Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy wymysłem modernistycznym są czytania w języku narodowym?

 

(celebracja Novus Ordo Jana Pawła II podczas wizyty w Papui Nowej Gwinei w roku 1984)

To pytanie zadano mi prywatnie. Z problemem zetknąłem się, gdy zacząłem sprawować wyłącznie liturgię tradycyjną (mając możliwość wyboru) i tym samym z faktem, że niektórzy kapłani już wtedy - początkiem lat 90-ych - w celebracjach recytowanych z udziałem ludu czytali czytania od razu w języku narodowym, co jest oczywiście sprzeczne z rubrykami liturgii tradycyjnej. Ostatnio ten zwyczaj się widocznie nasilił, a to na podstawie motu proprio "Traditionis custodes", gdzie zawarte jest polecenie, by czytania były czytane w języku narodowym. To polecenie nie jest jasne, gdyż nie jest powiedziane, że należy pomijać czytania w języku łacińskim, co zresztą byłoby sprzeczne z rubrykami. Jednak mało rozumiejący celebransi tak właśnie to interpretują, nie znając widocznie zasad liturgii tradycyjnej, które zresztą nie mogą zostać zmienione czy unieważnione przez motu proprio. 

Problem jest liturgicznie i teologicznie głębszy, dotyczy bowiem istoty i natury liturgii, tym samym także natury i charakteru tej części liturgii jaką są tzw. czytania. Samo pojęcie lectio może sprzyjać nieporozumieniu, o ile nie rozumie się uwarunkowań liturgiczno-teologicznych tego elementu. Ma to daleko idące skutki, prowadzące do Novus Ordo wraz z jego poważnymi wadami teologicznymi, idącymi i prowadzącymi w kierunku protestantyzmu. 

Zacznijmy od początku, czyli od źródeł liturgii katolickiej. 

Otóż nie ulega wątpliwości, że Apostołowie i pierwsi chrześcijanie w swojej liturgii nawiązywali do liturgii starotestamentalnej w szerokim znaczeniu, czyli zarówno do kultu w świątyni jerozolimskiej jak też do nabożeństw synagogalnych. Te ostatnie nie są wprawdzie liturgią w sensie ścisłym, jednak należały do codziennego życia religijnego ludu starotestamentalnego. To właśnie do nich nawiązuje pierwsza część Mszy św., zwana tradycyjnie "mszą katechumenów", zaś w Novus Ordo "liturgią słowa", co jest oczywiście mylne (delikatnie mówiąc). W tym określeniu zawarte jest jednak trafne wskazanie, że chodzi o celebrację, akt kultu - bo tym jest liturgia - a nie o pouczanie. 

W tym związku z nabożeństwem synagogalnym mamy już znaczną część odpowiedzi na postawione pytanie. Jest bowiem historycznie pewne, że w synagogach czytano księgi starotestamentalne po hebrajsku, czyli w języku oryginalnym textów natchnionych, innym niż codzienny, gdyż wówczas w Palestynie językiem codziennym był język aramejski, natomiast hebrajski był używany jedynie w modlitwach. Czyniono tak z szacunku i wierności dla natchnionych przez Boga ksiąg, które były napisane w języku hebrajskim. Odczytane fragmenty w języku oryginalnym były następnie wyjaśniane i wykładane przez uczonych w Piśmie. 

Zaś autorem pomysłu używania w liturgii textów bezpośrednio w tłumaczeniu na język potoczny byli dopiero protestanci, zwłaszcza Martin Luder, który zresztą w tym celu napisał swoje fałszywe tłumaczenie na język niemiecki.

Tak więc:

- sprowadzenie tzw. mszy katechumenów ("liturgii słowa") do czytania i wyjaśniania Pisma św. jest nawrotem do nabożeństw synagogalnych,

- w tym nawrocie zawarta jest jednak sprzeczność, o ile czytanie odbywa się w języku potocznym, a nie w języku oryginalnym.

Językiem oryginalnym liturgii rzymskiej jest oczywiście łacina. Ta liturgia posługuje się starożytnym przekładem z oryginalnych języków biblijnych. Ten przekład został sprawdzony i zatwierdzony - tym samym jakby uświęcony - przez pokolenia pasterzy i teologów Kościoła począwszy od starożytności. Stanowi to istotną różnicę względem nowych tłumaczeń na języki narodowe, które wciąż zawierają wady, błędy a nawet fałszerstwa, są ciągle poprawiane i zastępowane nowymi, niewiele lepszymi, a nierzadko jeszcze gorszymi. Stanowi to poważne niebezpieczeństwo zarówno teologiczne, jak też pastoralne i psychologiczne: skoro zmieniają się słowa wygłaszane uroczyście jako "słowo Boże", to podważana jest ich świętość i szacunek do nich. Zaprzecza to zresztą deklarowanemu poszanowaniu i czci dla słów Pisma św., gdyż zwykły wierny jest wydany swawoli duchownych, którzy co jakiś czas serwują mu w liturgii rzekomo lepsze, a na pewno znacznie inne "słowo Boże". To ma katastrofalne skutki dla wiarygodności Kościoła już choćby w wymiarze psychologicznym. 

W dalszej kolejności, aczkolwiek konsekwentnie doprowadziło to do kolejnego nadużycia tzw. lektorów świeckich, do których wprowadzono także kobiety. Jest to o tyle nawiązanie do nabożeństw synagogalnych, że tam właśnie - nabożeństwom nie przewodził stan kapłański - świeccy mężczyźni odczytywali fragmenty Pisma św. W przeciwieństwie do tego w Kościele zawsze obowiązywała jedność między nauczaniem wiary i sprawowaniem kultu, tym samym do uroczystego, kultowego wygłaszania słów Pisma św. byli uprawnieni wyłącznie duchowni. Dlatego właśnie istniał - i nadal istnieje - lektorat jako stopień święceń niższych. 

Pojęcie i przyjęcie tych zasad wymaga oczywiście choćby minimum wiedzy teologicznej i liturgiczno-historycznej, czego obecnie niestety nie zapewnia formacja w seminariach duchownych i na studiach teologicznych. Niestety często nie jest lepiej pod tym względem także pośród kapłanów sprawujących liturgię tradycyjną. Z brakami teologicznymi łączy się z reguły także słabość ludzka, jak pośpiech i wygodnictwo. Komuś niekompetentnemu recytowanie najpierw czytań po łacinie a następnie w języku narodowym może się wydawać zbędnym powtórzeniem. A powinien wziąć przynajmniej pod uwagę, że choćby ranga i wartość słów Pisma św. usprawiedliwia nawet powtórzenie, choćby dla samego celebransa: skoro są to słowa święte i natchnione, to ich powtórzenie na pewno nie jest zbędne, tym bardziej gdy najpierw są one recytowane w charakterze kultu dla nich, a następnie - w tłumaczeniu na język narodowy - jako pouczenie skierowane bezpośrednio do wiernych. 

W tym miejscu zadajmy pytanie: a może ów - pochodzący pierwotnie od protestantów - zwyczaj podawania w liturgii Pisma św. bezpośrednio w tłumaczeniu na język narodowy nie jest zły lecz słuszny?

Wstępną odpowiedzią jest już zarówno teologiczna motywacja tego zwyczaju jak też jego owoce. Motywacją jest danie ludowi Pisma św. w danej interpretacji, gdyż każde tłumaczenie jest interpretacją. Protestanci oczywiście forsowali swoją interpretację Pisma św., podając ją kłamliwie jako "słowo Boże". W rezultacie następowało podwójne fałszerstwo: po pierwsze w tłumaczeniu na język narodowy, po drugie w kazaniach, które się na nim opierały. Ten sposób został niestety implementowany do Novus Ordo. 

Natomiast wraz z językiem łacińskim w liturgii duchownym katolickim jest dana cała Tradycja interpretacji Pisma św. począwszy od Ojców Kościoła, aż po dokumenty Magisterium, które także były wydawane oficjalnie po łacinie. Duchowny żył tą Tradycją na co dzień, zwłaszcza dzięki brewiarzowi, który zawierał oprócz czytań biblijnych także obszerne texty Ojców Kościoła. Tak przygotowany duchowny był odpowiednio wyposażony, by podawać ludowi nie swoje prywatne interpretacje, fantazje czy wymysły na kanwie textów biblijnych, lecz pewną i zdrową naukę Kościoła na przestrzeni wieków. Tak zachowanie jedności ze stałym nauczaniem Kościoła (diachroniczność) zapewniało katolickość i tym samym jedność bieżącą (synchroniczność). 

Nie trzeba wybitnie znać historii, by wiedzieć, do czego doprowadziła protestancka zasada subiektywnego, oderwanego od Tradycji Kościoła interpretowania Pisma św. - mianowicie do niezliczonych i permanentnych podziałów i rozłamów. Ta zabójcza dla autentycznej wiary zaraza została niestety przeniesiona do Kościoła, czego owoce są także łatwo widoczne, gdyż pogłębia się rozłam nie tylko wobec całego dotychczasowego nauczania i praktyki Kościoła, czego dowodem są nie kończące się nowości zwłaszcza w liturgii, lecz także między krajami, diecezjami, nawet parafiami. 

I na koniec istotna uwaga, przez którą zapewne narażę się wielu osobom. Mało kto współcześnie zdaje sobie sprawę z tego, że quasi obrzędowe odczytywanie tłumaczenia czytań mszalnych, jak ma to obecnie miejsce także w celebracjach według mszału tradycyjnego, jest nowością ostatniego stulecia. To był jeden z pierwszych elementów forsowanych przez kryptomodernistyczny tzw. ruch liturgiczny drugiej fali, czyli pierwszej połowy XX wieku (a jest on istotnie różny od pierwotnego "ruchu liturgicznego" o. Guéranger'a z XIX wieku). Jego centrum znajdowało się w Belgii, Niemczech i Austrii (w odróżnieniu od francuskiego ruchu dom Guéranger'a), gdzie wyraźnie nawiązywano do protestantyzmu. Wygląda to tak, że celebrans na początku kazania w stylu quasi rytualnym - z określoną formułą wprowadzającą - odczytuje tłumaczenia. To jest oczywiście absurd liturgiczny, gdyż tłumaczenia nie są textami liturgicznymi, lecz jedynie pomocą homiletyczno-katechetyczną. Tradycyjnie w liturgii owszem posługiwano się tłumaczeniami, lecz czytano je fragmentami w trakcie homilii (czego dowodem są homilie Ojców Kościoła), a nie podając tłumaczenia w sposób quasi rytualny. Owszem, celebrans ma prawo najpierw, czyli na wstępie homilii przeczytać czytania, jednak nie powinien tego czynić rytualnie, jak to ma miejsce zwykle w celebracjach zarówno FSSPX jak też indultowych, gdyż jest to przynajmniej nieporozumienie i oczywiście furtka dla protestanckiego zwyczaju, który przeniknął do Novus Ordo. 

13 komentarzy:

  1. Ojciec Święty odniósł się wreszcie do swojego oczekiwania „głoszenia Słowa Bożego w językach zrozumiałych dla wszystkich”, to znaczy, że czytania mszalne mają być wyłącznie z językach narodowych. Wygłaszanie ich w jakikolwiek inny sposób „byłoby jak śmianie się ze Słowa Bożego”, twierdzi Franciszek.

    Tę ostatnią wypowiedź skomentował prof. Joseph Shaw z Uniwersytetu Oksfordzkiego, przewodniczący Stowarzyszenia Mszy Łacińskiej Anglii i Walii. Uczony przypomniał, że liturgia Kościoła „nie jest czysto dydaktycznym, racjonalistycznym, funkcjonalistycznym przedsięwzięciem”, a funkcją czytań jest oddanie chwały Bogu w „sakralnym języku”, co potem jest tłumaczone podczas kazania.

    – Nie sądzę, by papież Franciszek był skłonny powiedzieć, że hindusi, muzułmanie, ortodoksyjni żydzi czy greckie i rosyjskie kościoły prawosławne śmieją się ze swoich świętych ksiąg, gdy głoszą je w świętym języku, zwykle zgromadzeniom wiernych, którzy ich nie rozumieją. Gdyby to zrobił, nie wróżyłoby to dobrze stosunkom ekumenicznym i międzywyznaniowym – uznał Shaw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy, że Franciszek uważa, że Kościół śmiał się ze swoich świętych ksiąg przez dwa tysiące lat.
      Taka postawa zdaje się nazywa się protestantyzmem.

      Usuń
    2. Ale ta wypowiedz nie jest częscią magisterium,więc nie jest obowiązująca dla katolika.A papież Franciszek sam za te słowa będzie odpowiadał

      Usuń
  2. Też zauważyłem, że w kaplicach FSSPX często wierni robią potrójny znak Krzyż (czoło, usta, serce) nie tylko podczas uroczystego oczytania Ewangelii ale i podczas tłumaczenia. Wydawało mi się to dziwne.

    Co ciekawe, kiedyś starszej daty kapłan FSSPX w ogóle pominął czytanie tłumaczenia. Zażartował, przeczytajcie sobie w domu bo jest bardzo długie. Szczerze mi się to podobało.

    W ogóle, jeśli chodzi o tzw "tradycjonalistów", zachowanie wiernych bardzo się różni od miejsca do miejsca. Na zachodzie, raczej nie odpowiadają, w Polsce jak najbardziej. Również kapłani mają wyczuwalnie inne style odprawiania, choć ciężko mi to nazwać konkretnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy jeśli kapłan na początku kazania wymawia formułkę: "Na większą cześć i chwałę Bożą i na pożytek nasz zbawienny czyta nam Kościół, Matka nasza na wspomnienie św. N czytanie z...(następuje odczytanie) i wyjątek Ewangelii, zapisanej u św. N., której jako słów Bożych z uszanowaniem powstawszy wysłuchajcie ( następuje odczytanie Ewangelii)" to jest to też rytualnie. Podkreślam że to w czasie kazania, które nie jest chyba częścią mszy wg Tradycyjnego rozumienia liturgii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za podpis pod zdjęciem. Ze względu na efekt na fotografii, dopiero zwróciłem uwagę kto odprawiał.

    OdpowiedzUsuń
  5. a dlaczego by nie czytać podczas liturgii PŚ w języku oryginalnym ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W liturgii papieskiej od wieków śpiewana jest Ewangelia także po grecku. Nie ma przeszkód teologicznych, by także lekcje były śpiewane po grecku (starotestamentalne według Septuaginty). Natomiast z hebrajskim jest ten problem, że obecnie używany text - z którego robione są współczesne tłumaczenia - pochodzi od tzw. masoretów, czyli talmudystów z czasów po Chrystusie, i jest znacznie młodszy niż Nowy Testament, tym bardziej niż Septuaginta, na której Nowy Testament jest oparty.

      Usuń
  6. Ciekawy i wiele wyjaśniający tekst.
    Wulgata istotnie się różni od Biblii Tysiąclecia, a raczej od wszystkich jej wersji powstających w ramach niekończących się poprawek. Np. z Księgi Tobiasza usunięto bardzo istotny fragment dotyczący celowości i, można powiedzieć, "diachroniczności" pożycia małżeńskiego:

    Wulgata, Rodzial 6
    20 Bsecunda vero nocte in copulatione sanctorum patriarcharum admitteris
    21 tertia autem nocte benedictione consequeris ut filii ex vobis incolomes procreentur
    22 transacta autem tertia nocte accipies virginem cum timore Domini amore filiorum magis quam libidinis ductus ut in semine Abrahae benedictionem in filiis consequaris


    20 Drugiej zaś nocy do złączenia ze świętymi patriarchami przypuszczony będziesz.
    21 A trzeciej nocy błogosławieństwa dostąpisz, aby się z was synowie zdrowi rodzili.
    22 Lecz po trzeciej nocy weźmiesz pannę z bojaźnią Pańską, bardziej przejęty pragnieniem dziatek niźli
    lubością, żebyś w potomstwie Abrahamowym dostąpił błogosławieństwa w synach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczego "liturgia słowa" to mylne sformułowanie?

    OdpowiedzUsuń