Tak się złożyło, że przy okazji prywatnego przyjazdu do Warszawy mogłem uczestniczyć w konferencji poświęconej 30-leciu encykliki Jana Pawła II Veritatis Splendor, poświęconej głównym współczesnym problemom etyki ogólnej. Temat został ujęty prowokacyjnie w kontekście zapowiadanych przez obecną ekipę w Watykanie zmian w nauczaniu, a właściwie już zapoczątkowanych przez adhortację postsynodalną Amoris Laetitia. Oficjalnymi organizatorami byli Collegium Intermarium wraz z Instytutem Ordo Iuris (bliższe informacje łatwo można znaleźć samodzielnie). Natomiast faktycznym inicjatorem i organizatorem był Arkadiusz Robaczewski, swego czasu asystent o. prof. Mieczysława Krąpca OP na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, następnie założyciel Fundacji Servire Veritati - Instytutu Edukacji Narodowej i innych podobnych organizacyj, zresztą rozwodnik żyjący w innym związku. Grono prelegentów łączy środowiska konserwatywne KUL-owskie z młodszymi warszawskimi, jak wspomniane (CM i OI), oraz indultowego "Christianitas" i pseudokonserwatywnego grona "Polonia Christiana" (znanego też jako PCh24), które jest ściśle powiązane z CM i OI. Jako gwiazda programu wystąpił były prefekt Kongregacji Doktryny Wiary kard. Gerhard Müller, zaś reszta prelegentów sięgała poziomem od profesorów i wykładowców do publicystów:
Poziom merytoryczny był dość zróżnicowany, a w sumie niestety niewysoki (mówiąc oględnie). Przeważnie było to mówienie o wszystkim i o niczym, z wyjątkiem dwóch wykładów: prof. Dłubacza, który jako tako zajął się pojęciem prawdy (niestety z deficytem odniesień aktualnych), oraz prof. Collin, który porównał kwestię prawa i sumienia w Veritatis Splendor oraz Amoris Laetitia. Reszta prelegentów zaprezentowała coś, co było mieszanką streszczenia fragmentów VS i ogólnikowych odniesień do współczesności. A szkoda, gdyż można było wytoczyć druzgocące działa przeciw temu, co się obecnie forsuje w Watykanie, czyli przeciw odejściu nie tylko od Veritatis Splendor lecz od fundamentów katolickiej etyki.
Dlaczego uważam, iż ta konferencja była wojtylianistyczna? Chodzi nie tylko o osoby prelegentów, lecz sposób ich myślenia, argumentowania (choć ilość była tu jedynie szczątkowa), a także narzekania z lamentowaniem włącznie. Ciekawa była wzmianka, iż nawet w Polsce, gdzie nachalnie i groteskowo promuje się wręcz irracjonalny kult Jana Pawła II, dotychczas nie było żadnych obchodów najważniejszych - zdaniem tego środowiska, poniekąd słusznie - jego encyklik, mianowicie Veritatis Splendor oraz Fides et Ratio. Jak do tego doszło? Ano zapewne dlatego, że już za jego pontyfikatu dokumenty te pozostały praktycznie tylko na papierze, szanowane i podziwiane jedynie w środowiskach typu grono uczniów o. Krąpca, nawet nie na całym KUL-u. Po innych środowiskach na całym świecie spłynęły jak po kaczce, nawet w Rzymie, nie licząc rytualnych i przeważnie obłudnych pochwał i hołdów. W efekcie pozostał papier, bez żadnego czy prawie żadnego wpływu na treść i jakość nauczania teologii, a w konsekwencji także na katechezy i kazania. Dlaczego tak się stało? Problem jest prosty.
Po pierwsze, z powodu sprzeczności między teorią a praktyką, konkretnie między oficjalnym nauczaniem a posunięciami choćby personalnymi. Oto najprostsze przykłady: Walter Kasper jako biskup diecezji Rottenburg-Stuttgart "zasłynął" z publicznego postulowania generalnego dopuszczenia rozwodników żyjących w innych związkach do sakramentów. Był to słynny publiczny list trzech biskupów Górnej Nadrenii, którego sygnatariuszami oprócz Kasper'a byli arcybiskup Fryburga Oskar Saier oraz biskup Moguncji Karl Lehmann. To nie był ich oryginalny pomysł, lecz byli tubą większości biskupów niemieckojęzycznych i prawie wszystkich profesorów zainstalowanych na wydziałach teologii katolickiej po Vaticanum II, gdzie powszechna i regularna była - nadal jest i jest obecnie promowana przez ekipę Franciszka - wrogość nie tylko względem tradycyjnej moralistyki katolickiej, lecz do jej resztek posoborowych. Nie przypadkowo ten list wystosowali oni praktycznie równocześnie z ukazaniem się encykliki VS. Otóż trafnie ocenili, że encyklika uderza we front oponentów sprzeciwiających się nauczaniu Humanae Vitae i Familiaris Consortio i że należy wyrazić sprzeciw, aczkolwiek nie wprost frontalnie, lecz w niby jednej szczegółowej kwestii jak sprawa rozwodników. Jakie były konsekwencje tego ewidentnego aktu publicznego buntu? Otóż Walter Kasper został w 1999 r. powołany do Rzymu na szefa Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, po czym w 2001 r. mianowany kardynałem. Równocześnie kardynałem został Karl Lehmann, co oznaczało poważne wzmocnienie "lewej nogi" w rychło spodziewanym konklawe, a także Jorge Bergoglio z Buenos Aires. Kasper, jak jest teraz oczywiste, będąc na urzędzie rzymskim torował drogę dla Bergoglio już na konklawe w 2005 r., a ostatecznie w 2013 r.
Po drugie, Jan Paweł II odwoływał się regularnie wyłącznie do Vaticanum II, a do nauczania wcześniejszego bardzo rzadko, wyjątkowo i tylko o tyle, o ile potwierdzało nauczanie posoborowe. Wierność wobec Vaticanum II i zmian po nim była też najważniejszym, fundamentalnym kryterium w wyborze biskupów. Być może robił tak z tego powodu, że obawiał się oskarżeń o zdradę soboru, a ostatecznie groźby schizmy, co jest poniekąd zrozumiałe. Nie dostrzegł jednak, że już odbywa się schizma podskórna, a właściwie herezja i apostazja, którą, zdaje się, zaczął zauważać dopiero pod koniec swego życia, aczkolwiek przypisując winę czynnikom i trendom pozakościelnym, a nie procesom i działaniom wewnątrz Kościoła, w tym także swoim poczynaniom i zaniedbaniom. W tym właśnie tkwi fundamentalna pomyłka: obwinianie "współczesnego świata", konsumpcjonizmu, sekularyzmu itp., przy równoczesnym przeświadczeniu o własnej niewinności, rozumianej kolektywnie jako odpowiedzialność pokolenia, które sprawiło sobór V2 i jego stosowanie.
Ta mentalność cechuje wojtylianistów także dziś. Od bergoglianistów różnią się tylko tym, że ubolewają nad odwróceniem się świata od nich, podczas gdy bergoglianiści chcą dogonić świat. Jedni i drudzy mają podobny, o ile nie identyczny stosunek do Tradycji Kościoła: ignorancja i pogarda, czy przynajmniej lekceważenie.
Specyfika i jakość intelektualna epoki wojtylianizmu była widoczna na konferencji. Wszyscy prelegenci, może oprócz dwóch młodocianych publicystów (Rowiński i Chmielewski), przeżywali wówczas swoją młodość i wykształcenie. Zaś kard. Müller pochodzi teologicznie ze środowiska K. Rahner'owskiego, jako że swoją karierę naukową zawdzięcza Karl'owi Lehmann'owi, który był - wraz z Walterem Kasper'em, głównym ideologiem i ojcem chrzestnym bergoglianizmu - dzielnym bojownikiem w zwalczaniu Humanae Vitae, Veritatis Splendor, Familiaris Consortio itp. Gdy go poznałem swego czasu podczas studiów w Monachium, a było to w ostatnim semestrze przed jego nominacją na biskupa Ratyzbony, wychwalał nie tylko Karl'a Rahner'a, lecz nawet Hegel'a i innych protoplastów apostazji modernistycznej. Wprawdzie akceptował moje zainteresowanie klasykami teologii katolickiej (pisałem u niego pracę seminaryjną o R. Bellarmin'ie), a było to już niezwykle dużo w porównaniu z innym profesorami, jednak poparcia dla tego zainteresowania nie zauważyłem. W skrócie: epokę i mentalność wojtyliańską - w szerokim sensie - cechuje wierność wobec Vaticanum II, a nie wobec całej Tradycji Kościoła. Dopiero wraz z Benedyktem XVI szumnie pojawiło się hasło "hermeneutyki ciągłości", co wynikało zapewne ze słusznej diagnozy, że ratowanie i naprawę Kościoła może zapewnić tylko sięganie poza Vaticanum II, czyli do Tradycji. Jednak po pierwsze nie poszły za tym czyny, oprócz uwolnienia liturgii tradycyjnej i przywdziewania starych szat papieskich (co ekipa modernistów bergogliańskich poniekąd słusznie nazwała "karnawałem"), po drugie Benedykt XVI przez abdykację sam skrócił czas wdrażania tego planu i go tym samym pogrzebał. Słuszność tego rozeznania paradoksalnie potwierdzają fakty, z którymi mamy do czynienia od 2013: jesteśmy świadkami tego, że reprezentowana przez ekipę Franciszka turbowierność wobec V2 oznacza w konsekwencji dopuszczenie rozwodników żyjących w nowych związkach do sakramentów, także protestantów, błogosławienie par homosexualnych, akceptację zbrodniczego procederu aborcji, głoszenie, że wielość religij jest chciana przez Boga, kult Pachamamy w kościołach itd.
Co na to epigoni wojtylianizmu zgromadzeni na konferencji, z byłym prefektem Kongregacji Nauki Wiary na czele? Oczywiście był żal i oburzenie z powodu skandalicznych excesów bergogliańskich, lecz zero reflexji nad korzeniami i przyczynami, oraz zero odniesienia do tradycyjnego, przedwojtyliańskiego nauczania Kościoła, przy czym nie jest istotne, czy to świadczy tylko o ignorancji, czy też o pogardzie.
Znamienny jest zwłaszcza jeden wątek z dyskusji po wykładzie kard. Müller‘a. Najpierw zadane pytanie:
Jak każdy, kto zna niemiecki zauważy, tłumaczący x. Sławomir Śledziewski, osobisty sekretarz Kardynała, niestety dopuszcza się przekręcenia i twórczego "rozwinięcia" słów szefa (co czyni zresztą regularnie). Kardynał mówi, że SSmani są po stronie ojca kłamstwa i nikt nie ma obowiązku powiedzenia im prawdy, lecz ma obowiązek chronienia życia ludzi. Tyle. Mało, niejasno i niepełnie, ale bez fałszu. Sekretarz natomiast twierdzi, że w takiej sytuacji w ogóle nie popełnia się kłamstwa. Jest to oczywiście manipulacja zarówno słowami kardynała jak też na zdrowym rozsądku. Następnie Kardynał rozwija swoją odpowiedź w dziwny sposób:
Nie wiem, co mu sekretarz tłumaczył czy podpowiadał, gdyż to nie było słyszalne. W każdym razie zejście na kwestię wymagań moralnych stawianych katechumenom jest zadziwiające. Czyżby Kardynał twierdził - porównując kłamcę do narkomana i alkoholika - że wolno kłamać dla ratowania życia ukrywanych żydów? Znamienne jest zauważalne podenerwowanie zarówno jego jak też sekretarza. Ten stan psychiczny widocznie zaciemnił im umysły i spowodował taką a nie inną - właściwie żadną odpowiedź - na proste, precyzyjne i jasne, a jednak kłopotliwe pytanie.
Następne pytanie dotyczy w zasadzie tej samej kwestii:
Tutaj Kardynał już jasno odpowiada, a zafałszowania jego odpowiedzi dopuszcza się jego sekretarz:
Kardynał mówi wprost, że lekarzowi nie wolno kłamać, także dlatego, że kłamstwo o stanie pacjenta spowoduje brak przygotowania do śmierci, także wobec rodziny i jej spraw (testament itp.). Sekretarz natomiast bredzi o możliwym kłamstwie jak "mniejszym złu", czego Kardynał wcale nie powiedział.
W tym samym temacie wypowiada się następny uczestnik:
Odpowiedź Kardynała jest znowu pokrętna:
Przede wszystkim mam tutaj podejrzenie, iż sekretarz nie przetłumaczył całości pytania lub je w znacznym stopniu przekręcił. Stąd zapewne jest tutaj właściwie brak odpowiedzi, a może nawet uciekanie od niej, podobnie jak w pierwszym podanym fragmencie. Nasuwa się więc pytanie: co się z tymi ludźmi dzieje? Dlaczego nie potrafią odpowiedzieć na proste pytanie, co jest kłamstwem, a co nim nie jest, i czy wolno kłamać w pewnych warunkach? Dlaczego w temacie, w którym występują żydzi, ci ludzie zachowują się nienormalnie, a nawet widocznie nie są w stanie racjonalnie myśleć i mówić? Wprawdzie kard. Müller jest po fachu dogmatykiem, nie moralistą, jednak - zwłaszcza jako były prefekt Kongregacji Nauki Wiary - moim skromnym zdaniem powinien mieć na tyle wiedzy z katolickiej teologii moralnej, by być w stanie dać odpowiedź na precyzyjne i jasne pytanie. Skąd więc bierze się takie jego zachowanie, nawet biorąc pod uwagę nieuczciwe, "korygujące" postępowanie jego sekretarza w fałszywych tłumaczeniach, za które jednak także jest odpowiedzialny kardynał, skoro zrobił kogoś takiego swoim sekretarzem? Przyznam, że nie jestem w stanie wyjaśnić, mogę jedynie snuć przypuszczenia.
Znamienne jest tutaj jeszcze coś innego, mianowicie brak udzielenia odpowiedzi na proste pytanie przez całe grono prelegentów. W przerwie popołudniowej podszedłem do młodzieńca, który zadał pierwsze z podanych tu pytań, i zapytałem, czy jest zadowolony z odpowiedzi, które otrzymał. Przyznał uprzejmie, że nie jest, ale dodał, że prywatnie podeszła do niego pewna pani, która mu ten problem załatwiła w następujący sposób: przykazanie VIII dotyczy fałszywego świadectwa, które godzi w miłość bliźniego, więc nie dotyczy skłamania dla ratowania życia. No cóż. Ten młodzieniec, jak można się dowiedzieć w internecie, zajmuje się profesjonalnie naukami ścisłymi, więc nie musi mieć wykształcenia ani filozoficznego, ani teologicznego. Nie dziwi, że uwierzył kobiecie, która mu w specyficzny, a fałszywy sposób wyłożyła znaczenie VIII przykazania. Nie wiem, kim była ta kobieta. Domyślam się jednak, skąd czerpała swoją "wiedzę", mianowicie z fałszywej teorii jezuity o. Tadeusza Ślipko - niegdyś i chyba nadal głównego guru modernistów teologów moralistów polskich - która to teoria sieje truciznę w umysłach katolików zarówno duchownych jak i świeckich (więcej tutaj). A jest to tylko jeden z zatrutych owoców zapaści teologii w Polsce epoki kardynałów Wyszyńskiego i Wojtyły.
Tragizm sytuacji - a raczej stanu umysłowego szanownego grona prelegentów - ujawnił się jeszcze bardziej w reakcji na następne pytanie tego samego młodzieńca:
Nie będę już podawał reakcyj szanownego grona, które nastąpiły. Każdy może je sobie odszukać na yt (tutaj, od około 6:18). Powiem krótko: są one skandaliczne. Panowie zachowują się jak obrażone primadonny, widocznie nie pojmując nic ani z treści, ani z intencji pytania młodego człowieka. Widocznie nie dociera do nich, że gra idzie o wiarygodność Kościoła, a ich zadaniem byłoby ukazanie młodemu pokoleniu zarówno wiarygodnej, bo stałej nauki Kościoła, jak też wagi pójścia za nią. Młody człowiek pyta szczerze, z całą powagą wiary i egzystencji, też ze szczerą troską o dusze swoich rówieśników i o Kościół. Natomiast panowie obracają się w świecie swojego żalu, że zły świat współczesny nie docenia dzieła wielkiego Jana Pawła II i go zapomina.
Czyż można się więc dziwić, że dokonania tamtej epoki kruszą się, upadają i ulegają rozkładowi? Czyż lamentowanie nad brakiem pamięci i szacunku dla "Veritatis Splendor" i innych rzeczywistych zasług Jana Pawła II nie jest zbyt płytkie, leniwo-wygodne i żałosne, gdyż przypominające utyskiwanie rozgoryczonych starców, przynajmniej mentalnych? Czyż nie tylko groteskowa, lecz o wiele bardziej tragiczna jest sytuacja, gdy jeden z nielicznych młodych uczestników konferencji nie otrzymuje odpowiedzi, którą można znaleźć w każdym tradycyjnym podręczniku katolickiej teologii moralnej, mimo że głos zabierają poważne autorytety etyki filozoficznej i teologii, jak były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, profesorowie i wykładowcy uniwersyteccy?
Przyznam, że osobiście jestem wstrząśnięty. Jeśli tak miałaby wyglądać obrona wiary i moralności katolickiej, to nie można się spodziewać powodzenia. A przecież są to we większości ludzie jeszcze w sile wieku (w moim i częściowo chyba nawet młodsi). Jeśli są zdolni tylko do takiego wysiłku w obronie tego, co najlepsze w pontyfikacie Jana Pawła II, to niestety pozostaje beznadziejność. Pod warunkiem, że tylko w taki sposób można się sprzeciwić bojownikom spod znaku "Amoris Laetitia" itp.
Dzięki Bogu tak nie jest. Jest bowiem rozwiązanie i droga: sięganie dalej i głębiej niż produkty spod znaku Vaticanum II, Pawła VI, Jana Pawła II itp. Tego sięgania właśnie brakuje. Gdyby profesorowie i biskupi - z kardynałem J. Ratzinger'em jako prefektem Kongregacji Nauki Wiary na czele - znali, rozumieli i szanowali choćby głównych klasyków teologii katolickiej, to by nie doszło do takich skandali jak dopuszczenie - mimo zakazu Świętego Oficjum - do obrotu "Dzienniczka" s. Faustyny (więcej tutaj). A jest to, póki co, najtrwalsze i najbardziej brzemienne w katastrofalne skutki, haniebne dokonanie Karola Wojtyły jako biskupa i papieża. Nie przypadkowo tacy ludzie jak Walter Kasper wraz Franciszkiem wręcz nachalnie exploatują ten fałszywy, zakłamany i heretycki, wręcz apostacki miłosierdzizm.
Nie będzie uzdrowienia Kościoła bez odrzucenia tych błędów i powrotu do nieskażonego nauczania wiary i obyczajów. Do tego potrzeba światłych umysłów i męskich charakterów, nie krętaczy i tchórzy.
Jaka akceptacja zbrodniczego procederu aborcji?
OdpowiedzUsuńFranciszek spotyka się i nagradza aktywistów aborcjonistycznych.
UsuńJak Ksiądz ocenia odpowiedzieć kard., Műllera na Księdza pytanie? A dwa jak tłumacz to przełożył na język polski?
UsuńDla mnie osobiście to nie była odpowiedź tylko jakieś masło maślane.
Ano oceniam tak, że był zaskoczony i starał się wybrnąć. Co mnie przekonało, że nie bardzo wiedział, iż tradycyjna etyka katolicka jest etyką cnót. W tym wypadku nie zauważyłem istotnych przekręceń w tłumaczeniu.
Usuńdlaczego Ksiądz nie zadał tam żadnego pytania?
OdpowiedzUsuńZadał: 2:38:05
UsuńDokończę, bo mi się kliknęło opacznie: a oprócz tego, że zadał to wprawił w widoczne zakłopotanie :D
Usuńprzepraszam, errata: nieopatrznie.
UsuńNo ja nie widzę tam żadnego pytania godzinie 2:38:05 :( ,po proszę kogoś o link
Usuńhttps://www.youtube.com/live/xf46PYb8x3o?si=jd_SlGWTYFVXoDA2
Proszę uprzejmie. Pod tym linkiem jest całość konferencji, a pytanie precyzyjnie: 2:38:05
Usuńhttps://www.youtube.com/live/pqYuVY7jd4I?si=0We9ZaSD048ggGfq
Tzn. chodzi o nagranie całości z 1go dnia konferencji, 12.IX, gdy wykład miał m.in. kard. Müller.
UsuńOtóż największym przekrętem wojtylianizmu nie jest dzienniczek, a deprawacja obyczajów katolickich (baba rządzi, dzieci rządzą) i racja jest w słowach przedmówcy, że odwrócenie uwagi od prawa naturalnego w kierunku personalizmu jest skuteczniejszym destruktorem cywilizacji niż fenomenologia w miejsce wiary na przykładzie Faustyny.
UsuńTo się nie wyklucza. To się wiąże. Odejście od prawa naturalnego oznacza odejście od zdrowego rozsądku oświeconego wiarą. Gdzie fałszywa wiara - choćby w fałszywe objawienia prywatne - tam też jest deprawacja obyczajów. Dlatego właśnie tyle afer obyczajowych z czasu wojtylianizmu dopiero teraz wychodzi. Włącznie z ostatnią z Dąbrowy Górniczej. Bp Kaszak to relikt wojtylianizmu, był długie lata wysoko zainstalowany w systemie wojtyliańskim.
UsuńCzy Newbie uważa że facet powinien rządzić ?Dlaczego ?Przecież istnieje ogromne zagrożenie że będzie rządził źle nie zwazając na potrzeby innych tylko żeby jemu było wygodnie i żeby jego wizje były spełnione.Rządy Ojca kojarzą mi się z tyranią ale może to wynika z moich doświadczeń trudnych
UsuńBp Kaszak 5 lat pracował będąc sekretarzem przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Rodziny, kardynała Alfonsa Lópeza Trujilla, który ostro atakował homoseksualistów, sam będąc gejem. Dużo o nim pisze Martel w "Sodomie":
Usuńhttps://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1786772,1,sodoma-i-gomora.read
A dlaczego Ksiądz nieuważa za zajtrwalszego i najbardziej brzemienniego w skutkach Murielis Dignitatem ktore podaje inną interpretacje poddania żony mężowi ?
OdpowiedzUsuńhttps://sspx.org/en/should-wives-be-submissive-husbands
Proszę o odpowiedź
UsuńDlaczego miałbym tak uważać? Nie rozumiem pytania.
UsuńNo dlaczego uważa Ksiądz za mniej znaczącą zmianę rozumienia poddania żony mężowi niż sprawę dzienniczka ?
UsuńPonieważ "Dzienniczek" uderza we wiarę katolicką i prowadzi do pełzającej apostazji. Natomiast w kwestii i tak nikt nie słucha ani św. Pawła ani JPII, bo małżonkowie sami sobie ustawiają swoje racje po swojemu.
UsuńMałżonkowie ustawiają swoje racje po swojemu, czyli że tak ma być czy że jest nadużyciem, ale rozpowszechnionym niezależnie od Murielis Dignitatem?
UsuńBogu niech będą dzięki za takich prawowowiernych, uczciwych kapłanów jak X.Olewiński.
OdpowiedzUsuńJuż sama świadomość, że ktoś myśli podobnie i podobnie widzi rzeczywistość napawa niesamowitą radością i pokojem.
Papolatria polskiego społeczeństwa ,moim zdaniem ,wynika,bez względu na stan, pochodzenie czy stopień naukowy ,z braku wiedzy , by nie powiedzieć naiwności czy głupoty.
W przypadku kard.Müllera dodatkowy wpływ na sposób myślenia Niemców , odgrywa obciążająca i nierozgrzeszona ich zbrodnicza przeszłość .
Tak czy owak trudno dziś być katolikiem.
RM sieje często zgorszenie. Walka z tym co tam się często głosi to walka z wiatrakami.
Szkoda, że RCHK ciągle i wciąż odmawia tę nieszczęsną „koroneczkę”.
Ukłony
Bardzo bym chciał, żeby ekpia PCh24, Ordo Iuris to przeczytała, ale jednocześnie stwierdzam, że w przestrzeni mediów typu fejsbuk, tłiter jest wręcz wściekły atak na Księdza wpisy. Są to ludzie albo zakąpleksieni albo dziecinni, którzy na za nic mają to, że Teologia to działka Kapłanów. Nic mnie tak nie wyprowadza z równowagi jak dywagacje świeckich pseudo teologów, dodam tatusiów nadzwyczajnych szafarzy po studiach podyplomowych, lub młodych studenciaków przeświadczonych o swojej wyższości, a nie mającym pojęcia o dziedzinie.
OdpowiedzUsuńBedę szczery. Na jakiej podstawie Pan Eliasz z oczywistą wyższością pisze o ludziach niekompetentnych w teologii, do tego sam teologiem nie będąc?
UsuńBo wypowiedzi świeckich pseudo-teologów głównie w przestrzeni YT (dorabiających przez clickbity i inne głupiutkie podcasty - zamiast się brać za normalną robotę) czyTłiter, Fejsbuk, trącą wyższością i pogardą wobec analiz teologicznych prezentowanych na tym blogu.
UsuńZ resztą zacytuję bardzo trafne spostrzeżenie, które przeczytałem odnośnie działalności świeckich kaznodziejów z YouTube'a:
"Współczuję tym, którzy swoje zabawienie pokładają w youtuberach"
Krytyka ze strony tych osób jest tak płytka i infantylna, że nie ma absolutnie żadnych merytorycznych argumentów, tylko odpowiedzi typu: nie, bo nie, albo, że x. Olewiński to nie kapłan, tylko jakiś nawiedzony kaznodzieja. Nie znalazłem innego bloga, gdzie w tak wyczerpujący sposób Teolog odpowiada na zadane pytania podpierając się mnogością źródeł i odznaczający się tak rozległą wiedzą. I nie trzeba mieć do tego studiów teologicznych, ale brać to na chłopski rozum, po prostu, widać jak odpowiadają na tego typu analizy: kilka lakonicznych zdań mających na celu zrobienie kogoś wariata, wyszydzenie czy ośmieszenie, albo masło maślane, czyli rysunek Gienia czego tu nie ma.
Mnie to nie dziwi, bo od lat słyszę jak z ambony naganiają ludzi na świeckie studia teologiczne, aby wypełnić lukę braku powołań w posoborowych modernistycznych seminariach, gdzie co rusz pojawia się kilku (przykład dwóch takich z naszej wsi - 2 powołania po 15 latach posuchy), którzy po roku, dwóch występują, a z relacji człowiek się dowiaduje jaka nędza i sodoma tam się odstawia, aż włosy stają na głowie.
Póki co jedyne prawdziwie katolickie seminaria znajdują się poza granicami naszego kraju (Niemcy, Francja), dlatego im szybciej taki młody człowiek zorientuje się w tym, że na naszej ziemi o dobrą formację w seminarium nie ma szans, tym lepiej dla takiego kadeta, bo jego powołanie nie zostanie totalnie zmiażdżone, a i on jako osoba ocali godność i zdrowie. Poziom zepsucia w polskich seminariach jest nie do opisania i to samo słyszałem wielokrotnie od Księży. Jeden w rozmowie przyznał, że kiedy pytają się w sprawie powołania kapłańskiego otwarcie nie poleca, aby szli do polskiego seminarium, ale podaje adresy zagranicznych.
Można malować trawę na zielono, ale te studia teologiczne dla świeckich tatusiów, którzy w większości to tzw. szafarze nadzwyczajni i wszelkiej maści liderzy, alpha i omega to przygotowywanie gruntu pod święcenia żonatych. I nie jest to żadne "science fiction", ale nie zbyt odległa przyszłość. Nie po to synod o synodzie będzie obradował za zamkniętymi drzwiami prywatnie, aby przypomnieć sobie, że KK nie zaczął się od Soboru Watykańskiego II.
Jaka jest zatem prawidłową odpowiedź na pytanie: czy wolno okłamać ss-mana dla ratowania życia Żydów?
OdpowiedzUsuńNigdy nie wolno kłamać, czyli powiedzieć nieprawdy. Wolno milczeć i wolno zastosować tzw. restrictio mentalis, czyli wypowiedź wieloznaczną, która może wprowadzić w błąd, ale sama w sobie nie jest sprzeczna z prawdą. Było o tym tutaj już wielokrotnie, proszę poszukać po prawiej stronie etykietę "przykazanie VIII".
UsuńDlaczego zawsze"w obronie Zydów"? A w obronie własnych dzieci? Pytanie czy jak ktoś ci przykłada lufe karabinu do głowy to masz przygotowną "odpowiedź wieloznaczną". Nie rozumiem jak można np. zabić broniąc kogoś,a nie można skłamać broniąc kogoś. Wygląda na to,że kłamstwo to gorszy grzech niż zabicie kogoś. Gdyby ktoś tak potraktował wartość mojego życia,że ważniejsza jest jego nieskazitelność w prawdomówności niż moje życie, to straciłabym wiarę. Zwłaszcza jakby to był ktoś mi bliski.
UsuńJeśli ma się przyłożoną lufę karabinu do głowy to raczej nie ma się też przygotowanego kłamstwa. Najprościej jest milczeć. Odpowiedź wieloznaczna nie jest obowiązkiem, lecz jest dopuszczalna.
UsuńTakże w reszcie wypowiedzi anonimowego jest zupełne pomieszanie i brak logiki. Jeśli wolno byłoby grzeszyć w sytuacji, gdy ktoś inny grzeszy, to kto i jak ustala granice grzechu? Czy to nie właśnie taka niemoralna "logika" nie jest właściwa dla zbrodniarzy hitlerowskich, komunistycznych itp.? Wszak to oni ustanawiali sobie wyjątki od przykazania "nie morduj" i chcieli też dobrze dla swojej rasy i klasy.
Oczywiście ktoś zagrożony jest skłonny uważać, że ktoś inny może i powinien kłamać dla jego ochrony. To jest dokładnie takie samo myślenie: wolno grzeszyć, gdy to jest w moim interesie. Wolno innym i mnie też wolno grzeszyć we własnym interesie. Tak właśnie myśleli zabójcy Ulmów. I tak też myśleli zapewne żydzi domagający się ochrony od katolików. A to jest niemoralne myślenie.
Rzeczywiście, jeśli ktoś nie ceni prawdomówności, to też nie może mieć prawdziwej wiary. Bo tylko prawdomówność daje wiarygodność. Dlatego właśnie ludzie zakłamani albo nie mają wiary, albo mają fałszywą i płytką, i łatwo ją tracą, gdy trzeba ponieść jakąś ofiarę dla niej, czyli ofiarę dla prawdy.
"restrictio mentalis, czyli wypowiedź wieloznaczną"
UsuńNa ile mam wiedzą to restrictio mentalis - 1 jest czym innym niż wypowiedz wieloznaczna -2?
1 - to użycie słów mijających się prawdą jednak osoba mówiąca i słuchająca mają świadomość, że zachodzi między nimi gra słów. Np. Chłopak biegnie za ukochaną dziewczyną, która obrażona wbiega do domu i zamyka drzwi. Po chwili otwiera matka dziewczyny i mówi: "Anny nie ma w domu". Oboje, matka i chłopak, wiedzą, że oznacza to, że dziewczyna nie chce widzieć chłopaka na oczy i nie wyjdzie do niego. (wnioskuję, że św. Tomasza, który tłumaczy: "W działaniu trzeba odróżnić dwie rzeczy: to, do czego to działanie z natury swej zmierza, oraz to, do czego dąży wykonujący je człowiek. Otóż kłamstwo żartobliwe z natury swego rodzaju zmierza do wprowadzenia kogoś w błąd, chociaż ani człowiek, które je wypowiada nie dąży do tego, ani sam sposób mówienia na to nie wskazuje".
2. Mowa dwuznaczna polega na tym, że np. mówię literalna prawdę jednak jest ona niepełna albo wprowadzająca błąd, np. Jaś wychodzi z domu celem udania się do sklepu i wstąpienia na chwile do Kościoła na krótką modlitwę. Matka ateistka pyta: gdzie idziesz Jasiu? Jaś odpowiada: "do sklepu" (wersja niepełna)
lub:
Matka ateistka: Jasiu, czy ty aby czasem nie idziesz do Kościoła się modlić?
Jaś: Ależ oczywiście mamo! Idę się modlić, biczować do krwi, a po wszystkim po proszę proboszcza, by łamał mnie na kole za moje grzechy!
Matka ateistka: Oj, już się nie irytuj. Spytałam tylko, po co tak nerwowo reagować? Dobrej zabawy. (Wersja wprowadzająca w błąd, level pro tylko dla wprawionych, ryzyko, że się pogubisz katoliku.).
Co Ksiądz na to?
1. To jest klasyczne kłamstwo. Niezależnie od podtextu.
Usuń2. To jest raczej żart-ironia i tak została odebrana przez matkę.
Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie ma restrictio mentalis.
Ksiądz Bańka mówił że gdy kamerdyner mówił pana nie ma w domu to chodziło o to że pan nie może się spotkać teraz
UsuńX. Bańka regularnie bredzi, popisując się swoją ignorancją tradycyjnej doktryny katolickiej. Kłamstwo jest zawsze kłamstwem, niezależnie od tego, o co kłamcy chodzi.
UsuńW tej kwestii nie jest raczej istotne, że przykład kamerdynera podaje x. Bańka. Owszem, ów zwyczaj dawania do zrozumienia, że gospodarz nie życzy sobie niespodziewanych gości był rozpowszechniony, jak inne podobne, wśród elity towarzyskiej w Europie, zwłaszcza na przełomie XIX i XX w. czyli schyłku tzw. belle epoque, gdy owa elita sięgnęła szczytów pruderii i hipokryzji, dawno odstąpiwszy od prawdziwie chrześcijańskich, katolickich wzorców obyczajowych, poza nielicznymi, chwalebnymi wyjątkami.
UsuńNie , to jest restrictio mentalnie , po prostu w pewnych okolicznościach gdy kamerdyner mówił Pana nie ma w domu to znaczyło to dla innych że pan nie chce gości i było to dla wszystkich zrozumiałe
UsuńNie. To jest kłamstwo, nie restrictio.
UsuńJeżeli było to dla wszystkich zrozumiałe, to siłą rzeczy nie mogło to być restrictio late mentalis.
UsuńKsiądz Bańka mówi że ta teza jego ma poprawcie w podręcznikach do teologii moralnej :)
UsuńBardzo dziękuję za ten wpis. Od dawna zastanawiam się jak tacy wybitni ludzie jak np. ś.p. o.Krąpiec czy żyjący polscy filozofowie i teologowie o znanych nazwiskach mogli/mogą nadal stale powoływać się na JPII i jego nauczanie. Jeżeli nawet kiedyś uważali że jest ono wartościowe to dziś przecież widzą owoce tego ? To było pytanie na które Ksiądz częściowo odpowiada . A teraz to jak ja sobie na nie odpowiadam. Oni nie chcą dopuścić takiej możliwości że sami są w dużej mierze winni stanu w jakim jest teraz Nasza Matka KK. Każdy człowiek gdy widzi jakiś problem wokół siebie powinien w pierwszej reakcji zapytać samego siebie : Czy to czasem ja nie jestem przynajmniej częściowo winny? I zacząć naprawę od samego siebie. A jeżeli jest osobą publiczną to publicznie wyznać to że się mylił. Ci szacowni Panowie zbudowali swoje kariery naukowe na tych błędach i nie potrafią stanąć w "Prawdzie". Tylko mówią tak jak my często : To nie ja jestem winien to oni. Ja sam wiem że nie zrobiłem nic aby mój Kościół nie popadł ruinę. Choć mogłem np. przez właściwe formowanie swoich dzieci. Staram się to dziś naprawić tak jak umiem i mogę. Efekty są żadne bo jestem nikim.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za ciekawość, ale czy zamienił Ksiądz słowo z p. Kratukiem? Nie ma Ksiądz raczej pozytywnej opini o pch24.
OdpowiedzUsuńNie zamieniłem.
UsuńA czy kard. Müller nie poznał doktoranta, którego pracę przyjmował? Była okazja zamienić kilka słów?
UsuńPoznał. W przerwie obiadowej znajdowałem się przy jednym ze stolików bufetowych, podczas gdy Kardynał obiadował wraz ze świtą w pobliskim pomieszczeniu dla świty. Gdy wychodził z obiadu zauważył mnie i się przywitał, pytając tylko, czy się potem zobaczymy. Myślałem, że chodzi o sesję popołudniową i powiedziałem, że tak. Podczas niej Kardynała już nie było, a już po konferencji dowiedziałem się, że wieczorem odbyła się kolacja z Kardynałem i zaproszonymi gośćmi, m. in. z księżmi, którzy ani nie brali udziału w konferencji, ani nie mieli jakichkolwiek powiązań z Kardynałem, za to mieli względy organizatora, czyli A. Robaczewskiego.
UsuńO tak! Bardzo mocne i słuszne uwagi w ogóle, ale i w kontekście tej konferencji: wiarygodność Kościoła, brak nauczycieli, tchórze i krętacze.
OdpowiedzUsuńJakie ma Ksiądz Profesor zastrzeżenia co do adhortacji Amoris Laetitia?
OdpowiedzUsuń