Dwaj przedstawiciele kwartalnika "Christianitas" (zwanego przez niektórych "Hypocritas"), znani skądinąd Michał Barcikowski (więcej tutaj) oraz Piotr Chrzanowski (więcej tutaj), pociągnęli dalej swoją apologię beatyfikacji Ulmów, tym razem na falach eteru, a to animowani przez swoich kolegów redakcyjnych Michała Jędrykę i Tomasza Rowińskiego. Widocznie nienasyceni w swym ferworze i spragnieni zwycięstwa znów dzielnie, tudzież z namaszczeniem i przekonaniem prawili brednie i to wcale nie oryginalne.
Szkoda, że nie wpadł na pomysł, by sprawdzić, jak Kościół zawsze rozumiał męczeństwo. A można się o tym dowiedzieć chociażby w moim krótkim wpisie (tutaj).
Innymi słowy: bredzeniem jest mówienie o "pogłębionym rozumieniu", gdy mamy do czynienia z odejściem, zaciemnieniem i ignorowaniem katolickiego rozumienia męczeństwa. Nawet postulator beatyfikacji Ulmów powołuje się na tradycyjne katolickie pojęcie męczeństwa, aczkolwiek oszukuje ludzi w tym, że usiłuje wmówić publiczności, iż jest ono spełnione w sprawie Ulmów. No cóż, widocznie inżynier-mechanik-prezes-biznesmen wie więcej niż sam postulator...
Po krótce: nikt nie neguje, że jako męczeństwo można uznać śmierć zadaną z powodu nie tylko wyznawania prawd wiary, lecz także z powodu praktykowania cnót chrześcijańskich. Tak np. nikt nie neguje, że śmierć Karoliny Kózkówny poniesiona przez nią w obronie dziewictwa była męczeństwem. Co do przyporządkowania śmierci o. Maksymiliana Kolbe jako męczeństwa można mieć zastrzeżenia, jednak nie ulega wątpliwości, że został uwięziony w obozie zagłady Auschwitz z tego powodu, że był kapłanem katolickim, a jego decyzja ofiarowania życia za ojca rodziny wynikała bezpośrednio z tej okoliczności.
Czymś zupełnie innym była śmierć Ulmów wraz z dziećmi. Tutaj są istotne następujące czynniki:
1. motywacja przyjęcia żydów do domu,
2. obowiązek wobec swoich dzieci, w tym też niemoralność ofiarowania życia swoich dzieci dla ratowania obcych osób,
3. zachowanie bezpośrednio przed egzekucją.
Motywacja mogła być szlachetna, ale z całą pewnością nie była całkowicie bezinteresowna, nawet jeśli interesowność mieściła się w zakresie sprawiedliwości, czyli przyjmowania zapłaty za utrzymanie czy to w postaci pieniędzy, czy też w postaci pracy (na roli, w wyrabianiu skór itd.).
Jak już wskazywałem w poprzednich wpisach w temacie, dla orzeczenia męczeństwa najważniejsza jest postawa danej osoby w bezpośrednim zagrożeniu życia, czyli w obliczu oprawców. O tym akta milczą, mimo że byli świadkowie tej sytuacji. Nie byli oni pytani w tej kwestii w procesie? A może raczej byli pytani, lecz odpowiedzieli niezgodnie z oczekiwaniami, bo poświadczyli fakty, których nie można pogodzić z katolicką definicją męczeństwa? Oficjalna wersja wydarzeń przyznaje natomiast, że dzieci głośno płakały wołając rodziców. Jest to po ludzku normalne i zrozumiałe. Jednak w takim stanie rzeczy nie sposób uznać ich śmierci za męczeńską, gdyż istotnym składnikiem jest wola oddania życia, a rodzice nie mieli prawa decydować o tym za dzieci.
Podkreślam ponownie: Wprawdzie nie wiemy, czy i na ile Ulmowie byli świadomi poważnego zagrożenia życia swoich dzieci, jednak z całą pewnością nie mieli moralnego prawa ofiarowania ich życia, ani dla swojego dobra, ani dla ratowania życia ludzi obcych. Wszak dziecko - wbrew temu, co nabredził Barcikowski, jak podaję niżej - nie jest zwierzęciem czy rzeczą, własnością rodziców, której losem oni mogliby dowolnie dysponować, niezależnie od celu. Cel nie uświęca środków także w tym przypadku. Dziecko ma swoją godność i ma prawo do życia, którego chronienie jest świętym, danym przez samego Boga obowiązkiem rodziców. Dlaczego nie zwalnia rodziców z tego obowiązku nawet wola ratowania życia innej osoby? Ano dlatego, że dziecko jest zdane na swoich rodziców, bez ich opieki jest zupełnie bezbronne, podczas gdy inne osoby albo podlegają opiece swoich bliskich, albo jako dorosłe mogą sobie zapewnić ochronę.
No cóż. Istny geniusz - nie potrafi odróżnić zachęcania dorosłych synów do męczeństwa (por. 2 Mach 7) od narażania swoich nieletnich, małych dzieci, nieświadomych niczego, na niechybną śmierć.
Następnie szczególnie się nabredził Barcikowski. Jąkał coś, że obowiązek wobec dzieci nie ma prawa usprawiedliwiać "znieczulicy":
Cóż ten człowiek wymyśla? Wysłanie dziecka po zakupy ma być tego typu niebezpieczeństwem co wydanie siebie i swoich dzieci na niechybną śmierć z powodu ukrywania żydów? Jakiej znieczulicy? To raczej stawianie życia żydów ponad życiem własnych dzieci jest przejawem znieczulicy, wręcz okrucieństwa wobec własnego bezbronnego potomstwa, podczas gdy owi żydzi byli dorosłymi ludźmi, którzy byli w stanie zadbać w inny sposób o swoje schronienie, zamiast narażać wielodzietną polską rodzinę na zagładę.
Chrzanowski popisał się nie mniejszą bezczelnością twierdząc, jakoby krytykujący beatyfikację Ulmów nie znali ówczesnych uwarunkowań, gdyż już za jakikolwiek kontakt z żydami i zaniechanie ich zadenuncjowania groziła Polakom śmierć. No cóż. To jest kolejny popis inteligencji inżyniera-mechanika-prezesa-biznesmena. Nie wiem, kto go wywindował na tak wysokie, odpowiedzialne i lukratywne stanowisko biznesowo-społeczne (jak wyżej). W każdym razie on widocznie nie potrafi odróżnić dwóch rzeczy: to, na co mamy wpływ przez nasze decyzje, oraz to, na co nie mamy wpływu. Ulmowie nie mieli wpływu na to, że przyszli do nich żydzi, prosząc o schronienie. Mieli natomiast wpływ na to, że ich nie zadenuncjowali i że ich przyjęli do domu. Gdyby Ulmowie poprzestali na zaniechaniu denuncjacji, czyli aktywnego przyczynienia się do zabicia żydów, to by się nie sprzeniewierzyli obowiązkowi wobec swoich dzieci, gdyż ten obowiązek nie upoważniał do wydania żydów na niechybną śmierć. Mogli bowiem chronić życie swoich dzieci bez denuncjowania żydów, tzn. zaniechanie denuncjacji nie sprowadzało bezpośrednio zabicia ich dzieci. Wydanie żydów Niemcom oznaczałoby przekazanie ich na zabicie, zaś niewydanie ich nie oznaczało automatycznie ściągnięcia śmierci na siebie i swoje dzieci, gdyż najpierw Niemcy musieliby się dowiedzieć o zaniechaniu denuncjacji. Obowiązek chronienia życia swoich dzieci nie usprawiedliwia wydania żydów na zabicie, z kolei obowiązek udzielenia pomocy żydom w zagrożeniu ich życia nie usprawiedliwia sprzeniewierzenia się obowiązkowi ochrony życia swoich dzieci, czyli wydania ich na zabicie z powodu udzielenia schronienia żydom. Przyjęcie żydów pod swój dach oznaczało stałe zagrożenie życia Ulmów i dzieci, czyli wprost sprzeniewierzało się trosce o bezpieczeństwo dzieci, traktując je de facto jako podrzędne względem bezpieczeństwa żydów. A to jest sprzeczne z etyką katolicką, choć jest w myśl etyki żydowskiej.
Tak to niestety wygląda. "Christianitas" powinien się więc raczej nazywać "Pharizaeitas".
Przed panami redaktorami nerwowy piątek.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze
UsuńI oby z trwałym pożytkiem.
Usuń"Nie wiem, kto go wywindował na taką wysoką i odpowiedzialną pozycję"
OdpowiedzUsuńOszczerstwo.
Jakie oszczerstwo?
UsuńZarzut o brak kompetencji także w swojej sprawie oraz o bycie protegowanym.
UsuńGdzie jest ten zarzut?
Usuń"Nie wiem, kto go wywindował na taką wysoką i odpowiedzialną pozycję"
UsuńGdzie tu jest zarzut?
UsuńNie ma Ksiądz dowodu na protekcję tego pana, a tylko spekuluje. Więc zarzuca. I to bezpodstawnie.
UsuńGdzie tu jest mowa o protekcji?
UsuńWg. SJP PWN (aktualna jest trzecia definicja):
Usuńwindować
1. pot. «wnosić na górę lub podnosić coś ciężkiego»
2. pot. «zwiększać ceny, koszty»
3. pot. «przyczyniać się do czyjegoś awansu»
protekcja «ochrona i pomoc udzielana komuś przez wpływową osobę»
Spekuluje Ksiądz, że ktoś go gdzieś windował. Wiadomo, że windują raczej osoby wpływowe. Stąd protekcja.
Kogo Pan tu uważa za debila? W jaki sposób, według Pana, ktoś zostaje prezesem takiej spółki? Przez losowanie?
UsuńNikogo tu nie uważam za debila. Istnieje przecież zarząd firmy, istnieją akcjonariusze. Prezes to przecież nie "król" firmy. Windowanie przez jedną osobę bez uwzględnienia zasług to akurat już korupcja. Użył Ksiądz określenia "wywindował" nie "wyznaczył" lub "wybrał". A nawet jeśli użył Ksiądz "wywindował" mając na myśli wyznaczenie, pozostaje kwestia, jak jego pozycja prezesa ma się do tematu.
UsuńW którym miejscu powiedziałem, że został wywindowany przez jedną osobę?
UsuńSzanowny Księże, jak w kontekście tych wszystkich wątpliwości rozumieć dogmat o nieomylnosci także w sprawach beatyfikacji/kanonizacji?
OdpowiedzUsuńJa nie jestem księdzem, ale nie słyszałem nigdy, że jest dogmat o 'niemylności kanonizacji", tylko chyba raczej dominująca opinia teologiczna przypisuje(przypisywała?) kanonizacjom znamiona nieomylności, ale nie w ramach nieomylności dogmatycznej dot. prawd wiary uroczyście ogłoszonych (np. niepokalane poczęcie NMP), tylko poziom co najmniej niżej ?
UsuńNIE ma takiego dogmatu. Jest tylko opinia teologiczna kardynała Lamberini'ego, późniejszego papieża Benedykta XIV, wyrażona na długo przed dogmatem nieomylności papieskiej na Vaticanum I. Tym samym niezbędne jest odróżnianie tej opinii, zarówno co do przedmiotu jak co do treści, od dogmatu. Innymi słowy: Vaticanum I definiuje nieomylność papieską w uroczystych orzeczeniach co do prawd Bożego Objawienia. Natomiast kard. Lambertini mówi o orzeczeniach dyscyplinarnym, jakimi są kanonizacje, gdyż dotyczą one jedynie publicznego kultu świętych, a nie prawdy wiary i moralności. Już z racji tego przedmiotu nie można odnosić nieomylności papieskiej zdefiniowanej na Vaticanum I do dekretów (bulli) kanonizacyjnych, gdyż ich przedmiotem nie są prawdy wiary i obyczajów zawarte w Bożym Objawieniu.
UsuńNiemniej używanie w dokumentach apostolskich ogłaszających kanonizację stwierdzeń o nieomylności, uroczystym charakterze, czy wygłoszeniu ex cathedra takiej decyzji, nie pozwala wątpić, że Kościół kanonizacje uważa za akty nieomylne, uroczyste, ex cathedra, np. “Nos, ex cathedra Divi Petri, uti supremus universalis Christi Ecclesiae Magister, infallibilem hisce verbis sententiam sollemniter pronunciavimus: Ad honorem Sanctae et individuae Trinitatis, etc.” (Pius XI, Litterae Decretales, AAS 1934, s. 540) albo “Nos autem, Paracliti Spiritus lumine una cum adstantibus prius implorato, ut ab Eo menti Nostrae superni luminis copia magis magisque affulgeret, in Cathedra sedentes, inerranti Petri magisterio fungentes, solemniter pronunciavimus: Ad honorem Sanctae et individuae Trinitatis, etc.” (Pius XII, AAS 1949, s. 137-138).
UsuńPo pierwsze, to nie jest formuła od zawsze stosowana.
UsuńPo drugie, formuła nie jest w stanie zmienić oczywistego faktu, że nieomylność, o której mówi dogmat Vaticanum I, dotyczy wyłącznie prawd wiary i obyczajów pochodzących z Bożego Objawienia, podczas gdy orzeczenia co do świętości danych osób z całą pewnością nie należą do tej dziedziny (depositum fidei et morum) i tym samym nie mogą być nieomylne w tym znaczeniu.
Po trzecie, jest wiele formuł urzędowych, które zawsze były łamane, jak chociażby formuła końcowa bulli "Quo primum" św. Piusa V co do niezmienności Missale wydanego przez niego. Innymi słowy: do właściwego zrozumienia formuły konieczne jest uwzględnienie całości teologii katolickiej.
"Po trzecie, jest wiele formuł urzędowych, które zawsze były łamane, jak chociażby formuła końcowa bulli "Quo primum" św. Piusa V co do niezmienności Missale wydanego przez niego." - Mógłby Ksiądz sprecyzować?
UsuńSkoro, na ile zrozumiałem, miałoby był to być tylko urzędowe stwierdzenie, które po latach stało się przedmiotem sporów, to dlaczego papieże używają takich formuł, które nie mają mocy wiążącej?
wysłuchałem tej audycji i powiem krótko: rozmowa chaotyczna, bez ładu i składu. W żadnym momencie panowie nie przytaczają dokładnie argumentów strony przeciwnej w sprawie, której chcieli bronić. Nie wspomnę, że zupełnie nieadekwatnie opisali argumenty Ks. Dariusza (w ogóle zresztą nie wspominając, że padły ze strony teologa). Generalnie to spore lanie wody i mowa-trawa nie na temat, której jedynym celem było najwyraźniej poruszenie emocji u słuchaczy i ich właściwe ukierunkowanie.
OdpowiedzUsuńPo prostu dramat. A temat jest drażliwy i można by o nim rozmawiać i próbować argumentować swoje racje.
pozdrawiam
"jednak nie ulega wątpliwości, że został uwięziony w obozie zagłady Auschwitz z tego powodu, że był kapłanem katolickim, a jego decyzja ofiarowania życia za ojca rodziny wynikała bezpośrednio z tej okoliczności." - nie zmienia to faktu, że nie było to męczeństwo.
OdpowiedzUsuńFakt faktem ojciec Maksymilian trafił na listę proskrypcyjną być może i przed Agresją Niemiecką 1939. Ponieważ był wybitny jak i wielu innych kapłanów, zakonników, zakonnice i wiernych świeckich.
OdpowiedzUsuń