Jest to temat codzienny i to od początku istnienia ludzkości. Żyjemy jednak w czasach gdy to jest zamieszanie i pomieszanie w tej dziedzinie w łonie Kościoła, czyli wśród katolików, jakiego nie było od początku jego istnienia. Przyczyny są wielorakie. Główną przyczyną jest jednak rozwodnienie, podminować, a nawet wręcz daleko idące fałszowanie katolickiej teologii małżeństwa, odbywające się od ponad pół wieku, począwszy od "reformy", czyli przebudowy, a właściwie demontażu tradycyjnego nauczania Kościoła, pod wpływem i niejako na rozkaz ideologij antyrodzinnych i antyludzkich, które sprowadzają się ostatecznie do marxizmu jako programu niszczenia naturalnych więzi społecznych, których stróżem było chrześcijaństwo od początku swego istnienia.
Odpowiadam w oparciu o Tradycję, Pismo św. oraz dokumenty Magisterium Kościoła. Nazywam się Dariusz Józef Olewiński. Jestem kapłanem Archidiecezji Wiedeńskiej. Tytuł doktora teologii przyznano mi na Uniwersytecie w Monachium na podstawie pracy doktorskiej przyjętej przez późniejszego Prefekta Kongregacji Doktryny Wiary, kard. Gerharda L. Müllera oraz examen rigorosum z oceną "summa cum laude". Od 2005 r. prowadziłem seminaria na uniwersytecie w Monachium oraz wykłady w seminarium duchownym.
"Oraz że cię nie opuszczę" czyli rzecz o regule małżeńskiej
Jest to temat codzienny i to od początku istnienia ludzkości. Żyjemy jednak w czasach gdy to jest zamieszanie i pomieszanie w tej dziedzinie w łonie Kościoła, czyli wśród katolików, jakiego nie było od początku jego istnienia. Przyczyny są wielorakie. Główną przyczyną jest jednak rozwodnienie, podminować, a nawet wręcz daleko idące fałszowanie katolickiej teologii małżeństwa, odbywające się od ponad pół wieku, począwszy od "reformy", czyli przebudowy, a właściwie demontażu tradycyjnego nauczania Kościoła, pod wpływem i niejako na rozkaz ideologij antyrodzinnych i antyludzkich, które sprowadzają się ostatecznie do marxizmu jako programu niszczenia naturalnych więzi społecznych, których stróżem było chrześcijaństwo od początku swego istnienia.
Czy obrzędy mają wartość?
Pojawia się pytanie, czy i jakie ma znaczenie uczestniczenie w takim a nie innym obrzędzie. Zwłaszcza chodzi o różnicę między liturgią tradycyjną a tzw. Novus Ordo czyli obrzędami "zreformowanymi" po Vaticanum II.
Według sakramentologii katolickiej każdy sakrament składa się z materii, formy, szafarza oraz przyjmującego. Spełnienie określonych warunków co do każdego z tych składników jest konieczne do tego, by sakrament się wydarzył. Tak np. chrztem nie jest polanie głowy psa mlekiem przez małpę, Eucharystią nie jest wypowiedzenie przez osobę świecką nad chipsami i coca-colą słów "to jest dobre", sakramentem święceń nie jest położenie łapy szczekającego psa na nodze kobiety itp. Do ważności chrztu wystarczy natomiast polanie wodą jakiejś części ciała człowieka nieochrzczonego wraz wypowiedzeniem słów "ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego" w intencji czynienia tego, co czyni Kościół. To jest istota sakramentu Chrztu. Natomiast wszystkie inne słowa i czynności składające się na obrzęd Chrztu należą teologicznie do kategorii sacramentale (liczba mnoga: sacramentalia, w odróżnieniu od sacramentum/ sacramenta).
Podobnie jest w przypadku sakramentu Eucharystii. Do jego ważności konieczne jest wypowiedzenie przez ważnie wyświęconego kapłana słów Konsekracji nad chlebem i winem z intencją czynienia tego, co czyni Kościół, a ważnie przyjmującym Eucharystię może być tylko osoba ochrzczona. Wszystkie inne czynności i słowa kapłana należą do kategorii sacramentale (sacramentalia).
Według nauczania Kościoła wyrażonego w Codex Iuris Canonici z 1917 r., kanon 1144, sacramentalia - czyli wszystkie obrzędy dodane przez Kościół do istotnych czyli niezbędnych składników sakramentów - są skuteczne na mocy czynności Kościoła, czyli zwłaszcza celebransa działającego w imieniu Kościoła (opus operantis Ecclesiae). Oznacza to, że jakość i też ilość tych czynności ma wpływ na ich skuteczność czyli działanie w porządku łaski.
Katechizm Kościoła Katolickiego zasadniczo potwierdza tę zasadę, aczkolwiek niestety mniej wyraźnie:
W każdym razie nie jest obojętne, jakie to są obrzędy, w jakiej ilości, i przez kogo i jak są sprawowane. Dlatego właśnie skrócenie słów i czynności, a zwłaszcza tak poważne obcięcie czynności celebransa, które ma miejsce w tzw. koncelebrze jest pozbawieniem wiernych i całej ludzkości tych owoców w porządku łaski, które są związane z obrzędami tradycyjnymi.
Co Leon XIV zrobi z liturgią tradycyjną?
To pytanie pojawia się już od momentu jego wyboru. I temat był zapewne poruszany także na kongregacjach generalnych kardynałów przed konklawe. Pewne jest, że jeden z głównych faworytów na konklawe, Pietro Parolin jest dość zdecydowanym wrogiem liturgii tradycyjnej i zwolennikiem jej zupełnego usunięcia czyli zakazu. Tym bardziej zagadkowe jest, co uczyni Leon XIV.
Odpowiedzi oczywiście nie znamy. Możemy jedynie snuć przypuszczenia i przewidywania na podstawie różnych przesłanek.
Po pierwsze, wydaje się, że Leon XIV nie jest osobiście wrogi wobec liturgii tradycyjnej. Sam zna ją z dzieciństwa i gdy był ministrantem. Prawdopodobnie uczył się jeszcze tradycyjnej ministrantury, która obowiązywała do roku 1965. Jego zakon jest raczej tradycyjny liturgicznie. Osobiście poznałem paru augustianów-eremitów we Wiedniu w czasie studiów (w latach 90-ych), którzy byli raczej otwarci na Tradycję liturgiczną, a na pewno nie byli przeciwnikami. Wygląda na to, że jest to ogólna linia w tym zakonie. To już jest dużo, w porównaniu z innymi zakonami.
Po drugie, liturgia zapewne nie jest dla niego ani priorytetem, ani czymś zupełnie nieważnym czy wręcz godnym pogardy jak to było dla Franciszka. Tak więc raczej nie należy do spraw, którymi Leon XIV zajmie się w pierwszej kolejności. Nawet jeśli będzie chciał coś zmienić, tzn. przywrócić przynajmniej częściowo wolność liturgii tradycyjnej, to nie będzie się z tym śpieszył w oficjalnych posunięciach, choć może dość rychło nadać kierunek praktyczny czyli pragmatyczny. Raczej na pewno będzie czekał z oficjalnymi posunięciami do momentu wymiany kadry przynajmniej w dykasterii ds. liturgii, być może też w innych dykasteriach, żeby mieć szersze poparcie w Kurii Rzymskiej dla swoich decyzyj.
Po trzecie, nie uczyni nic czysto odgórnie, lecz będzie mocno uwzględniał głosy zarówno swoich współpracowników kurialnych jak też biskupów diecezjalnych. Najbardziej prawdopodobne i najłatwiejsze do zrealizowania jest - w ramach słynnej "synodalności" - daleko idące oddanie biskupom lokalnym kompetencji w sprawie liturgii tradycyjnej, tzn. wycofanie wymagania wprowadzonego przez Traditionis Custodes, według którego biskupom nie wolno pozwalać na sprawowanie tejże liturgii w kościołach parafialnych oraz nowym księżom. Takie rozwiązanie byłoby zadowalające dla biskupów. Jedynie betonowi kurialiści-wrogowie Tradycji zgrzytaliby zębami, wiedząc, że to będzie ponowne otwarcie drogi dla rozwoju lokalnego, nawet jeśli część biskupów nadal będzie się zachowywała restrykcyjnie, co zresztą nie będzie nowością, lecz swego rodzaju powrotem do sytuacji sprzed Summorum Pontificum z 2007 r.
Generalnie Leon XIV zapewne czuje się zmuszony do zachowania daleko idącej ostrożności w tej kwestii i nie będzie nic forsował na siłę.
Czy konklawe 2025 r. jest ważne?
Nadal krążą w internetach dysputy w tej kwestii, zwłaszcza w kwestii kanonicznej liczby 120 kardynałów elektorów, określonej w konstytucji Jana Pawła II "Universi Dominici", a która to liczba została przekroczona zarówno w nominacjach jak też w przeprowadzeniu konklawe w tym ryku.
Podsumowując: za mało znam się na prawie kanonicznym, by mieć swoje zdanie w tej sprawie. Mogę jedynie zarysować problem, jak to właśnie uczyniłem.
"Teraz, dzięki Bogu, nie zostanę biskupem"
W roku 2023 ówczesny nowo mianowany arcybiskup i prefekt dykasterii ds. biskupów Robert Prevost opowiedział po krótce historię swojej znajomości z Jorge Bergoglio:Po krótce:
Poznali się w okresie, gdy Bergoglio był arcybiskupem Buenos Aires, a Prevost jako przełożony generalny odwiedzał swoich współbraci na całym świecie i także w Argentynie. Spotkali się kilka razy. Gdy Bergoglio został wybrany na papieża, Prevost powiedział do swoich współbraci zakonnych: "Dzięki Bogu, teraz nie zostanę biskupem". Miał na myśli to, że często nie zgadzał się z Bergoglio i znali swoje poglądy. Widocznie już wtedy, czyli za pontyfikatu Benedykta XVI, był kandydatem na biskupa, ciesząc się uznaniem w Watykanie.
Leon XIV - uroczysty początek (z post scriptum)
Jesteśmy po wczorajszej uroczystej inauguracji pontyfikatu Leona XIV z jego homilią jakby programową, z krótkim przemówieniem przed modlitwą Regina coeli, oraz po dzisiejszych audiencjach dla gości, zwłaszcza po audiencji ze przemówienie do przedstawicieli innych wyznań chrześcijańskich oraz kultów niechrześcijańskich. Z pewnością można i należy połączyć słowa z językiem gestów i symboli. Pewne jest, że zarówno przemówienia jak też gesty nie są całkowicie autorskie, gdyż pracuje nad nimi nie tylko prywatny sekretarz, lecz także sekretariat stanu. Celebracje, w tym symbole liturgiczne przygotowuje urząd celebracyj papieskich, który oczywiście zapewne konsultuje się z samym papieżem bądź przynajmniej jego otoczeniem. Myślę, że zarówno papież jak też jego współpracownicy bardziej starannie podchodzą do słów, jednak także znaki mają swoje znaczenie.
Początki Leona XIV
Mija właśnie tydzień od wyboru Leona XIV na Stolicę Piotrową. Już w tym krótkim czasie, od swoich pierwszych wystąpień zdobył sobie sympatię wielu, zarówno katolików jak też niekatolików. Wzbudził i potwierdził nadzieje nie tylko na nowy rozdział w historii Kościoła lecz także na powrót do normalności poważnie zaburzonej i zapewne z rozmysłem burzonej przez ubiegłe 12 lat.
Leon XIV - co nas czeka?
Wczorajszy wynik konklawe jest sporym zaskoczeniem. Aczkolwiek sprawdziły się prognozy, że nie zostanie wybrany ktoś pokroju Franciszka, czyli jakby Franciszek II.
Przede wszystkim wybór imienia "przedsoborowego" jest aktem sporej odwagi, podobnym do decyzji kardynała Ratzinger'a - Benedykta XVI. Jeśli to ma być program, to możemy sobie pogratulować. Z drugiej strony mamy fakt, że swoją karierę w hierarchii kościelnej kardynał Prevost zawdzięcza Franciszkowi, aż do bardzo ważnego stanowiska w Kurii Rzymskiej jako prefekt dykasterii ds. biskupów, czyli prowadzącej nominacje biskupie oraz nadzorowanie posługiwania biskupów. Ktoś powołany na to stanowisko musiał się cieszyć szczególnym zaufaniem Franciszka i należał do jego najbliższych współpracowników niemal na równi z sekretarzem stanu. Na czas piastowania tego urzędu przez kardynała Prevost'a przypadają tak skandaliczne posunięcia jak usunięcie z urzędu biskupa Strickland'a (Tyler w USA) oraz biskupa Rey'a (Frejus-Toulon we Francji), obydwóch zasłużonych pasterzy w duchu Tradycji Kościoła, a równocześnie haniebne nominacje na stolice biskupie zwłaszcza w USA. Należy jednak zauważyć, że takie procedury nie zaczęły się wraz z urzędowaniem kardynała Prevost'a na tym stanowisku, lecz miały miejsce od początku pontyfikatu Franciszka, za co on z całą pewnością osobiście odpowiada, a potrzebował jedynie kogoś, kto jego rozkazy wiernie wykonuje. Ostatecznie pozostanie zagadką, na jakiej podstawie Franciszek obdarzył akurat Prevost'a takim zaufaniem. Prawdopodobnie była to jedna z jego niezliczonych zachcianek wynikająca z jakiejś osobistej sympatii. Być może też Franciszek czuł wzrastający brak sympatii wobec niego ze strony biskupów na całym świecie i uznał, że potrzebuje kogoś, kto byłby w stanie moderować nastroje.
Równocześnie korzenie kariery Prevost'a sięgają głównie okresu gdy był przełożonym generalnym swego zakonu (2002-2013), czyli końca pontyfikatu Jana Pawła II i cały pontyfikat Benedykta XVI. Przełożeni generalni są dobrze znani w Watykanie, tym bardziej przełożony augustianów, którego siedziba znajduje się tuż obok Placu św. Piotra. Prawdopodobnie już wtedy o. Prevost został wciągnięty na listę tzw. episcopabili, co potem zostało zrealizowane na początku pontyfikatu Franciszka przez nominację biskupią dla diecezji w Peru, gdzie o. Prevost wcześniej posługiwał jako misjonarz. Tak więc jest to dość typowa ścieżka kariery hierarchicznej, mimo że styl bergogliański nie oznacza typowości. Zrozumiała jest natomiast sympatia dla kogoś, kto z rzymskim doktoratem (z prawa kanonicznego na Angelicum) jako obywatel USA (czyli Usaniec) udaje się na misje do ubogiego Peru.
Nie ma wielu publicznych wypowiedzi kardynała Prevost'a. Te, które są znane, wskazują z jednej strony na ortodoksyjne poglądy, a z drugiej na lojalność wobec Franciszka. Zobaczymy, jak to się rozwinie w roli papieża. Myślę, że dużych niespodzianek nie będzie. Najważniejszy jest oczywiście jego stosunek wobec Tradycji Kościoła. Przynależność do starego zakonu augustianów wskazuje raczej na szacunek. Nawet biorąc pod uwagę fatalny stan zakonów obecnie, można powiedzieć, że zakonnik generalnie reprezentuje większą dojrzałość osobowościową i duchową niż kler diecezjalny. Skoro został wybrany na dwie kadencje przełożonego swojego zakonu, to widocznie wyróżniał się zarówno wiernością dla ducha zakonu jak też zdolnością prowadzenia duchowego i zarządzania.
Nie jest póki co znany jego stosunek do liturgii tradycyjnej. Jednak myślę (na podstawie jakiejś swojej znajomości mentalności usańskiej, gdyż wielokrotnie bywałem w USA, głównie właśnie w Chicago), że jako Usaniec jest przede wszystkim pragmatystą, a to oznacza, że wobec powodzenia tejże liturgii zarówno w USA jak też ogólnie na świecie, zwłaszcza wśród młodego pokolenia, nie będzie z nią walczył, a raczej możemy liczyć na pewną przychylność czy przynajmniej większą tolerancję niż za Franciszka. Czas pokaże. Marzeniem byłoby oczywiście, żeby sam zaczął sprawować tę liturgię. Wydaje mi się, że pasowałby do niej, skoro jest człowiekiem wrażliwym na sprawy duchowe i ogólnie na piękno. Trzeba się modlić za niego.
P. S.
Pojawiła się bardzo dobra pogłoska, że nowy papież prywatnie sprawował tradycyjną Mszę św:
Kto będzie następnym papieżem?
Odpowiedź jest prosta: nie wiem. Nie wiedzą tego także kardynałowie, którzy wezmą udział w konklawe. Nie wiedzą tego nawet ci spośród nich, którzy mają swojego kandydata i w sposób zorganizowany usiłują go przeforsować wszelkimi środkami.
Zabiegi Franciszka sprawiły, że działania tego typu, jakie podjęła "słynna" mafia z Sankt Gallen, stały jeszcze łatwiejsze. On nie zwoływał zwyczajnych konsystorzy kardynalskich, podczas których kardynałowie mogliby się poznać. Za to mianował kardynałami takich, którzy albo są powszechnie znani z popierania lewackiej agendy, albo są z tak odległych zakątków świata, że mało znają albo wcale nie znają mechanizmów watykańskich i - co gorsza - pochodząc z krajów biednych i zależnych finansowo od zamożnych Kościołów lokalnych w Europie i Ameryce Północnej bardzo podatni są na "sugestie" ze strony ekipy bergogliańskiej zainstalowanej w Rzymie. Licząc na to, że z wdzięczności za purpurę okażą mu też lojalność po śmierci. I on wykreował ich nadliczbowo, przekraczając znacznie ustaloną w konstytucji apostolskiej "Universi Dominici" liczbę 120. Franciszek więc uczynił wszystko czy prawie wszystko, by zapewnić trwanie i kontynuację swojej linii na Stolicy Piotrowej. Czy to zadziała? Okaże się.
Po pierwsze, wydaje się, że także w razie - dość prawdopodobnego - wyboru kogoś z wyznawców bergoglianizmu nie będzie to osoba tego samego pokroju pod względem osobowościowym i sposobu rządzenia, mianowicie w stylu autokratycznej i obłudnej tyranii.
Po drugie, wydaje się, że zarówno kardynałowie pragnący zakonserwowania i kontynuowania bergoglianizmu jak też ci pragnący powrotu do linii ratzingeriańskiej będą chcieli raczej młodego papieża, by zapewnić Kościołowi dłuższy okres spokoju.
Po trzecie, ktoś starszy będzie wzięty pod uwagę jako kandydat kompromisowy i przejściowy, gdy frakcja bergogliańska - niewątpliwie najsilniejsza - nie będzie w stanie przełamać oporu mniejszości blokującej.
W sumie wydaje się, że nadchodzą czasy przynajmniej nie gorsze dla Kościoła niż ostatnie 12 lat, a być może nawet nieco lepsze. Kryterium jest stosunek nowego papieża do Tradycji. Do tego, by został wybrany ktoś miłujący Tradycję, trzeba by cudu Bożego. Czego oczywiście nie należy wykluczać. Dla przyszłości Kościoła kluczowe jest trwanie Tradycji doktrynalnej i liturgicznej. To trwanie jest pewne, gdyż gwarantowane przez samego Zbawiciela, jako że jej zanik oznaczałby zniszczenie Kościoła, co jest niemożliwe. Jednak jej trwanie i rozkrzewienie zależy od konkretnych zarządzeń, które to albo utrudniają, albo ułatwiają, albo przynajmniej nie hamują.
Pewne jest, że wiary katolickiej i sakramentów katolickich nie można zniszczyć, nawet jeśli trzeba nam będzie jeszcze jakiś działać w sposób ograniczony i pośród prześladowań. Trudne okresy są po to, by dojrzewać i wzmacniać się duchowo. Kiedyś - a nie wiemy kiedy - na pewno nastanie papież wywodzący się ze środowiska tradycyjnego, nie modernistycznego. Modernizm już gnije i obumiera, o czym świadczy poziom moralny i intelektualny ekipy bergogliańskiej z takimi postaciami jak "Tucho" Fernandez, Zanchetta itp. Stan powołań oraz liczby praktykujących są także jednoznaczne. Nawet jeśli moderniści osiągną całkowite opanowanie urzędów watykańskich, to jednak nie opanują wiary i sumień katolików wciąż wierzących po katolicku czyli tradycyjnie.
W porównaniu z rokiem 2013 zachodzi pewna niewielka lecz wyraźna analogia. Moim zdaniem, kluczem do nastrojów ówczesnych i zarazem do wyjaśnienia powodu abdykacji Benedykta XVI jest jego ostatnie spotkanie z duchowieństwem diecezji Rzymskiej. Jego żywe i emocjonalne przemówienie miało jako zasadniczy temat i wątek wierność Vaticanum II. Mówił tak, jakby chciał po pierwsze bronić się przed zarzutem zdrady wobec Vaticanum II, a po drugie bronić swojej "hermeneutyki reformy" skierowanej przeciw "hermeneutyce zerwania". Wygląda na to, że stał w obliczu groźby otwartego buntu części kardynałów i biskupów, a także był zmęczony aferami, które mu buntownicy zgotowali, jak słynne wykradzenie dokumentów przez kamerdynera Paolo Gabriele, który z całą pewnością sam nie wpadł na taki pomysł lecz działał na zlecenie kogoś, kto dotychczas nie został odkryty. W każdym razie te wydarzenia należy moim zdaniem uznać za zwiastuny wyboru kardynała Bergoglio jako kandydata stronnictwa skrajnie modernistycznego.
Z kolei w ostatnich dniach życia Franciszka miał miejsce pewien niemal niezauważony, drobny epizod, mianowicie prywatna wizyta na wózku i bez sutanny w bazylice św. Piotra, gdy udał się do grobu papieża św. Piusa X, co zapewne nie było przypadkowe. Motywy tej zachcianki, podanej jako mała sensacja, nie zostały przez nikogo podane. Prawdopodobne wydaje się natomiast, że był to symboliczny gest, mający za zadanie uspokoić tradycyjnych katolików, w tym także konserwatywnych kardynałów. Podobną wymowę ma ostatnia encyklika Franciszka o kulcie Najświętszego Serca Pana Jezusa, który jest jednym ze sztandarów tradycyjnej pobożności katolickiej, szczególnie znienawidzonym przez masonów i innych wrogów Kościoła. Wygląda na to, że była to jego reakcja na rosnący sprzeciw kardynałów i biskupów wobec linii jego pontyfikatu oraz próba zapewnienia o trwaniu w Tradycji Kościoła. Czy jest to zwiastun wyniku konklawe, które zacznie się za dwa dni, zobaczymy.
-
Chociaż już od dłuższego czasu odpowiadam na tego typu pytania, to jednak widocznie nadal są niejasności i potrzeba dalszych wyjaśnień...
-
Przy okazji aktualnej sprawy posła Grzegorza Brauna (więcej tutaj ) słusznie nasuwa się pytanie, czy katolikowi wolno uczestniczyć w świętow...
-
Dla tych P. T. Czytelników, którzy nie wiedzą, co oznacza skrót FSSPX, wyjaśniam, że po polsku oznacza on: Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X. Z...
-
Kwestia dotyczy wprost autonomii Kościoła, w odpowiednim sensie stosunków między Kościołem a państwem. W tej kwestii są dwie zasadnicze p...
-
Jego pierwsze wystąpienie po konklawe 13 marca 2013 spowodowało u wielu katolików, także tych obecnych na Placu Św. Piotra, dość widoczną ko...
-
Samo patrzenie na nagie ciało nie jest grzechem. Grzechem jest natomiast pożądanie w znaczeniu pragnienia zgrzeszenia, czyli popełnienia ...
-
Wczorajszy wynik konklawe jest sporym zaskoczeniem. Aczkolwiek sprawdziły się prognozy, że nie zostanie wybrany ktoś pokroju Franciszka, czy...
-
Niestety mamy kolejny skandal w wykonaniu słynnej internetowej gwiazdy stehlinizmu, ponownie świadczący o wręcz niewyobrażalnej i karygodnej...
-
W ostatnich miesiącach zwracano mi uwagę na działalność internetową Marcina Majewskiego, biblisty nauczającego w Krakowie zarówno na "p...
-
Jest to temat codzienny i to od początku istnienia ludzkości. Żyjemy jednak w czasach gdy to jest zamieszanie i pomieszanie w tej dziedzinie...