Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy embrion ludzki jest w pełni człowiekiem?


Zalinkowany text jest manipulacją obliczoną na ignorancję i lenistwo intelektualne czytelników. Aczkolwiek omawiana kwestia jest rzeczywiście ważna i kluczowa. 

Już początek textu ukazuje pomieszanie pojęć i jest typowym zabiegiem podrzucenia przeciwnikowi fałszywej tezy i to perfidnie opakowanej. 

Autor oczywiście nie definiuje pojęć "równość moralna" i "status moralny", bo jest mu tak wygodnie. Jest dość jasne, że chodzi tutaj o godność istoty ludzkiej, z której wynikają prawa człowieka, w tym prawo do życia. Jest ona różna od kwalifikacji moralnej, ponieważ ta ostatnia zależy od wolnych decyzyj danego człowieka. Innymi słowy: pod względem moralnym istota ludzka jaką jest embrion, który rzecz jasna nie mógł popełnić niczego złego, jest moralnie znacznie wyższa niż istota ludzka, którą jest zbrodniarz czy złoczyńca. Dlaczego autor unika pojęcia "godność ludzka", można się łatwo domyśleć w dalszym przebiegu jego wywodów. Otóż godność człowieka jako podstawa jego praw jest nieodwracalnie dana każdej istocie, nawet jeśli jest brukana czy to przez własne niemoralne decyzje, czy też poniżana i raniona przez innych. 

Słusznie więc należy pytać, czy embrion ludzki jest człowiekiem. Dodanie określenia "w pełni" jest próbą zamącenia sprawy. To właśnie czyni autor textu systematycznie. 

Ostatecznie chodzi oczywiście o pojęcie człowieka, a to już jest kwestia filozoficzna, czyli o wiele szersza niż dziedzina medycyny i biologii. Takie pojęcia jak "równość moralna", "status moralny", "godność człowieka", "prawa człowieka", "osoba" nie są pojęciami biologicznymi lecz filozoficznymi. To jest skrzętnie ukrywane przez autora textu. Zaś pomieszanie tych dziedzin - czyli chaos metodologiczny - jest przyczyną niezrozumienia problemu oraz podatności na manipulację, której przykład tutaj mamy. Widać to zwłaszcza w zasadniczej tezie:


Zarzucając - dość prymitywnie i bezpodstawnie - przeciwnikom aborcji rzekomy błąd ekwiwokacji autor sam miesza i wprowadza w błąd, przeciwstawiając pojęcie organizmu z jednej i pojęcie osoby z drugiej. Zakłamuje tym samym fakt, że organizm jest pojęciem biologicznym, podczas gdy osoba jest pojęciem filozoficznym. Oczywiście autor nie jest w stanie uzasadnić tego pomieszania, czego zresztą nawet nie próbuje. Jedynym "argumentem" jest zalinkowanie kilku rzekomo naukowych textów, popełniających ten błąd pomieszania dziedzin i tym samym zafałszowania pojęć. O właściwym ujęciu związku między dziedziną biologii i filozofii, tym samym poprawnym przejściu, będzie poniżej. 

Następnie autor formułuje w punktach następne argumenty typu redukcji ad absurdum:


Tutaj autor posługuje się autorytetem Jana Pawła II, co jest już o tyle absurdalne, że ów był radykalnym przeciwnikiem aborcji. Tym samym powoływanie się na jego słowa dla uzasadnienia dopuszczalności aborcji jest delikatnie mówiąc groteskowe, dopóki nie jest wykazana sprzeczność w nauczaniu papieża. 

Można pominąć aspekt formalny, mianowicie fakt, że jest to jedynie fragment z przemówienia do transplantologów i tym samym nie ma żadnej rangi magisterialnej (rangę magisterialną w znaczeniu nauczania papieskiego ma jedynie nauczanie skierowane do całego Kościoła). Osobną jest też kwestia hipotezy tzw. śmierci mózgu (to przemówienie Jana Pawła II nie świadczy bynajmniej o dogłębnym jej zbadaniu pod względem medycznym i etycznym, więcej tutaj i tutaj). Już na pierwszy rzut oka widać, że także w tym akapicie autor niesamowicie miesza: moralna dopuszczalność wycięcia organów po ustaniu aktywności mózgu ma uzasadniać traktowanie embrionu - w domyśle nie posiadającego aktywności mózgu - jako bytu nieosobowego i nieludzkiego. W tym miejscu nie jest konieczne zbadanie kwestii, czy ustanie aktywności mózgu stwierdzalnej obecnymi narzędziami można utożsamić ze śmiercią człowieka (należy to zdecydowanie zanegować, gdyż człowiek składa się nie tylko z mózgu, lecz z całego ciała, tym samym nie można utożsamić braku stwierdzalnej aktywności jednego organu ze śmiercią całego organizmu). Wystarczy wiedzieć, że według hipotezy śmierci mózgu - zakładanej w cytowanych bezkrytycznych słowach Jana Pawła II - śmierć organizmu następuje w momencie ustania aktywności mózgu. Tym samym zrównanie martwego organizmu z organizmem żywym, jakim jest bezsprzecznie embrion, jest po prostu absurdalne już na poziomie czysto biologicznym. 


Także tutaj autor dopuszcza się absurdalnej i prymitywnej manipulacji. Według jego logiki staranie się o dzieci w ogóle byłoby niemoralne, skoro nigdy nie można wykluczyć tego, że dziecko już w młodym wieku zachoruje na śmiertelną chorobę czy zginie w wypadku. W sposób wręcz groteskowy autor miesza fakt, że dzieci umierają także przed urodzeniem, z ich zabijaniem w łonie matki. Nie muszę chyba wyjaśniać, na czym polega różnica między śmiercią a zabijaniem, nawet jeśli odmawia się embrionowi ludzkiemu godności ludzkiej.


Autor znowu operuje pomieszaniem i fałszem. Po prostu kłamie twierdząc, że "nie robimy nic" dla zapobieżenia śmiertelności dzieci w łonie matki. Czyżby nie wiedział nic o rozwoju i sukcesach chociażby neonatologii, która w ostatnich dziesięcioleciach poważnie zmniejszyła śmiertelność prenatalną? Tym samym także ten "argument" można uznać jedynie jako manipulację i to już na poziomie prostych faktów. Prócz tego autor znowu myli śmierć z zabijaniem. 


Ten "argument" jest wyjątkowo perfidny, nawet w zestawieniu z poprzednimi. Poza poruszeniem problemu teodycei, który jest jak najbardziej poważny i zasługuje na osobne omówienie, autor nie mówi tutaj właściwie nic oprócz powtórzenia prymitywnego pomieszania śmierci z zabijaniem. 

Tutaj autor wreszcie porusza godny uwagi dylemat moralny, aczkolwiek sytuacja jest konstrukcją myślową. Podłe jest natomiast powiedzenie, jakoby fakt "pełnego człowieczeństwa zarodków" był kwestią wiary (o tym więcej poniżej). Niemniej perfidne jest sugerowanie, jakoby katolik powinien uznać uratowanie pięcioletniej dziewczynki zamiast dziesięciu embrionów ludzkim za czyn zły. Autor pomija bowiem naczelną zasadę etyki nie tylko katolickiej lecz ogólnoludzkiej (wyrażonej także w prawodawstwie świeckim), według której moralnie obowiązujące jest tylko to, co jest w danym przypadku możliwe (ad impossibilia nemo tenetur). W jej świetle proste jest rozwiązanie dylematu moralnego podanej sytuacji: jeśli nie jest możliwe uratowanie zarówno dziewczynki jak też embrionów, to spontaniczną reakcją jest słusznie ratowanie najpierw dziewczynki. Wynika to z empatii, która jest także ważnym czynnikiem etycznym. Tym samym nie będzie grzechem wybór uratowania dziewczynki. Trzeba zauważyć, że także w tym "argumencie" autor konsekwentnie miesza śmierć - przez niemożliwość uratowania - z zabijaniem, co jest dość prymitywną manipulacją. 

Tutaj autor powtarza w innej wersji swoje powiedziane już wyżej bzdury, podlane na nowo fałszem apelującym jedynie do uczuć i podżegającym do buntu wobec ochrony życia nienarodzonych dzieci. Jedynym "argumentem" jest prawdopodobieństwo turystyki aborcyjnej oraz podziemia aborcyjnego. Według tej logiki nie należałoby też zakazywać używania narkotyków i handlu nimi, skoro można je kupić za granicą i na czarnym rynku. Na tyle wysiłku myślowego stać proaborcyjnego manipulatora...

Do tego samego gatunku należy zaliczyć quasi koronny "argument", który jest jedynie maniakalnie powtórzony, bez choćby próby uzasadnienia:

Są tutaj zawarte dwie te tezy:

- osobowy status "zarodka i płodu" jest kwestią wiary

- tej "wiary" nie podzielają konsekwentnie nawet katolicy. 

Tę drugą tezę mogę pominąć, gdyż nie jest istotna, a jest już na pierwszy rzut oka o tyle fałszywa, że oficjalne stanowisko Kościoła we wszystkich jego dokumentach jest jednoznaczne, co nawet sam autor wspomina na początku swojego textu. 

Istotny i kluczowy jest natomiast intelektualny i naukowy status twierdzenia, że embrion ludzki posiada godność ludzką. 

Warto zauważyć, że autor posługuje się tutaj pojęciami biologicznymi jak "zarodek" i "płód". Należy zapytać, na jakiej podstawie w odniesieniu do dziecka po urodzeniu i dorosłego człowieka przechodzi do określenia pojęciem filozoficznym - nie biologicznym - "osoba" zamiast określenia biologicznego "organizm ludzki" albo "system komórek z DNA charakterystycznym dla gatunku homo sapiens". Czyż nie obraziłby się, gdyby ktoś tymi ostatnimi pojęciami określał jego czy innych ludzi z wykluczeniem godności ludzkiej? Tak więc najpierw istotne jest rozróżnienie dziedziny i kompetencji danej nauki oraz jej pojęć. 

Następnie istotne jest pytanie, czy biologia jest w stanie rozstrzygnąć czy przynajmniej pomóc w rozstrzygnięciu kwestii osobowej godności embrionu ludzkiego. Sama kwestia jest oczywiście natury filozoficznej. Nie oznacza to pomniejszenia jej rangi, gdyż filozofia jest także nauką (wbrew forsowanemu przez ateistów scjentyzmowi), mianowicie ogólną - jako podstawa uprawiania każdej nauki - i uogólniającą, to znaczy bazującą na wynikach nauk szczegółowych, w tym przyrodniczych. 

Jest bezsprzecznym faktem, że biologia nie jest w stanie podać momentu w rozwoju, gdy embrion staje się osobą ludzką. Do posługiwania się pojęciem "osoba" tej nauce po prostu brakuje kompetencji. Stąd wynika niezgodność biologów w tej kwestii. Odpowiedzialny za swoje słowa kompetentny biolog trzymający się metody swojej nauki w ogóle nie wypowiada się w tej sprawie z pozycji czysto biologicznej. Może jednak i powinien wskazać na fakt, że - z punktu widzenia czysto biologicznego - kluczowym i decydującym momentem w powstaniu organizmu także ludzkiego jest zapłodnienie czyli połączenie komórki męskiej i żeńskiej. Współczesna genetyka potwierdza ten fakt, co z kolei jest potwierdzeniem stanowiska Kościoła i każdego uczciwie myślącego człowieka, że życie człowieka i tym samym jego ludzka godność zaczyna się już w tym momencie. Skoro moment zapłodnienia jest wydarzeniem kluczowym z punktu widzenia biologicznego, to nie ma innego momentu, który by decydował o ludzkiej czyli osobowej godności organizmu. Uznanie tego faktu nie jest kwestią wiary religijnej lecz szacunku wobec nauki, jaką jest biologia (wraz z dziedzinami pokrewnymi), której pewne wyniki należy zastosować do filozoficznej kwestii statusu osobowego. 

Godność ludzka jest oczywiście niestopniowalna, to znaczy że albo jest się człowiekiem albo się nim nie jest. Dlatego jedynie propagandowym bełkotem jest mówienie o byciu "w pełni człowiekiem". Nie można być człowiekiem w połowie, w ćwiartce czy w innym ułamku, ponieważ godność osobowa nie zależy ani od sprawności funkcyj organizmów, ani od jego stanu, lecz jedynie od tego, czy jest to żywy - a poniekąd także martwy - organizm ludzki. Odnośnie bycia organizmem ludzkim rozstrzyga biologia, zwłaszcza genetyka. Na podstawie tego rozstrzygnięcia danemu organizmowi - uznanemu przez biologię za ludzki - przysługuje godność ludzka czyli osobowa. 

Jeśli by przyjąć, jak czyni to autor textu, że człowieczeństwo organizmu i tym samym jego godność zależy od stwierdzalnej przez obecne narzędzia aktywności mózgu, to wraz z aborcją należy prawnie zalegalizować także zabijanie ludzi, u których taka aktywność nie zostaje stwierdzona. Ma to owszem już miejsce w biznesie transplantacyjnym, a to na podstawie wspomnianej już fałszywej hipotezy tzw. śmierci mózgowej. Nie przypadkowo przebieg takich "zabiegów" jest skrzętnie ukrywany przed opinią publiczną. Gdyby pokazano, co się dzieje z organizmem w tym czasie, to by raczej nie było chętnych tzw. dawców organów. Zwykły prosty obywatel myśli, że po stwierdzeniu tzw. śmierci mózgowej jest się martwym i nic się nie czuje, co jest ewidentną nieprawdą. 

Podsumowując:

Rozstrzygnięcie kwestii statusu osobowego embrionu ludzkiego nie należy do kompetencji biologii i medycyny. Te nauki mogą jedynie dostarczyć materiał służący rozstrzygnięciu. Tym materiałem jest fakt, że w rozwoju organizmu ludzkiego nie ma innego momentu determinującego jak moment poczęcia. Tym samym uczciwe intelektualnie jest albo uznanie osobowego statusu organizmu ludzkiego począwszy od chwili poczęcia, albo jego całkowite zanegowanie, czyli zredukowanie do rangi zwierząt czyli innych istot żywych, czyli do statusu jedynie biologicznego. Ta druga alternatywa jest oczywiście absurdalna już chociażby na podstawie doświadczenia codziennego: nikt przy zdrowych zmysłach nie neguje wyjątkowej rangi człowieka pośród istot żywych. 

2 komentarze:

  1. Dziękuję Księdzu za ten wykład i cały blog - treści, które porządkują nasze myślenie. Za odwagę i wysiłek udostępniania nam, zwykłym ludziom, czystej nauki Kościoła. Przykro to powiedzieć, ale przeważnie na kazaniach jest się zmuszonym na "wewnętrzną emigrację" (ciężko słuchać sensacyjnych opowieści w charyzmatycznych klimatach itp.) i jest się o krok od przyznania racji Awerroesowi..
    Chcę się odnieść do ostatniego zdania: "nikt przy zdrowych zmysłach nie neguje wyjątkowej rangi człowieka pośród istot żywych". Naturaliści przyznają, że coś (kultura) wyróżnia człowieka spośród istot świata natury, ale twierdzą, że człowiek nabywa ją w drodze socjalizacji. Tzn., że ona nie jest wyrazem człowieczej natury, tylko czymś dodanym z zewnątrz. Więc dla nich człowiek to zwierzę, a kultura to "ubranie", zewnętrzna powłoka, którą człowiek nabywa w drodze socjalizacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego Ksiądz powołuje się nie pierwszy już raz na tzw. "prawa człowieka", stworzone przez oświeceniową masonerię w ramach humanizmu i antropocentryzmu przeciwko Prawu Bożemu, zamiast powoływać się na Prawo Boże?

    OdpowiedzUsuń