Odpowiedź jest właściwie prosta. Należy się odnosić
Teolog katolicki odpowiada
Odpowiadam w oparciu o Tradycję, Pismo św. oraz dokumenty Magisterium Kościoła. Nazywam się Dariusz Józef Olewiński. Jestem kapłanem Archidiecezji Wiedeńskiej. Tytuł doktora teologii przyznano mi na Uniwersytecie w Monachium na podstawie pracy doktorskiej przyjętej przez późniejszego Prefekta Kongregacji Doktryny Wiary, kard. Gerharda L. Müllera oraz examen rigorosum z oceną "summa cum laude". Od 2005 r. prowadziłem seminaria na uniwersytecie w Monachium oraz wykłady w seminarium duchownym.
Jak odnieść się do dokumentów Vaticanum II?
Odpowiedź jest właściwie prosta. Należy się odnosić
O pozarodzinnym świętowaniu wigilii
Mówiąc brutalnie: urządzanie wieczerzy wigilijnej najpierw poza domem, czyli już w adwencie, to pomysł szatański.
O sekcie wojtyliańskiej
Problem jest niestety częsty w Polsce obecnie. Wynika to z tego, że obecnie w Kościele polskim - i też poniekąd w dziedzinie publicznej - nadają ton ludzie, których wiara, pobożność i ogólnie mentalność została ukształtowana nie tylko przez samego Jana Pawła II za jego długiego pontyfikatu, lecz jeszcze bardziej przez kult jego osoby uprawiany już za jego życia. Przyczyny tego kultu są różne, a główną jest narodowy komplex niższości, który po wyborze papieża-Polaka wyraził się w irracjonalnym i tym samym niekatolickim uwielbieniu. Dowodem na irracjonalność tego uwielbienia jest nieznajomość i tym samym lekceważenie jego nauczania, a to aż tak jaskrawe, iż nie pamięta się i nie upamiętnia nawet przestrzeni kościelnej szczególnie znamiennych i aktualnych elementów, zwłaszcza w dziedzinie moralnej. Zachłystywanie się papieżem-Polakiem sprowadzało się najpóźniej od lat 90-ych do płytkiej dumy z faktu jego zaistnienia jako balsamu na niskie poczucie narodowej wartości oraz pożywki dla dumy z wielkiego rodaka.
Obecnie wiąże się to z jednej strony z zatrważającą ignorancją teologiczną wśród duchowieństwa, a z drugiej ze strachu przed wyzwaniem obecnym w postaci oddalania się zwłaszcza młodzieży od Kościoła, który wręcz odruchowo prowadzi do kurczowego a niedojrzałego chwytania się tego, co ożywiało i oświecało niegdyś własną młodość, czyli świetlistej postaci, nawet wręcz idola tamtego czasu. Obnaża to bezradność, a także oderwanie od rzeczywistości współczesnych ludzi, szczególnie młodych. Usiłowanie wpojenia im zachwytu dla papieża-Polaka skutkuje - i musi skutkować - raczej drwiną, czy przynamniej niezrozumieniem i politowaniem.
Tyle tytułem wstępu co do kontextu historycznego. Teraz bardziej teologicznie.
Oczywiście wolno a nawet należy krytycznie - czyli w rozumnym odróżnieniu prawdy od fałszu, dobra od zła - do postaci także Jana Pawła II, tak samo jak do innych osób, także kanonizowanych. Tylko sam Pan Bóg Trójjedyny jest doskonały i doskonale święty. Także prawdziwi święci mieli swoje słabości i błędy. Według wiary Kościoła jedynie Boże Objawienie jest nieomylne, gdyż pochodzi od samego Boga. Oznacza to, że słowa i czyny papieży, które nie są nieomylnym nauczaniem prawdy objawionej przez Boga, podlegają dyskusji i osądowi, oczywiście w świetle tychże prawd wiary.
Tak więc, jeśli ktoś traktuje osobę, słowa i czyny Jana Pawła II jako autorytet wyższy czy choćby równy z Bożym Objawieniem, to nie jest katolikiem, lecz wyznawcą sekty wojtyliańskiej.
Dla katolika najwyższym autorytetem są prawdy wiary katolickiej. Także papieże są nieomylni wyłącznie wtedy, gdy nauczają tej prawdy, a nie w swoich własnych naukach czy poglądach.
W świetle tej zasady wolno i należy oceniać ogół działalności papieża-Polaka, bez bałwochwalczego czyli irracionalnego uwielbienia dla wszystkiego co mówił i czynił. Tylko podejście trzeźwe, rozumowe ma przyszłość, także w odniesieniu do jego postaci.
Wysyp hochsztaplerów i oszustów: x. Grzegorz Strzelczyk o Soborze Trydenckim
Jedną z aktualnych gwiazd skrajnego modernizmu w Polsce jest x. Grzegorz Strzelczyk, o którym już była tutaj mowa (tutaj, tutaj, tutaj). Promowany jest intensywnie i stale przez takie heretyckie organy pseudokatolicyzmu jak "Gość Niedzielny", "Więź" i wiadomy "Tygodnik" z Krakówka. Ostatnio popisał się jakby zaczepnie w stronę tzw. tradycjonalistów czyli "trydenciarzy", a to w sposób jak zwykle niekompetentny i zakłamany. Oto charakterystyczny fragment dotyczący jednego z głównych tematów i problemów w Kościele współczesnym:
On zmierza oczywiście do tego, że władza kościelna może zmieniać dowolnie liturgię według czasu i okoliczności. Porównajmy to z treścią dekretu soborowego, do którego on się tutaj odnosi. Podaję w kontekście, by można było się także z nim zapoznać dla właściwego zrozumienia:
Oczywiste jest, że sobór odnosi się do Komunii św. pod jedną postacią, broniąc tej praktyki przed herezją tzw. utrakwistów i kalikstynów, którzy domagali się spożywania obydwóch postaci eucharystycznych przez wszystkich, także przez świeckich, powołując się na praktykę starochrześcijańską (jej historyczność to osobna kwestia). Innymi słowy: wprowadzenie czy raczej upowszechnienie Komunii św. pod jedną postacią jest według soboru przykładem praktyki Kościoła w dziedzinie liturgii, czyli ustanawiania obrzędów i wprowadzania zmian. Oto kluczowy fragment w dokładnym tłumaczeniu roboczym:
"Przeto [sobór] orzeka, że w Kościele odwiecznie była ta władza, żeby w udzielaniu sakramentów przy zachowaniu ich istoty ustanawiała bądź zmieniała to, co uznaje za bardziej służące pożytkowi przyjmujących lub czci samych sakramentów według różności rzeczy czasów i miejsc."
Jak widać, to zdanie
- dotyczy jedynie sposobu udzielania sakramentów, czyli tego, co się odnosi do przyjmujących sakrament,
- dotyczy zarówno ustanawiania jak też wprowadzania zmian w obrzędach,
- istota danego obrzędu musi być zawsze zachowana,
- celem ustanawiania bądź zmian w obrzędach musi być pożytek wiernych lub zwiększenie czci dla sakramentów,
- nie chodzi więc o ślepe dostosowywanie obrzędów do czasu i miejsca, tzn. nie czas i miejsce są wyznacznikami, lecz pożytek wiernych oraz cześć dla sakramentu.
Nie ulega wątpliwości, że kryteria te są spełnione w zmianie polegającej na odejściu od udzielania wszystkim Komunii św. pod dwiema postaciami:
- sprawa dotyczy wyłącznie sposobu przyjęcia, nie istoty przyjęcia, gdyż także pod jedną postacią przyjmuje się całego Jezusa Chrystusa (a to właśnie negowała część heretyków),
- celem jest zmiany jest ułatwienie wiernym przyjmowania Komunii św. zwłaszcza przez to, że praktycznie tylko postać chleba nadaje się do przechowywania dla Komunii św. chorych i wiatyku, a także przez to, że przyjmowanie Komunii św. tylko pod postacią chleba zabezpiecza Najświętszy Sakrament przed profanacją, gdyż wino może łatwo może zostać rozlane i jego całkowite zebranie jest praktycznie niemożliwe.
Oczywiście pewne jest, że właśnie te słowa z dekretu Soboru Trydenckiego przyświecały ojcom na Soborze Watykańskim II i że za taką właśnie reformą oddali swoje głosy w głosowaniu nad konstytucją o liturgii "Sacrosanctum Concilium".
Jak to się ma do wprowadzenia Novus Ordo Missae oraz zmian w innych sakramentach i sakramentaliach po Vaticanum II?
No cóż, to jest błąd językowy na poziomie elementarza, więc szczególnie haniebne jest, że ktoś po studiach teologii, z doktoratem i to uczący innych teologii (niestety skrajnie modernistycznej) nie zna łaciny na poziomie podstawowym, choć usiłuje sprawić wrażenie uczonego i to znającego łacinę. Otóż oficjalny tytuł tego katechizmu brzmi: Catechismus ad parochos czyli "katechizm skierowany do proboszczów". A wypadałoby, żeby doktor teologii znał tak proste, wręcz elementarne kościelne słowo parochus oraz jego prawidłową odmianę. Jeśli już wysilił się na swoją - zmyśloną - wersję tytułu katechizmu, to powinien powiedzieć "ad usum parochorum" (parochis to dativus i ablativus pluralis, więc tutaj zupełnie bez sensu).
Apologeta "reformatora" M. Z. w natarciu: x. Rafał Jarosiewicz
Jako jeden z obrońców M. Zielińskiego - przeciw D. Mysiorowi - zadziałał znany również z internetów x. Rafał Jarosiewicz z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Oto jego wypowiedź:
Po pierwsze, x. Jarosiewicz potwierdza, że w żadnym dokumencie - także po V2 - nie ma określenia "bracia we wierze" w odniesieniu do protestantów.
Po drugie, x. Jarosiewicz wykazuje brak zrozumienia albo brak woli zrozumienia (albo jedno i drugie) prostych słów, czyli istotnej różnicy zarówno językowej jak też teologicznej między określeniem "bracia w Chrystusie" i określeniem "bracia we wierze".
Wyjaśniam: To pierwsze określenie jest o tyle zrozumiałe i do obronienia, że
- protestanci powołują się na Jezusa Chrystusa, a niektórzy - mimo swojej fałszywej wiary - być może subiektywnie szczerze miłują Jezusa Chrystusa,
- katolik powinien miłować w Chrystusie także heretyków, zwłaszcza tych, którzy urodzili się w herezji i szczerze szukają prawdy.
Po trzecie, wszystkie główne dokumenty po V2 - konkretnie Kodex Prawa Kanonicznego z 1983 r. jak też Katechizm Kościoła Katolickiego z 1991 r. - mówią o herezji jako przewinieniu przeciwko wierze, które skutkuje automatyczną karą exkomuniki czyli wyłączenia z widzialnej wspólnoty Kościoła. Oczywiście jest pewna trudność w pogodzeniu tej zasady z określeniem "bracia w Chrystusie", jednak jest to możliwe - przy sporej dozie dobrej woli - według tego, co podałem powyżej.
Tak więc:
Po czwarte, określenie "bracia we wierze" jest wynalazkiem kogoś, kto albo nie rozumie znaczenia prostych słów, albo odrzuca także dokumenty wydane po V2 jak KPK oraz KKK, albo ich nie zna, mimo że powinien, skoro się wypowiada w temacie.
Wyjaśniam:
Już samo pojęcie wiary jest zupełnie różne w rozumieniu katolickim i w ujęciu protestanckim. Także o tym mówią dokumenty jak KPK oraz KKK:
Tego rozumienia wiary nie da się pogodzić z ujęciem protestanckim. Wprawdzie protestanci nie mają całkowicie jednolitego nauczania nawet w tej kwestii, są jednak źródła, z którymi się wszyscy protestanci zasadniczo zgadzają, a jest to przede wszystkim ich wyznanie wiary zwane Confessio Augustana, które stanowi formułę podającą w sposób umiarkowany to, co łączy wszystkich protestantów. Oto istotny fragment (źródło tutaj):
W skrócie:
- Pojednanie z Bogiem i tym samym łaskę Bożą zdobywa się wyłącznie przez wiarę w to, że przez Jezusa Chrystusa otrzymujemy przebaczenie grzechów.
- "Kto mniema, że to [= pojednanie z Bogiem] otrzymuje przez dobre uczynki i przez nie zasługuje na łaskę, ten gardzi Chrystusem i szuka własnej drogi do Boga wbrew Ewangelii."
- Wiara prawdziwa jest pewnością tego, że "z powodu Chrystusa ma łaskawego Boga", czyli jest "zaufaniem Bogu, że jest nam łaskawy".
Jak widać, jest to zupełnie inne pojęcie wiary niż katolickie, aczkolwiek to pojęcie jest poniekąd zawarte w katolickim, ale przez to, że jest oderwane od całości katolickiego rozumienia, staje się fałszem, gdyż jest odwracane przeciw całości i sprzeciwia się całości, czyli protestuje przeciw całości (jak przystało na protestantów).
Innymi słowy: protestanckie pojęcie wiary polega na sprzeciwie wobec katolickiego rozumienia wiary jako przyjęcia prawdy objawionej przez Boga i nauczanej przez Kościół. Zredukowanie wiary do "pewności" i "zaufania" w przebaczenie grzechów wyłącznie z łaski jest wymierzone przeciw temu, jak Kościół zawsze rozumie wiarę. Tym samym wiara protestantów jest w swoim rdzeniu istotnie inna niż wiara katolicka, mimo pewnych elementów wspólnych - tzw. artykułów wiary - w formule wyznania wiary.
W przypadku "charyzmatyków" mamy dość wyraźnie do czynienia z protestanckim ujęciem wiary, gdyż oni milczą i tym samym milcząco negują sporą część katolickich prawd wiary, czyli te specyficznie katolickie. Nigdy nie nauczają o wartości zbawczej dobrych uczynków, o Tradycji Kościoła jako źródle Bożego Objawienia, o hierarchicznym ustroju Kościoła (choć udają wierność hierarchii, a konkretnie wobec tych hierarchów, którzy ich popierają), o sakramentach, zwłaszcza o Realnej Obecności, o sakramentalności małżeństwa, o sakramencie święceń, o przywilejach i kulcie Matki Najświętszej i świętych Pańskich, o modlitwie za zmarłych czyli o czyśćcu. Nie ma też nic o nierozerwalności małżeństwa, ogólnie o etyce małżeńskiej i sexualnej. To są dla nich tematy tabu czyli nieobecne, co de facto oznacza wspólnotę wiary z protestantami, nie z Kościołem katolickim, choć formalnie do niego przynależą.
Te fakty świadczą o tym, że tzw. charyzmatyzm jest machiną podstępnej protestantyzacji w łonie Kościoła katolickiego, nawet jeśli - póki co - zachowywane są takie elementy jak adoracja Najświętszego Sakramentu. Duchowni są uspakajani tym, że przecież ludzie się modlą, spowiadają itp., że masowo przychodzą. Nie zadają sobie trudu, bo rzetelnie zbadać, kim jest Marcin Zieliński i jemu podobni, i by dostrzec, co się kryje pod pozorami. A skutki duchowe są fatalne i będą jeszcze bardziej fatalne, gdyż każde oszustwo wcześniej czy później jest demaskowane, powodując ogromne szkody dla wiarygodności Kościoła.
Czy Marcin Zieliński naucza zgodnie z nauczaniem Kościoła?
W związku z ostatnimi wpisami odnoszącymi się to debaty Mysiora z Zielińskim pojawiły się oczywiście wściekłe reakcje. Oto przykład:
Czy Zieliński rzeczywiście jest wierny nauczaniu Vaticanum II, na który się regularnie lubi powoływać? Niestety nie. Przykładem jest owo określenie "bracia we wierze" odnośnie do protestantów. Otóż tego określenia nie ma w ŻADNYM dokumencie Vaticanum II i w żadnym innym oficjalnym. To jest wymysł Zielińskiego albo któregoś z jego mentorów i promotorów.
Ponadto Zieliński notorycznie ignoruje deklarację Kongregacji Doktryny Wiary "Dominus Jesus" z roku 2000, która wyraźnie mówi, że wspólnotom protestanckim nie przysługuje miano "Kościoły". Zieliński bowiem regularnie mówi o "Kościele" czy "Kościołach" w odniesieniu do protestantów.
To jest kolejny dowód na to, że on jest obłudnikiem i oszustem, który zwodzi katolików do herezji protestanckiej.
I jeszcze istotna uwaga co do zarzutu anonimowego komentatora, który wysłał swoją powyższą krytykę. Wygląda na to, że napisał ją jakiś duchowny, nie mniej obłudny niż sam Zieliński.
Wyjaśniam: Oczywiście, Duch Święty nie przestaje prowadzić Kościoła poprzez wieki, lecz z całą pewnością nie zaprzecza sobie i nie może zaprzeczać. Tym samym cokolwiek sprzecznego z odwiecznym nauczaniem Kościoła pojawia się w dokumentach nawet oficjalnych, to z całą pewnością nie pochodzi od Ducha Świętego. Anonimowy komentator widocznie nie odróżnia między Bożym Objawieniem, które jest nieomylne, a dokumentami Magisterium, które mogą być omylne i de facto są omylne, zwłaszcza jeśli podają coś, co jest sprzeczne z Bożym Objawieniem czy to zdefiniowanym dogmatycznie, czy choćby z wnioskami teologicznymi z Bożego Objawienia, których Kościół stale nauczał.
Starcie Mysior-Zieliński czyli (auto)demaskowanie "reformatora" - cz. 2
17.
Zieliński oczywiście chętnie daje świadectwo o swoim "cudotwórstwie":
Ciekawe, w którym wydaniu Biblii on to wyczytał...
Ma on tutaj na myśli zapewne słowa z 1 Kor 14,1nn:
διωκετε την αγαπην ζηλουτε δε τα πνευματικα μαλλον δε ινα προφητευητε
ο γαρ λαλων γλωσση ουκ ανθρωποις λαλει αλλα τω θεω ουδεις γαρ ακουει πνευματι δε λαλει μυστηρια
ο δε προφητευων ανθρωποις λαλει οικοδομην και παρακλησιν και παραμυθιαν
ο λαλων γλωσση εαυτον οικοδομει ο δε προφητευων εκκλησιαν οικοδομει
Oto robocze, dokładne tłumaczenie:
Pędźcie miłość, a pragnijcie to, co duchowe, a najbardziej to, aby prorokować.
Bowiem mówiący językiem nie mówi ludziom lecz Bogu, ponieważ nikt nie słyszy, a on duchem mówi tajemnice.
A prorokujący mówi ludziom zbudowanie i pocieszeniu i opowieść,
mówiący językiem buduje siebie, zaś prorokujący buduje Kościół.
Otóż, jak każdy łatwo może sprawdzić w pierwszym lepszym życiorysie świętego, on nie złamał nogi, lecz jako żołnierz został zraniony bitwie.
Najpierw popełnia typowy zabieg protestancki, powszechny także u skrajnych modernistów, a polegający na utożsamieniu wiary i prawa Kościoła z prawem żydowskim czy konkretnie faryzejskim, co świadczy albo o braku zrozumienia nowotestamentalnej krytyki prawa żydowskiego, albo o świadomym stosowaniu chwytu propagandowego wobec ignorantów. Zieliński przytacza potraktowanie przez Pana Jezusa kobiety cudzołożnej (J 7,53 - 8,11) oraz uzdrowienie kobiety w szabat (Łk 13-10-17), przy czym oburzenie przełożonego synagogi przyrównuje do postawy Kościoła przed wprowadzeniem - najpierw Polsce - tzw. dni judaizmu. To jest kolejny szczyt absurdu i zakłamania w jego wykonaniu. Innymi słowy: fakt, że Kościół przez niemal dwa tysiące lat nie celebrował "dni judaizmu", ma świadczyć o kontynuacji przez niego faryzejskiego rozumienia i stosowania prawa, czyli stawiania prawa ponad człowiekiem, a wprowadzenie "dnia judaizmu" wyzwala Kościół z faryzeizmu... No cóż, nasuwa się pytanie, czy Zieliński sam siebie słyszy. Dlatego tutaj Mysior akurat trzeźwo zareagował i nieco przycisnął:
Według Zielińskiego wiara katolicka jest tylko "jedną regułką" i "formułką" spośród wielu, według których można zostać zbawionym. A podaje to bezczelnie jako "aktualne nauczanie Kościoła", co Mysior i Rymanowski niestety naiwnie łykają. Powinni tutaj zażądać od Zielińskiego wskazania dokumentów Magisterium, na których się opiera, a które oczywiście nie istnieją. Gdy Mysior wskazuje na "Pascendi" św. Piusa X, to Zieliński się chytrze uśmiecha, bo może na to odpowiedzieć, że to już dawno nieaktualne.
Zieliński ma oczywiście interes w tej obronie, bo przez to broni też siebie, gdyż to bergogliańscy fani go popierają i promują. Jak zwykle nie waha się przy tym posłużyć się absurdami obrażającymi zdrowy rozsądek przeciętnego człowieka:
Jak widać, według Zielińskiego dowodem na istnienie dróg zbawienia poza chrześcijaństwem mają być przykłady tego, że Pan Jezus objawia się muślimom we śnie, którzy się następnie nawracają. Czy ten człowiek siebie słyszy?
Mamy więc tutaj typowe krętactwo Zielińskiego, który unika nazwania protestantyzmu herezją, a nazywa ich "odstępstwem". Biorąc dokładnie nazwał protestantów - zapewne niechcący - apostatami, gdyż to właśnie oznacza w języku Kościoła odstępstwo (= apostazja), co według prawa kanonicznego jest nawet poważniejszym przestępstwem co do wiary. Szkoda, że Mysior nie pociągnął wątku, a Rymanowski przerwał. Tym niemniej tutaj znowu nasuwa się pytanie, czy Zieliński siebie słyszy. Akustycznie zapewne słyszy, lecz w swojej mieszance ignorancji i zakłamania chyba nie zdaje sobie do końca sprawy, jakie głupoty wypowiada, skupiając się na sprawianiu miłego wrażenia.
Zieliński oczywiście nie odpuszcza okazji żeby robić reklamę swojej imprezy pt. "chwała mu" (w domyśle: Zielińskiemu). Liczy przy tym na naiwność odbiorców zarówno w studio jak też szerokiej publiczności, która bardziej jest skłonna wierzyć miłemu głosikowi przystojniaka niż dopuszczać możliwość, że on zmyśla i łże jak z nut. Sprawa jest podobna jak wyżej: Najpierw musiałoby być pewne, że jest to przykład prawdziwy, a nie zmyślony. Dla każdego trzeźwo myślącego bardziej prawdopodobna jest ta druga możliwość, gdyż opowiada to ktoś, kto ma bezpośredni interes w takiej historyjce. Po drugie: nawet jeśli jest to przykład autentyczny, to istotna jest przede wszystkim trwałość takiego nawrócenia i to nie tylko przez rok. To znaczy, że dopiero trwała przemiana życia świadczy o przyjęcia łaski i współpracy z nią. Czy jest to możliwe w związku z tzw. charyzmatyzmem? Zasadniczo nie można tego o tyle wykluczyć, o ile dla danej osoby te przeżycia nie wiążą się z odrzuceniem wiary katolickiej lecz są z nią jakoś - aczkolwiek w sposób niepełny i wadliwy - powiązane. Doświadczenie uczy jednak, że "nawrócenia" związane z przeżyciami "charyzmatycznymi" są z reguły albo płytkie, bo głównie emocjonalne, nietrwałe i tym samym nieautentyczne, choć mogą być subiektywnie szczere. Tak więc Zieliński tutaj znowu oszukuje.
Zieliński podaje typową kłamliwą propagandę pentekostalno-pseudocharyzmatyczną, niestety bardzo rzadko demaskowaną. Każdy, kto trzeźwo czyta słowa w Ewangelii św. Marka, na które powołuje się "reformator" (Mk 16,15-18), łatwo dostrzeże, że Pan Jezus kieruje te słowa do "jedenastu" czyli Apostołów:
Znowu nasuwa się pytanie, czy on siebie słyszy, gdy mówi, że dzięki Vaticanum II świeccy mogą wypowiadać się publicznie w kwestiach wiary. Owszem, on ma rację o tyle, że w normalnych warunkach kościelnych zostałby już dawno orzeknięty heretykiem i exkomunikowany, a przede wszystkim nie miałby możliwości zwodzenia katolików swoimi bełkotami gadanymi i pisanymi. Tym niemniej twierdzenie, jakoby przed V2 katolikom świeckim nie wolno było mówić publicznie o sprawach wiary, może wynikać albo z głębokiej i zawinionej ignorancji, albo z rutynowego łgarstwa.
Zieliński natomiast miesza funkcję sumienia z subiektywizmem, co znowu świadczy o elementarnej ignorancji teologicznej czy choćby zdroworozsądkowej. Otóż nie ma nic wspólnego z subiektywizmem, gdy ktoś na podstawie obiektywnych norm doktrynalnych i moralnych w sumieniu - a jest to sumienie prawe, czyli ukształtowane według tychże norm - podejmuje decyzję sprzeciwienia się nakazowi czy zakazowi, który jest sprzeczny z tymże normami. Zieliński widocznie nie wie i nie chce wiedzieć, że subiektywizm polega na tym, że nie człowiek nie uznaje nadrzędności norm obiektywnych lecz kieruje się nadrzędnie swoim własnym odczuciem, chceniem, nastrojem itp.
Samopoczucie Zielińskiego w tej sytuacji trafnie ukazuje następujące ujęcie:
Jego stan emocjonalny w tym momencie - wyraźnie rozgrzany i wnerwiony - ukazuje następujące ujęcie:
Zwróćmy uwagę na jego mimikę akurat przy tych słowach:
Mowa ciała jest tutaj dość wyraźna: grymas wskazuje zarówno na kłamanie jak też na skryty wstręt do różańca. Jedno i drugie ma charakter jednoznacznie demoniczny. Innymi słowy: ten człowiek już nawet wizualnie jawi się jak opętany.
Trudno powiedzieć, czy on sam wierzy w to, co mówi. Widocznie jednak oczekuje, że jemu należy wierzyć, gdy mówi, że "charyzmatycy" nie mając możliwości mówienia o Bogu do ludzi, u którymi pracowali, zdobyli tę możliwość przez przebieranki halloweenowe. No cóż, on widocznie jest już tak patologicznie zakłamany, że być może wierzy w swoje własne kłamstwa.
Formacja kapelanów wojskowych
Nie znam podręcznika katolickiej teologii moralnej, który by wprost wypowiadał się w temacie. Kwestia dotyczy zarówno kwestii prawdomówności jak też udziału duchownych w działaniach wojskowych. Bezpośredni udział w walce był duchownym zawsze zakazany przez prawo kościelne. Mówiło się "z orężem w ręku", ale moim zdaniem dotyczy to także udziału w działaniach wywiadowczych itp. Co do prawdomówności to zasada dotyczy tak samo duchownych jak i świeckich. Pozostaje kwestia, czy fałszowanie tożsamości jest moralnie dopuszczalną metodą ukrywania prawdy. Moim zdaniem należy odróżnić tożsamość w znaczeniu nazwiska od tożsamości związanej z wyznaniem wiary. Nazwisko jest sprawą umowną i zmienną, natomiast wyznanie wiary jest zasadniczo niezmienne. Dlatego podawanie przybranego doraźnie nazwiska nie uznałbym za grzech, natomiast podawanie fałszywego wyznania już grzechem jest.
Wiadomo natomiast, że już przed II wś. w Polsce miała miejsce infiltracja Kościoła - nawet hierarchii na wysokim szczeblu - przez kręgi piłsudczykowsko-masońskie. Dowodem są fałszerstwa nawet w dziedzinie liturgii, jak fałszywe tłumaczenie aktu poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, gdzie "populus olim electus" zostało bluźnierczo zafałszowane na "naród niegdyś szczególnie umiłowany", jakoby Pan Bóg jeden naród miłował bardziej niż inne narody.
-
Chociaż już od dłuższego czasu odpowiadam na tego typu pytania, to jednak widocznie nadal są niejasności i potrzeba dalszych wyjaśnień...
-
Przy okazji aktualnej sprawy posła Grzegorza Brauna (więcej tutaj ) słusznie nasuwa się pytanie, czy katolikowi wolno uczestniczyć w świętow...
-
Dla tych P. T. Czytelników, którzy nie wiedzą, co oznacza skrót FSSPX, wyjaśniam, że po polsku oznacza on: Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X. Z...
-
Niestety mamy kolejny skandal w wykonaniu słynnej internetowej gwiazdy stehlinizmu, ponownie świadczący o wręcz niewyobrażalnej i karygodnej...
-
Odbyła się zapowiadana szumnie "debata" dwóch głośnych twarzy internetowych: Marcina Zielińskiego (więcej tutaj i tutaj ) oraz D...
-
Określenie oraz pojęcie "duchowość", dość popularne w przestrzeni kościelnej w okresie mojej młodości, w ostatnich latach - akurat...
-
Kwestia dotyczy wprost autonomii Kościoła, w odpowiednim sensie stosunków między Kościołem a państwem. W tej kwestii są dwie zasadnicze p...
-
Co jakiś czas zadawane mi było pytanie odnośnie Alicji Lenczewskiej i jej rzekomych objawień. Zacząłem od szukania źródeł dostępnych w inter...
-
Są sytuacje, gdy poważnie waham się, czy powinienem podać tutaj materiał dowodowy. Musiałem to już czynić kiedyś w przypadku "słynnego...
-
Gdy porwano i zamordowano x. Jerzego Popiełuszkę, byłem na pierwszym roku studiów w Krakowie. Wtedy dość powszechnie znane były jego kazania...