udział woli, jasno wyrażony zarówno u św. Tomasza jak też w definicji Soboru Watykańskiego I. Popełnia tym samym zredukowanie wiary do sfery racjonalnej. Zaś mówienie o "uznaniu przez rozum" sprzyja nieporozumieniu polegającym na przypisywaniu rozumowi roli rozstrzygającej instancji, co jest herezją racjonalizmu teologicznego.
Prelegent zupełnie pomija określenie prawd wiary jako "mysteria" czyli tajemnice, jak je określa chociażby katechizm św. Piusa X, przez co papież zapobiega wspomnianemu racjonalizmowi, akcentując wyższość prawd wiary nad pojmowaniem czysto rozumowym.
Całość wywodów x. Śniadocha niesłusznie dystansuje się od określenia wiary podanego przez Katechizm Kościoła Katolickiego (150): Fides est imprimis adhaesio personalis hominis ad Deum. A nie jest to z pewnością jakaś modernistyczna nowość, lecz sformułowanie odwiecznego nauczania teologii katolickiej odnośnie aktu wiaru (fides qua).
Fałszywe jest twierdzenie, że uczucia - jako "coś zwierzęcego" - nie mogą odgrywać żadnej roli w akcie wiary. Fałszywe jest też sprowadzenie sfery emocjonalnej człowieka do poziomu zwierzęcego. Gdyby teza x. Śniadocha była prawdziwa, to np. cała sfera muzyki, także kościelnej, wystroju itp. byłaby dziedziną zwierzęcą, którą należałoby konsekwentnie wykluczyć z dziedziny religii i wiary. 
Inną skrajną i przynajmniej otwartą na nieporozumienia wypowiedzią jest zdanie: "ja wierzę w Boga, bo Kościół tak naucza". Dokładnie biorąc, zdanie to mogłoby pochodzić od wyznającego fideizm, czyli herezję komplementarną do racjonalizmu. Mam nadzieję, że zostało wypowiedziane bezmyślnie i niezupełnie świadomie. Otóż do prawdy o istnieniu Boga można dojść - jak naucza chociażby Sobór Watykański I - już na podstawie przesłanek rozumowych. Oczywiście wnioski rozumowe same w sobie nie stanowią jeszcze wiary, jednak są jej fundamentem. Tym samym nie tylko i nie sam autorytet Kościoła jest podstawą i punktem wyjścia dla wiary w Boga. 
Nierozważne i nie na miejscu jest wyznanie przez prelegenta w tym kontekście i przy tej okazji, że prosi Boga, by przy sprawowaniu sakramentów nie mieć uczuć. 
Po pierwsze taka prośba jest dziwna, nie mająca oparcia ani w zdrowym rozsądku, ani w teologii katolickiej, zwłaszcza w ascetyce, ani w nauczaniu świętych Kościoła. Bezuczuciowość jest raczej ideałem pogańskim, stoickim. W świetle katolickiej definicji wiary odcięcie od niej jakiejkolwiek sfery człowieczeństwa, także tej najniższej jak zmysłowość i uczuciowość, powoduje nie tylko zakłamanie człowieczeństwa, lecz także szkodzi wierze, która jest aktem całego człowieka, oczywiście zgodnie z hierarchią struktury człowieczeństwa.
Po drugie niestosowne jest wyznawanie publiczne w ramach działalności kapłańskiej swoich osobistych praktyk, które przynajmniej nie mają oparcia w nauczaniu Kościoła i przykładach z życia świętych. To wyznanie jest tym bardziej niepokojące w kontekście wspomnianych błędów i conajmniej nierozważnych sformułowań.
Można i należy szczerze pogratulować gorliwości, jednak podkreślić trzeba, że sama gorliwość nie wystarczy. Na błędach można i trzeba się uczyć. Niech te uwagi będą zachętą do gorliwości w poznawaniu nieskażonej i niewypaczonej teologii katolickiej.

Czy aniołowie mogą być widzialni?


Już u Ojców Kościoła panuje przekonanie, że aniołom właściwy jest pewien rodzaj "cielesności" czy "materialności", która określana jest jako "eteryczna", czyli jakby "powietrzna". Jest to oczywiście różna "materialność" niż materia "ciężka" czyli ciała podlegające badaniom fizykalnym tzn. świata widzialnego, mierzalnego empirycznie. Chodzi o to, że bytowość istot czysto duchowych - w sensie niematerialnych w znaczeniu materii "ciężkiej" - nie jest nieograniczona, gdyż tylko Bóg jest absolutnie czystym Duchem w znaczeniu nieograniczenia przez czas i przestrzeń. Innymi słowy: aniołowie są bytami ograniczonymi czasowo i przestrzennie, gdyż są stworzeniami mającymi swój początek i nie są bytami wszechobecnymi i tym samym wszechogarniającymi, aczkolwiek mogą się przemieszczać w sposób nieograniczony przez materię "ciężką". Mówiąc najprościej: ich duchowość jest istotnie inna niż duchowość Boga, tzn. jest bliższa duchowości duszy ludzkiej.

Mimo tego, oczywiście, jako istoty duchowe (z materialnością "eteryczną") aniołowie nie są ze swej natury widzialni na sposób istot, których właściwością jest materialność "ciężka". Tym niemniej mogą przybierać postać jakby materialną, gdy Bóg jako Stwórca i Pan wszelkiego stworzenia tak zechce w nadzwyczajnych przypadkach. Może się odbyć czy to na zasadzie wizji czyli widzenia bardziej wewnętrznego przez poszczególnego człowieka, czy też na zasadzie przybrania widzialnej, jakby materialnej postaci.

Na koniec odnośnie aniołów u Abrahama. Otóż Księga Rodzaju nie mówi tutaj o aniołach w sensie stworzeń czysto duchowych, lecz o gościach-wysłannikach. Słowo greckie αγγελλος oznacza właśnie "wysłannik". Dopiero w interpretacji teologicznej - alegorycznej - tego fragmentu pojawia się pojęcie anioła jako stworzenia czysto duchowego.

Czy farbowanie włosów jest zgodne z nauczaniem Kościoła?


Wprawdzie nie ma konkretnego przepisu w tej kwestii, jednak także ta sprawa dotyczy prawd i zasad moralnych, które są ujęte już Dekalogu. Konkretnie chodzi o dwie główne zasady:
- godność człowieka jako istoty duchowo-cielesnego, oraz
- wartość życia ludzkiego, w tym także zdrowia.

Po pierwsze chodzi o to, że wygląd zewnętrzny nie jest i nie powinien być najważniejszy, gdyż istotna jest dusza nieśmiertelna, jej piękno duchowe czyli świętość. O to należy się przede wszystkim starać. Oczywiście także ciało i tym samym wygląd wymaga pewnej pielęgnacji i dbałości, ale nigdy w sposób nadrzędny i przesadny.

Po drugie chodzi o to, że nie wolno szkodzić swojemu zdrowiu. Wiadomo, że kosmetyki generalnie, zwłaszcza farby do włosów, zawierają składniki, które mogą być wręcz toxyczne dla organizmu. Jest to zwykle skrzętnie ukrywane przez przemysł kosmetyczny, a państwo nie reaguje, gdyż uważa korzyści biznesowe za nadrzędne wobec zdrowia obywateli. Dlatego radzę chociażby przeczytać sobie zadeklarowane na takim produkcie składniki chemiczne oraz sprawdzić np. w internecie, czym są i jakie mają czy mogą mieć działanie. To powinno pomóc w uświadomieniu sobie ryzyka dla zdrowia i życia.

Jaki jest sens i cel żałoby w Kościele?


Sensem i celem żałoby w Kościele jest modlitwa za zmarłych, czy to konkretną osobę czy za wielu czy wszystkich wiernych zmarłych. Równocześnie jest to przypomnienie żyjącym o nieuchronnej skończoności życia na ziemi oraz rzeczach ostatecznych, czyli sądzie, niebie, piekle i czyśćcu.

Generalnie nie mamy wiedzy odnośnie losu dusz zmarłych. Jedynie w wypadku osób kanonizowanych Kościół ogłasza, że w wyniku znaków Bożych oraz wnikliwego zbadania ich życia (w procesie kanonicznym według odwiecznych reguł Kościoła) możemy stwierdzić, iż są w chwale niebieskiej. Wówczas nie sprawuje się już obrzędów żałobnych za dusze tych zmarłych.

Czy można ochrzcić dziecko bez zgody rodziców?


Chrzest dziecka jest dopuszczałny tylko wtedy, gdy są realne szanse na jego katolickie wychowanie. Dlatego generalnie konieczna jest przynajmniej zgoda rodziców czy prawnych opiekunów. Jedynie w sytuacji zagrożenia życia dziecka Kościół nie wymaga takiej zgody, gdyż chodzi o zbawienie duszy dziecka.

Zagrożenia duchowe - ciąg dalszy


1. Opętanie (possessio diabolica vel daemonica) oznacza nie tyle przejęcie kontroli na człowiekiem co posługiwanie się nim i działanie w nim jako swojej, tzn. szatana, własności. Ten stosunek własności jest oczywiście ograniczony, tzn. nie jest bezwzględny, gdyż tylko Bóg Stwórca może wziąć człowieka w posiadanie. W przypadku opętania chodzi o zniewolenie w tym sensie, że szatan prowadzi człowieka na wieczne potępienie i odciąga od wszystkiego, co mogłoby go sprowadzić na drogę zbawienia. Człowiek nie traci zupełnie swojej wolnej woli, choć ta wolność jest poważnie ograniczona, i może, a nawet musi się własnowolnie poddać exorcyzmom i praktyce Sakramentów świętych.

2. To jest dziedzina działań szatańskich, ponadludzkich, ale nie ponad mocą Bożą. Jeśli Pan Bóg dopuszcza tego rodzaju cierpienia, to po pierwsze dla ukazania słabości naszej natury, a po drugie jako okazję - przez znoszenie cierpienia - dla zdobycia zasług na życie wieczne.

3. Szatan ma rzeczywiście niebezpieczny wpływ na człowieka jedynie przez grzech, nie przez "zaczarowane" przedmioty. Aczkolwiek szatan może próbować szkodzić człowiekowi także przez przedmioty, ale ta szkoda nie może oddziaływać na duszę, jeśli człowiek żyje w stanie łaski uświęcająej.

4. W przypadku dzieci jest sytuacja o tyle podobna, że są one z jednej strony fizycznie i psychicznie słabe, tym samym podatne na wpływy szatańskie, jednak równocześnie - przed wiekiem rozeznawania - niezdolne do grzechu. Oczywiście należy je szczególnie chronić przed wszelkimi zagrożeniami.

Czy wolno dobijać umierających?


Rzeczywiście sytuacja wojny czy na froncie jest wyjątkową. Zresztą każda sytuacja cierpienia i umierania wywołuje uczucia. Ma to oczywiście wpływ na ocenę moralną danego czynu, tzn. winy w danym konkretnym przypadku. Jednak takie okoliczności łagodzące nie są w stanie zmienić zasad moralnych obowiązująch zawsze niezmiennie.

Zasadą naczelną jest, że tylko Bóg jest Panem życia ludzkiego. Człowiek nie ma prawa odebrać życia ani sobie ani innemu, niezależnie od motywacji i okoliczności. Może się to wydawać trudne do zaakceptowania w danej sytuacji, jednak jest z całą pewnością prawdziwe i słuszne.

Dochodzimy tutaj do pytania o sens i wartość cierpienia. Czysto ludzkie kryteria tutaj już nie wystarczą. Konieczna jest perspektywa prawdy objawionej przez Boga w Krzyżu Jezusa Chrystusa. W świetle Bożego Objawienia wiemy, że cierpienie ma wartość zadośćuczynienia za grzechy, a także wartość ofiary, czyli oddania się i oddania siebie za innych z miłości.

Przychodzi mi tutaj na myśl przykład mojego Siostrzeńca, który zmarł 3 lata temu w wieku 26 lat na chorobę nowotworową. Przez prawie półtora roku bardzo cierpiał cieleśnie i też psychicznie w wyniku zabiegów szpitalnych, które zadziwiająco dzielnie znosił aż do końca. Do końca potrafił się uśmiechać, nawet wtedy, gdyż wiedział, że nie ma szansy na wyjście z choroby. W ostatnich godzinach życia ziemskiego, gdy niesamowicie cierpiał, pocieszał obecnych krewnych. Nie mogąc już wiele mówić, ustawił swojej mamie w tełefonie tapetę pokazującą czyste, bezchmurne niebo. A miesiące wcześniej pewnego razu powiedział do niej, że ofiarowuje swoje cierpienie za rodzinę i o nawrócenie pewnej ukochanej osoby. Przy tym nigdy się nie skarżył na swoje cierpienie lecz je ukrywał przed innymi. Tym samym pokazał, że pojął sens cierpienia.

Dlaczego tak trudno o uwolnienie ze zniewolenia duchowego?


Oczywiście są różne rodzaje zniewolenia i moją one różne przyczyny. Jeśli są to rzeczywiste zniewolenia demoniczne, a nie choroby psychiczne, to przyczyną są zwykle własne grzechy. Dlatego zniewolenie nie następuje nagle, lecz stopniowo, i dlatego też uwolnienie potrzebuje czasu, niekiedy wieloletniej walki duchowej. Z jednej strony człowiek uwolniony w tym sensie, że modli się i przymuje sakramenty święte, może mieć pewność, że żyje w stanie łaski uświęcającej, a równocześnie przez walkę duchową pokutuje za poprzednie grzechy i zdobywa zasługi na wieczność. Równocześnie ta niekiedy bolesna i uciążliwa walka jest przestrogą dla innych, by nie szli drogą prowadzącą do zniewolenia czy wręcz opętania.

Pan Bóg z całą pewnością chce naszego szczęścia. Dlatego daje nam tutaj na ziemi okazję do pokuty za nasze grzechy, żeby nas doprowadzić do szczęśliwości wiecznej.


Czy powodem dzieła Zbawienia jest gniew Boży?


Podane sformułowania ocierają się o bluźnierstwo, a wynikają widocznie z braku wiedzy i wykształcenia teologicznego. Nawiązują one wprawdzie do pewnych biblijnych wyrażeń, jednak nie biorą pod uwagę ani specyfiki języka biblijnego, ani szerszego teologicznego kontextu.

Po pierwsze ktoś posługujący się takimi sformułowaniami powinien wskazać, skąd je zaczerpnął. Następnie powinien poddać je właściwej interpretacji egzegetycznej i teologicznej.

Katolickie nauczanie w tym temacie jest zawarte przede wszystkim w dziale dogmatyki zwanym soteriologią. Zasadnicze prawdy, wyrażone w najprostszy sposób, zawarte są w każdym katechiźmie katolickim, mianowicie w wykładzie wyznania wiary. Zachęcam do lektury tych autentycznych źródeł. Na czytanie domorosłych rozważań czy wywodów szkoda czasu i energii.


Jakie znaczenie mają starotestamentalne zasady tzw. oczyszczenia?


Prawo starotestamentalne łączy reguły życia świeckiego i religijnego w jedną całość, tzn. nie odróżnia tych dziedzin. Wynika to z uwarunkowań kulturowych, oraz natury i celu tego prawa jako prowadzenia i przygotowania do pełni prawdy objawionej w Jezusie Chrystusie, czyli do jedynej prawdziwej religii. Tym samym prawo starotestamentalne jest przejściowe, tymczasowe: prowadzi ono od religii naturalnej (nie objawionej w sposób nadprzyrodzony) do religii objawionej przez Boga, zawierając już jej prawdziwe pierwiastki.

Znaczenie reguł oczyszczenia wynika z uwarunkowań kulturowych, ostatecznie ze stanu wiedzy higieniczno-medycznej, a także ze świadomości i wiedzy antropologicznej. Innymi słowy: mają one wymiar zarówno świecki, praktyczny, jak też znaczenie filozoficzno-religijne.

Obrzędy oczyszczenia w sensie kultowym są znane we wielu religiach i są głównym ich składnikiem. Istotne jest ich znaczenie teologiczne. W wersji religii starotestamentalnej można dostrzec wskazanie na prawdę o grzechu pierworodnym, a także o różnicy płci, o której jest mowa już także w opisie stworzenia w Księdze Rodzaju. Wymaganie ofiary w związku z narodzeniem dziecka oznacza zarówno wymiar religijny każdego ludzkiego istnienia, jak też aspekt winy w sensie "długu" wobec Boga: każdy człowiek przychodzi na świat jako "dłużnik", czyli ma obowiązek wobec Boga i to już za dar życia. Obrzęd jest więc stawianiem życia człowieka w relacji do Boga, która stanowi o godności i powołaniu człowieka.

Czy do Mszy św. można użyć jakiegokolwiek wina?



Materie eucharystyczne są jednoznacznie określone w Kodeksie Prawa Kanonicznego. Musi to być wino gronowe. Wymagane jest używanie wina z certyfikatem dla zapewnienia ważności i godności materii. Musi to być czyste wino gronowe, bez jakichkolwiek domieszek. Jeśli celebrans świadomie nie przestrzega tych przepisów, grzeszy ciężko i celebruje świętokradzko.

Jeśli w danym winie ilość domieszek przekracza ilość czystego wina, wówczas Konsekracja jest nieważna, tzn. nie jest sprawowana Msza św., lecz najwyżej jej symulacja.

Czy katolikowi wolno uczestniczyć w obrzędach protestanckich?


Katolikowi nie wolno uczestniczyć w obrzędach protestanckich, ani innych heretyków. Takowe uczestnictwo jest
- lekceważeniem stanu herezji, czyli pośrednim utwierdzaniem heretyków w ich fałszywej wierze,
- lekceważeniem exkomuniki nałożonej przez Kościół na heretyków,
- narażaniem swojej duszy na przyjmowanie poglądów heretyckich.

W takim wypadku należy:
- Pouczyć osobę chorą o prawdziwej wierze, czyli katolickiej, i o prawdziwym Kościele Jezusa Chrystusa. Można poprosić o to kapłana czy inną osobę kompetentną.
- Zaproponować uczęszczanie na nabożeństwa katolickie, oczywiście bez przyjmowania Komunii św. do momentu formalnego przyjęcia do Kościoła.
- W sytuacji uporczywości tej osoby można ją transportować do zboru protestanckiego, ale nie wolno uczestniczyć w obrzędach, tzn. należy opuścić to pomieszczenie i pojawić się znowu dopiero dla odtransportowania. Jest to konieczne wskazanie na heretyckość i grzeszność tej wspólnoty i jej fałszywej wiary.
- Pod żadnym pozorem nie wolno tym bardziej przyjmować chleba i wina w ich heretyckiej "wieczerzy", która nie jest i nie może być Mszą św. lecz bluźnierczą praktyką.

Nieprzestrzeganie tych zasad powoduje grzech ciężki przeciw wierze (pod zwykłymi warunkami).

Jak ocenić tzw. enneagram z katolickiego punktu widzenia?


Problem tzw. enneagramu jest o tyle złożony, że chodzi o różnych przedstawicieli z różnych dziedzin. Najczęściej temat się pojawia w związku z klasyfikacją i testem charakterologicznym. Równocześnie jest oczywiste, że korzenie tej koncepcji nie są naukowe, lecz okultystyczne i ezoteryczne. Jest to więc pomieszanie przesądów i światopoglądu z pewnymi ambicjami quasi naukowymi. Wyraźne są podtexty quasi duchowościowe i pseudoreligijne. Tym samym nie można tej koncepcji uznać ani za naukową, ani za religijną, ani tym bardziej za chrześcijańską czy przynajmniej za zgodną ze chrześcijaństwem. Dlatego mogę jedynie przestrzec przed poważnym jej traktowaniem.

Czy modlitwa za wstawiennictwem świętych jest konieczna do zbawienia?


Kult i modlitwa za wstawiennictwem świętych należy do liturgii Kościoła. Liturgia jest źródłem i wzorem modlitwy prywatnej. Nie ma jednak nakazu wzywania świętych w modliwie prywatnej, w codziennym pacierzu jest jedynie modlitwa do Matki Bożej.
Tym niemniej nie jest katolikiem i tym samym znajduje się poza Kościołem ktoś, kto odrzuca prawdę wiary o "obcowaniu świętych", której wyrazem jest liturgiczny kult świętych.

Jaka formuła rozgrzeszenia jest konieczna do ważności?


Chodzi o formę sakramentalną konieczną do ważności rozgrzeszenia.

Otóż sprawa jest tego rodzaju, że odnośnie tradycyjnej formuły rozgrzeszenia było w rubrykach i podręcznikach teologii moralnej jasno określone, które słowa są konieczne do ważności. Tego nie ma odnośnie nowego obrzędu.

W tradycyjnych regułach konieczne do ważności są słowa oznaczające istotę sakramentu czyli "absolvo a peccatis" ("rozgrzeszam z grzechów"), aczkolwiek spowiednik ma pod grzechem ciężkim obowiązek wypowiedzenia całej formuły, o ile okoliczności na to pozwalają.


Kiedy można się przeżegnać wodą święconą?


Nie ma przepisów w tej sprawie. Znak krzyża wodą święconą jest wyznaniem wiary i pamiątką Chrztu św. Można i należy to czynić jak najczęściej.


Co z duszą zamrożonego zarodka ludzkiego?



O ile zarodek w jakiś sposób żyje, tzn. nie obumarł, ma duszę. Dopiero wraz ze śmiercią następuje oddzielenie duszy od ciała czyli materii.

Co oznacza Odkupienie?


Pytanie dotyczy najpierw specyfiki teologii, jej języka i pojęć.
Pojęcie "Odkupienia" pochodzi ze Starego Testamentu. Jak większość starotestamentalnych pojęć teologicznych, jest to słowo pierwotnie pochodzące z języka codziennego czyli rzeczywistości doczesnej, następnie przeniesione do funkcji wyrażenia rzeczywistości nadprzyrodzonej. Tak więc konieczne jest wziąć pod uwagę istotną różnicę między tymi rzeczywistościami. Chodzi mianowicie o analogię, swego rodzaju porównanie, które musi zachować specyfikę wyrażanej treści.
Porównanie dotyczy wykupienia z niewoli, konkretnie niewoli grzechu, śmierci i szatana. Bóg jest wykupującym, tzn. dającym coś Swojego dla uwolnienia człowieka. Oczywiście nie odbywa się to na zasadzie kontraktu handlowego, gdyż szatan nie jest i nie może być partnerem dla Pana Boga. Porównanie dotyczy tylko osoby wykupującego, na sposób ojca rodziny czy władcy, który wydobywa swoje dziecko czy podwładnego spod mocy wroga.
Należy więc pamiętać, że chodzi jedynie o podobieństwo ograniczone, jedynie w pewnym aspekcie, nie o porównanie całościowe.