Jest to temat codzienny i to od początku istnienia ludzkości. Żyjemy jednak w czasach gdy to jest zamieszanie i pomieszanie w tej dziedzinie w łonie Kościoła, czyli wśród katolików, jakiego nie było od początku jego istnienia. Przyczyny są wielorakie. Główną przyczyną jest jednak rozwodnienie, podminować, a nawet wręcz daleko idące fałszowanie katolickiej teologii małżeństwa, odbywające się od ponad pół wieku, począwszy od "reformy", czyli przebudowy, a właściwie demontażu tradycyjnego nauczania Kościoła, pod wpływem i niejako na rozkaz ideologij antyrodzinnych i antyludzkich, które sprowadzają się ostatecznie do marxizmu jako programu niszczenia naturalnych więzi społecznych, których stróżem było chrześcijaństwo od początku swego istnienia.
Równocześnie podejmowane są próby zarówno jakby "uwspółcześnienia" (słynne Roncalli'ańskie aggiornamento) katolickiej teologii małżeństwa wraz z odpowiednim modernistycznym duszpasterstwem, jak też - w kręgach katolików tradycyjnych - próby czy przynajmniej tendencje nawiązania do Tradycji Kościoła czy szeroko rozumianej czy raczej nierozumianej tradycji chrześcijańskiej. Obecne duszpasterstwo małżeństw bazuje przeważnie niestety głównie zarówno na wypaczonej, zafałszowanej modernistycznie teologii, jak też na mniej czy bardziej współczesnej psychologii, która ze swojej strony cierpi na brak klarownej tożsamości choćby metodologicznej oraz naukowości (mimo obecności na uczelniach wyższych jako przedmiot i kierunek studiów). Uprawiający psychologię zwykle zapominają tudzież pomijają, że podstawą tejże nauki zawsze jest i musi być jakaś antropologia, od której zależy zarówno przedmiot badań jak też metody oraz wyniki. Regularnie zakłada się - milcząco i bezrefleksyjnie - koncepcję człowieka poważnie okrojoną a nawet zafałszowaną, co oczywiście ma fatalne skutki zarówno dla poziomu naukowego jak też dla wniosków praktycznych czyli praktyki terapeutycznej i pedagogicznej w najszerszym znaczeniu.
Niniejszym postaram się naszkicować coś w rodzaju elementarza katolickiej "reguły małżeńskiej", czy raczej roboczej wersji w odpowiedzi na pilną potrzebę, którą widzę w codziennej praktyce duszpasterskiej.
1. Jak znaleźć właściwą osobę?
Pytanie może się wydawać banalne i zbędne. Czyż nie wystarczy zakochanie się? Oczywiście szczególnie w młodym i bardzo młodym wieku wydaje się, że kluczowe i decydujące są uczucia. Prawdą jest, że trudno jest sobie wyobrazić spędzenie życia z kimś, do kogo nie żywi się pozytywnych uczuć, mniej czy bardziej romantycznych. Nie jest prawdą, jakoby dawniej małżeństwa były zasadniczo aranżowane czyli ustalane przez rodziców czy wręcz całe rodziny tak jak to ma miejsce obecnie regularnie w krajach islamskich, co oczywiście ma związek z różnicą wieku między przyszłym mężem i przyszłą żoną. Inną skrajnością jest quasi "romantyczne" kierowanie się wyłącznie zakochaniem się czyli uczuciami połączonymi z pożądliwością zmysłową, co jest z istoty powierzchowne. Z doświadczenia życiowego wiadomo, że zarówno uczucia jak też upodobania zmysłowe są niestałe i zmienne przynajmniej w jakimś stopniu, a mogą się przerodzić w swoje przeciwieństwo. Zwykle jest tak, że im więcej namiętności jest na początku relacji tym bardziej prawdopodobne jest odwrócenie aż do nienawiści włącznie, oczywiście jeśli nie dojdzie do dojrzewania w znaczeniu harmonijnego rozwoju wszystkich dziedzin i poziomów odnoszenia się do siebie nawzajem, zwłaszcza w wymiarze bardziej duchowym i racjonalnym.
Zdrowa, dojrzała i trwała relacja ma miejsce tylko wtedy, gdy zarówno odpowiada prawdzie osób jak też ukierunkowana jest na cel większy i wyższy niż same osoby. Innymi słowy: łatwo jest się zakochać, ale zakochanie się nie wystarczy i nie może wystarczyć do znalezienia osoby odpowiedniej do małżeństwa. Jak to robić?
Nieomylną wskazówką, a nawet regułą jest kierowanie się katolickim nauczaniem odnośnie do celów małżeństwa. Według tradycyjnego nauczania Kościoła celem pierwszorzędnym jest wydanie na świat potomstwa, a celami dalszymi są pomoc wzajemna oraz zaspokojenie pożądliwości. Wynika stąd, że pierwszym rozumnym kryterium jest kwestia, czy dana osoba będzie dobrą matką czy dobrym ojcem moich dzieci. Oczywiście ważną rolę odgrywa tutaj także intuicja i zakochanie się, o ile odnosi się nie tylko i nie przede wszystkim do wyglądu zewnętrznego lecz głównie do osobowości i cech charakteru. Chodzi tutaj zarówno o zasadniczą zgodność i wspólnotę w systemie wartości, kulturze itp. jak też o komplementarność czyli uzupełnianie się w zróżnicowaniu. Nie musi to być w całości świadome, wystarczy pewne wyczucie. Człowiek znający i akceptujący swoje granice choćby instynktowo szuka czy przynajmniej zaciekawiony jest osobowością, która zawiera coś, czego w sobie nie ma.
W racjonalnym rozeznaniu zasadniczo pomocne są opinie osób trzecich, przede wszystkim rodziców i innych członków rodziny, ale także rówieśników. Oczywiście tutaj także chodzi o racjonalne kryteria, nie o kwestie np. majątkowe czy urody zewnętrznej. Rodzina, której zależy na dobru swojego dziecka w wyborze małżonki czy małżonka, będzie także stawiała na pierwszym miejscu zdolność do wydania na świat i wychowania potomstwa. Znaczenie ma tutaj także materialne zabezpieczenie bytu, aczkolwiek w odpowiedniej hierarchii wartości.
Zwykle do nieszczęść życiowych prowadzi stawianie kwestij materialnych na pierwszym miejscu, co nierzadko ma miejsce zarówno z strony młodych jak też ich rodzin. Po stronie młodych główne niebezpieczeństwa to pociąg zmysłowy, ale także motywy materialne. Rodzice i rodzina zwykle zwraca uwagę na stan majątkowy faktyczny czy przynajmniej potencjalny (jak dobrze płatny zawód), myśląc oczywiście także we własnym interesie. Ogólna jest tendencja do pomijania czy niedocenienia cech charakteru, a to nie tych odgrywanych na pokaz lecz sprawdzonych na co dzień.
Ważną wskazówką co do systemu wartości i cech charakteru jest stan rodziny, z której dana osoba pochodzi, pod tym względem. Jeśli w takiej rodzinie jest wzajemny szacunek, pracowitość i gotowość pomocy, to jest bardzo prawdopodobne, a nawet poniekąd pewne, że taka postawa życiowa cechuje także kandydata na męża czy żonę. Jeśli natomiast częste czy wręcz regułą są zdrady małżeńskie, rozwody, spory majątkowe, czy wręcz patologie jak alkoholizm, narkomania itp., to bardzo prawdopodobna jest przynajmniej skłonność do takich zachowań, co oczywiście nie wyklucza wyjątków i szczerego starania się o samodzielne i odpowiedzialne kształtowanie własnego życia według zasad, którym wzorem nie jest rodzina własnego pochodzenia.
Warto zwrócić uwagę, która osoba w rodzinie miała największy wpływ na wychowanie danego człowieka. Osobiście znam przypadki, że nawet w rodzinie alkoholika sama matka czy sam ojciec był w stanie wychować dziecko na wspaniałego człowieka, który został wzorowym mężem i ojcem, a córka wzorową żoną i matką, choć sami nie doznali dobrego przykładu ojca czy matki. Także pod tym względem zwykle pomocne jest zdanie rodziny, krewnych i przyjaciół, którzy znają tamtą rodzinę i oceniają według rozumnych katolickich kryteriów.
Nie bez znaczenia powinna być też opinia duszpasterza danej parafii, o ile zna rodzinę, co jest możliwe zwykle w parafiach mniejszych, głównie wiejskich. Zdanie proboszcza nie musi być nieomylne, zwłaszcza gdy kieruje się on własnymi sympatiami czy antypatiami, jednak zwykle zawiera pewne wskazówki. Takie właśnie praktyczne znaczenie mają tzw. zapowiedzi przedślubne. Nie chodzi tutaj jedynie o konieczną procedurę kanoniczną mającą na celu wykrycie w czas przeszkód prawnych co do zawarcia danego związku małżeńskiego. Powinna to być też okazja do udzielenia prawdziwych, sprawdzonych informacyj zarówno wobec proboszcza jak też samych zainteresowanych i ich rodzin, jeśli znane byłoby coś, co miałoby znaczenie dla pomyślności danego związku.
Kwestia tzw. mezaliansów - w znaczeniu związku osób z różnych warstw społecznych - wydaje się obecnie nieaktualna. Myślę jednak, że w pewnej odmianie nadal istnieje. Nie chodzi oczywiście o klasy społeczne w znaczeniu podziału na arystokrację, mieszczaństwo i chłopstwo, gdyż te różnice obecnie zasadniczo nie istnieją. Podziały są innego rodzaju i dotyczą w Polsce głównie grup zawodowych, co ma związek z warstwami społecznymi z czasu komunizmu. W dawnej strukturze społecznej, gdzie wiodącą rolę miała arystokracja, chodziło o przygotowanie do roli w społeczeństwie, bazując na życiowej prawdzie, że dziecko jest przygotowywane już od pierwszych lat w swojej rodzinie do zadań, które podejmie w życiu dorosłym. Zbyt duża różnica w wykształceniu, kulturze, nawykach itp. zwykle nie służy harmonii i trwałości małżeństwa, aczkolwiek zawsze istniały wyjątki. Chamstwo, podłość i głupota zawsze były obecne także w tzw. elitach, podczas gdy szlachetność, życiowa mądrość i wspaniałomyślność, a nierzadko także wybitne uzdolnienia zawsze można było spotkać także w niższych warstwach społecznych. Obydwa aspekty powinny być brane pod uwagę: zarówno uwarunkowania społeczne, z których dana osoba pochodzi, jak też indywidualne cechy zarówno rodzinne jak też osobiste.
Mówiąc w skrócie, istotne są następujące kryteria:
- cechy charakteru takie jak zdolność wczucia się w inną osobę, słuchania
- ukierunkowanie na cele wyższe niż własne potrzeby, zachcianki, upodobania, hobby
- realizm w ocenie siebie i też innych osób, w tym zdolność przyznania się do swoich błędów i słabości,
- zdolność i nawyk wykonywania zadań i czynności zwykłych codziennych jak sprzątanie i utrzymywanie porządku, rzetelne wykonywanie swoich obowiązków, solidność w pracy zarówno domowej jak też zawodowej.
Są to cechy istotne dla zdolności bycia mężem i żoną, ojcem i matką.
Oczywiście swoje miejsce w małżeństwie mają także przyjemności zmysłowe, lecz one są zdrowe jedynie wówczas, gdy są podporządkowane rozumnemu ukierunkowaniu na dobro osób w wymiarze całościowym, zarówno na tak rozumiane dobro małżonków jak też ich potomstwa. Wybujałość zmysłowości zawsze niszczy ten porządek, niszcząc przez to więzi osobowe oraz same osoby, zwłaszcza dzieci pod względem dojrzewania osobowego.
Jeśli zarówno mężczyzna jak też niewiasta są osobowościami dojrzałymi czyli harmonijnymi (w znaczeniu hierarchii warstw osobowości od duchowej, poprzez emocjonalną aż do zmysłowej) to nie ma przeszkód w harmonii w dziedzinie sexualnej, gdyż wówczas ona również kształtowana jest rozumnie, z poszanowaniem godności każdej z osób.
Szczególnie niebezpieczne jest zaczynanie relacji od sfery zmysłowej czy wręcz sexualnej (czemu sprzyja niestety obecna sexualizacja zarówno szkolna jak też ogólnie w przestrzeni publicznej, choćby w postaci coraz powszechniejszych wulgaryzmów). Oczywiście, pierwsze wrażenie danej osoby należy zasadniczo do sfery zmysłowej, gdyż najpierw widzi się daną osobę, może też słyszy, a dopiero z czasem można poznać jej myślenie, system wartości, cechy charakteru itp. Dlatego tak ważne jest zachowanie czystości myśli, fantazji, spojrzenia, a jest oni niczym innym jak rozsądną, prawdziwą harmonią podejścia do rzeczywistości, w tym wypadku do rzeczywistej osoby, które istotą nie jest wygląd zewnętrzny, aczkolwiek on w jakiś sposób ukazuje także wartości wewnętrzne, już chociażby przez strój i sposób dbania o swój wygląd (zarówno higiena jak też zabiegi sztucznego "poprawiania" urody). Nadmierna dbałość o wygląda zewnętrzny w postaci sztucznych zabiegów - obecnych zarówno u niewiast jak też u mężczyzn - świadczy zawsze o pomieszaniu wartości jak też o zaburzenie osobowości jakim są komplexy niższości. Dotyczy to także obecnej mody na tatuaże. Prawdziwa uroda jest zawsze naturalna, przy czym naturalność nie oznacza niechlujstwa czy braku kultury w wyglądzie.
Istotny jest tutaj problem uzgodnień przedmałżeńskich oraz nadziei czy obietnic na zmianę po zawarciu małżeństwa. Doświadczenie życiowe pokazuje, że to zwykle nie działa. Oczywiście, jeśli trzeba uregulować jakieś sprawy majątkowe czy zobowiązania wobec siebie czy wobec rodzin swojego pochodzenia, to należy to zrobić, ale w formie pisanej i prawnie obowiązującej. Ustalenia dokonane jedynie na zasadzie zaufania zwykle są krótkotrwałe. Jeszcze bardziej naiwne i skazane na niepowodzenie jest domaganie się z jednej strony a obiecywanie z drugiej co do zmiany czy to nawyków czy wręcz osobowości. Jeśli np. ktoś jest nałogowym hazardzistą, czy nie może żyć bez towarzystwa kumpli zakrapianego alkoholem, czy też nie ma stałej pracy i nie ma zawodu i nie jest w stanie wykazać się trwałą wolą i zdolnością do zapracowania na utrzymanie siebie i rodziny, to nawet najszczersze i najbardziej uroczyste obietnice nie sprawią, że po ślubie sytuacja się znacząco i trwale zmieni. Podobnie jest po stronie niewiast: jeśli nie umie i nie lubi gotować, sprzątać, prać, a woli spędzać czas na pogaduszkach z przyjaciółkami przy kawie, to z całą pewnością nie stanie się automatycznie po ślubie żoną i matką dbającą o małżonka i dzieci. Klucz do problemu jest następujący: jeśli mężczyzna nie ma upodobania w tym, że potrafi rzetelnie pracować i zarobić na siebie i na rodzinę, a także w tym, żeby w domu zająć się typowymi męskimi zadaniami jak choćby montowanie mebli i drobne naprawy, to z całą pewnością ślub tego nie zmieni. Tak samo jest z niewiastą: jeśli woli poświęcać czas dla swojej urody niż dla zadbania o czystość w domu i zdrowe posiłki, to z całą pewnością ślub nie zmieni jej postawy życiowej. Człowiek robi tylko to dobrze i stale, co lubi. Owszem, możliwa jest zmiana nawyków, ale nabycie dobrych nawyków - a to jest konieczne do rzetelnego spełniania swoich obowiązków - wymaga intensywnej pracy nad sobą, czyli silnej motywacji, woli i gotowości rezygnacji z przyjemności na rzecz wykonywania czegoś, co wcale nie sprawia przyjemności przynajmniej początkowo. Jeśli kto liczy na to, że będąc w małżeństwie istotnie zmieni drugą osobę, to przypisuje sobie zdolności cudotwórcze, co oczywiście nie świadczy o realiźmie lecz raczej o marzycielstwie i braku trzeźwego myślenia.
Nawet jeśli powyższe zasady mogą się wydawać skomplikowane i trudne do zrealizowania, to sprowadzają się właściwie do dwóch dość prostych:
- kierowanie się bardziej rozsądkiem niż uczuciem czy namiętnością (choć oczywiście także one mają swoją wartość i miejsce)
- możliwie szerokie zasięganie opinii zarówno ze strony rodziny jak też przyjaciół i osób postronnych jak duszpasterze.
Zachowanie tych reguł skutecznie chroni przed poważnymi pomyłkami w wyborze małżonka czy małżonki i tym samym przed tragediami życiowymi, których ofiarami są przede wszystkim dzieci.
2. Teoria połówek
Jak już wspomniałem, małżeństwo polega na komplementarności. Dotyczy to nie tylko wymiaru czysto biologicznego czyli sexualnego, lecz także, a nawet jeszcze bardziej psychicznego i duchowego. Owszem, te wymiary nie są tak jednoznacznie określone jak różnica płci, która jest niezmienna i oczywista (wbrew fałszywej ideologii genderowej). To właśnie ta różnica jest powiązana ze sferą psychiczną czy ogólniej osobowościową, oczywiście przy zachowaniu tej samej godności ludzkiej mężczyzn i niewiast, zasadzającej się na zdolności duchowej czyli intelekcie i wolnej woli.
Tzw. pasowanie do siebie jest zwykle wyczuwane spontanicznie przez osoby zainteresowane. Tutaj tkwi tajemnica zakochania się, o ile nie wynika ono z namiętności li tylko zmysłowej. Im bardziej komplementarność jest uświadomiona i rozumna, czyli ukierunkowana na cel małżeństwa - przede wszystkim pierwszorzędny czyli potomstwo oraz drugorzędny czyli wzajemna pomoc - tym jest pewniejsza i scalająca związek, a także chroniąca przed patologicznym związkiem typu oprawca i ofiara.
Jak słusznie zauważa psychologia (i to już w wersji pospolitej czyli podwórkowej), nie ma oprawcy bez ofiary. Przy tym nie zawsze oprawcą jest mężczyzna a ofiarą niewiasta, a niekiedy dochodzi do zamiany ról w obrębie tego samego związku. Jak niegdyś męskość była z reguły kojarzona i wiązana z dominacją czy nawet wręcz tyranią, tak obecnie w wyniku ideologii feministycznej nierzadko można spotkać sytuację odwrotną, gdy to mąż jest poddanym absolutnej władzy żony, przy czym jako narzędzie despotyzmu często wykorzystywane są dzieci. Wyrazem skrajnie chorej relacji są w dziedzinie sexualnej praktyki typu sodomii (o czym była mowa tutaj wielokrotnie).
Jak zaradzić takiej iście patologicznej sytuacji? Leczenie - jak zawsze - należy zacząć od głowy, czyli od myślenia zgodnego z porządkiem naturalnym oraz z chrześcijańskim rozumieniem godności ludzkiej i małżeństwa. Są dość proste i właściwie oczywiste zasady:
- Jasny podział zadań i ról małżeńsko-rodzicielskich, czyli na zajęcia i obowiązki typowo męskie i typowo żeńskie w domu, nawet jeśli wymaga to pewnego procesu uczenia się i zmiany nawyków. Rola zarówno męża i ojca jak też żony i matki jest szansą i wymaga osobistego rozwoju także w znaczeniu umiejętności, których wymaga życie rodzinne. Nawet jeśli mąż nie został przez swojego ojca nauczony przybijania gwoździ, udrożniania kanalizacji, montowania mebli itp. to ma obowiązek nauczyć się tych czynności dla dobra własnej rodziny. Analogicznie żona i matka ma obowiązek nauczenia się gotowania, prania, sprzątania itp. najpóźniej wtedy gdy zostanie panią swojego domu. To jest właśnie prosta i skuteczna realizacja komplementarności, która wyraża i kształtuje zarówno tożsamość małżonków jak też poczucie ich wzajemnej zależności i wdzięczności, co jest fundamentalne dla trwałości związku.
- Szczere docenienie i realizowanie równej godności i odpowiedzialności ojca i matki za życie rodzinne, przy całej różnicy ról i zadań. Nie może być tak, że mąż przychodzi z pracy i odpoczywa, natomiast żona przychodzi z pracy zawodowej i wchodzi w pracę domową wraz z opieką nad dziećmi. Skrajną patologią jest także sytuacja, gdy mąż pracuje i utrzymuje rodzinę, a żona niepracująca nie jest w stanie nawet przygotować mężowi godziwego posiłku, gdyż woli życie towarzyskie przynajmniej w godzinach gdy dzieci są w przedszkolu czy w szkole.
- Przestrzeganie tych zasad, które jest konieczne dla harmonijności, rozwoju i trwałości małżeństwa, a także dla właściwego dojrzewania osobowości dzieci, powinno być z góry ustalone i na bieżąco kontrolowane. Kontrola powinna być przede wszystkim wewnętrzna czyli wzajemna małżonków. W razie potrzeby powinno dołączyć zainteresowanie teściów, a także duszpasterza, co jest możliwe jedynie oczywiście w ograniczonym zakresie co do poszczególnych przypadków, ale nieograniczone co do głoszenia ogólnej zasady relacji małżeńskiej.
W ostatnich dekadach, pod wpływem fałszywej, antyludzkiej ideologii feministycznej rozpowszechniło się pomieszanie klasycznych rodzinnych ról męskich i żeńskich. Obecnie już trzecie pokolenie wzrasta w tym pomieszaniu. Jest to bez wątpienia jedna z przyczyn nasilających się psychicznych zaburzeń tożsamości wśród młodzieży jak homosexualizm w jego różnych wariantach, a także agresji, depresji i różne nałogi, które są ucieczką od rzeczywistości, z którą młody człowiek nie umie sobie poradzić. Homosexualizm jest z całą pewnością najpoważniejszym zaburzeniem komplementarności płci, gdyż sięgającym aż do sfery sexualnej. Bez wątpienia wiąże się on z maskulinizacją kobiet i feminizacją mężczyzn, a nawet poniekąd z nich wynika przynajmniej pośrednio. Nie wystarczy więc tylko oburzać się czy lamentować z powodu homosexualizacji młodzieży, lecz należy zacząć od uzdrowienia relacyj w rodzinach, a to może uczynić każdy ojciec i każda matka. Oczywiście przyczyny pojawienia się skłonności homosexualnej mogą być różne i nie zawsze rodzice mają na to wpływ. To zjawisko istniało w historii ludzkości i raczej będzie nadal istniało. Chodzi o to, żeby zahamować i ograniczyć jego występowanie w zakresie przyczyn, na które mamy czy możemy mieć wpływ.
3. Czyim obrazem są małżonkowie?
Pytanie jest wielowymiarowe. Po pierwsze każdy ze współmałżonków jako osoba ludzka jest obrazem Bożym czyli istotą duchowo-cielesną, przy czym właściwościami ducha człowieczego jest intelekt czyli zdolność poznania rzeczy duchowych oraz wolna wola czyli zdolność wyboru między dobrem a złem.
Po drugie, wspólnota osób jaką jest małżeństwo jest obrazem Boga Trójjedynego, który jest właśnie wspólnotą Osób Boskich. Oczywiście istnieje istotna różnica między Osobami Boskimi a ludzką wspólnotą osób, gdyż w Bogu Trójjedynym wspólna jest nie tylko natura lecz także istota, gdyż Bóg jest jeden w trzech Osobach, podczas gdy ludzi jest wielu i każdy z ludzi jest osobną istotą. Tym niemniej jedność małżeńska jest pewnym odblaskiem miłości wewnątrz Trójcy Przenajświętszej i to w sposób jedyny w swoim rodzaju. Innymi słowy: wspólnota małżeńska w sposób szczególny odzwierciedla i realizuje wspólnotę, której źródłem jest Bóg Trójjedyny. Wynika z tego, że im bardziej dojrzała i doskonała jest wspólnota małżeńska, tym bardziej jest obrazem ukazującym życie samego Boga, które jest miłością. Jest powołanie i zadanie na całe życie, gdyż życie człowieka jest procesem czyli stawaniem się w dynamice życia Bożego, życia łaski. Innymi słowy: wzrastanie i umacnianie jedności małżeńskiej w jej wymiarze całościowym zbliża i upodabnia małżonków do Boga Stwórcy, czyli odnawia i rozwija w nich godność dzieci Bożych. Te wysoko teologiczne prawdy mają wymiar życiowy i praktyczny, wręcz namacalny w niezliczonych przykładach świętych małżeństw, z których tylko niewielka część została kanonizowana przez Kościół.
Po trzecie, zdrowe i święte małżeństwo wzmaga i uwyraźnia obraz Boga w każdym z małżonków, a także w ich dzieciach, przynajmniej do momentu aż dziecko samo zaczyna decydować o swoim życiu i stosunku do Boga i bliźnich. Oznacza to trwałe odnowienie, wzmocnienie i rozwijanie wymiaru duchowego i zdolności duchowych, czyli intelektu i woli, czyli dążenia i zdobywania zarówno poznania prawdy jak też sprawności w czynieniu dobra czyli cnót. Dobre małżeństwo poznaje się po tym, czy obydwoje stają się lepszymi nie tylko dla siebie nawzajem lecz zwłaszcza dla dzieci, a także w szerszym zakresie społecznym. I też odwrotnie: podłość danej osoby widoczna na poziomie społecznym zawsze odzwierciedla stan małżeństwa, w którym się ta osoba znajduje (choć nie zawsze obrazuje moralność współmałżonka).
Zgodnie z powiedzeniem "z jakim przystajesz takim się stajesz" obecność zwłaszcza stała danej osoby zwykle w jakimś stopniu oddziaływuje, tym bardziej im większa zachodzi zażyłość i bliskość. Wynika to z częstotliwości oraz intensywności interakcji międzyosobowej, która kształtuje nawyki czy wręcz mechanizmy myślowe, emocjonalne oraz w zachowaniu. Wpływ może być zarówno pozytywny, czyli w kierunku dobra i cnót, jak też pejoratywny czyli ku pogorszeniu kondycji intelektualnej i moralnej. Tutaj wpływ następuje przeważnie silniej ze strona męża na żonę niż odwrotnie, aczkolwiek może być też inaczej w zależności od siły osobowości z jednej i uległości z drugiej. Do szczególnie jaskrawych przemian czy wręcz wypaczeń intelektualnych i moralnych dochodzi wtedy, gdy danej osobie brakuje kręgosłupa poznawczego i moralnego. Zło jest zwykle łatwiejsze i bardziej ponętne, podczas gdy dobro z reguły wymaga wysiłku i dyscypliny. Dlatego właśnie prawo kościelne przewiduje i dopuszcza instytucję separacji w małżeństwie, gdy zagrożone jest dobro moralne czy choćby fizyczne współmałżonka czy zwłaszcza dzieci. Oczywiście pierwszy najpierw należy starać się o nawrócenie współmałżonka ze złej drogi, przynajmniej dopóki są oznaki dobrej woli. Jednak gdy tych oznak nie ma, a prawdopodobny jest raczej destrukcyjny wpływ na innych członków rodziny, wówczas prawnie możliwe jest orzeczenie separacji czyli tzw. rozdzielenia stołu i łoża, co oznacza osobne zamieszkanie przy trwaniu węzła małżeńskiego wraz z otwartością na ponowne podjęcie wspólnego życia jeśli będą spełnione odpowiednie warunku ku temu.
Na pewno złą i niedopuszczalną zasadą jest uleganie złu dla tzw. "świętego spokoju", gdyż taki spokój nie tylko nie jest święty lecz z reguły bardzo nietrwały. Osoba wyrządzająca zło bez opamiętania i bez woli poprawy czuje się w takim stanie rzeczy bezkarna i upoważniona do trwania w takim postępowaniu, czy nawet do jego rozszerzania i wzmagania. Taka osoba ma zwykle tak wypaczone czy stłumione sumienie, że jedynie stanowczy sprzeciw zewnętrzny jest w stanie zahamować i powstrzymać dalsze złoczyństwo. Jeśli współmałżonek traktuje taką sytuację jedynie jako krzyż, na który trzeba się godzić, a nie jako zadanie i wezwanie do przeciwdziałania zarówno dla ochrony niewinnych jak dla ratowania duszy złoczyńcy, wówczas ma miejsce fałszywe posługiwanie się wiarą w powiązaniu z niezdrowym cierpiętnictwem, za którym zwykle kryje się wstyd i lęk przed opinią ludzką. Uzdrowienie jest możliwe jedynie poczynając od stanięcia w prawdzie, choćby to była prawda bardzo bolesna i wstydliwa. Przejawem realizmu i pokory jest także szukanie porady i pomocy u osób trzecich, czy to w rodzinie, czy u doświadczonego duszpasterza, czy też o dobrego, katolickiego psychologa (o co niestety bardzo trudno). Trudne sytuacje, także sytuacje wydające się być po ludzku bez wyjścia, mogą i powinne być okazją i środkiem dojrzewania zarówno małżeństwa jak też danych osób. Nie jest ratowaniem jedności małżeńskiej przyzwolenie na tyranię męża czy żony. Sprzeciw wobec tyranii, w razie konieczności z pomocą osób trzecich i również w razie konieczności przez zastosowanie separacji, jest jedyną drogą ratowania zarówno godności małżeństwa jak bodźcem do opamiętania się przez winowajcę.
Jak każda trudna sytuacja tak też trudne sytuacje małżeńskie są próbą i szansą rozwoju zarówno osobistego jak też wspólnoty małżeńskiej. Warunkiem niezbędnym jest jednak niewzruszona wierność prawdzie zarówno co do istoty małżeństwa jak też co do stanu danego małżeństwa oraz jego osób. Na zakłamaniu nigdy nie można budować niczego trwałego, nawet jeśli mogą być doraźne, chwilowe korzyści.
4. Co jest motorem rozwoju małżeństwa?
Jak roślina może wzrastać jedynie od korzenia a budowla ma swoją stabilność w fundamencie, tak małżeństwo może być stabilne i rozwijać się jedynie od swoich podstaw zarówno naturalnych jak też w porządku łaski.
Pozostając przy metaforze rośliny: Glebą dla wzrostu i rozwoju małżeństwa są naturalne zdolności małżonków, ich umiejętności zarówno duchowe jak i emocjonalne i fizyczne. Żeby to była gleba żyzna, musi zawierać w sobie wilgoć, czyli życiodajną miłość wzajemną. W takiej glebie rozwija się najpierw korzeń, czyli mniej czy ukryte pragnienia i dążenia, codzienne i przyziemne. Właściwy wzrost musi być jednak skierowany ku górze, ku celom wyższym i większym, jak wydanie i wychowanie potomstwa, którego cel i przeznaczenie jest ostatecznie duchowe, wieczne. Rodzice wydają na świat i wychowują dzieci nie tylko i nie przede wszystkim po to, żeby mieć pomoc i oparcie na starość, lecz dla chwały Bożej, dla zbawieniach ich dusz i na pożytek dla dusz innych ludzi. Do tego konieczne jest światło słońca prawdy Bożej, która oświeca i przemienia wewnętrznie. Do wzrostu konieczne jest intensywne pobieranie tego światła poprzez liście słuchania tej prawdy. Słuchanie prawdy o celu ostatecznym człowieka daje energię do coraz nowego wysiłku ku górze, ku wieczności. W swoim czasie pojawiają się kwiaty, które świadczą o udanej przemianie wewnętrznej, ukazującej piękno widoczne dla oka, dla osób postronnych. Kwiat nie jest jednak celem samym w sobie, dla bycia podziwianym przez ludzi, ponieważ przemija, jest ulotny. Przemiana, której wyrazem jest kwiat, zmierza do wydania owocu przekazującego nowe, samodzielne i pomnożone życie. Owoc ukazuje, że trud wzrostu jest ostatecznie bezinteresowny w tym sensie, że roślina macierzysta troszczy się nie tyle o swoje przetrwanie lecz raczej o życie młode, życie dla innych.
Małżeństwo słabo wzrasta, a raczej karłowacieje, jeśli jego głównym celem jest wzajemny egoizm, czy to w wyrachowaniu na wzajemną pomoc czy choćby wzajemną przyjemność zmysłową. Wynika to z tej prostej zasady, że człowiek rozwija się i dojrzewa dopiero wtedy, gdy ukierunkowuje się i wyrasta poza siebie, ku temu, co go przekracza, zwłaszcza ku temu, co duchowe, trwałe i wieczne. W tym oczywiście zawiera się dozgonna przyjaźń i wierność małżeńska jako pewien rodzaj bezinteresowności, gdyż współmałżonek, który otoczył opieką współmałżonka, po tegoż śmierci już nie może liczyć na wzajemność.
Rozwój małżeństwa zależy więc od trzech zasadniczych czynników:
- naturalna miłość czy przynajmniej sympatia, do której należą też uczucia i zmysłowość, ale której istotą jest przyjaźń, czyli pragnienia bycia dla siebie nawzajem,
- miłość nadprzyrodzona czyli powiązana z wiarą katolicką, zwłaszcza co do istoty i celów małżeństwa, żywiona i przemieniająca życie zarówno indywidualne jak też małżeńskie przez prawdę o miłości Boga w Jezusie Chrystusie,
- ukierunkowanie ku celom wyższym niż wzajemne dobro, także niż doczesne dobro potomstwa, czyli staranie o zbawienie wieczne swoich dusz nawzajem i również dusz swoich dzieci.
Trzymanie się tych wyznaczników daje gwarancję pomyślnego i owocnego przetrwania nieodzownych kryzysów, trudności, także nieszczęść, które mogą dotknąć każdą rodzinę.
5. Czy żabę można przemienić w królewicza?
Taka przemiana jest możliwa oczywiście tylko w bajkach. Jednak także bajka jest o tyle prawdziwa, o ile rozumie się jej właściwy sens.
Jeśli przez żabę rozumiemy kogoś z wyglądu czy pierwszego wrażenia zupełnie niesympatycznego czy wręcz odrażającego, a przez przemieniający pocałunek życzliwość wobec tego człowieka, to można odkryć w tej przypowieści jakąś prawdę. A właściwie nawet kilka prawd. Po pierwsze, że nie należy oceniać po wyglądzie czy z pozorów. Po drugie, że od naszego podejścia czy traktowania danego człowieka zależy to, kim czy jakim ten człowiek może się stać, oczywiście w pewnych granicach. Po trzecie, że możliwa jest przemiana człowieka, bądź przynajmniej przemiana naszego postrzegania danej osoby. Takie to mądrości zawarł autor tejże przypowieści. Jednak, jak każda przypowieść czy bajka, chodzi jedynie o zilustrowanie pewnych prawd, nie o dosłowny opis realnego zdarzenia czy zdarzeń. Nas interesuje pytanie, jak to się ma do spraw małżeńskich.
W najbardziej prymitywnym i zarazem najbardziej niebezpiecznym ujęciu, bajka braci Grimm o żabie, która stała się królewiczem (część I w wydaniu z roku 1815), stanowi zachętę do okazywania czułości komuś odrażającemu, by stał się kimś pięknym i dobrym. Możemy tutaj pominąć właściwy sens tej bajki w oryginale (gdzie żaba czyli "der Frosch" jest rodzaju męskiego i urządza zaloty względem dziewczęcia, przemieniając się w końcu u jej stóp w księcia). Istotne jest, czy ta zasada jest prawdziwa.
Jak wspomniałem wyżej, naiwne, nierozsądne i tragiczne w skutkach jest założenie, że człowiek w małżeństwie stanie się lepszy, pozbędzie się wad, nałogów, złych nawyków itp. Takie założenie występuje najczęściej po stronie zakochanych niewiast, ale nie tylko. Doświadczenie uczy, że tak to nie działa. Z drugiej strony wiemy - i to także z doświadczenia życiowego - że miłość potrafi przemieniać ludzi, zwłaszcza w połączeniu z autentyczną wiarą. Jest jednak jeden warunek: to musi być miłość rozsądna, rozumna, czyli wymagająca, trzeźwa, nie marzycielska i naiwna. Rozumność wymaga wzięcia pod uwagę także wolnej woli człowieka. Innymi słowy: dana osoba musi szczerze chcieć się zmienić czyli stać się lepszą, porzucić nałóg, wady, złe przyzwyczajenia. Owszem, trzeba się o to modlić, jednak do przełamania braku dobrej człowieka potrzeba cudu, a Pan Bóg działa cuda stosunkowo rzadko, według Swej woli, i nie mamy prawa oczekiwać, że uczyni to akurat w tym konkretnym przypadku.
Doświadczenie uczy, że dobroć, czułość i cierpliwość często nawet rozzuchwala złoczyńcę, utwierdzając go w złu, gdyż sprawia wrażenie bezkarności i braku granic. Odbywa się to wtedy, gdy dana osoba ma wypaczone czy stłumione sumienie do tego stopnia, że jedynie kara za wyrządzone zło czy inny poważny czynnik zewnętrzny pokaże granice jej swawoli. Innymi słowy: pocałowaniem zdolnym przemienić żabę jest nie pobłażliwość i bezgraniczne znoszenie zła danej osoby, lecz stanowcze postawienie granic, nawet jeśli są one bolesne.
Ziarnkiem prawdy jest także to, że poprawę i przemianę wewnętrzną można budować tylko na dobru, które jest obecne w jakimś stopniu w każdym człowieku. Przemieniającym pocałunkiem jest wskazanie na to dobro, na dobre cechy danego człowieka, czy przynajmniej na jego dobrą wolę, nawet jeśli jest ona słaba i skrzywiona.
Tak więc przypowieść o żabie, która stała się królewiczem, jest prawdziwa o tyle o ile oznacza, że
- pierwsze wrażenie i pozory mogą być mylące
- każdy człowiek ma możliwość przemiany wewnętrznej
- środkiem stymulującym i pomagającym do tego jest rozumna miłość.
Nie jest natomiast prawdą, samo okazywanie dobroci i cierpliwości jest w stanie przemienić człowieka. Radykalna czy przynajmniej poważna zmiana w człowieku zawsze zależy po pierwsze od szczerej jego woli przemiany, a tego podstawą jest dostrzeżenie swego stanu oraz konieczności wychodzenia z niego, a po drugie od intensywnego wysiłku duchowego, który musi być wspomagany przez kompetentne i dobre prowadzenie duchowe. Szczególnie ten drugi warunek jest trudny do zrealizowania w przypadku osoby świeckiej. Zaś główną przeszkodą do spełnienia pierwszego warunku, czyli szczerej i trwałej woli poprawy, jest właśnie okazywanie dobroci bez konsekwentnego stawiania stanowczych wymagań.
Generalnie jest tak, że wspólne życie przemienia oboje małżonków, przynajmniej w jakimś stopniu, nierzadko w różnym stopniu. Wzajemna ofiarna miłość jest tutaj kluczem, a nie jednostronne poświęcanie się przy odporności drugiej strony. Czy warto praktykować jednostronną ofiarność? Oczywiście tak, przynajmniej ze względu na dzieci, jednak w sposób rozsądny, przy realistycznej ocenie swoich sił i środków, a do tego zwykle potrzebna jest trzeźwa ocena sytuacji osoby trzeciej, czy to z rodziny czy spoza niej. Każdy jest odpowiedzialny z swój wkład w dobre pożycie małżeńskie. Dla zbawienia swojej duszy wystarczy uczynić to, co jest możliwe w danej sytuacji. O swoją duszę każdy musi ostatecznie sam się zatroszczyć, a ktoś inny, także współmałżonek, może i powinien jedynie pomóc.
6. Co to są powinności małżeńskie?
Powinności małżeńskie wynikają z celów małżeństwa oraz przysięgi małżeńskiej, która jest ich uroczystym wyrazem. Składają się na nie wszystkie zadania, czynności i zachowania codzienne, które realizują te cele w odpowiednim porządku czyli hierarchii. Z całą pewnością poważnym skróceniem i zafałszowaniem jest sprowadzenie powinności małżeńskiej do współżycia intymnego, aczkolwiek także ono ma swoje miejsce w systemie relacji między małżonkami. Ich powinności są wspólne, a równocześnie zróżnicowane odpowiednio do roli ojca i matki. Należy mieć stale na uwadze komplementarność tych dwóch osób, która jest zarówno ogólna, wynikająca z różnicy płci, ale także indywidualna, czyli specyficzna dla konkretnej pary. Tak jak bowiem nie ma dwóch dokładnie tak samych ludzi, tak też nie ma dwóch takich samych małżeństw.
Uroczystym streszczeniem powinności małżeńskich jest obrzęd sakramentu małżeństwa przepisany przez Kościół, zwłaszcza w formie tradycyjnej.
Bo odpytaniu co do woli zawarcia sakramentalnego małżeństwa, którego istotne składniki są wykładane i wyjaśniane w naukach przedmałżeńskich i w protokole przedślubnym (jedność, nierozerwalność i dążenie do potomstwa), celebrans błogosławi i nakłada obrączki jako znak godności małżeńskiej, która jest uczestniczeniem w Bożym planie stworzenia. Nałożenie obrączek przez kapłana oznacza pochodzenie tej godności od Boga Stwórcy, co wymaga od człowieka czci i wdzięczności.
Po nałożeniu obrączek małżonkowie wypowiadają słowa wzajemnego ślubowania.
Przecież mężczyzna może sprzątać i gotować w domu
OdpowiedzUsuńMężczyzna nie ma obowiązku moralnego montować mebli itp
OdpowiedzUsuńKobieta nie musi lubiec gotować prac i sprzątać, a mężczyzna może te czynności wykonywać.Niektore naprawy i skręcanie mebli można zlecić komuś innemu
OdpowiedzUsuńPrzecież kobieta może woleć i może spędzać czas z przyjaciółkami przy kawie
OdpowiedzUsuńUroda też jest ważna jak i czystość w domu umiar jest potrzebny.
OdpowiedzUsuńCzystość w domu nie może wykluczać godzinnego odpoczynku czy rozrywki
OdpowiedzUsuń*godziwego miało byc
OdpowiedzUsuńMówienie że ktoś musi lubić coś wydaje się być tyranią.Emocje są neutralne moralnie.
OdpowiedzUsuńSłabe jest uważanie że kobieta musi prac gotować i sprzątać w małżeństwie, może to zrobić też mezczyzna
OdpowiedzUsuńu nas w przemyskiem, zawsze byli cmetones a nie chłopi. Chłopi to powieść Reymonta. Semicmetho albo Kmieć pełną gębą - nigdy kmiot
OdpowiedzUsuńPranie sprzątanie gotowanie przez mężczyźne w małżeństwie nie jest niczym złym i koniec tematu
OdpowiedzUsuńWyznaczenie jasnego podziału ról - czyli że mężczyzna nie może gotować prac sprzątać w rodzinie i małżeństwie to wg mnie tyrania
OdpowiedzUsuńMoże trzeba mówić jasno i twardo jak x. Natanek (por. https://www.youtube.com/watch?v=9H8Nk1EQ-E4)? ;-)
OdpowiedzUsuńW adhortacji Amoris laetitia punkty 205 - 216 dotyczą przygotowania narzeczonych do małżeństwa.
OdpowiedzUsuńRzecz skończyła się na punkcie 5. Czy będzie ciag dalszy?
OdpowiedzUsuń"Czyż nie wystarczy zakochanie się? Oczywiście szczególnie w młodym i bardzo młodym wieku wydaje się, że kluczowe i decydujące są uczucia. Prawdą jest, że trudno jest sobie wyobrazić spędzenie życia z kimś, do kogo nie żywi się pozytywnych uczuć, mniej czy bardziej romantycznych. Nie jest prawdą, jakoby dawniej małżeństwa były zasadniczo aranżowane czyli ustalane przez rodziców czy wręcz całe rodziny tak jak to ma miejsce obecnie regularnie w krajach islamskich, co oczywiście ma związek z różnicą wieku między przyszłym mężem i przyszłą żoną. Inną skrajnością jest quasi "romantyczne" kierowanie się wyłącznie zakochaniem się czyli uczuciami połączonymi z pożądliwością zmysłową, co jest z istoty powierzchowne. Z doświadczenia życiowego wiadomo, że zarówno uczucia jak też upodobania zmysłowe są niestałe i zmienne przynajmniej w jakimś stopniu, a mogą się przerodzić w swoje przeciwieństwo. Zwykle jest tak, że im więcej namiętności jest na początku relacji tym bardziej prawdopodobne jest odwrócenie aż do nienawiści włącznie, oczywiście jeśli nie dojdzie do dojrzewania w znaczeniu harmonijnego rozwoju wszystkich dziedzin i poziomów odnoszenia się do siebie nawzajem, zwłaszcza w wymiarze bardziej duchowym i racjonalnym."
OdpowiedzUsuńWątpię, czy tego typu założenia przekładają się na rzeczywistość. To myślenie życzeniowe, w realu nie ma określonego schematu na to, to taka loteria. Związek toczy się swoją drogą, idzie swoimi nieregularnymi ścieżkami.
Szczęść Boże! A co jeśli taka idealna kandydatka na żonę z jednej strony wykazuje zainteresowanie mną, z drugiej jednak ma wewnętrzne bariery, styl unikowy, lęk przed bliskością, przez który zapewne cierpi, ale nie angażuje się bliżej? Wszystkie inne cechy ma. Ja się staram, ale nie mam już do tego sił. Czy jeżeli z tych względów to będzie zmarnowane, a ja nie znajdę drugiej takiej kandydatki (bo ekstremalnie trudno jest nią znaleźć w dzisiejszym świecie), to czy mogę być starym kawalerem/singlem (czy też powinienem!?)?
OdpowiedzUsuńJeśli upatrzona osoba nie przejawia zainteresowania czy to Pana osobą czy w ogóle małżeństwem, to 1. po rozsądnym okresie starań lepiej już nie tracić energii w tej sprawie, 2. nie uzależniać swojego życia od tej osoby przez pozostanie singlem, lecz rozejrzeć się za inną kandydatką do małżeństwa.
UsuńBingo, prodiż ! - inni wykrzykną - kuchenka ! - ale Xsiadz ma gadana, Bravo !
UsuńPrawdopodobnie idealizujesz swoją narzeczoną i cierpisz na coś co niektórzy nazywają "syndromem tej jedynej".
UsuńOtóż nie ma czegoś takiego jak ta jedyna, bo idealną kandydatkę na żonę można de facto znaleźć w każdym województwie w Polsce, w każdym kraju Europy, a nawet...na innych kontynentach jak to się udaje niektórym - kwestia biegłej znajomości języka obcego.
Bzdurą jest, że jeśli ta wydaje Ci się idealna (poza małym wyjątkiem), to że idealnej kandydatki na żonę już nie znajdziesz po rozstaniu.
Jeśli jednak nie chcesz się z nią rozstawać, to polecam poszukać dla swojej narzeczonej dobrego psychologa klinicznego/psychoterapeuty, najlepiej takiego, który jest jednocześnie wierzącym i praktykującym rzymskim katolikiem.
Możecie, a być może nawet powinniście jeśli ten specjalista/stka tak zdecyduje uczęszczać na taką terapię razem.
Taka osoba może pomóc naprawić w jej osobowości to co stoi na przeszkodzie do Waszego wspólnego szczęścia.
Prawdopodobnie nie skończy się na kilku wizytach prywatnych, ale moim zdaniem warto.
Odpowiedź dla: Anonimowy18 maja 2025 01:20
UsuńNajpierw chciałem ją bliżej poznać. To ona zainicjowała kontakt, zaczęła się otwierać, dzielić się ze mną swoim życiem, pasjami, marzeniami.
Przy wstępnej propozycji spotkań zgadza się z uśmiechem, ale później pytając o konkrety pisze, że może innym razem.
Ona jest bardzo ciekawa, porządna, wartościowa (wysoki poziom wychowania i klasy osobistej) i też dawała mi pewne sygnały, że prawdopodobnie jestem w obrębie jej zainteresowań.
A mój charakter? No jest taki, że nie odpuszczam.
I małe sprostowanie: nie jesteśmy (jeszcze) razem.
Z całym szacunkiem, ale Można pisać teoretycznie i ogólnie w internecie, ale moja indywidualna sytuacja jest nieco bardziej złożona, więc takie kategoryczne stwierdzenia jak "bzdura" czy uproszczone stwierdzenia nie są trafne.
I napisałem dosłownie, że: "a ja nie znajdę drugiej takiej kandydatki (bo ekstremalnie trudno jest nią znaleźć w dzisiejszym świecie)", więc może nie wyraziłem się dostatecznie jasno, ale już prostuję:
- słowa te padły w kontekście tego co napisałem powyżej: "Ona jest bardzo ciekawa, porządna, wartościowa (wysoki poziom wychowania i klasy osobistej)". Zgodzisz się rozmówco ze mną, że w dzisiejszym świecie znalezienie takiej, wolnej i zainteresowanej (mną) dziewczyny jest "ekstremalnie trudne" - jak się wyraziłem w początkowym pytaniu?
Możemy potraktować to jako pytanie retoryczne, ale tak, w moim indywidualnym przypadku uznaję to za dość karkołomne zadanie.
Raz jeszcze do: Anonimowy18 maja 2025 01:20
UsuńPrzepraszam jeszcze druga część wypowiedzi: tak, zgadzam się z tym i jestem tego w pełni świadomy. Ale terapeuta musi poczekać na odpowiedni moment, jeśli taki nadejdzie w dynamice tej relacji, bo jak wspomniałem nie jesteśmy (jeszcze) parą.
Jest jeszcze parę innych tematów do wyjaśnienia, takich jak to, że ona jest innego wyznania. Ale.. Nie uciekam od problemów.
https://www.youtube.com/watch?v=FhjVgpRdFOs
OdpowiedzUsuńKonwencja horrorowa/groteski jest trochę żenująca, ale ważny temat. Dziecko potem cierpi całe życie. Oprócz państwa bezprawia, myślę że miłosierdzizm gra tu swoją rolę...
UsuńZgadzam się. Tak nie powinno się robić dokumentalnych, to odejmuje powagi tematu.
UsuńCo do sądów... postawione na głowie... szczególnie gdy niepisanym prawem jest, że matka to bezkarna głowa rodziny, a żyje z regularnego kłamstwa i z udawania.
Stereotypom krzywdzącym w prawodawstwie winna błędna od podstaw antropologia.
ik
A co jeśli kobieta potrafi dobrze robić "męskie" zajęcia, a mężczyzna jest dobry w wykonywaniu kobiecych zajęć?
OdpowiedzUsuńnie ma czegoś takiego jak męskie zajęcia i kobiece? Kto to zdefiniował? Jakiś sobór czy encyklika?
UsuńAleż oczywiście, że są czynności tradycyjnie męskie i tradycyjnie kobiece.
UsuńDo kobiecych należą np. gotowanie, sprzątanie, pranie, opieka nad dziećmi.
Do męskich należą czynności wymagające wiedzy technicznej lub wymagające używania siły fizycznej, przykładem mogą być takie czynności jak przesuwanie mebli, malowanie, niektóre czynności związane ze sprzątaniem (np. odkurzanie mieszkania, zmiana firanek i zasłon w oknach), proste naprawy w domu (np. demontaż i montaż nowej suszarki łazienkowej), czynności organizacyjne, do męskich w pewnym stopniu należy również opieka nad dziećmi.
Ponadto mężczyzna powinien umieć wszystkie te czynności, które potrafi kobieta choćby w podstawowym zakresie, np. gotowanie, sprzątanie, pranie, prasowanie, czy wspomniana już opieka nad dziećmi, bo są konieczne w przypadku gdy kobieta zachoruje, znajdzie się w szpitalu, ulegnie jakiemuś wypadkowi, etc.
To jest tylko Anonimowego opinia.W nauczaniu KK nie ma rozróżnienia na czynności męskie i kobiece.Męzczyzna może gotować itp nawet jeśli kobieta jest zdrowa,np po to by ją odciążyć albo np też gdy lubi gotować albo z innych powodów.
UsuńNie ma nic złego w tym jeśli kobieta odkurza a mężczyzna ugotuje,np bo lubi gotować.
UsuńSzafkę zawiesić, czy przepchać kibel to zdarza się raz na jakiś czas, natomiast gotować i sprzątać to zadanie codzienne. Przypisując je do określonej płci i tak opisując ten temat jak w artykule - kobieta ma każdego dnia mnóstwo roboty, a mężczyzna tylko czasem. I znam małżeństwa, gdzie to mąż gotuje obiady, bo po prostu to lubi, kobieta zaś "słodkie rzeczy" bo to lubi. Sprzątają i piorą oboje, nawet się nie zastanawiając nad podziałem ról. Jeśli ksiądz chciał wskazać pewne ogólne predyspozycje związane z płcią, to można się z tym zgodzić, ale nie tak to jest w artykule sformułowane - i moim zdaniem bardzo, bardzo nietrafnie zostało to ujęte.
UsuńNie ma nic złego w tym jeśli w małżeństwie kobieta zmienia firanki bo lubi a mężczyzna gotuje bo lubi
OdpowiedzUsuńPisze Ksiądz Profesor: "Bez wątpienia wiąże się on z maskulinizacją kobiet i feminizacją mężczyzn, a nawet poniekąd z nich wynika przynajmniej pośrednio." To taka mądrość podwórkowa czy też jest to na czymś oparte? Ja słyszałem, że główną przyczyną skłonności homoseksualnych są czynniki genetyczne.
OdpowiedzUsuńPan z jednaj strony twierdzi, że broni papiestwa, a z drugiej strony dopuszcza możliwość, że homosexualizm wynika z genów.
UsuńI co w związku z tym?
Usuńto w związku z tym, że jeśli jest wrodzony, to byłby normalny i byłyby normalne praktyki takowe
UsuńW którym miejscu Kościół uzależnia ocenę moralną aktu homo ze względu na pochodzenie homo skłonności?
UsuńJeśli byłby wrodzony to znaczyłoby, że Bóg przeznacza ludzi homoseksualnymi. Natomiast ludzie zostali stworzeni dla Boga, nie dla zwyrodnień. Ocena moralna dotyczyć może każdego postępowania. Biblia mówi wyraźnie z wnętrza pochodzą złe myśli, więc pochodzenie skłonności jest istotne, Bóg nikogo nie przeznacza do sodomii.
UsuńJa tylko podaję z jakimi stanowiskami naukowymi się spotkałem.
Usuńjuż samo poważanie takich pseudonakukowych stanowisk świadczy samo o sobie
UsuńMam inne zdanie. Około 400 lat temu Kościół potępił teorię heliocentryczną. Czas pokazał kto miał rację.
UsuńKościół nigdy nie potępił teorii heliocentrycznej, to mocne uproszczenie. Wpisanie dzieł Galileusza na Indeks Ksiąg Zakazanych nie równa się potępieniu samej teorii naukowej. Wpływy genetyczne same nie skutkują skłonnościami, determinizm genetyczny ignorujący wpływ stylu życia, otoczenia i innych czynników środowiskowych, związanych z trybem życia danej osoby jest głupi.
UsuńPozostaje zatem pokłonić się nad mądrością Anonimowego.
UsuńDo Krzysztof:
UsuńNie wiem jakie jest aktualne stanowisko lekarzy-seksuologów w sprawie przyczyn skłonności homoseksualnych u ludzi jednak w wydanej w połowie lat 90 książce "Tabu", w której pewne małżeństwo seksuologów odpowiadało na pytania młodzieży związane z procesem dojrzewania i wchodzenia w dorosłe życie było wyraźnie napisane, że homoseksualizm może mieć zarówno przyczynę wrodzoną jak również przyczynę środowiskową.
Oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że jakiś odsetek homoseksualistów jest osobami homo nie dlatego, że tacy się urodzili tylko dlatego, że na skutek różnych wydarzeń z ich życia TAKIMI SIĘ STALI.
Tzn. początkowo byli osobami hetero, a z czasem stali się osobami homo.
Jest to oczywiście narracja niewygodna i niepoprawna politycznie, szczególnie dla tęczowych środowisk, które twierdzą, że wszyscy homoseksualiści są osobami homo od urodzenia.
To nie jest mądrość tylko stwierdzenie faktu. Wszelkie formy determinizmów prowadzą do opłakanych skutków. Determinizm genetyczny doprowadził do wielu zbrodni na polu eliminowania jednostek uznanych za genetycznie "gorsze" lub do drugich skrajności jak np promowanie i normalizowanie homoseksualizmu.
UsuńNiektórzy uważają, że stanowiska naukowe w tej kwestii w istocie nie są naukowe tylko zideologizowane. Prawdopodobnie takich osób nic nie przekona.
UsuńStanowiska naukowe można sobie łatwo dobierać pod z góry ustaloną tezę. Każdy to wie kto chodził na studia.
UsuńAha. Człowiek, który zarzeka się, że broni papiestwa i chce stosować metody scholastyczne w rozróżnianiu, uważa za naukę wymysły produkowane pod bezbożną propagandę, natomiast dopuszcza, że wielowiekowe nauczanie Kościoła w tej kwestii to może być mądrość podwórkowa.
UsuńPytanie czy jest tak w rozważanej tu kwestii. Na razie krytycy stanowiska naukowego prezentują jedynie sceptycyzm, bo argumentów albo nie ma albo są one bardzo słabe.
UsuńAle co to jest dokładnie stanowisko naukowe? Stanowisko naukowe to nie jest jakaś krótka wypowiedź w jednym zdaniu na tak złożony temat jak skłonności homoseksualne. To cały zestaw analiz z zakresu socjologii, seksuologii, behawiorystyki, psychologii, genetyki, medycyny i wielu innych nauk i należałoby przeanalizować te kwestie pod kątem wszystkich wymienionych nauk. Tutaj jest spłycane praktycznie do samej genetyki i dlatego to zdanie jest mocno tendencyjne. To tak jakby powiedzieć, że skłonność do onanizmu i oglądania pornografii jest spowodowana genami.
UsuńPTS w Stanowisko Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego na temat zdrowia osób o orientacji homoseksualnej podaje: Kształtowanie się orientacji seksualnej jest procesem złożonym, pozostającym pod wpływem wielu czynników, wśród których znaczącą rolę odgrywają uwarunkowania biologiczne. Orientacja seksualna nie podlega możliwości dowolnego kształtowania zgodnie z kulturowo - społecznymi oczekiwaniami, nie jest kwestią wyboru lub mody.
UsuńRównież https://www.youtube.com/watch?v=UOn69hHGo6o
Oczywiście ten temat można badać z wykorzystaniem różnych nauk. Ale jeśli to co wyjdzie z badań będzie niezgodne z oczekiwaniami pewnych ludzi, jak na przykład to, że skłonności homo mogą być wrodzone, to nigdy tego nie przyjmą.
Ok, to stanowisko jednej instytucji. A inne instytucje lub inni badacze naukowo zajmujące się tematem? Jak wyjaśnić to, że często pedofilami są ci, którzy byli molestowani w dzieciństwie?
UsuńNie istnieje konsensus naukowy w sprawie determinizmu genetycznego źródła homoseksualizmu. Czynniki genetyczne mogą odgrywać pewną rolę, ale zdania są podzielone na temat głównego źródła homoseksualizmu. Prawdopodobnie nie ma głównego źródła tylko są różne czynniki wpływające na ostateczny kształt skłonności seksualnych. Zresztą homoseksualizm to nie jest jakiś jednolity zestaw skłonności seksualnych, to kwestia indywidualna. U różnych homoseksualistów różnie może się to przejawiać.
UsuńŻeby przejść do naukowego omówienia tematu to nie należy przeczytać krótkie i spłycone stanowisko jakiegoś towarzystwa tylko do tego są wielostronicowe prace z bibliografią i recenzjami innych naukowców z dorobkiem badawczym. I to niejedna praca. Podam przykład dietetyki. Widziałem dwie prace naukowe z całkowicie odmiennymi zdaniami, jedna broniła diety wegańskiej, druga diety ketogenicznej. Jesteś w stanie jednoznacznie stwierdzić który autor ma rację? Miałem na studiach przedmiot prognozowanie i analiza bezpieczeństwa. Wykładowca wyraźnie powiedział, że poważny analityk nigdy nie będzie tworzył prognoz o 100% prawdopodobieństwie. Podam przykład również z teorią heliocentryczną. Napisałeś, że historia zweryfikowała kto miał rację. Właśnie jesteś w całkowitym błędzie. Jeśli interesuje Cię temat astronomii to dobrze powinieneś wiedzieć, że astronomia nie mówi ani o teorii heliocentrycznej, ani o teorii geocentrycznej, że jest fałszywa. W fizyce ruch to pojęcie względne. W niektórych analizach wykorzystywana jest teoria heliocentryczna, w innych bardziej nadaje się teoria geocentryczna. Kopernik miał święcenia niższe. Wpisanie dzieł Galileusza na Indeks Ksiąg Zakazanych było związane z jego antyklerykalizmem.
UsuńDlatego zachęcam do zapoznawania się z tymi pracami badawczymi.
Usuń"Ja słyszałem, "
Usuńa ja słyszałem, że kolegium lekarzy, homoseksualizm z listy chorób wykreśliło tylko na podstawie nacisków ideologicznych i politycznych a nie rzetelnych badan naukowych, co zresztą nie dziwi bo tak "nauka" właśnie obecnie działa. "Badania naukowe" wykazują to co sobie sponsor życzy. A sponsorami są przeważnie wielkie koncerny propagujące swoją "agendę". Zazwyczaj lewacką....
Niektórzy nadal nie rozumieją, że tzw. seksuologia jest wymysłem propagandystów marksistowskich, wepchniętym na uczelnie i nazwanym "nauką" na tej samej zasadzie, jak teraz genderyzm, czyli w rzeczywistości mniemanologią na użytek agendy nwo, więc posługiwanie się nie ma najmniejszego znaczenia.
Usuń"Dlatego zachęcam do zapoznawania się z tymi pracami badawczymi."
UsuńZ kolei ja zachęcam do zapoznania i skonfrontowania się z pracami badawczymi stanowisk przeciwnych.
W temacie wartościowy wkład w dyskusję może wnieść ten tekst: https://www.zycie-duchowe.pl/art-13001.ewagriusz-o-obzarstwie-i-nieczystosci.htm
UsuńZwłaszcza następujące zdanie: "Bezwolna uległość popędom, a nie same popędy, nie stanowi prawdziwej natury człowieka, jak chcieliby niektórzy seksuolodzy. Wada ta wywołuje w wyobraźni cieniste kształty, które odwodzą od rzeczywistości, od tego, kim naprawdę jesteśmy, kim są inni, niszcząc prawdziwe relacje międzyludzkie. Przypomni nam o sobie w najbardziej niespodziewanym momencie – podczas modlitwy."
Wszelkie dewiacje seksualne w pierwszej kolejności mają swoje źródło w uleganiu pożądliwości, począwszy od tych najbardziej podstawowych jak nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. W marcu tego roku gdy byłem na Mszy FSSPX w Libertowie w kazaniu subdiakon powiedział, że obżarstwo jest wręcz pierwszym grzechem przed nieczystością. Obżarstwo jest źródłem lubieżności. Dlatego tak ważną rolę pełni post. Posoborowie oprócz rozwalenia liturgii i doktryny rozwaliło również katolickie praktyki postne. Dzisiaj post ścisły został tylko w Środę Popielcową i Wielki Tydzień, a większość nominalnych katolików ma problem z utrzymaniem wstrzemięźliwości od mięsa nawet w piątek, mają to za jakiś dziwny wegański zwyczaj. Współcześnie każdy może się przekonać jak rozwalenie katolickich praktyk postnych przyniosło spustoszenie w duszach milionów ludzi.
Co do postu, to ja np. staram się stosować przez cały okres Wielkiego Postu post ścisły, a do tego wegański (oprócz niedziel), trochę na wzór Kościół Wschodnich (katolickich i prawosławnych). I chociaż z początku ciało się buntuje, to po okresie przyzwyczajenia widoczne są bardzo dobre owoce, jak naturalna skłonność do modlitwy, pokuty, medytacji oraz znacznie osłabiona pożądliwość cielesna - taka duchowa lekkość i jasność ducha i umysłu.
UsuńCo zrobić, żeby w ogóle znaleźć kogoś wartościowego? Modlić się, pościć, zamawiać Ofiarę Mszy Św., ale co dalej? Coraz mniej wartościowych mężczyzn. Są jacyś? Jest coś człekokształtnego co lata za żeńskimi (i też męskimi naraz) plastikami... Jak się kobieta nie maluje, to uważają ją za niechluja... W tym kraju mężczyźni nienawidzą brzydkich kobiet...,a sam polski mężczyzna uznawany jest w UE jako najbrzydszy. Z kim założyć rodzinę, jak nawet problemem jest znalezienie kogokolwiek do rozmowy na poziomie...?
OdpowiedzUsuń:-(
DRAMAT życiowy.
Prawda, że nienawidzą brzydkich kobiet. Z kumplami jest nienawiść i agresja, a jak kumple nie widzą to z kolei jest molestowanie. Takie realia. Dlatego obwinianie kobietę o kompleksy to moim zdaniem victim blaming.
UsuńNo ja nie poznaję nikogo wolnego na poziomie. Całe życie się modlę o rodzinę i nic. Czy trzeba przyjąć staropanieństwo jako łaskę? Bo jakoś nie mieści mi się w głowie, że to jest łaska, ale może jestem w błędzie.
ik
Wartościowy mężczyzna? No niestety św. Józef jest tylko jeden :)
UsuńA tak poważnie, najlepiej oddać sprawę Matce Bożej i godzić się na wyroki nieba. Jak się ma znaleźć to się znajdzie a jak nie to nie.
"Wartościowy mężczyzna? No niestety św. Józef jest tylko jeden :)
UsuńA tak poważnie, najlepiej oddać sprawę Matce Bożej i godzić się na wyroki nieba. Jak się ma znaleźć to się znajdzie a jak nie to nie."
No cóż niektóre kobiety faktycznie myślą że mają mieć księcia z bajki, ale same od siebie niech najpierw coś dadzą. To nie jest sztuka obrażać się na polskich mężczyzn (że są najbrzydsi w UE, blablabla, najlepiej niech se znajdą Ahmeda co ich tłuc będzie po gębie albo obleśnego Hindusa, wtedy będą spełnione) zachowując się jakby były pępkiem świata.
Rozumiem, że to była odpowiedź do pierwszej osoby piszącej w tym wątku, ale pozwolę sobie zapytać z ciekawości co to znaczy książę z bajki, bo nie rozumiem tego określenia - to jakiś sciociały narcyz w rurkach, w opiętej koszulce i z żelem na włosach czy co?
Usuńik
Co kto woli se wyobrażać.
UsuńPolecanie Ahmeda, hindusa, czy innego księcia-lalusia bo dziewczyna ma wymagania? Lepiej żeby nie miała? A mężczyźni to może nie mają wymagań? Może biorą co popadnie? Jasne.
UsuńNo to skoro kobieta ma wymagania to niech nie ma problemu, że mężczyzna też ma. I dość bredzenia o tym, że polscy mężczyźni są czymś strasznym, bo w tej tzw UE nie widzę jakoś tych cudów u nikogo.
UsuńA czy kobiety powinny móc studiować czy jest to sprzeczne z naturą kobiecości?
OdpowiedzUsuńStudia w dzisiejszych czasach są w większości bezużyteczne życiowo więc nie wiem po co i kobiety i mężczyźni mieliby tak zabiegać o możliwość studiowania. Większość tych pseudo uczelni i pseudokierunków tworzących papiery magistrów-magazynierów i bezrobotnych powinno zostać zlikwidowanych żeby nie żerowali na pieniądzach podatnika.
UsuńDosyć skrajną postawę prezentuje Anonimowy 1 czerwca 2025 18:24.
UsuńTo nie jest skrajna postawa tylko wiedza z autopsji, z obserwacji moich znajomych ze studiów. Studia są dzisiaj w większości bezużyteczne życiowo i produkują nieudaczników, którzy często idą, bo nie mają pomysłu na siebie lub takich co idą na studia, bo im się wydaje, że karierę zrobią, a po studiach jest mocne zdziwienie, że nie robi się nic ambitniejszego niż inni.
UsuńRozumiem i szanuję ten punkt widzenia aczkolwiek ja mam trochę bardziej optymistyczny.
UsuńPrawdę pisze "Anonimowy2 czerwca 2025 16:53".
UsuńDużo też zależy od studiów, ale zdaje się, że więcej niestety jest tych pomylonych kierunków, po których ludzie z braku pracy uciekają za granice na służbę obcym kapitałom, choć u nas obce kapitały też rozdają karty.
Znam wiele osób, które poszły na studia, żeby sobie przebimbać z naiwną nadzieją, że potem jakoś to będzie.
Rzemiosło prawie zdechło, ludzie nie potrafią pozyskiwać własną pracą rzeczy najpotrzebniejszych do życia itp.
ik
Tak to prawda. Są może jakieś kierunki studiów co przekazują jakąś konkretną wiedzę. Np studia techniczne/inżynier, ścisłe (choć po chemii słyszałem że nie jest tak łatwo dostać się do laboratorium), medyczne, może niektóre filologiczne jeśli jest na rynku zapotrzebowanie z danych języków i dodałbym jeszcze studia oficerskie na uczelniach wojskowych. Prawo w teorii tak, w praktyce bez aplikacji zawodowej, która głównie odbywa się u krewnych nic nie daje. Większość innych kierunków to masowa produkcja makulatury.
UsuńDodam jeszcze, że zdanie o rzemiośle jest całkowicie prawdziwe. Zniszczyli polską produkcję, wepchali miliony młodych ludzi na bezużyteczne zawodowo profile humanistyczne zamiast skupić się na nauce techniki i technologii i ani nie mamy niezależnej własnej gospodarki tylko jesteśmy gospodarczym bantustanem zagranicznych firm ani nie ma perspektyw dobrze płatnej i uczciwej pracy dla Polaka.
UsuńPodsumowując, należy skończyć z tym debilnym kultem grafomanii i talmudycznym kultem czytania. Książki powinny dostarczać tyle wiedzy ile potrzeba, ani mniej, ani więcej. Przerost formy nad treścią musi być zwalczany, produkcja masy bezużytecznej wiedzy musi skończyć się masowym paleniem książek tak jak słusznie w Niemczech kiedyś palono książki liberalnych, komunistycznych i żydowskich wywrotowców. Analfabetyzm sprzyja otumanieniu społeczeństwa, przeintelektualizowana grafomania podwójnie otumania społeczeństwo i wypacza umysły.
UsuńAnonimowemu się gruntownie pomieszało. Prawdziwa inteligencja i prawdziwa wiedza nigdy nie jest zła ani szkodliwa. Wręcz przeciwnie. Natomiast fałszywa pseudowiedza i pozorna pseudointeligencja, polegająca na strzępach wiedzy i wysokim mniemaniu o sobie, są owszem szkodliwe. Należy odróżniać. Czytanie bzdur i słuchanie bełkotów po to, żeby je katarynkowo powtarzać na doraźny użytek nie jest oczytaniem ani inteligencją. Wystarczy natomiast przeczytać niewielką ilość dobrych,- klasycznych książek - do których z całą pewnością nie należy Talmud - żeby mieć kręgosłup myślowy i zdolność rozumowego, krytycznego myślenia, odpornego na kłamstwa i oszustwa. Jest prosta zasada: im coś bardziej pokrętne i niejasne, tym pewniej jest zakłamane i oszukańcze. Prawda jest prosta, aczkolwiek finezyjna. Natomiast kłamstwo jest zawsze skomplikowane, perfidne i bezczelne.
UsuńKsiądz ma rację, może trochę przesadziłem. Jednak co do tematu studiów podtrzymuję swoje zdanie. Dzisiejszych papierków ukończenia studiów jest za dużo i realne zapotrzebowanie nie zagospodaruje większości z nich.
UsuńI tu dostrzegam zasadniczy problem w tym skomplikowaniu. Nauki o człowieku są bardzo złożone, dużo bardziej niż kwestie geo czy heliocentryczne. Jak ktoś się w tym nie specjalizuje to trudno jest ocenić co z tego jest prawdą.
UsuńJak nie ma ukształtowania przez tradycyjną katolicką naukę to rzeczywiście może mieć pianę z mózgu i trudność w prawidłowym kontakcie z rzeczywistością.
UsuńNawet jeśli ktoś się specjalizuje to większość zależy od interpretacji i ile naukowców, tyle interpretacji. A ile poza tym z tego to wiedza pożyteczna, a ile bezużyteczna. W przypadku heliocentryzmu i geocentryzmu przynajmniej jest sprawa dużo bardziej jasna, że to jest spór o nic, bo z perspektywy fizyki kosmosu obie są prawdziwe. Wszystkie ciała niebieskie znajdują się w ciągłym ruchu, Słońce orbituje wokół centrum Drogi Mlecznej. I tak heliocentryzm prawidłowo opisuje ruch Ziemi względem położenia Słońca, jak i geocentryzm prawidłowo opisuje ruch Słońca względem położenia Ziemi. Jedne i drugie teorie są przydatne w badaniach astronomicznych.
UsuńMoim zdaniem bywa i tak, że kłamstwo jest proste. Pokażę to na przykładzie. Na przykład tu https://www.youtube.com/watch?v=P0VDdVHn7A8&t=1560s (24:30 - 26:00) ks. Oko twierdzi, że w niemieckich szkołach dzieci są zmuszane do zabawy burdel dla wszystkich podczas, której dzieci mają zaprojektować dom publiczny. W artykule Tygodnika Powszechnego (który ks. Oko zwalcza, czyżby bał się demaskacji?) o tytule Luter, Hegel, Hitler, Gender można wyczytać, że jest to nieprawda. Sprawdziłem tę informację też w drugim źródle, mianowicie korzystając z tego, że moja rodzina mieszka w Niemczech, a ciocia pracuje w niemieckiej szkole. Ciocia nie potwierdza tego o czym mówi ks. Oko. Czym innym jest merytoryczna krytyka edukacji seksualnej czy też edukacji zdrowotnej, która jak najbardziej jest wskazana, a czym innym bredzenie, które nic wartościowego do tematu nie wprowadza.
UsuńByć może po prostu ktoś mu powiedział i podchwycił to lub był gdzieś taki incydent?
UsuńNie chcę atakować, ale mam wrażenie, że dyskutujący powyżej próbuje tendencyjnie pokazać, że katolicy nie mają racji. To o homoseksualizmie, to o heliocentryzmie, to o szkołach niemieckich. Tendencja jak u lewicowego antyklerykała.
UsuńDo Anonimowy5 czerwca 2025 06:54.
UsuńA jakie to ma znaczenie, w szczególności dla Anonimowy5 czerwca 2025 06:54 czy jestem czy też nie lewicowym antyklerykałem?
Takie, że sprawiasz wrażenie szukania na siłę pseudosensacji mających niby udowodnić, że Kościół jest w błędzie.
UsuńZatem Anonimowy5 czerwca 2025 16:44 źle interpretuje moje intencje.
UsuńDo Anonimowy4 czerwca 2025 06:33
UsuńMoże pomocna okaże się być wobec tego książka Sto lat modernizmu. Ale nie prędko uda mi się ją całą przeczytać.
Krzysztof6 czerwca 2025 09:05, wystarczy "Tradycja kontra modernizm" kard. Luoisa Billot'a: zwięzła, ścisła, trafnie określająca przyczyny i celnie przewidująca skutki.
UsuńDziękuję Anonimowy6 czerwca 2025 11:18 za polecenie. Kojarzę tę książkę i też zamierzam poczytać. Aczkolwiek tradiświat pewnie nie będzie ze mnie zadowolony, bo po zapoznaniu się z tradi argumentami chcę zapoznać się z innymi poglądami, w szczególności Ratzingera i Congara.
UsuńWiększość obecnie lekarzy czy pielęgniarek to kobiety. Słynny kawał przychodzi baba do lekarza a lekarz też baba: dawno nieaktualny
Usuń@Anonimowy30 maja 2025 19:21
OdpowiedzUsuńCo ty biadolisz... Jakie wymagania? Żeby mój przyszły partner był na poziomie? Naprawdę nazywasz to syndromem księżniczki, zachowaniem jako pępek świata? Ty masz prawa wyborcze, to jest największy dramat dla Polski...
Ale właśnie o takich nienawidzących kobiet prostakach piszę. Standard w PL. Chłop nazywa babę księżniczką, bo ta ma czelność WYMAGAĆ PRZYZWOITOŚCI. Co mężczyzna ma do zaoferowania kobiecie w PL? Tatuaże, wenery (w tym hiv), gnuśność, minimalna krajowa, alkoholizm, brak ambicji, syndrom piotrusia pana, dziecinny infantylizm, ateizm, letni katolicyzm, przebieg jak jelicz? Co ma do zaoferowania przed ślubem? Tabuny prostytutek, z których korzysta zamawiając jak jedzenie? Masz ukrainki, które sprzedają się od 15 r.z. na stronach internetowych, które przenoszą hiv, z których polski mężczyzna korzysta nagminnie. Zresztą was nawet te ukrainki z hivem nie chcą...
Nienawidzę kobiet, bo nadepnąłem na czyjeś ego? Sorry Winettou, ale chyba nie widziałaś mężczyzn na zachodzie wymieniając te wszystkie rzeczy. Więc to nie ja nienawidzę kobiet, zresztą nie izoluję się od nich tylko ty leczysz swoje kompleksy, być może nawet zaburzenia psychiczne nienawiścią do polskich mężczyzn.
UsuńCo do tych Ukrainek, bo widzę, że nie umiesz dyskutować z kimś bez chamstwa. Miałem znajome Ukrainki, jak i znajomych Ukraińców i byli to tacy sami ludzie jak Polacy. Nigdy nie korzystałem z usług żadnej prostytutki, czy to ukraińskiej, czy polskiej, czy jakiejkolwiek innej nie zamierzałem i nie zamierzam korzystać. Bo po pierwsze szanuję sam siebie, po drugie mam swoje zasady etyczne. Za to nie łudź się, że znajdziesz jakiegokolwiek mężczyznę na poziomie tak zachowując się jakbyś wyszła z obory.
UsuńJak zainicjować kontakt z osobą spotkaną np. podczas Mszy świętej? Często osoby po Mszy idą prosto do samochodu i odjeżdżają. Jak znaleźć pretekst, aby podejść i zacząć rozmowę?
OdpowiedzUsuń"sposób dbania o swój wygląd (zarówno higiena jak też zabiegi sztucznego "poprawiania" urody). Nadmierna dbałość o wygląda zewnętrzny w postaci sztucznych zabiegów - obecnych zarówno u niewiast jak też u mężczyzn - świadczy zawsze o pomieszaniu wartości jak też o zaburzenie osobowości jakim są komplexy niższości. Dotyczy to także obecnej mody na tatuaże. Prawdziwa uroda jest zawsze naturalna, przy czym naturalność nie oznacza niechlujstwa czy braku kultury w wyglądzie."
OdpowiedzUsuńCzy to oznacza, że makijaż, perfumy, manicure, jakieś specjalne uczesania (chociażby zaplatanie warkoczy) itp. także jest czymś niedopuszczalnym?